poniedziałek, 24 listopada 2014

Arthur C. Clarke
Stephen Baxter, 



Pierworodni 



cykl: Odyseja czasu, t . 3
( zrecenzowałem całość )




  Wydawnictwo: vis-a-vis Etiuda 
  Data wydania:  2009 r.
  ISBN:   9788361516040  
  liczba str.: 350 
  tytuł oryginału:   Firstborn
  tłumaczenie: Stefan Baranowski
  kategoria: fantastyka, science fiction



 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/27838/pierworodni/opinia/17975465#opinia17975465         )     




Baxter i Clarke zafundowali czytelnikom niezłą literacka jazdę po bandzie w trylogii „Odyseja czasu”. * Cały ten cykl jest to podróż w czasie i przestrzeni, w zasadzie bez końca, i chyba dlatego ta trylogia nie ma jakiegoś sensownego zakończenia. Bo we wszechświecie wszystko toczy się cały czas, ma wrażenie nieskończonego, choć oczywiście jest skończony. Bo absolutnie wszystko ma swój początek i koniec od wielkiego wybuchu, po kolejny wielki wybuch, a więc koniec wszechświata, z którego być może przetransformuje się kolejny, a może i nie. Kosmologia, dział fizyki, jest nauką tak tajemniczą i niezwykłą, że fizycy znacznie chętniej odczuwają potrzebę doświadczeń mistycznych niż na przykład ludzie zajmujący się filozofią. Filozofowie owszem mają tego świadomość, że wszystkiego nie da się wyjaśnić, ale z uporem maniaka zadają pytania, a fizycy, mają wrażenie, że znają odpowiedź, to znaczy wiedzą, że odpowiedzi nie ma, albo przynajmniej jest nieosiągalna, i dlatego potrzebują doświadczeń mistycznych. Tak jak wspomniałem ta książka jest o podróży w czasie i przestrzeni, jest też swoistym, niemalże naukowym rozważaniem o początku i końcu wszechświata, a może wszechświatów, bo skąd pewność, że istnieje ten jeden? To, że my nie jesteśmy w stanie do czegoś dojść, dowiedzieć się nie znaczy wcale, że tego nie ma. Bo czy my, istoty żyjące, naprawdę jesteśmy tacy wyjątkowi w kosmosie? 


Może i to wszystko skomplikowane i zawiłe, to o czym tutaj piszę, ale zapewniam was, że książka jest o wiele bardziej skomplikowana, kompletnie zamieszana. Ci z was którzy mieli do czynienia z „Odyseją kosmiczną” Clarke’a będą może mniej zaskoczeni, bo w pewnym sensie, jest tu sporo analogii do tamtego cyklu. Tutaj też mamy sporo rozważań o kosmosie i literacko – filozoficzne próby odpowiedzi na wszelkie pytania. Po prostu jest to niezła zabawa intelektualna.
Podobnie jak w „Odysei kosmicznej” mamy jakiś obcych, których intencje nie są jasne, choć w tej trylogii są bardziej czytelne. Pierworodni, bo tak nazwano tajemniczych kosmitów, a pierworodni stąd, że to oni byli pierwsi i mają zamiar przetrwać do końca wszechświata, a metodą ich przetrwania jest eliminacja wszelkich przejawów inteligentnego życia we wszechświecie. A więc interesuje ich władza, a więc nie wymyślili nic nowego, robią dokładnie to samo co Hitler, Stalin i inni rzeźnicy, którzy dorwali się do władzy i byli święcie przekonani, że ich pomysł na robienie cywilizacji jest najlepszy, a cała reszta to dzikusy, których trzeba wyeliminować. A więc czym Pierworodni różnią się od Aleksandra Wielkiego czy Dżingis Chana? Ci dwaj wodzowie pojawili się w tzw. kieszonkowym wszechświecie na Mirze, tak nazwaną Ziemię pofragmentowaną na wiele plastrów czasu. Oczywiście, że ci dwaj najwięksi w dziejach wodzowie, którzy stworzyli największe imperia, musieli się ze sobą zmierzyć, udowodnić sobie, który z nich rzeczywiście jest najlepszy. Jatka była przednia. A więc mamy tu specyficzne historiozoficzne rozważania dotyczące cywilizacji, tyle tylko, że umiejscowione to wszystko jest w kosmosie. Pierworodni to co robią nazywają kosmiczna kastracją, nie tylko eksterminują planetarne społeczności im zagrażające, bo w sumie są na tak wysokim poziomie, że mało kto jest im w stanie im zagrozić, można powiedzieć, że z perspektywy ziemian są tak potężni, że można by ich nazwać bogami, ale przecież żadnymi bogami nie są. Pierworodni zlikwidowali już wiele kosmicznych społeczności, teraz postanowili rozprawić się z Ziemią. Najpierw zafundowali nam burzę słoneczną, która nastąpiła w 2042 roku, a więc praktycznie armagedon, nie mieliśmy szans tego przetrwać. Jednak jak się okazało, my ziemianie gapami futrowani nie jesteśmy, i zdołaliśmy przetrwać tą niespodziankę tygodnia. Co prawda planeta była mocno poturbowana i trzeba budować wszystko od początku, ale najważniejsze było przetrwanie ludzkości. Widać Pierworodni musieli się zdrowo wkurwić, bo 30 lat później przygotowali nam świąteczna niespodziankę, bomba Q miała eksplodować w Boże narodzenie i rozwalić glob od środka. Na taki porąbany wynalazek żadnego cudu nie ma. Działa precyzyjnie i skutecznie i po zawodach. Ale główkowaliśmy dobrze i wyspekulowaliśmy, że skoro z tą bombą nic się zrobić nie da, trzeba ją przekierować. Na Marsie uwięziono tzw. Oko Pierworodnych i Ci niemal od razu przekierowali bombę, żeby eksplodowała na Marsie. 


Główną bohaterką w tym całym zamieszaniu jest Bisesa Dutt, która była oficerem w Armii Brytyjskiej, w 2037 kiedy zaczyna się akcja, znajduje się w Afganistanie, w ramach wojsk ONZ tam stacjonujących. Widać autorzy uznali, że tam to zawsze będzie bałagan, ale to już inna bajka. Bisesa wraz z grupką żołnierzy trafia najpierw do plastra czasu z XIX wieku, a potem, wraz z Brytyjczykami, którzy w tym czasie walczyli w Afganistanie o obronie interesów imperium w którym słońce nigdy nie zachodzi, a potem trafili na coś co nazwano Mirem. Ciekawe, że na Mira trafili również astronauci z kosmicznej stacji badawczej Sojuz. Co tu dużo gadać, bardzo ciekawie się zrobiło. 


Niewątpliwie ta trylogia daje do myślenia. Ludzkość ma co robić, dumać jak radzić sobie z zagrożeniami z kosmosu, które w przyszłości mogą zaistnieć i niekoniecznie muszą mieć związek z działalnością paskudnych ufoków, ale przyczyny mogą być jak najbardziej naturalne. Po prostu musimy myśleć perspektywicznie o przyszłych pokoleniach. To dotyczy to również naszej planety, musimy poważnie zacząć myśleć o tym, żeby nasza planeta jak najdłużej nadawała się do życia, a wiec z zasobów musimy zacząć korzystać oszczędnie, bo inaczej wcześniej czy później sami się wykończymy i nawet atomowe zabawki nie będą wcale do tego potrzebne. Ta trylogia niewątpliwie daje do myślenia, a wiec to jest koronny argument, żeby ją przeczytać, oprócz tego, że jest po prostu dobra. Zresztą niezależnie od tego co czytelnik chce tutaj znaleźć i cały ten cykl interpretować, to przeczytać te książki po prostu warto. Polecam.





Ad.
*Oko czasu, Burza słoneczna, Pierworodni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz