wtorek, 25 listopada 2014

Praca zbiorowa - Polscy fani Metro uniwersum 2033


W blasku ognia



Seria: Projekt Glukchowsky, Metro uniwersum 2033



Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2014 r.  ( promocja książki )
ISBN:   9788363944360
liczba str.:  160
tytuł oryginału:    ------------
tłumaczenie:  ----------
kategoria:   fantastyka, postapokalipsa



(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/210966/w-blasku-ognia/opinia/22314137#opinia22314137   )   



Wydawnictwo Insignis ( wydawca książki  ) :
http://www.insignis.pl/





Marcin „Amar” Wosztyl, Najpierw białe światło potem czarny deszcz [w:] praca zbiorowa - Polscy fani Metro uniwersum 2033, W blasku ognia





Zacznę od tego, że to jest moja pierwsza książka z serii „Projekt Glukchowsky, Metro uniwersum 2033” dlatego nie mam porównania, czytałem i recenzowałem oryginał czyli książki ”Metro 2033” i „Metro 2034”. Ten zbiór opowiadań fanów twórczości Głuchowskiego to tak naprawdę doskonałe uzupełnienie. 


Akcja toczy się w moskiewskim metrze na jednej ze stacji. Grupka ludzi spotyka się wieczorem, oczywiście nazwać to trzeba umownie, jak wiadomo pory dnia są regulowane przez naczelników stacji, kiedy przygasza się światło na całym terenie. Towarzystwo  rozmawia przy ognisku, opowiadając sobie przeróżne historie,  każde opowiadanie, to historia opowiedziana przez inną osobą, popijając samogon, żeby było troszkę weselej. Słuchacze słuchają uważnie, a czasem się śmieją, że ta osoba mówi głupoty, bo ci wiedzą lepiej jak było naprawdę. Wszystkim czas mija na słuchaniu tych opowieści, które są tak niesamowite, że w zasadzie odróżnienie fikcji od rzeczywistości jest praktycznie niemożliwe. Przypomina to co działo się w jak najbardziej realnym średniowieczu, kiedy to zwykli ludzie nie mieli wtedy dostępu do informacji, a jeżeli mieli to właśnie przybierały one formę tego typu opowieści, gdzie odróżnienie prawdy od fałszu było praktycznie niemożliwe. Przypuszczam, że w metrze, przynajmniej na tych bogatszych stacjach funkcjonowały gazety, ale nawet jeżeli tak było, uznawano z góry, że media kłamią, że jest w nich sama propaganda, a więc coś co jest nic nie warte, i za bardziej wiarygodne uznawano tego typu opowieści opowiadane przy ognisku. Człowiek na skutek bezprecedensowej wojny, w skutek której wszelkie możliwe atomowe i nie tylko atomowe arsenały poszły w ruch praktycznie cofnął się do mentalnego średniowiecza. Stracił władzę nad ziemią i walczył o przetrwanie. Tymczasem przez 20 lat na skutek przyśpieszonej ewolucji na powierzchni pojawiły się mutanty i przemieniły Moskwę i zapewne inne światowe metropolie w radioaktywną dżunglę. Taką rzeczywistość AD. 2033 znamy z książek Głuchowskiego. I tutaj autorzy, fani metro uniwersum nic nowego nie wymyślili, bowiem wiadomo, że opierają się na konwencji wykreowanej przez twórczość Głuchowskiego. 


Pozostaje pytanie czy warto tą książkę przeczytać? Czy jest tutaj coś nowego, wartościowego? Oczywiście, że tak. Mamy tutaj bardziej szczegółowo rozpracowaną mentalność ludzi, mieszkańców metra, i rzeczywistość z jaką mają do czynienia. W metrze dorosło pokolenie, które urodziło się w metrze, a że człowiek z natury ma zmysł historyczny, to tych ludzi interesuje najbardziej jak to było na powierzchni, no i pewnie zadają sobie pytanie dlaczego do tego wszystkiego musiało dojść? Dlaczego musiała się skończyć z ich punktu widzenia, złota epoka? 


Dlatego właśnie opowiadanie „Najpierw białe światło potem czarny deszcz” jest najbardziej wartościowe. Jest to opowieść Igora, w roku 2013, kiedy to wydarzył się ten nuklearny armagedon, 7 letniego chłopca. A więc tutaj mamy te dni kiedy to się wydarzyło, przeżyli nieliczni szczęściarze, którzy byli akurat w metrze, albo w czasie maksimum kilkudziesięciu minut udało się do metra dostać. Igor opowiada, że wraz rodzicami i bratem byli na basenie, potem pojechali do galerii handlowej, żeby skonsumować fast foody, pizzę, i cole. Rodzice poszli kupić jedzenie, a chłopcy zostali w samochodzie, który stał pod galerią w podziemnym parkingu. Nic nie zapowiadało tych wydarzeń, inni chłopcy brykali na deskorolkach, ludzie załatwiali swoje sprawy, Igor i jego brat słuchali radia. Ot, zwykła codzienność. Ale nagle nastąpiła radykalna zmiana eksplozję bomb nuklearnych, które trwale zmieniły świat. Bracia Pietia i Igor, szczęśliwie przeżyli, nie mieli nic lepszego do roboty, tylko opuścić samochód, i jak uczono na szkoleniu udać się do metra. Pietia, 10 latek był bardziej rozgarnięty i to on poprowadził siebie i brata do metra. Pech, że wejście zostało zamknięte. W tym czasie Pietia zmarł, Igorowi widać sprzyjało szczęście, do innego wyjścia zaprowadził go sąsiad, kolega taty. Przy okazji poinstruował go, żeby nie pił wody, czarnej wody, z tzw. czarnego deszczu. Rada była dobra, bo ci którzy to pili szybko poumierali lub w najlepszym wypadku poważnie zachorowali i umierali w męczarniach. Igor, ten dorosły, po 20 latach, opowiedział współtowarzyszom biesiady o duchach, tzw. cieniach, które krążyły i zapewne krążą po powierzchni. Te duchy nawet nie miały kiedy się zorientować, że już nie żyją, bo wystarczyły sekundy, żeby ich ludzkie ciała dosłownie wyparowały. 


Podsumowując świetne jest to opowiadanie, które mnie zainteresowało, pozostałe, które znajdują się w tej książce również są bardzo ciekawe, warto je przeczytać. 


Polecam

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz