czwartek, 24 grudnia 2015

 Robert J. Szmidt, 



Otchłań



Seria: Projekt Dmitry Glukhowski: Uniwersum Metro 2033



Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2015 r. 
ISBN:   9788363944971
liczba str. : 416
tytuł oryginału: -------------
tłumaczenie: -------------
kategoria: fantastyka, postapokaplipsa


  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

 



Byłem ciekaw jak Robert J. Szmidt literacko rozpracował literacki motyw postapokaliptyczny, który charakteryzuje serię „Metro 2033 Uniwersum” i cieszę się, że miałem okazję, bo autor napisał to w sposób wyśmienity. Oczywiście, że z jednej strony trzyma się konwencji charakteryzujący tą serią, jednak dodał parę swoich kreatywnych pomysłów dzięki czemu ta książka nabrała ciekawych barw i jest naprawdę interesująca. 
 

Oczywiście jest tam wszystko co dobrej książce według standardów przez Dmitrija Głuchowskiego wyznaczonych być powinno. Świat 20 lat po nuklearnej apokalipsie, ludzie chowający się jak szczury po kanałach i nie tylko, gdzie się da. A  na powierzchni rządzą mutanty, ewolucja nabrała kosmicznego przyśpieszenia. Ciekawe jest to, że ewoluują w niebezpieczny sposób również rośliny, niektóre z nich maja potencjał rozwalenia ludzkości od środka, bo zadomowiły się w kanałach. Gdyby wybuchły te grzybki zapewne szlag trafiłby niemal wszystkich mieszkańców podziemnego Wrocławia. Mamy głównego bohatera, tutaj jest nim Nauczyciel, który musiał opuścić enklawę Innego na skutek intrygi. Podpadł społeczności enklawy, ponieważ wbrew regułom nowych postapokaliptycznych czasów utrzymuje przy życiu Niemotę, swojego niepełnosprawnego syna zamiast, tak jak powinno być, pozostawić go własnemu losowi. Później, pod koniec czytelnik dowie się jaka jest historia Nauczyciela i Niemoty, ale nie ma potrzeby tu w recenzji jej zdradzać. Nauczyciel musiał opuścić enklawę Innego, bo drodze zabiwszy kilkanaście osób, które weszły mu w drogę. O przeszłości Nauczyciela dowiadujemy się, że nie zawsze zajmował się przekazywaniem z punktu widzenia nowych czasów wiedzy bezużytecznej, ale jak sam mówi doprowadzał cywilizację do ruiny, jako wysoko postawiony w hierarchii członek Czarnych Skorpionów, jednej z najbardziej krwiożerczych frakcji Wrocławskiego podziemia. Ci w końcu zostali załatwieni, bo wrogów mieli mnóstwo, ale nieliczni jak widać przetrwali, a legenda o Czarnych Skorpionach wciąż jest głośna. Pojawiają się ludożercy, którzy z konieczności, żeby przetrwać muszą zadowalać się ludzkim mięsem. Ponieważ jedną z ich ofiar był arcybiskup, papież Tomasz II, stojący na czele Nowego Watykanu ogłosił krucjatę. Tak jak u Głuchowskiego mamy bogatsze i biedniejsze enklawy. Mamy tutaj sporo refleksji natury filozoficznej dotyczących upadku cywilizacji. Jak to możliwe, że wystarczyło dwie dekady funkcjonowania ludzkości w świecie nuklearnej postapokalipsy, a cywilizacja zdegenerowała się do tego stopnia, że jej odrodzenie jest praktycznie niemożliwe. Ciekawe jest niemal bezpośrednie nawiązanie do „Metro 2033” Głuchowskiego, tam było, że Artem szukał u ideologów politycznych i przywódców religijnych odpowiedzi na pytania, czy w ich koncepcjach było miejsce na bezgłowe mutanty, bo on jakoś nie mógł ich znaleźć ani w Biblii, ani w dziełach Marksa i Lenina, a jednak wychodzi czasem na powierzchnie i te wredne paskudztwo widzi. Tutaj widać u Szmidta księża dowiedli, że apokalipsa jest karą Bożą za grzechy i pychę ludzką i cywilizacja musiała zostać zniszczona tak jak w Biblii wieża Babel. Oczywiście motyw końca czasów ma również proweniencje Biblijną. W efekcie przynajmniej w niektórych enklawach katolicyzm ma się dobrze. Zapewne jest nią nie tylko Nowy Watykan. Efekt, można by pomyśleć, że niemal wszystko zostało tu zrobione według standardów „Metra 2033 uniwersum” . A jednak…

 

Myślę, że Robert J. Szmidt nie byłby sobą, gdyby troszkę nie zamieszał w tej konwencji „Metro 2033” i postanowił wsadzić swoje trzy grosze. Moim zdaniem to dobrze, bo to byłoby paskudnie nudne gdyby wszystkie książki z tej serii były pisane na jedno kopyto. Jedną z enklaw jest Miasto, rządzi nią pan Jan, a więc autor postanowił nawiązać do swojej książki „Apokalipsa według pana Jana”. W tamtej książce pojawił się motyw bunkrów z niemieckiej twierdzy Festung Breslau, i tu widać te same bunkry, które zostały na przełomie wieków zmodernizowane za publiczne pieniądze. Zrobiono to po to, żeby garstka elity politycznej mogła ocaleć, gdyby przydarzyła się zagłada ludzkości. A więc mamy do czynienia z koncepcją szalenie intrygującą. Nierówności społecznych nawet apokalipsa nie jest w stanie rozwalić! Jednak Nauczyciel jest specyficznym buntownikiem. Najpierw wbrew wszystkiemu ratuje życie niepełnosprawnemu dziecku, a potem czytelnik widzi jego irytację, bo główny bohater przekonuje się, że część kombinatorów i cwaniaków zaskakująco dobrze potrafiła się urządzić w nowej rzeczywistości. Co z tego wszystkiego wyniknie? Sam jestem ciekaw co autor ma zamiar wykombinować w kontynuacji? 

 

Książka  zatytułowana "Otchłań" jest po prostu fascynująca. Koniecznie trzeba przeczytać.

środa, 23 grudnia 2015

 Melania Reiter, 


Ambassada


Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2013 r. 
ISBN:  9788326812804
liczba str.; 280
tytuł oryginału: ----------
tłumaczenie: ------------
kategoria: fantastyka, historia alternatywna  



 
 
recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:




Ta książka jest nietypowa, bo powstała na podstawie scenariusza filmowego Juliusza Machulskiego. Najpierw był film zatytułowany „Ambassada” podobnie jak ta książka, a potem dopiero książka, a to zdarza się o wiele rzadziej niż filmy, które powstają na podstawie książek. W dodatku autorka Melania Reiter jest postacią fikcyjną, książka jest napisania w formie pamiętnika Melanii, bohaterki tej opowieści. W dodatku temat jest z założenia kontrowersyjny, bo motyw prześmiewczy nazizmu i samego Hitlera jest trudny. Bo przecież nazizm to ogromna tragedia dla świata. Oczywiście satyryczne podejście do Hitlera i jego koncepcji politycznych jest tak stare jak sam Hitler. Pierwszy był "Dyktator" Charlie Chaplina. Czyżby ludziom było potrzebne rozwalanie systemu śmiechem? I dlatego się śmieją? Jeśli zastosujemy logikę sentencji „Jeśli zabrakło Ci łez by płakać, to nie płacz, śmiej się”*, to może coś w tym być. 


„Ambassada”, to jak już wyżej wspomniałem to pamiętnik Melani Reiter, i wszystkie wydarzenia czytelnik widzi z perspektywy narratorki., żyjącej w czasach współczesnych. Melania jest aktorką, która wróciła z mężem do Warszawy, po dwuletnim pobycie na prowincji. Jej mąż Przemek potrzebował trochę czasu na szukanie natchnienia i pisanie książki.  Na zaproszenie wuja Przemka Reitera mają okazję kilka dni w luksusowym apartamentowcu, jeszcze nie zamieszkanym, lokatorzy mają się tam dopiero wprowadzić. Tymczasem jednak to Melania i Przemek korzystają z gościny wuja. No i przekonują się, że jednak nie są sami, że nie wiedzieć jakim sposobem ich sąsiadami są naziści, pracownicy Niemieckiej ambasady z roku 1939 r., która została przez pomyłkę zburzona przez Niemców w czasie bombardowania stolicy. Nie trudno się dziwić, że Przemek i Melania są mocno zdziwieni jak to jest możliwe. Odkrywają, że ma miejsce jakaś anomalia, po prostu pojawia się dziura w czasie, przez którą można swobodnie przechodzić do 1939 r, i z powrotem. Koncepcja ciekawa, troszkę nawiązująca do twórczości Andrzeja Pilipiuka, acz czytelnik odnosi wrażenie, że niekonsekwentna, bo ta dziura jest jakaś płynna, niektóre piętra owszem są stałe jak te na którym znajduje się mieszkanie w którym goszczą Melania i Przemek, no i jedno z pięter ambasady, a pozostałe piętra budynku są zmienne, raz jest tam 1939, a raz 2013 r. No i dalej zachodzi interakcja między ludźmi, których dzieli ponad 70 lat w czasie, dla nazistów którzy maja okazję z mieszkania Melanii i Przemka oglądać XXI wiek to jakieś science fiction podobnie jak nasze wynalazki, telewizja, smartfony, internet, samochody, itd. Ta interakcja jest rzeczywiście w interesujący sposób przedstawiona. Można się dogadać skoro Melania lgnęła do Antona, a Przemek do Ingeborg, a więc nastąpiła wymiana partnerów. Melania, Paweł i Anton doszli do wniosku, że pojawiła się opcja pomajstrowania w historii. Podejmują działania w tym kierunku.


Dziwi mnie, że naziści z Hitlerem i Ribbentropem na czele na to samo nie wpadli, że nie dokonali próby zakombinowania, żeby zrobić coś z tym, żeby zmienić bieg historii na swoją korzyść. Czytelnik może odnieść wrażenie, że aż takimi gamoniami jak zostali tutaj w "Ambassadzie” przedstawieni, to oni nie byli. Jakoś nie wątpię, że gdyby rzeczywiście los podarował im tę szansę, to z chęcią przetransferowaliby parę militarnych zabawek do swoich czasów. No ale idea tego całego zamieszania była inna, prześmiewcza, co by było gdyby, kolokwializując, „jak ktoś zrobiłby wodzowi trzeciej Rzeszy jesień z dupy średniowiecza” i dokładnie o to tu chodzi. Hitler przyjeżdża do ambasady Rzeszy w Warszawie, bo ściąga go tu Ribbentrop. Pomijając fakt, że to mało prawdopodobne, że od raz przyjechałby sam Hitler, on miał swoich ludzi i zapewne najpierw dotarłby tu Himmler, który pierwszy zainteresowałby się, że Ribbentrop wytrzasnął jakaś wróżbitkę, jak nazwana została Melania. No ale chodziło o to, żeby sklecić w miarę zgrabnie tą opowieść, no i to Hitlera miała spotkać ta przykrość, że wpadł w ręce Melani, Przemka i Antona. Melanii wpadł do głowy koncept, że Hitler bez wąsów nie będzie już Hitlerem. Jak to Melania ujęła, „no Przemek masz okazję dołożyć Hitlerowi nie krępuj się”. Było w książce tu pewne nawiązanie do Schmitta „Przypadek Adolfa H”, że „Hitler mogłeś zając się malowaniem, a nie pchać się w politykę” to znowu kwestia Melanii. To jest interesujące, jednak dla równowagi przydałoby się, żeby znalazło się nawiązanie do książki „On wrócił” Timura Vermesa. Tak wykreowany Hitler przez Vermesa Hitler bez trudu poradził sobie w naszych czasach, może nawet byłby w stanie znowu przejąć władzę. a mając możliwość powrotu, jaką dali mu twórcy „Ambassady” wróciłby i poprawił parę swoich błędów z historii, już nie mówiąc o atomowych zabawkach. Choć tam w książce Vermesa również motywów nazwijmy to kabaretowych nie zabrakło, no bo Hitler, osoba bezdomna, będący na łasce pracownika kiosku, jednak jest śmieszny, to jednak ten Hitler jest inteligentny i ma niesamowite zdolności analityczne. Niemal bez pudła robi analizy dotyczące naszych czasów. Szkoda tego, że ta koncepcja w „Ambassadzie" nie była brana pod uwagę, a sam motyw został zbanalizowany i spłycony, bo to pasowało do koncepcji filmowej i literackiej. Tak więc ta opowieść jest troszkę naciągana. No cóż po prostu należy to traktować tylko i wyłącznie jako pewna zabawę konwencjami i realizowania potrzeby pośmiania się z Hitlera, który „umarł na grobie idei chorej swojej” **


Na koniec, żeby nie było tak śmiesznie, z tej okazji, że są święta proponuję wysłuchanie „Kolędy Warszawskiej 1939r." w wykonaniu Margareth, ***


Książkę i film przy okazji również, oceniam jako nieco ponad przeciętna. Warto, przeczytać, obejrzeć. 



wtorek, 15 grudnia 2015

David Gibbins, 






Złoto krzyżowców 





Wydawnictwo: Albatros -Andrzej Kuryłowicz
Data wydania: 2007 r.
ISBN:   9788373595392
liczba str.:  408
tytuł oryginału:   Crusader gold
tłumaczenie: Jacek Maniecki 
kategoria: thriller/sensacja/kryminał 





  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:



 


Przeczytałem książkę „Złoto krzyżowców” jest niej wszystko to czego można się spodziewać po gatunku jakim jest thriller oparty o pewne koncepcje historyczne, określane jako teoria spiskowa. A jak wiadomo każda teoria spiskowa to kombinacja faktów, mitów, legend manipulacji, interpretacji źródeł historycznych, bądź odkryć archeologicznych i pewnych świadomych lub nieświadomych odkształceń rzeczywistości. Dobra teoria spiskowa to taka, która jest spójna i logiczna. I dokładnie coś takiego Gibbins nam zafundował. Mamy tu historię Menory, sakralnego artefaktu pochodzącego ze świątyni Jerozolimskiej. O skarbie świątynnym napisana wiele tego typu powieści i stąd moje obawy, że Gibbins nic nowego, oryginalnego nie napisze, a jednak pozytywnie jestem zaskoczony, bo ta koncepcja trzyma się kupy i rzeczywiście fakty według tej koncepcji mogły zaistnieć. Sam autor pisze o tym, że losy Menory są nieznane, a tego typu spekulacje są sumą pewnych prawdopodobieństw. I to jest zaskakujące, bo jakie prawdopodobieństwo istnieje, że w całym zamieszaniu zaistnieli Wikingowie, a nawet Majowie? Autor udowadnia, że wbrew pozorom wcale niemałe. 


Ta historia toczy się dwutorowo, z jednej strony mamy opowiedziane to co się działo, lub mogło dziać z Menorą, a drugie jak to zwykle bywa, ktoś chce rozwiązać zagadkę zaginionego sakralnego artefaktu, a także jak to bywa w tego typu historia pojawiają się źli ludzie, tutaj naziści, a raczej ich potomkowie, którzy chcą osiągnąć jakieś cele, tutaj czysto zarobkowe. Archeolog Jack Howard, i jego ekipa badawcza, trafił na trop wręcz bajecznego skarbu świątyni Jerozolimskiej, w tym Menory, która zawiera prawie 100 kg złota, a więc gdyby rzeczywiście Menora istniała warta byłaby fortunę, a jej wartość symboliczna dla kultury światowej byłaby bezcenna. Akcja zaczyna się w Stambule, potem przenosi się na Grenlandię, a potem na półwysep Jukatan w Meksyku. Ekipę Howarda chce dopaść niejaki Rakstis, wnuk SS- mana, i syn chłopca, który należał do Hitlerjugend. Powstało tajemnicze zgromadzenie felog, nawiązujące do historii Wikingów, którzy mają ochotę przejąć skarb i dopaść ekipę Jacka Howarda. Czy im się uda? Wyścig trwa! 


Polecam.

sobota, 12 grudnia 2015

 Ken Follett, 



Krawędź wieczności 



cykl: Stulecie, t. 3 


Wydawnictwo; Albatros - Andrzej Kuryłowicz
Data wydania: 2014 r.
ISBN:  9788378859970
liczba str. : 1136
tytuł oryginału:   Edge Of Eternity
tłumaczenie: Grzegorz Kołodziejczyk, Zbigniew A. Królicki
kategoria: powieść historyczna
 




  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:


Ta trylogię zatytułowaną „Stulecie” można czytać na dwa sposoby, traktować jako typowy cykl, bo niewątpliwie wszystko tam się ze sobą wiąże, albo też śmiało można to potraktować jako trzy oddzielne książki, które co prawda mają tych samych bohaterów lub ich rodziny, ale nie jest niezbędne przeczytanie któregoś poprzedniego tomu, żeby przeczytać ten ostatni. Tak jest ponieważ każdy tom tej trylogii stanowi pewną integralną całość. Przy czym tom trzeci zatytułowany „Krawędź wieczności” odróżnia się jednym od pozostałych, poprzednie skupiają się na najważniejszych wydarzeniach jakim były I i II wojna światowa, a ten tom obejmuje połowę stulecia. Jasne, że pierwszy tom opisuje wydarzenie przed I wojną światową i tuż po niej, podobnie w drugim tomie, co nie zmienia postaci rzeczy, że są to książki o obydwu wojnach światowych. A tutaj nie ma głównego wiodącego wydarzenia, może za nie uchodzić kryzys kubański 1962 roku, ale niekoniecznie, bo tak naprawdę w tej książce wszystko dzieje się wokół muru Berlińskiego. Akcja zaczyna się kiedy mur został postawiony w 1961 roku, a kończy kiedy został zburzony w 1989 roku,. Mur jest symbolem komunizmu, bo dzielił nie tylko państwa ale też rodziny, i pod tym katem autor w piękny i wzruszający sposób to opisał. Ale jest jeszcze coś walka z uprzedzeniami rasowymi, a więc walka o prawa ludności, według poprawności politycznej nazywanej Afroamerykanami. I dlatego dla autora równie ważnym wydarzeniem pasującym do koncepcji literackiej, co upadek muru Berlińskiego było wygranie wyborów przez prezydenta pochodzącego z Kenii Barracka Obamę. A więc wojny są tutaj dwie, jedna to globalna zimna wojna, a druga walka o wolność ludzi, którzy ze względu na kolor skóry byli prześladowani. Książka opisuje tutaj pewną przemianę mentalną począwszy od jawnej przemocy, po stopniową akceptację, do przynajmniej częściowej integracji społecznej, na tyle przyzwoitej, że obywatel USA o czarnym kolorze skóry mógł zostać prezydentem. 


Tak więc mamy tutaj szeroką panoramę drugiej połowy XX stulecia. Tak jak w poprzednich częściach autor skupia się na losach kilku rodzin, których niesamowity chichot losu sprawił, że jako obywatele swoich krajów brali metaforyczne, a czasem niemal dosłowne, toporki bojowe i walczyli przeciwko sobie, to już było w dwóch poprzednich częściach trylogii „Stulecie” musiało być i teraz. Tutaj mamy rywalizację Dimki Dworkina, który jako wnuk Grigorija Peszkowa, robił karierę na Kremlu, a więc należał do Moskiewskiej elity władzy, zaczynał karierę jako asystent Chruszczowa, a potem utrzymywał się u władzy i jako ważna persona doradzał Gorbaczowowi w latach 80, z Georgem Jykesem, wnukiem Lwa Peshkova, Afroamerykaninem, prawnikiem, doradcą prezydenta Keneddy’ego, a w latach 80 był kongresmenem partii Demokratycznej. Szczególnie widoczna ta rywalizacja wnuków braci Peszkowów była w czasie kryzysu Kubańskiego, no i wojny w Wietnamie. Oczywiście motyw walki wolność i łamania pewnych schematów i stereotypów był widoczny w poprzednich tomach, jednak ma się wrażenie, że motywy wojny sprawiały, że te motywy wolnościowe schodziły na drugi plan, tutaj autor postanowił dać do zrozumienia, że to jest ważne. Nowością niewątpliwie jest motyw muzyki rockowej, mamy tutaj losy Walli’ego, Niemca z NRD i Anglika Dawe/a, krewniaków, którzy założyli sławny zespół Plumm Nelly. Najciekawszym wyczynem tego zespołu był koncert w Berlinie Zachodni na świeżym powietrzu, którego mogli wysłuchać mieszkańcy obydwu stron muru. Oczywiście musiał zaśpiewany przebój zadedykowany córce Walli’ego Alicji, która nie mogła opuścić NRD. Nowe jest to, że autor przypomniał sobie, że istnieje takie państwo na mapie jak Polska. Musiał się pojawić motyw strajku w stoczni Gdańskiej, działalności Ryszarda Kuklińskiego, stanu wojennego, okrągłego stołu, i oczywiście pierwszych wolnych wyborów. 


Czytelnik ma wrażenie, że książka jest nieco spłycona, brakuje tu chociażby wojny w Afganistanie, która jak wiemy do dnia dzisiejszego odbija się czkawką z punktu widzenia światowej geopolityki, mimo wszystko ta perspektywa zachodnia jest dla nas Polaków bardzo ważna i interesująca. Autor uważa, że prezydenci Reagan i Bush, niewiele zrobili, żeby komunizm upadł, że większe zasługi ma sam Gorbaczow, no i że komunizm się sam wykończył. Ciekawy punkt widzenia. Analizując sytuację warto spoglądać z innego punktu widzenia i to nam czytelnikom niewątpliwie proponuje autor. 


Książka jest bardzo dobra, daje do myślenia. To jest niewątpliwie genialne przedsięwzięcie literackie, napisanie o współczesności tak jakby się pisało powieść historyczną. Koniecznie trzeba przeczytać. Polecam.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Boyd Morrison,



Arka


Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2013 r.
ISBN: 9788375087864
liczba str. :  424
tytuł oryginału:   The Ark
tłumaczenie: Monika Wyrwas-Wiśniewska
kategoria; thriller/sensacja/kryminał 



(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:





O tej książce można powiedzieć, że to w zasadzie całkiem zwyczajny thriller, jest akcja, jest zagrożenie ludzkości przez organizacje terrorystyczną, która nazwa jest nietypowa, Kościół Świętych Wód, no i nie trudno się domyśleć, zaistniała konieczność bohaterskiego dokopania ludziom, którzy mają obłąkane pomysły na nowy świat. W imię tej idei mają zginać miliardy ludzi. Schemat jest wypracowany przez wielu autorów i tutaj nic specjalnego Boyd Morrison, autor książki zatytułowanej „Arka” nie wymyślił. W książce archeologowie odkryli arkę, dotarli do niej również terroryści, i ta metafora arki im się tak spodobała, że chcą zbudować nową arkę, wedle współczesnych technologii oczywiście, a światu zgotować nową powódź, w praktyce armagedon, przy zastosowaniu broni biologicznej. A jednak ta książka ma w sobie coś ciekawego, niezwykłego i oryginalnego. Chodzi o metaforykę biblijną, mamy tu rozważania dotyczące Arki Noego, no i czym była, ewentualnie mogła być.


Z tych rozważań dotyczących Arki Noego, autor dochodzi do tego jakie są podejścia do Biblii. A te są różne, wiadomo skrajności są dwie. Jedna że Biblię należy traktować słowo w słowo, że było dokładnie tak jak tam jest napisane, po drugą skrajność, że Biblia to czysty wymysł. Jednak autor przyjmuje kontekst wiary, rozważa tylko, czy to co tam się znajduje należy traktować tylko alegorycznie, czy jednak mimo wszystko Biblia ma jakieś uzasadnienie w faktach. Prawda zapewne jest gdzieś pośrodku, bo ważny jest zarówno alegoryczny sens Biblii, ale też historyczne podejście do Biblii ma swoje uzasadnienie, choć rzeczywiście faktografia na skutek upływu czasu może być nieco zniekształcona, ale dokładnie tak samo jest w przypadku niemal wszystkich źródeł historycznych, więc nie ma w tym nic złego. Oczywiście zawsze i tak najistotniejsze jest podejście do wiary. Bo też z podejścia do wiary wynika podejście do samej Biblii. Oczywiście trzeba koniecznie dodać, że motyw potopu jest obecny we wszystkich kulturach i to jest niezwykle ciekawe. I tych rozważań tutaj zabraknąć nie mogło. 


