niedziela, 26 kwietnia 2015

Robert J. Szmidt



Samotność anioła zagłady



Wydawnictwo:Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2015 ( promocja książki ) 
ISBN:  9788378187585
Liczba str. : 296
tytuł oryginału: -------------
tłumaczenie; ------------
kategoria: fantastyka, postapokalipsa 



recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:





Dom wydawniczy Rebis - strona wydawcy 





                                                    


Parę lat temu przeczytałem „Apokalipsę według Pana Jana”, tego samego autora, więc miałem pewne wyobrażenia jak ta książka może wyglądać, po za tym fantastyka postapokaliptyczna nie jest mi obca. Ci z was, moi drodzy czytelnicy którzy regularnie czytają moje recenzje mieli okazję się z nimi zapoznać. A ta książka mnie zaskoczyła z jednej strony trudnością odbioru, a z drugiej bardzo dobrym przygotowaniem merytorycznym autora do zagadnienia podróży głównego bohatera Adama Sawyer’a przez Stany Zjednoczone. Czytelnik ma wrażenie, że autor rzeczywiście wie o czym pisze. Mamy opisy tak drobiazgowe tego co jest po katastrofie nuklearnej i tego co było przed, że jest to coś niesamowitego. To uatrakcyjnia, ubarwia i dodatkowo szokuje, daje do myślenia. Świat jest taki piękny, cudowny, a paru ludzi kilkoma kliknięciami w odpowiednie przyciski zniszczyło to co jest piękne, już nie mówiąc o zamordowaniu miliardów ludzi. Teoretycznie jest to prosta historia żołnierza, wykonawcy w praktyce ludobójczego rozkazu wystrzelenia atomówek na Rosję, ci w ramach odwetu zrobili to samo. A w praktyce, to co my mamy ma przeraźliwą, poruszającą, szokującą, głębię. Mi to przypomina książkę Celine Minard „Ostatni świat”, tam też wszystkich ludzi wcięło. 


Bo do jasnej cholery nasz świat jest ostatnim i jedynym! 
 
W efekcie tej wojny z użyciem atomowych zabawek całe USA i cała reszta globu zmieniła się niewyobrażalnie, to jest apokalipsa, koniec świata jaki znamy! Okazało się absolutnie wszystkie mocarstwa atomowe wystrzeliły swój cały nuklearny arsenał, a że wszyscy mają tego tyle, że starczyłoby na kilka zagład planety, to na bank mamy tu do czynienia z atomową pustynią. Nasz główny bohater definiuje to co widzi, że jest to krajobraz księżycowy. Jak zakończyła się wędrówka głównego bohatera? I dalej czego on się dowiedział na temat tego co się wydarzyło? Zdradzać tego nie mogę za cholerę, bo autor zostawił czytelnikowi te przyjemności na ostatnie strony. A skoro autor zrobił to celowo muszę to uszanować, zresztą popsułbym całą czytelniczą atrakcję czytania tej książki. 


Cała książka sprowadza się, najpierw do wykonania pewnego rozkazu, wypuszczenie kierunku Moskwy, lub innego miasta w Rosji, a potem podróży przez całe Stany z jednego bunkra antynuklearnego na zachodzie do drugiego gdzieś na wschodzie. Jaki cel? Adam Sawyer Ma zamiar zamknąć się w komorze kriogennej na kilka lat. Obudził się wcześniej, bo zmarła jego koleżanka Susan, która po prostu zaszła w ciąże, a komputery zwariowały. Uznały, że sytuacja jest awaryjna i dokonały wybudzenia. Oczywiście mamy tu mnóstwo dramatycznych opisów tego co się wydarzyło pewnej pięknej nocy, gdzieś ok 3. Tak więc większość nawet się nie zorientowała, że właśnie wybiera się na tamten świat, a ci co zdołali się zorientować mieli najwyżej sekundy, minuty, na reakcję, która nic nie dała. Oczywiście była jeszcze jedna grupa
ludzi, ale tak jak wspomniałem, ci… 


Główny bohater ma wyrzuty sumienia, że on do tej paskudnie brudnej roboty przyłożył ręce. I tak naprawdę nie zmieni tego fakt, że inni są bardziej winni, bo latami knuli mordercze intrygi. W efekcie mamy do czynienia z upadkiem cywilizacji na niespotykaną dotąd skalę. Niemal zamarło wszelkie życie na planecie. Czy możliwe będzie odrodzenie? Stworzenie czegoś lepszego? Nie wiem, może autor będzie miał jakieś pomysły jeśli rzeczywiście ma zamiar kontynuację powieści pisać. Ja bym to tak zostawił jako książkę pisaną ku przestrodze, podobno niektóre książki z tego gatunku rzeczywiście uchroniły świat przed tego typu nuklearnymi atrakcjami. A więc najwidoczniej jest sens ich pisania. Gdy cywilizacja upada pojęcie biedy i bogactwa traci sens, bo gdy jest jeden człowiek na globie, pozostali czekają na lepsze czasy, zielone dolary nadają się tylko i wyłącznie do tego, żeby palić nimi w piecu. Autor po drodze sypia w najdroższych hotelach, pali cygara, pije drogie alkohole, podróżuje najnowszym motorem Harley Davidson. Ale jakie to ma znaczenie co ile kosztuje? Główny bohater jest samotny i właściwie tylko cudem od tego nie zwariował. Jak widać ma naprawdę mocną psychikę. Silna jest w nim wola życia i wiara. Kusiło go popełnienie samobójstwa, ale tego nie zrobił. Zastanawia się, czy po tym co zrobił, to piekło stoi przed nim otworem. Czyli pod tym kątem typowo psychologicznym wykreowania postaci głównego bohatera to co napisał Robert J. Szmidt jest niezwykle fascynujące. 


Mamy również bardziej szeroko zakrojone spekulacje historiozoficzne dotyczące upadku cywilizacji. A także faktu, że gatunek homo sapiens, być może już na zawsze, stracił panowanie nad planetą. Stery rządów na Ziemi przejęła natura i ona robi swoje porządki. Zmiany które obserwuje Adam Sawyer są bardzo dynamiczne, chociażby dzielnice city amerykańskich metropolii w szybkim tempie rozwalają się, przypomina to coś takiego co wszyscy widzieliśmy 11 września 2001 r. gdy waliły się wieże World Trade Center w Nowym Yorku. Mamy też tornada, które szaleją po kraju i wiele innych pogodowych atrakcji, rzeki wlewają się do miast, drogi są nieprzejezdne. Normalnie te 3000 mil, jakie główny bohater ma do pokonania spokojnie można pokonać w tydzień, a jemu zajmuje to 8 miesięcy. Główny bohater to widzi i mimo, że widok milionów trupów jakie widzi mu spowszechniał, to jednak wewnętrznie to przeżywa. 


Podsumowując, ta książka jest genialna. Ta dramaturgia i traumatyzm tego co my tu mamy porusza czytelnika do głębi. Aż strach pomyśleć, że to naprawdę jest realne. Politycy wszystkich krajów przeczytajcie książkę Szmidta, zanim klikniecie w jakiś badziewiany przycisk w czarnej teczce. Oczywiście cała reszta świata lepiej też niech ją przeczyta, bo o to przecież chodzi.


Zdecydowanie polecam. 





czwartek, 23 kwietnia 2015

Daniel Nogal 


Malajski Excalibur

  

Wydawnictwo: Genius Creations 
Data wydania:  2015 ( promocja książki )
ISBN: 9788379950195
liczba str. ; 250 
tytuł oryginału: -------------
tłumaczenie: ----------
kategoria: fantastyka, science fiction, thriller polityczny



 
recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:




Genius Creations  - wydawca książki 

                                                                           

„Malajski Excalibur” to niezwykła książka, powiązanie fantastyki z sensacją, thrillerem politycznym, o także mamy tu ewidentne nawiązania do legend Arturiańskich, bo chodzi tutaj bo Taming sari, miecz, wschodni odpowiednik Excalibura, a więc oręża, którym władał legendarny król Artur. Taming sari jest na tyle ważny, że jest atrybutem władzy jednego z sułtanów, okazało się, że to falsyfikat. Oryginał nadal czeka na odkrycie. Troszkę te wyczyny Owena Llewelyna przypominają to co wyrabiał niejaki Indiana Jones, tyle, że ten główny bohater Nogala zdołał się narazić politykom wszelkiej maści, a że to byli ludzie wpływowi, to kolejna wojna światowa wisiała w powietrzu. Mamy tu rywalizacje o wpływy w Malezji Chińczyków i Arabów, głównie Kuwejtczyków, nowe światowe potęgi gospodarcze. W niedalekiej przyszłości w tej wizji Nogala USA i Europa ledwo zipie, i cała władza nad świtem tkwi na wschodzie. Może Malezja nie należy do potęg, ale jest na tyle kluczowa, że rywalizacja o wpływy tutaj spowodują, że zostanie naruszona równowaga i któraś ze stron zyska przewagę. 


Miejsce akcji Kuala Lumpur, stolica Malezji, i mimo, że autor doskonale zna realia polityczne, historyczne, kulturowe tego kraju, to jednak w zasadzie mogłaby to być każda inna metropolia, bo czym dzisiaj Londyn, Nowy York, różni się od Kuala Lumpur, Hong Kongu? Wszystkie łączy jedno, są to miasta multikulturowe, a Chińczycy podobnie jak dawniej Żydzi, są wszędzie gdzie są pieniądze. Więc ta koncepcja jest całkiem realistyczna. Choć ja osobiście mam wrażenie, że ta kasandryczna wizja Europy i USA jest mocno przesadzona, bo gdyby tak było, że Europa zdycha, to miliony ludzi nie pchałoby się z Afryki do tej oazy dobrobytu. Raczej byłbym skłonny uznać, że wizja Mieszka Zagańczyka trzyma się kupy, że Europą będą rządzić wyznawcy Islamu, ale nie opłaci im się zarzynać dojnej krowy. Tu w książce mamy, że prezydentem Francji zostaje wyznawca Islamu, to jest realne.


Ale starczy tych spekulacji Owen Llewelyn, doświadczony tracker, specjalista od zdobywania informacji wszelakich, dostaje zlecenie na zdobycie haków na Razali'ego, polityka Malezyjskiej partii liberalnej, stosunkowo małej, ale znaczącej, bo pozostałe dwie, to partie, w której wpływy mają Chiny i Kuwejt. W efekcie walka polityczna jest ostra. Razali to jednak wytrawny gracz i nawet istnieją haki na niego, to ich wykrycie jest niemożliwe. A Llewelyn, żeby z honorem wywiązać się z zadania, a więc osiągnąć ten sam efekt, partia liberalna zagłosuje jak trzeba, konieczne jest spełnienie żądań Razaliego, a jest to właśnie jest to kris Tamung Sari, czyli legendarny miecz. Zabawa się dopiero zaczyna. Llewelyn ma na pieńku z niektórymi bossami mafii i politykami, musi się układać z innymi, żeby przetrwać. Kraj pogrąża się w chaosie, na ulicach Kuala Lumpur przewalają się demonstracje, i to takie, że te co mają miejsce co rok w Warszawie 11 listopada to głaskanie grzecznego kotka. A więc czasy są rzeczywiście ciekawe, i wybuchowe. Jak główny bohater wyjdzie z tej kombinatoryki? 


Można się tego domyśleć, ale po co mam zdradzać, lepiej sięgnijcie do książki. Oczywiście, że warto. 



niedziela, 19 kwietnia 2015

Michaił Jelizarow, 



Bibliotekarz 



Wydawnictwo:  Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S. A.
Data wydania; 2012
ISBN:  9788377581988
liczba str.: 416
tytuł oryginału: Bibliotekar
tłumaczenie:   Izabela Korybut-Daszkiewicz
kategoria: literatura współczesna 


recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:





Jelizarow miał zamiar udowodnić, że na wschodzie Rosjanie również potrafią pisać książki o książkach i spokojnie można powiedzieć, że jest to całkiem udana próba. Pisarz rozpracował te zagadnienie książki o książkach na sposób socrealistyczny, co jest niezwykle oryginalne, bo co charakteryzuje wszystko co związane z komunizmem? Myślę, że nikt nie będzie miał problemu z odpowiedzią. Deficyt czegoś tam. Tak tutaj mamy motyw, że zabrakło książek niejakiego Dmitrija Gromowa. W książce był to pisarz, postać fikcyjna, bo to na pewno nie jest jeden z dwojga twórców działających pod pseudonimem Henry Lion Oldi, niezbyt wysokich lotów intelektualnych. Ten fikcyjny Gromow zmarły w roku 1980 napisał 7 książek, każda wydawana została w milionach egzemplarzy, ale po śmierci autor wypadł z obiegu i jego książki szły na przemiał tylko po to, żeby wydawane zostawały inne książki. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby, jak się okazało te nieliczne egzemplarze, zwane księgami, które ocalały mają w sobie moc niemal magiczną. Po prostu wpływają w bardzo silny sposób, psychiczny i fizyczny, zdarzały się nawet ozdrowieńcze cuda. A więc te książki stały się pilnie poszukiwanym skarbem, który trzeba zdobyć, jeżeli brak to z bronią w ręku i dobrze chronić w twierdzach w dosłownym tego słowa znaczeniu, zwanymi bibliotekami. A że jak wspomniałem książki Gromowa są tak deficytowe, że mają status białych kruków, to wojny między bibliotekami były na porządku dziennym.


Książka najpierw zaskakuje tymi surrealistycznymi obrazami historii książek Gromowa, a dalej jak powstały pierwsze biblioteki i jak sformułowała się Rada Bibliotek na której czele stanęli byli więźniowie Gułagu Szuliga i Łagudunow, pierwsi czytelnicy dzieł Gromowa. To akurat również specyfika rzeczywistego jak najbardziej radzieckiego socrealizmu, że najlepsza biblioteka w ZSRR była w Moskiewskim więzieniu Łubianka, a i pewnie sybirskie zony były też całkiem możliwie zaopatrzone w tzw. literaturę zakazaną. A więc paradoksalnie ten książkowy surrealizm wiele od rzeczywistości nie odbiegał. To była specyfika tego chorego systemu. Autor w ten sposób pisząc o bibliotekach twierdzach miał zamiar opisać system komunistyczny i postkomunistyczny w Rosji. Oczywiście w zapewne w taki sposób, żeby to przeszło, a wszystko co trzeba zostało dokładnie zmetaforyzowane. 


Dalej w drugiej i trzeciej części książki mamy losy Aleksieja, który dowiaduje się, że zmarł jego stryj Maksym i to jemu jest przeznaczone zostać bibliotekarzem, przechodzi więc przez wszystkie szczeble w bibliotece w Kołontajsku, oczywiście wykazuje się w boju, tłucze wrogów równo jak leci. Ten opis kariery Aleksieja jest mniej ciekawy, choć zapewne dla samego autora to jest ważne, jako sposób opisania stosunków społecznych panujących w kraju. 


Książkę oceniam na nieco ponad przeciętną i zalecam sięgnięcie po nią z bibliotecznej lub księgarskiej półki. Warto.
 Erc  Zerki - Evski 


Empaton - Pierwotne wynaturzenie 


cykl: Empaton, t. 1 



Wydawnictwo: CayyaR ( nakład autorski )
Data wydania; 2015 r. ( promocja książki ) 
ISBN: 9788394153816
liczba str. : 410 
tytuł oryginału: -----------
tłumaczenie: ------------ 
kategoria: fantastyka, science fiction, thriller/sensacja/ kryminał



recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:





 https://www.empaton.pl/ -strona autora                                                
                                                                             





Przyznaję, Nie cierpię czytać cykli literackich w częściach, a nie w całości, tak jak się powinno czytać,  żeby spokojnie rozważyć całość. Oczywiście, nie  o to chodzi, że z jednego tomu nie da się nic wywnioskować, bo to jest możliwe, ale z mojego czytelniczego doświadczenia wynika, są takie cykle, że po prostu bez całokształtu trudno dojść o co tu w ogóle chodzi. A ten cykl należy niewątpliwe do tego typu książek. Cykl „Empaton”, autor o pseudonimie Erc Zerki - Evski rozplanował na trylogię. 


Na szczęście  również sam autor postanowił ułatwić nieco życie potencjalnym recenzentom literackim nawiązaniem do słynnej „Diuny” Franka Herberta. Przyznaję mnie to zaszokowało, bo jednak są to książki z kompletnie innej bajki. „Diuna”, wiadomo to klasyk science fiction, a „Empaton” to taka mieszanka sensacji, nawet horroru, z thrillerem politycznym, a także pojawiają się motywy znane z science fiction. A to dlatego  mamy wyraźne elementy science fiction, ponieważ za tym  zamieszaniem stoją jacyś Obcy. Zapewne autor niczym inny wytrawny klasyk science fiction Clarke ma zamiar wyjaśnić kwestię, w kolejnych tomach i zabawić się w rozpracowywanie kwestii kosmologicznych. Ale to tylko moje spekulacje recenzenckie, wrócę do tematu jeżeli będę miał okazję zajmować się kolejnymi częściami tej książki. No dobra skoro jak piszę, że „Diuna” i „Empaton" to zupełnie inne książki, to co ma piernik do wiatraka, co te książki mają wspólnego ze sobą? A mianowicie koncepcja Kwisath Haderach, a więc koncepcja, nadczłowieka, herosa, mesjasza. Oczywiście błędne jest stwierdzenie, że to tylko i wyłącznie owoc filozoficznych spekulacji Nietzschego. Bo ta koncepcja właściwie jest stara jak świat, wytworzyła ją starożytna kultura helleńska, do której jawnie nawiązało zresztą chrześcijaństwo. Oczywiście inna była rola greckich półbogów i herosów, a inna misja Jezusa Chrystusa, ale to dzieło chrześcijańskiego mistrza zostało tak zdefiniowane, żeby poganie z całego Imperium Rzymskiego byli w stanie zrozumieć o co tutaj chodzi. A więc mimo, że chrześcijaństwo podobnie jak wcześniej judaizm, było w opozycji do cywilizacji Grecko – Rzymskiej, musiał z konieczności odwoływać się do kultury i filozofii antycznej, inaczej misja nawracania, i w efekcie zdobycia dominującej pozycji by się nie powiodła. 


Problem tkwi w tym, że czytelnik nie ma pojęcia na czym ta misja tego herosa ma polegać? Bohater występuje po wieloma oznaczeniami, On, Fiut, Empaton, to te najdelikatniejsze z możliwych. To wynaturzone indywiduum ponoć nazywa się Vadim Detschkov, głowy nie daję za poprawność zapisu, bowiem pojawia się tylko raz w książce. Koniecznie trzeba stwierdzić, że On jest bohaterem zdecydowanie negatywnym. Otóż to dokładnie ten potwór korzystając z pewnych specyficznych zdolności opanowywania umysłów odpowiada za katastrofę samolotu w Berlinie, na lotnisku i w samolocie ginie około tysiąca osób. 


Oczywiście wszystkie możliwe służby specjalne próbują dorwać drania, ale nie jest takie proste, skoro on może włazić w umysły i podporządkowywać sobie innych ludzi. W tej katastrofie wlazł do umysłu pilota, i podśpiewując uderza w terminal na lotnisku, w między czasie zabija kolegę śrubokrętem, a więc pierwszym lepszym narzędziem, który wpadł mu w ręce. I dalej to już tylko bum!!!


Nie da się nic zrobić? Ciężka sprawa, ale się da, próbuje szczęścia niejaka Tseh, która jak się okazuje ma zbliżone, wynaturzone, zdolności, i tylko ona jest w stanie tak trudnego przeciwnika pokonać. Jak było? Ani myślę zdradzać, bo zepsułbym wam drodzy czytelnicy całą przyjemność czytania tej książki. On myli się myśląc, że genialny umysł ma Mona koleżanka Tseh z pracy a prywatnie kochanka. Dzięki tej pomyłce prawdopodobnie Tseh udało się przeżyć, a potem już nastawiała się na to, że czeka ją batalia, bo tylko ona jest w stanie  wroga  pokonać.