Głównymi bohaterami w tej książce są Dilara Kenner, archeolog, która dowiaduje się, że została odkryta arka. Te wiedza jest śmiertelnie niebezpieczna, zginęło już parę osób, sama Dinara szczęśliwie przeżyje kilka zamachów na swoje życie. Dinara zdesperowana odnajduje Tylora Locke’a, który pomaga jej rozwikłać zagadkę tajemniczych śmierci, a także w konsekwencji docierają do założyciela Kościoła Świętych Wód Sebastiana Ulrica. Poznajemy tajemnice tej organizacji, ludzie którzy tam trafili zostali zindoktrynowania i są ślepo posłuszni swojemu przywódcy. Czy uda się zażegnać to zagrożenie? Czy wyjaśni się tajemnica arki. 


Oczywiście tego typu książki zawsze należy traktować jako tylko i wyłącznie jako swego rodzaju ciekawe i oryginalne koncepcje literackie i jako zabawę pewnymi konwencjami, przy wykorzystaniu pewnych faktów kulturowych, często z pogranicza religii, bo jak widać tematy związane z religią czytelników interesują. Morrison napisał swoja książkę zgodnie z wymogami związanymi z gatunkiem literackim jakim jest thriller, oceniam ją pozytywnie. Warto przeczytać.

niedziela, 6 grudnia 2015

Roman Kubiak, Karolina Przewrocka, Małgorzata Rostowska, Andrzej Stankiewicz, 



Kukiz - Grajek, który został graczem 


Wydawnictwo: Fabuła Fraza
Data wydania: 2015
ISBN:    9788394188528
liczba str. : 192
tytuł oryginału: --------------
tłumaczenie: --------------
kategoria; literatura faktu, reportaże



(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

 


Karolina Przewrocka, Rafi Eitan. Najsłynniejszy agent Mosadu. Człowiek, który złapał Eichmanna, [ w: ] Roman Kubiak, Karolina Przewrocka, Małgorzata Rostowska, Andrzej Stankiewicz, Kukiz - Grajek, który został graczem 



Na początek troszkę nietypowo wspomnę o wydawnictwie, książkę „Kukiz - Grajek, który został graczem” wydało wydawnictwo Fabuła Fraza, skupia ono dziennikarzy wiodących mediów, którzy wydają w formie książkowej reportaże, którymi są autorami. Ta książka jest jedna z pierwszych publikacji tego wydawnictwa. Zapewne tego typu reportaże znajdą bez problemu swoich czytelników, bo po tej publikacji można się przekonać, że są one pisane w dobrym stylu, bywa, że nieco kontrowersyjnym, ale te kontrowersje maja dać do myślenia, a o to też chodzi w dobrej publikacji prasowej. Jasne, że nie zawsze czytelnik musi się zgadzać z argumentacją autorów, ale poznać opisywane zagadnienie niewątpliwie warto. Mamy tutaj cztery artykuły:

1. Andrzej Stankiewicz (Rzeczpospolita) we współpracy z Anną Jankowską "Jak grajek został graczem".
2. Karolina Przewrocka (Tygodnik Powszechny) "Człowiek, który złapał Eichmanna". Rozmowa z Rafim Eitanem, najsłynniejszym agentem Mosadu.
3. dr Małgorzata Rostowska (Portal Płock) "Ksiądz Paweł zrzuca sutannę". Dlaczego zrzuciłem sutannę. Spowiedź byłego księdza.
4. Roman Kubiak (Ekstra Magazyn) "Parszywi z Banditenstadt". Losy żołnierzy wyklętych legendarnego Warszyca.


Pierwszy z tych artykułów, to przedstawienie osoby Pawła Kukiza, muzyka, polityka, i ciekawa refleksja kim jest Kukiz, dlaczego osiągnął sukces w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, partia Kukiz 15. Artykuł przeplatany jest słowami piosenek Pawła Kukiza, no i zawarty jest interesujący rys psychologiczny postaci, a także biografia muzyka –polityka, począwszy od festiwalu w Jarocinie w latach 80 – tych, po wydarzenia roku 2015. 


Drugi artykuł, który mnie najbardziej zainteresował, dotyczy postaci Rafi Eitana, jest to wciąż żyjący, były agent Mosadu, który dorwał Eichmana i postawił go przed wymiarem sprawiedliwości, a także na zlecenie rządu Izraela zabił terrorystów z grupy Czarny Wrzesień, ta grupa zasłynęła z ataku w Monachium w czasie olimpiady w 1972 r. 


Trzeci artykuł dotyczy Pawła, księdza, który opuścił stan kapłański, oczywiście z punktu widzenia doktryny katolickiej kapłaństwo jest sakramentem i księdzem jest się wiecznie, nawet jak nie wykonuje się obowiązków, po prostu ta osoba jest zwolniona i ma ograniczone uprawnienia. Nie ma tutaj żadnej sensacji polegającej na tym, że Paweł miał kobietę czy jest gejem. Kontrowersja polega na czym innym. Paweł ma żal do przełożonych, najpierw w seminarium, potem do innych proboszczów i swojego biskupa, i to jest widoczne. Czytelnik ma wrażenie, że Paweł ma ( miał ) problemy psychiczne i z tego wynika to rozżalenie, że nikt nie chciał, ani nie potrafił mu pomóc. Momentami można odnieść wrażenie, że Paweł stracił wiarę, jednak jak sam mówi jest wierzący i nadal uczęszcza do kościoła. Możliwe, że rozmawiając z dziennikarką rozmówca, były ksiądz, stracił panowanie nad sobą i stąd te jego wypowiedzi są mocno krytyczne dotyczące kościoła i niektórych rytuałów. Jednak najlepiej będzie jak każdy z was moi drodzy czytelnicy przeczyta i wyrobi sobie opinie na ten temat. 


Czwarty artykuł dotyczy wyklętych żołnierzy Armii Krajowej, którzy tuż po II wojnie tworzyli antykomunistyczną partyzantkę w okolicach Radomska. Autor pisze o prześladowaniach partyzantów przez władzę. Jednak istotną kwestia jest, że prześladowani byli również cywile, którzy partyzantom pomagali, np. szewcy, dentyści, osoby u których partyzanci zaopatrywali się w żywność, czy nawet ci którzy dostarczali gazety. W konsekwencji liczba osób, która w ramach tych prześladowań otrzymała wysokie wyroki była przerażająca. 


Jak już wspomniałem mnie zainteresował artykuł publicystki Tygodnika Powszechnego Karoliny Przewrockiej, która napisała o Rafim Eitanie, który niegdyś był agentem Mosadu, teraz 89 letni Rafi Eitan jest politykiem i biznesmenem, postacią szanowaną w Izraelu, choć znaną z kontrowersyjnych wypowiedzi. Największym sukcesem Rafi Eitana jest złapanie Adolfa Eichmanna, a także złapanie terrorystów z Czarnego Września. Artykuł ma dwie części, w jednej autorka przedstawia postać Rafi’ego Eitana i jego dokonania, a w drugiej części mamy rozmowę z byłym, agentem Mosadu. Oczywiście pytania są tak sformułowane, żeby rozmówca miał okazję szczegółowo opowiedzieć, jak to wyglądało w praktyce porwanie Eichmanna, a także o tych terrorystach z Czarnego Września, radykalnej palestyńskiej organizacji terrorystycznej, którzy zrobili zamach na ideę olimpijską. Przy okazji Karolina Przewrocka zrobiła ciekawy portret psychologiczny postaci. Pada pytanie czy Rafi Eitan wierzy w Boga? Odpowiedział, że tak. Co z tego wynika w podtekście motyw imperatywów moralnych? No bo z jednej strony z wiary, dekalog w judaizmie jest ten sam, bo ma przecież proweniencję starotestamentową, wynika, nie zabijaj, ale z drugiej wtedy kiedy trzeba bronić ojczyzny, nawet jeśli jest to obrona przez atak, to nie można się wymigiwać. Postać Rafi’ego Eitana jest barwna i niezwykle ciekawa.
Warto przeczytać w szczególności ten artykuł, dowiedzieć się ciekawych rzeczy dotyczących historii XX wieku, bo przecież, motyw ścigania zbrodniarzy nazistowskich z czegoś wynika, a mianowicie z tego, że był Holokaust, który szczególnie doświadczył naród Żydowski. Rafi Eitan tłumaczy, że nie chodzi o jakąś zemstę, tylko o to, żeby to było powiedziane po imieniu, że zbrodnia jest zbrodnią a zbrodniarz skazany. Ten artykuł jest naprawdę interesujący, warto się z nim zapoznać, przeczytać. 