W cały interes między wódkę a zakąskę wmieszała się tajemnica organizacja terrorystyczna, radykalni ekolodzy, którzy mają zamiar wytłuc 99 % populacji ludzkiej. Max i Dawid szefowie tej grupy precyzyjnie realizują swój plan, ściągają na jedną z wysp na morzu Czerwonym najważniejsze osoby na globie i częstują tajemniczą miksturą, która ma ich zarazić tajemniczą chorobą, wystarczy drobna zmiana w kodzie DNA i w krótkim czasie niemal ludzie maja zachorować i umrzeć. Ci radykalni ekolodzy  postanowili zabawić się w Boga i przyszykować ludzkości armagedon. Zarówno terroryści, jak i Empaton mają wspólnych wrogów. Teoretycznie jedni i drudzy mogli uznać to za sprzyjającą okoliczność i dokonać zwarcia szeregów. Jednak nie jedni i drudzy, to nie ten typ ludzi, oni potrzebują działać i chwałę zachowywać tylko dla siebie. Empaton wkurzył się, że tamci są uważani za największe zagrożenie. Podobnie terroryści odwdzięczali się dokładnie tym samym odczuciem w stosunku do Empatona, bowiem   wkurzało ich, że jakiś popapraniec wpakował się w ich niecny plan zabicia miliardów ludzi. Widać jedni i drudzy chcąc całą chwałę zachować dla siebie denerwowali się, że ktoś miesza im szyki w tej iście szatańskiej robocie. 


Ta książka „Empaton - pierwotne wynaturzenie" ma jakby dwie warstwy. W jednej to są fajerwerki, typu zamach lotniczy i kilka innych równie ciekawych atrakcji. A dalej mamy to co robią obydwaj przeciwnicy, czyli wywiad, wojsko, policja przeciwko radykalnym ekologim i Empatonowi.  Natomiast  druga warstwa ksiażki, to wszystko jest elementem wojny psychologicznej, czytelnik ma wrażenie, że o wiele ważniejszej niż to co się dzieje dookoła. Wszystko dzieje się w umysłach poszczególnych postaci. I dokładnie pod tym kątem rozpatrując wszystkie zdarzenia okazuje się, że książka jest niesamowita i wyjątkowa. 


Warto przeczytać. Polecam. 



środa, 8 kwietnia 2015

 Zdzisław Brałkowski,  


Syberia, inny świat 


Wydawnictwo:  Novae Res 
Data wydania: 2015 r. ( promocja książki ) 
ISBN: 9788379426706
liczba str. 236 
tytuł oryginału: ----------
tłumaczenie: ------------
kategoria: biografia, książki  podróżnicze


recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:




Novae Res -wydawca książki 



                                                                                                           

Tym razem w ramach recenzenckiej przygody w akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają” trafiłem na interesującą książkę zatytułowaną „Syberia, inny świat” z jednej strony jest to zapis wspomnień autora z podróży do Syberii, a z drugiej, mimo wszystko, jest to klasyczna książka podróżnicza. Autor, pedagog z wykształcenia, i w tamtym czasie komendant Ochotniczego Hufca pracy w Toruniu. Ta organizacja zajmuje się, bo nadal działa, zapewnianiem pracy młodym ludziom, a za komuny były to wymiany międzynarodowe młodzieży. I o tym autor pisze, pewnego dnia autor dostał tzw. propozycję nie do odrzucenia.
Wyjazd na wschód do ZSRR, na daleką Syberię, gdzieś w sam środek, w okolicach Nowosybirska. Młodzież miała pracować na polach, i tu opisuje trudności z tym związane, część młodzieży to były dzieci decydentów, sekretarzy partyjnych różnych szczebli itp. Oni mieli najciężej, bo do ciężkiej, fizycznej harówki musieli się przystosować. Ale jak autor podsumowuje, skoro człowiek podbił cały glob, to jest w stanie znieść wszystko, i ta młodzież jakoś dała radę. A więc z jednej strony mamy opowieść o przeżyciach i problemach samego autora i grupki młodzieży, grupa koedukacyjna 30 osób, 15 chłopców i 15 dziewcząt. Niby to sąsiedni kraj, teoretycznie Europejski, ale trafili do Azji, do sowchozu gdzieś na wsi, byli to ludzie o mentalności klasycznego homo sovieticius. My Polacy niby też byliśmy w tym samym obozie geopolitycznym, Układzie Warszawskim, ale jednak stopień przeorania ideologiczno - mentalnościowego był zupełnie inny. 