Podsumowując, dla mnie jako recenzenta, to jest nowe ciekawe doświadczenie, że mam okazję recenzować reportaże. Warto zapoznać się z wszystkimi czterema reportażami. Książkę, która te reportaże zawiera koniecznie trzeba przeczytać.
Polecam. 





środa, 2 grudnia 2015

Robert Nowakowski, 




Człowiek z sową




Wydawnictwo:  Videograf
Data wydania: 2015 r. 
ISBN:  9788378353843
liczba str.  245
tytuł oryginału:  ----------------
tłumaczenie: -------------
kategoria: thriller/sensacja/kryminał




 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/253172/czlowiek-z-sowa/opinia/29719165#opinia29719165  )   




Miałem okazję zrecenzować książkę zatytułowaną „Człowiek z sową”, tytuł dotyczy głównego bohatera Michała, bowiem on ma specyficzny garb przypominający skrzydła. Stąd ta metafora sowy. Podobno niektórzy uważali, że jest aniołem, ale po prostu księża uznali, że aniołem być nie może, bo wiadomo te są w niebie i funkcjonują jako byt niematerialny i nawet jeżeli działają tu na Ziemi, to ich metodologia działań jest nieco inna. Tak więc niepełnosprawność Michała uznano za zwykłe wynaturzenie i w konsekwencji ten nie powinien się swoimi skrzydłami przechwalać. Stąd ktoś wymyślił metaforę sowy, nocnego zwierzęcia, które symbolizuje mądrość. Ja uważam, że to dobrze, że autor uczynił z głównego bohatera osobę niepełnosprawną, bo w jakimś stopniu poznajemy los tej grupy osób, bywa owszem, że przez jednostki, najczęściej osoby bliskie są uwielbiane, jednak przez ogół społeczeństwa są wykluczane i przez to zwyczajne funkcjonowanie jest nieco utrudnione. Michał jest narratorem tej całej opowieści i może właśnie dlatego ta narracja jest specyficzna, oryginalna. Mówi się, że człowiek nie może być etnologiem własnego plemienia, a tutaj możemy odnieść wrażenie, że autor ma tą intuicję, że jeżeli ktoś za etnologa własnego plemienia może uchodzić, to właśnie są to osoby niepełnosprawne, bo mimo wszystko, są w jakimś stopniu zdystansowane i przez pryzmat tego zdystansowania oceniają zastaną rzeczywistość społeczną. 


Koniecznie trzeba wspomnieć o strukturze tej książki. Wszystko co my tu mamy jest podzielone na mnóstwo, ok kilkadziesiąt rozdziałów, to jeszcze nic, autor co chwile skacze w czasie i przestrzeni i w efekcie ta książka jest dziwnie pomieszana, wręcz jeśli zastosujemy metaforykę informatyczną, pofragmentowana, i czytelnik musi włączyć jakiś smart defrag i tym samym dokonać procesu fragmentacji każdego pliku, a więc całej tej akcji. A to niewątpliwie nie ułatwia życia, tzn. odbioru tej książki. Czytelnik zastanawia się czy taka właśnie struktura książki to brak umiejętności pisarskich autora, czy to celowy zabieg literacki dokonany przez autora. Nie jestem w stanie jednoznacznie tego stwierdzić.


Czytelnik odnosi wrażenie, że ta powieść zdecydowanie lepiej się broni jako powieść historyczna niż jako kryminał. Motyw kryminalny to  tajemnicze zabójstwa dwóch funkcjonariuszy SB. Z punktu widzenia państwa policyjnego jakim niewątpliwie był komunistyczny PRL było to niedopuszczalne, sprawą zajmowały się czynniki rządowe i partyjne na wszystkich szczeblach. Śledztwa nie prowadziła milicja, ale SB właśnie. Sprawę prowadził pułkownik SB Zbigniew Pudysz. Jednak czytelnik odnosi wrażenie, że autor ten motyw wcisnął na doczepkę, żeby dało się książkę podciągnąć jako kryminał. Natomiast zdecydowanie ciekawszy i bardziej atrakcyjny czytelniczo jest motyw typowo historyczny. Autor zajął się sprawami lwowsko - krakowskimi w kontekście historycznym, wojennym i powojennym, aż do lat 80 –tych. I to jest niezwykle ciekawe, autor w barwny sposób ciekawy sposób pokazuje mentalność swoich bohaterów, przeżycia wojenne we Lwowie, i dostosowanie się do nowych realiów już w Polsce, gdzie jak wiadomo zainstalowała się nowa władza. Komuniści rządzili krajem 45 lat. 



Książkę „Człowiek z sową” można przeczytać, oceniam ją na nieco ponad przeciętną.






Książkę  otrzymałem  w celu zrecenzowania od  Roberta Nowakowskiego, autora książki.

wtorek, 1 grudnia 2015

Dmitrij Głuchowski  
 


 Futu.re


Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2015 r.
ISBN:  9788363944483
liczba str. 640
tytuł oryginału:  Budusee
tłumaczenie: Paweł Podmiotko
kategoria: fantastyka, science fiction 



 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 




„Futu.re” Dmirija Głuchowskiego, autora trylogii „Metro 2033” , to dość przerażająca wizja przyszłości, a więc nowego wspaniałego świata. Tutaj przyszłość się skończyła, jest teraźniejszość, jedna smutna, monotonna teraźniejszość. Mamy tutaj literackie opisy świata wieżowców. Te wszystkie wieżowce są ze sobą połączone koleją na setnych piętrach w efekcie jest jedno wielkie globalne miasto. Drugi sposób komunikacji, to oczywiście windy. W tym literackim świecie przez Głuchowskiego wykreowanym ludzi jest tak dużo na globie, że trzeba Bogu ukraść Niebo, a samego Boga zdegradować! 


Tak, ci ludzie z XXV wieku doszli do wniosku, że nie potrzebują żadnego Boga. Wszak w tej nowej teraźniejszości człowiek jako istota potencjalnie nieśmiertelna czuje się bogiem, i refleksje natury religijnej temu człowiekowi są niepotrzebne. W tym świecie z jednej strony medycyna owszem poszła do przodu, człowiek może być nieśmiertelny, i to się dzieje. Tyle, że jednak z założenia nie każdy może być, bo efekt tej inżynierii społecznej polegającej na nieśmiertelności jest prosty do przewidzenia, gigantyczne przeludnienie, którego planeta Ziemia nie jest już w stanie udźwignąć. W konsekwencji coś trzeba było z tym zrobić, ograniczyć dostęp do nieśmiertelności. 


Dokonano tej próby ograniczenia tego dobra jakim jest nieśmiertelność. Najbardziej znane są trzy systemu, rosyjski, tam szczepieniu podlega tylko i wyłącznie ścisła elita władzy, w efekcie Rosją rządzi ten sam premier i ten sam prezydent od kilkuset lat. A cała reszta mieszkańców kraju rodzi się i umiera normalnie. Inny system obowiązuje w Panamerce, za szczepionkę po prostu trzeba zapłacić, nieśmiertelny jest ten kto ma wystarczająco dużo pieniędzy. W zjednoczonej Europie teoretycznie system jest najbardziej sprawiedliwy, bo wciąż każdy rodzi się z prawem do nieśmiertelności, tyle, że jest jej pozbawiany jeśli kobieta urodzi nie zarejestrowane dziecko, choć zdarza się, że nieśmiertelności pozbawiani są mężczyźni, jeśli kobieta ujawni kto jest ojcem, i to jest dla niej sposób na zachowanie nieśmiertelności, bowiem tego prawa jest pozbawiane jedno z partnerów. Ten motyw nazwijmy prokreacyjnym stanowi pewne pole do nadużyć, gdy ma się potrzebę pozbycia kogoś, wrabia się, że jest ojcem dziecka, daje się zastrzyk pozbawiający nieśmiertelności. Powoduje przyśpieszony zgon, od kilku do maksymalnie kilkunastu lat. 


Głównym bohaterem jest Jan Nachtigal, jest pracownikiem służb dbających o porządek, a więc wyłapują ludzi łamiących zakazy, jedno z rodziców jest pozbawiane nieśmiertelności, a dziecko jest umieszczane w internatach i założenia nigdy miało nie poznać personaliów swoich rodziców. Jan w pociągu do Rzymu poznaje Annelinę Co z tego wszystkiego wyniknie?


Analogie literackie, nasuwają mi się dwie, pierwsza to „Bóg zapłacz” Kowalewskiego, tutaj dokładnie tak tą rzeczywistość można określić. A druga to „Ubik” Dicka, tam też występuje problem śmierci i sztucznego wydłużania życia, no i instrumentalizacji Boga, który stał się ubikiem, produktem po prostu na którym można dobrze zarobić. Oczywiście oczywistych analogii da się znaleźć więcej począwszy od Wellsa, „Wehikuł czasu” Orwella „Rok 1984” Huxleya „Nowy wspaniały świat” czy Lema „Kongres futurologiczny”, ale, że są one tak proste i oczywiste, że nawet nie ma co się wczuwać w rozpracowywanie zagadnienia. 


Książka niewątpliwie jest interesująca warto przeczytać.

niedziela, 22 listopada 2015

 Antoni Libera, 



Madame




Wydawnictwo:  Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Data wydania: 1998 r.
ISBN:  8370068170
liczba str. 396
tytuł oryginału: -------------- 
tłumaczenie: ------------
kategoria: literatura współczesna


 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
 


Kręcąc się miedzy regałami z książkami w bibliotece, wielokrotnie przechodziłem koło książki zatytułowanej „Madame” Antoniego Libery i zawsze odkładałem na tzw. później. Widać ten czas nadszedł, bo wreszcie wypożyczyłem tą książkę. A dalej wziąłem się za czytanie i oczywiście recenzowanie. 


Z jednej strony można by pomyśleć, że książka nawiązuje do tzw. klasyki literatury młodzieżowej Niziurskiego, tam można znaleźć opisy szkolne, chociażby nauczyciele mają ksywki szkolne np. Alcybiades, tak też jest tutaj, chociażby właśnie tytułowa Madame, nauczycielka języka francuskiego i dyrektorka szkoły. Po za tym mamy opisane szczegółowo szkolne wyczyny głównego bohatera i jego kumpli, zakładali zespół jazzowy i teatr szkolny. Jednak to porównanie do Edmunda Niziurskiego nie jest trafione z jednego powodu, są to wspomnienia pisane po latach osoby dorosłej, a więc jednak bardziej książka nawiązuje do prozy Wiesława Myśliwskiego. Właśnie ten autor w bardzo ciekawy sposób kreuje bohaterów literackich przedstawiając ich pełną biografię, w tym lata młodzieńcze swoich postaci. Daje to czytelnikowi pełen obraz i zrozumienie pełnego kontekstu opisywanych w książce wydarzeń. U Libery dominuje bohater czasów dzieciństwa, a zwłaszcza młodości, gdy się toczą główne wydarzenia ma 18 lat i jest w klasie maturalnej. Pojawia się również jako dorosły bohater, który po studiach ma okazję wrócić do swojej szkoły i wygłosić kilka wykładów w języku francuskim. Wspomina, że fascynował się Madame swoją nauczycielką i teraz widzi jak to jest wystąpić w tej właśnie roli społecznej. 


Ta książka ma dwoje bohaterów uczeń – nauczycielka, młody mężczyzna i kobieta, lat 31, a więc jest między nimi 13 lat różnicy. Owszem z jednej strony można określić to co my tu mamy, że jest to fascynacja, zapewne również erotyczna, młodego mężczyzny piękną dojrzałą kobietą. Młody bohater widzi, że Madame wyróżnia się na tle wszystkich urodą, sposobem bycia, inteligencją. A z drugiej strony, i to jest jednak bardziej widoczne, jest to stara dobra relacja mistrz - uczeń, mająca średniowieczną proweniencję, a fascynacja młodego bohatera swoją nauczycielką ma jednak przede wszystkim podłoże intelektualne. I co ciekawe ten uczeń próbuje dokonać rzeczy wydawałoby się niemożliwej, chce zabłysnąć swoją inteligencją, chcę przekonać swoją nauczycielkę, że jest po prostu kimś wyjątkowym i można z nim prowadzić ciekawe intelektualne dysputy. Mam wrażenie, że tą książkę spokojnie można określić, że ma ona charakter dramatu psychologicznego, bowiem poznajemy dobrze obydwie główne postaci. Młody człowiek, wiadomo on tutaj jest narratorem tej opowieści,  mówi o sobie, ale również poznajemy Madame, bo on przeprowadza dociekania, kim jest Madame i dlaczego jest taka jaka jest? Sam mówi, że taka wiedzę jak on o nauczycielce ma tylko bezpieka. A Madame jako element społecznie podejrzany, ponad połowę życia spędziła we Francji, a więc na burżuazyjnym zgniłym Zachodzie, podlega nieustannej ingwigilacji.

Co wyniknie z tej interakcji między uczniem i jego nauczycielką? Do czego to doprowadzi?

 
No i oczywiście do tej opowieści nie sposób podchodzić bez kontekstu politycznego. Mamy lata 60 –te XX w., okres Gomułkowski w historii PRL- u, i to jest istotne, bo w powieści mamy zawartą dość szeroką panoramę realiów PRL- owskich, począwszy od wielkiej polityki, wiadomo, że krajem rządziła PZPR, pod baczną kuratelą towarzyszy z Moskwy, po tą małą, a więc jak to przekładało się na układy na każdym podwórku, w kontekście mikrosocjologicznym. Akcja dzieje się w Warszawie, prawdopodobnie dlatego, że po za Warszawą trudno byłoby uczniowi zabłysnąć, chociażby wybrać się do teatru, czy do galerii sztuki. Przypuszczać można, że taka osoba jak Madame również nie mogła trafić do byle jakiej szkoły.


Autor urozmaicił książkę rozważaniami intelektualnymi dotyczącymi, literatury, historii, historii sztuki, także filozofii, tak więc mamy mnóstwo nawiązań do szeroko pojętej kultury, co tylko uatrakcyjnia czytelnikowi lekturę książki. 


Warto przeczytać.

środa, 18 listopada 2015

 Clive Staples Lewis, 




Listy starego diabła do młodego


Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2012 r.
ISBN:  9788372786654
liczba str.: 258
tytuł oryginału:   The Screwtape Letters
tłumaczenie:  Stanisław Pietraszko
kategoria; literatura współczesna, religia 




(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 

 



Motywy diabelskie w literaturze są obecne wcale nie tak rzadko, chyba najbardziej znany to „Faust” Goethego, a także Manna również. Ja recenzowałem „Rozmowy z diabłem” Leszka Kołakowskiego. Zająłem się opowiadaniem „Wielkie kazanie księdza Bernarda” jak mówi tytuł wredny czort wylazł z pewnego księdza w czasie kazania. A więc mamy motyw kuszenia w akcji. Diabeł zaproponował „diabelstwo innym diabelstwem przepędzaj”. Ciekawi mnie co na ta koncepcję kuszenia powiedziałby Krętacz, prawdziwy mistrz w swoim fachu, a jego diabelska branża, to oczywiście piekielna sztuka kuszenia. Czy wyśmiałby diabła który opętał księdza Bernarda czy wręcz przeciwnie? Ten kunszt sztuki kuszenia jest priorytetową branżą konsorcjum piekielnego. Czytelnik dowiaduje się, że diabły przechodzą surową i trudną edukację w tym zakresie, bo wszak byle kogo do ludzi, zwanymi tutaj pacjentami wysłać nie można. Bo wszak wiadomo piekło rywalizuje z Niebem, którego szefem jest sam Bóg, zwanym tutaj Nieprzyjacielem. I ta rywalizacja, aniołów, wysłanników Boga, z diabłami, absolwentami Szkoły Sztuki Kuszenia, wysłannikami samego Szatana, zwanym tutaj Ojcem w Otchłani, przybiera formę odwiecznej regularnej wojny. 
 