I do tego właśnie się wszystko sprowadza, do rozpracowania tych różnic mentalnościowych, o próbach dogania się, i nie chodzi o barierę językową, bo język rosyjski był obowiązkowy i w lepszym czy gorszym stopniu był powszechnie znany, a że nasze języki są dość podobne, to i bez biegłej znajomości idzie jakoś się dogadać. A więc chodzi o różnice mentalnościowe, pewne pojęcia definiowane tak samo, znaczą zupełnie co innego np. jajecznica, u nas to po prostu wiadomo, danie które zawiera przede wszystkim jajka plus jakieś tam drobiazgi ewentualnie, a tam drobiazgi, głównie kasza plus jajka, a więc dokładnie w odwrotnej proporcji. 60 jajek dla 30 osób, to u nich był szczyt kulinarnego burżujstwa, bo przecież jajko aż 25 kopiejek kosztuje. To detal, ale doskonale obrazuje te różnice mentalnościowe. Podobieństwa też są, Zdzisław, czyli autor musiał się poświecić, żeby załatwić naprawdę skomplikowaną sprawę, bo groziła całej ekipie, wyprawa w głąb Syberii w innym charakterze, zamiast powrót do kraju, i po prostu wypić morze wódki z kim trzeba. A wtedy sprawa skomplikowana okazała się banalnie prosta. Końca można się domyślić, skoro ta książka powstała, jak pojechali, tak i wszyscy szczęśliwie wrócili. Autor musiał złożyć raport, był oskarżany przez władzę partyjne, o konfabulacje i ideologiczny sabotaż, bo jak to np. „kobiety radzieckie nie noszą podpasek!” . Dopiero się wydało, że autor nie naściemniał jak wróciła druga ekipa, i raport był podobny.


Autor, mimo tych wszystkich trudności jakie wszyscy zastali tam na miejscu, z sympatią wspomina, ten wyjazd i postanowił podzielić się wrażeniami pisząc ta naprawdę wyjątkową książkę. Warto, a nawet trzeba ją przeczytać. Polecam. 



 Marcin Radwański, 



Nieprzypadkowa ofiara 




Wydawnictwo:  Wydawnictwo Internetowe e-bookowo 
Data wydania: 2014 r. 
ISBN:   9788378594017
liczba str. 202
tytuł oryginału: -----------
tłumaczenie: ----------
kategoria: thrller, sensacja, kryminał 



recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:





Wydawnictwo internetowe e-bookowo - wydawca książki 


                                                     


Przyznaje mam pewna trudność z recenzenckim oszacowaniem czy ta książka jest dobra, bo po prostu czytanie kryminałów nie należy do moich zainteresowań czytelniczych, i po lekturze odnoszę wrażenie, że te moje preferencje czytelnicze są jak najbardziej słuszne. Oczywiście nie kwestionuję faktu, że nie ma dobrych kryminałów, bo mam świadomość, że każdy gatunek ma książki wybitne, ale także zdarzają się książki o których lepiej dość oględnie mówiąc lepiej jak najszybciej zapomnieć. I tej książce bliżej do tej drugiej strony medalu. To jest po prostu słaba książka, mimo, że czyta się ją dość dobrze i szybko, ale to zapewne specyfika tego typu literatury. 


Czytelnik ma wrażenie, że autor ma niewiele do powiedzenia, skoro książkę, która ma ledwie 200 stron pisze, metaforyzując, na tzw. wagę, jakieś 2/3 treści spokojnie nadaje się do kosza. Autor lepiej by zrobił gdyby napisał jakieś opowiadanie na 50 stron i byłoby to dobre, i opublikował to w jakimś zbiorze opowiadań niż napisał coś takiego co my tu mamy. Książka jest przesycona opisami libacji alkoholowych z upajaniem się twardymi narkotykami. Autor uatrakcyjnił tą zabawę czytelniczą scenami erotycznymi. Nie wiem co autor chciał przez to osiągnąć, mogę tylko się domyślać. Jednak w tym wszystkim zagubił główny wątek opowieści, który jest chaotyczny i przypadkowy, tak samo jak rozwikłanie sprawy. To rozczarowuje, bo więcej w tym przypadku niż przemyślanego działania. 