I właśnie tej odwiecznej walki dobra ze złem dotyczy ta książka Lewisa, którą autor napisał w niesamowicie przewrotny sposób. Jak sugeruje tytuł książka napisana jest w formie epistolarnej. Mamy tutaj listy starego diabła Krętacza, diabła wysoko ustosunkowanego w hierarchii piekielnej, do krewniaka Piołuna, młodego diabła, który niedawno ukończył Szkołę Sztuki Kuszenia i otrzymał swojego pierwszego pacjenta. Wiadomo, że diabły, które nie dały się wykołować siłom reprezentującym dobro, awansują w hierarchii piekielnej. Ponoć Krętacz nie odniósł na froncie walki dobra ze złem żadnej porażki, został doceniony, otrzymał stanowisko ważne stanowisko w administracji piekielnej, i prowadzi coroczne wykłady dla absolwentów Szkoły Sztuki Kuszenia. Czego konkretnie dotyczą listy starego diabła, a mianowicie Krętacz dowiedział się, że Piołun podpadł przełożonym w piekle, bo jego pacjent się nawrócił i postanowił podążać drogą wiary chrześcijańskiej. Krętacz zaniepokojony losem krewniaka wspiera go w swoich listach, kiedy trzeba doradza, a kiedy widzi taką potrzebę opieprza go, że co on sobie myśli, że piekło słusznie szykuje karę dla niego skoro on jest taki gamoń i nie potrafi sobie poradzić. Gdyby ten człowiek, a więc pacjent wiedział w jakich jest opałach rzeczywiście by się bał, a może rzeczywiście tak było, może ma nie w ciemię bitego anioła stróża, tego nie wiemy, bo mimo, że ma dwa diabły na karku swojego Piołuna i drugiego Krętacza, który doradza tamtemu, w zadziwiający sposób dobrze sobie radzi. Czy sobie ostatecznie poradzi i przegna te diabelskie towarzystwo precz! Odpowiedzi rzecz jasna nie trudno się domyśleć, ale jednak warto się samemu zapoznać z tymi listami. 

 

Oczywiście intencją Lewisa jest wzbudzić w czytelniku autentyczny strach, który ma dać do myślenia, no bo jeżeli my mamy na głowie takiego pieprzonego krętacza i śmierdziela, który czyha jak nas na złą drogę przeciągnąć i intencjonalnie sprawić, że będą nas czekały męki piekielne, to rzeczywiście mamy się czego obawiać. Czego cierpi od nas czytelników autor, żebyśmy więcej uwagi przykładali do spraw wiary i własnego zbawienia niż spraw doczesnych. 

 

O diabłach trzeba wiedzieć dwie rzeczy, dla diabelstwa korzystna jest niewiara w istnienie Szatana, a także druga skrajność nadmierne zainteresowanie sprawami diabelskimi, no wiecie uskutecznianie kultów satanistycznych czy podpisywanie paktów faustowskich. Zresztą Krętacz istnienie paktu faustowskiego uznaje za amatorkę, bo prawdziwym mistrzostwem diabelskiej działalności jest takie skołowanie człowieka, czyli pacjenta, że ten oddaje swoją duszę diabłu za free, w ramach promocji. A więc diabeł chce naszej duszy praktycznie nic nie dając w zamian i przed tym nas Lewis ostrzega. 

 

Zdecydowanie to jest lektura obowiązkowa, którą koniecznie trzeba przeczytać. Polecam.
 Steve Berry,


Trzecia tajemnica 



Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2013
ISBN: 9788375086164
liczba str.: 464 
tytuł oryginału:  The Third Secret
tłumaczenie: Cezary Morawski
kategoria: thriller/sensacja/kryminał


(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/167134/trzecia-tajemnica/opinia/29479472#opinia29479472   )  




Przeczytałem książkę zatytułowaną „Trzecia tajemnica”, której autorem jest Steve Berry. Autor dość dobrze znany z książek, które można określić jako thrillery historyczne, czyli po prostu sensacja z historią w tle. Ta książka mimo wszystko jest nietypowa i jak na tego autora dość skomplikowana, no i też ryzykowna na swój sposób, bo mówiąc kolokwialnie na tematyce wiary i kościoła można nieźle popłynąć. Jednak Steve Berry tego uniknął mimo, że zahacza o tematy dość prowokujące. Temat dotyczy postulatów reform w kościele, chodzi oczywiście o celibat księży, kapłaństwo kobiet i jeszcze do tego dochodzi motyw objawień Maryjnych. 


W książce Maryja w Fatimie i Medjugorie objawia wolę Boga, i wedle tej koncepcji ta wola Boga wynikająca z trzeciej tajemnicy Fatimskiej i dziesiątej tajemnicy w Medjugorie jest tak ryzykowna, że kościół postanawia to przemilczeć. Oczywiście nie należy tego jednak traktować dosłownie, tylko po prostu lepiej tą książkę rozpracować jako pewną koncepcję kreowania literatury, bo z doświadczenia czytelniczego wiem, że Berry literacko się zabawia tworząc dość intrygujące teorie spiskowe. I tutaj również są zawarte spekulacje dotyczące tego co też te tajemnice mogą zawierać. Jasne, że nie sądzę, żeby odpowiedź zawarta w książce miała coś wspólnego z rzeczywistością. Bo czy rzeczywiście wolą Boga mogłaby być tak radykalna reforma kościoła? Pamiętajmy o jednym z punktu widzenia doktryny katolickiej to papież jest następcą Chrystusa na Ziemi, a więc papież sterując tą wielką, metaforyczną łodzią jaką jest kościół spełnia wolę Boga. A więc powstaje tu pewna antynomia. Bo czy Bóg może ingerować w swoją wolę sprawiając, że np. teraz papieżem jest Franciszek a nie kto inny? To wszystko, znowu kolokwializując, mogłoby się trzymać kupy tylko w jednym przypadku gdyby papież okazał się antychrystem, a jak wiadomo antychryst pojawi się na końcu czasów, gdy nastąpi koniec świata, wtedy powróci na świat Jezus i sam osobiście zrobi porządek. Czyżby Berry dawał do zrozumienia, że w rzeczywistości właśnie zagadnień końca świata dotyczą te nieujawnione tajemnice lub fragmenty tajemnic? 


Jestem przekonany, że warto czytać tego typu książki, bo na pewno pisarz może sobie pozwolić na więcej niż chociażby publicysta, już nie wspominając o księżach, może sobie po prostu pofantazjować. Jak można się spodziewać w tego typu literaturze mamy przedstawiony kościół nie tylko jako instytucję nauczającą wiary co jest jego głównym powołaniem, ale też mamy przedstawioną rywalizację frakcji, dwie najważniejsze, umownie, bo nijak się te pojęcia odnoszą do świata typowej polityki, można je nazwać liberalną i konserwatywną. Te frakcje zawsze ścierają się miedzy sobą. W czasie pontyfikatów papieży rozchodzi się o to kto jakie i ile stanowisk kościelnych otrzyma, a oczywiście w najbardziej spektakularny sposób ta rywalizacja frakcji wychodzi w czasie konklawe gdy trzeba wybrać kolejnego następcę świętego Piotra.


Akcja książki toczy się w czasach współczesnych papieżem jest Klemens XV, jest z pochodzenia Niemcem, który podobnie jak w rzeczywistości Benedykt XVI jest następcą Jana Pawła II. Dostęp do wszelkich tajemnic mają tylko papieże, którzy dbają o to, żeby tajemnice pozostały tajemnicami. Mamy postać kardynała Valendrei, który swoim charakterem pasuje bardziej do papieży dawnych czasów, w tym chociażby Rodrigo Borgii czyli Aleksandra VI, niż papieży współczesnych. Zresztą Valendrea jest potomkiem jednego z włoskich rodów magnackich, w którym było wielu kardynałów i zdaje się kilku papieży również. Ten człowiek wszelkimi metodami dąży do zdobycia władzy, jeżeli trzeba kogoś pozbawić życia zrobi to bez skrupułów, a jeśli zaszantażować również. Valendrei przeciwstawia się kardynał Ngovi z Kenii. Valendrea uzyskuje co chce, po śmierci Klemensa XV zostaje papieżem. Co ciekawe przyjmuje imię Piotr II, dotychczas papieże unikali tego imienia, bo Piotr może być tylko jeden. 


Głównymi bohaterami książki są ksiądz Colin Michener, który by sekretarzem Klemensa XV, a także dziennikarka Katherina Law, która najwidoczniej gustuje w księżach, kiedyś był o właśnie Michener, który ze skruchą wyznał swoje grzechy i uzyskał przebaczenie, zerwał kontakty z Katheriną. A teraz Katerina spotyka się z księdzem Thomasem Kelly’m, który ani myśli się podporządkować i robi z tego powodu wrzawę medialną. Toczy się w Watykanie proces ojca Kelly’ego, wiadomo z góry, że wyrok będzie jeden ekskomunika. Tak zaczyna się książka dalej zgodnie z logiką tego typu książek akcja pędzi dalej jak szalona. Miejsce akcji to nie tylko Watykan, ale również Rumunia, Bośnia i Niemcy. 


Czy tajemnice objawień zostaną ujawnione? Jaki to będzie miało wpływ na losy bohaterów i całego świata? 


Książka jest interesująca. Warto przeczytać.

wtorek, 10 listopada 2015

Tad Wiliams,
 
Wieża zielonego anioła, cz. 2



cykl: Pamięć, Smutek i Cierń, t. 4





Wydawnictwo:  Dom Wydawniczy Rebis 
Data wydania: 2010 r. 
ISBN:   9788375105636
liczba str. : 744
tytuł oryginału:  To Green Angel Tower
tłumaczenie: Paweł Kruk
kategoria: fantastyka, fantasy

 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:




Przeczytałem ostatni. czwarty tom cyklu „Pamięć, smutek i cierń” i nadszedł czas na zrecenzowanie tej książki zatytułowanej „Pamięć smutek i cierń”, część druga.  Jak można się domniemywać autor w tej części ma zamiar zakończyć całą historię. Zakończenia można się domyślać nawet na podstawie tego o czym pisałem, że Williams zachowuje schemat Tolkienowski. A więc zło jest coraz, coraz mocniejsze, a dalej... Stosując ulubiona metaforykę zamku Haycholt ten popada ruinę, bo król Elias i Pryrates zajmują się sprzedawaniem własnych dusz i całego kraju w brudne diabelskie łapska Ineluki’ego, króla burz. Zresztą sam Ineluki przypomina Saurona, jest kimś w rodzaju ducha, który tylko czyha, żeby zdobyć władzę nad całym Osten Ardem. Czy dobro zwycięży a dzielna Rachel Smok zagoni armię służących do roboty, żeby odbudować zamek Haycholt? 


U Tolkiena jest motyw, że Frodo i jego drużyna po opuszczeniu Shire podążają przez kurhany, i tu Williams swoim czytelnikom zafundował coś podobnego Simon i Miriamele, córka króla Eliasa, podążają w kierunku Haycholt, bo Miriamele ma zamiar przemówić ojcu do rozumu i w efekcie według tych planów miałby zapanować pokój. Simon i Miriamele lepiej się poznają, co ma zamiar z tym zrobić autor to już lepiej sami się przekonajcie moi drodzy czytelnicy. Ale wracając do wątku Simon i Miriamele, a potem również Binabik trafiają na grobowiec króla Johna Prezbitera, tam ponoć miał być schowany Biały gwóźdź jeden z trzech legendarnych mieczy. Król Elias dzierży w swoich rękach Smutek, i ten miecz również trzeba odebrać, żeby magia mogła zadziałać, a dobro zwyciężyć. Miecz o nazwie Cierń ma książę Josua, bo wcześniej Simon mu go dostarczył. 


Czytelnik odnosi wrażenie, że pod kątem psychologicznej kreacji postaci ten tom jest najlepszy. Chociażby poznajemy dobrze króla Eliasa, który nie był złym człowiekiem, stał się nim po śmierci żony, no i wtedy kiedy Williamowski Gadzi Język Pryrates zaczął sączyć w króla złe słowa, i tym sposobem opanował Eliasa do reszty. Elias opowiada sam o sobie jak to się stało, że Pryrates na niego wpłynął, i że zaczął zauważać, że coś się źle dzieje, ale było już na tyle późno, że nie był w stanie nic zrobić. Czyżby dla czytelnika, była przestroga pod kątem wiary kierowana, że pewnych ludzi po prostu trzeba unikać, bo przemawia w nich sam diabeł? Myślę, że to jest możliwe, zresztą poza tym można uznać, że sam motyw walki dobra ze złe ma religijną proweniencję. 


Koniecznie trzeba przeczytać cały ten cykl, w tym jego ostatnią część. Polecam.

sobota, 31 października 2015

 Tad Williams, 



Wieża zielonego anioła, cz.1




cykl: Pamięć, Smutek i Cierń, t. 3



Wydawnictwo:  Dom Wydawniczy Rebis 
Data wydania: 2010 r. 
ISBN:  9788375105643
liczba str. : 750
tytuł oryginału:  To Green Angel Tower
tłumaczenie: Paweł Kruk
kategoria: fantastyka, fantasy




 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 



Kontynuuję czytanie cyklu „Pamięć, smutek i cierń”, choć cykl formalnie jest trylogią, to jest rozłożony de facto na cztery części, i taką też numerację zastosowałem. Autor złamał pewien schemat literacki, bowiem dobre wydarzenie dla głównego bohatera pojawia się na początku kolejnego tomu, a nie jak tego raczej czytelnik mógłby się spodziewać na końcu poprzedniego. Simon Śnieżnowłosy,  nazywany pod koniec tej  części Simonem Śmiałym, zostaje pasowany na rycerza. Zasłużył się, bowiem dostarczył księciu Josui Cierń jeden z trzech legendarnych mieczy. Po drodze miał przygodę ze smokiem, która źle zakończyła się dla potwora, a Simon,  niczym król John Prezbiter okrył się chwałą. Czytelnik mógł się spodziewać, że wreszcie dojdzie do wojny w Osten Ardzie i rzeczywiście te oczekiwania autor spełnił. Żywioł wojenny rozpętał się na całego.  Książę Josua, ani myśli opuszczać swojej twierdzy nazywanej Kamień rozstania, powstała nowa nazwa Nowe Gadrinsett, natomiast król Elias, wysłał armię na czele z Fengaldem. Czy obrońcy twierdzy wykażą się dzielnością i lepszą taktyką wojenną i wygrają? W końcu jak czytelnik zdążył się zorientować ta wojna ma cechy wojny sprawiedliwej, a książę Josua, jako jedyny staje na czele dobrej sprawy.


Już wspominałem recenzując „Władcę pierścieni” Tolkiena, że motyw wojny świętej lub sprawiedliwej ma religijną proweniencję. Odnośnie motywów religijnych w "Wieży zielonego anioła" i całym cyklu trzeba koniecznie wspomnieć, że autor świadomie  zastosował zabieg literacki polegający na tym, że imiona niektórych bohaterów odnoszą się bezpośrednio do Biblii np. Josua, Elias, Simon, Malachias, Jeremias, a także Mriamele, zwana  też Maryą. 


Jak już wspominałem recenzując poprzednie części autor zastosował schemat Tolkienowski odnosi się to postaci wszelakich np; ludzie, trolle Quanac, sithowie, ale także narodowości mamy Erkynladczyków, Hermistyrczyków, Rimmersenów, Nabbańczyków, Thrithingów, Pedruińczyków, Wreańczyków   i Nornonów. A więc autor przedstawił szeroką panoramę swojego fantastycznego świata Osten Ardu. Oczywiście motyw wiodący to wojna i poszczególne nacje i inni nieludzie w jakiś sposób się do tych wydarzeń odnoszą. Ciekawostką jest fakt, że Sithowie walczą po obydwu stronach, co prawda większość staje po stronie zła a więc króla Eliasa, i Inelukiego, władcy burz, ale renegaci postanowili stanąć po stronie księcia Josui. 


Akcja cyklu, Pamięć, smutek i cierń, odbywa się jakby w dwóch wymiarach w jednej są jak już wspomniałem szeroko opisywane wydarzenia wojenne, a z drugiej indywidualne wydarzenia dotyczące Simona i jego znajomych, w tym jego przyjaciela Binabika. 


Przekonałem się również, że  zinterpretowana wcześniej przeze mnie metaforyka zamku Haycholt, a ściślej tego  w jakim jest w stanie, jest niezwykle trafiona, na początku książki mamy pożar w niektórych pomieszczeniach  na zamku, a to jest znak, że wojna zbliża się nieuchronnie. Potem Rachel przeciwstawia się królowi  Eliasowi, nawet dokonuje nieudanej  próby zamachu na życie króla, w efekcie musi się ukrywać.  Można się domyślać się efektu, że na zamku panuje teraz artystyczny bajzel. Jedyny ratunek dla Haycholt to pojawienie się nowego gospodarza, króla, który będzie sprawiedliwie rządził całym państwem,  i przegnanie precz złego Pryratesa. 





Wojna trwa dalej…


Książkę  polecam.