Czytelnik ma wrażenie, że śledztwo prowadzi koleś o pseudonimie Laska z filmu „Chłopaki nie płaczą” niż Krzysztof Chmura, literat i osoba wykształcona. Nawet jeżeli główny bohater nadużywa alkoholu i zdarza mu się ćpać, to jednak powinien mieć w sobie więcej intelektu, a nie dziwić się jak jakiś dres, że jego kolega Adam, redaktor lokalnej gazety, ma tyle książek i kiedy on to czyta. A więc postać głównego bohatera jest po prostu niespójna logicznie. Krzysztof, sam będąc biedny, na swoich książkach za bardzo się nie dorobił, ma kobietę, bogatą biznesmenkę Agnieszkę, a więc powinien robić wszystko, żeby ta miłość przetrwała, bo nawet jeżeli można podejrzewać, że Agnieszka ma kogoś na boku, to Krzysztof powinien znaleźć w sobie siły, żeby o ten związek walczyć. A on nie, pomijając jego fatalną postawę, przede wszystkim notoryczne upijanie się, to jeszcze chętnie korzysta z innych okazji, żeby zaspokajać swoje potrzeby natury erotycznej. W końcu ucieka jak tchórz od Agnieszki. Nawet jeżeli pobił jej ojca, bo miał swoje powody, uzasadnione podejrzenie, że pan Malczewski macza brudne paluszki w głównym wątku kryminalnym, powinien zachować się jak mężczyzna i opowiedzieć ukochanej jak było. 


Wątek kryminalny jest dość sensowny, zaginął Robert Rutkowski, mąż Iwony, siostry Agnieszki, szybko padło przypuszczenie, że został porwany i jest gdzieś przetrzymywany. I tu już zaczynają się schody dla autora. Rutkowski został porwany. Przypuszczam, że porywa się zazwyczaj kogoś dla okupu, tu czegoś takiego nie ma, mamy motyw zemsty. Brak tu elementarnej logiki, bo jeżeli coś robi się z zemsty załatwia się sprawę z marszu, po prostu zabija się delikwenta, znikając jak najdalej i pozbywając się problemu, a nie przetrzymuje się tą osobę dla zabawy, czekając tylko na to, aż policja się upora z problemem i dorwie złoczyńców. 


No ale to widać charakteryzuje bohaterów Radwańskiego, oni po prostu nie używają mózgu. Czytelnik odnosi wrażenie, że autor chce napisać tzw. kryminał typu skandynawskiego, problem w tym, że wątek Darka i jego kumpli, nastolatków, osiedlowych żulików, nie wiąże się w żaden sposób z przygodami Krzysztofa Chmury, po za tym, że to te same miasto, w którym rozgrywa się akcja: Zielona Góra. Po prostu w pewnym momencie Darek i jego kompani znikają z książki. Po co oni tam w ogóle byli potrzebni? 


Podsumowując, ta książka kompletnie nie trzyma się kupy. Mam dobrą radę dla Ciebie mój drogi czytelniku, trzymaj się z daleka od tej książki. 


                     

niedziela, 5 kwietnia 2015

Roman Praszyński,  


Córka Wokulskiego


Wydawnictwo: nakład autorski 
Data wydania: 2014 r. ( promocja książki ) 
ISBN:    9788394065904
liczba str. : 401
tytuł oryginału:----------
tłumaczenie: ---------
kategoria: literatura współczesna 




  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:



Roman Praszyński - blog autora 





Ktoś kto czytał stosunkowo niedawno „Lalkę” Bolesława Prusa zapewne bardziej będzie zainteresowany tą książką, niż ktoś kto czytał lekturę szkolną wieki całe temu. U mnie to stare dzieje, a jednak jakieś wyczucie czytelnicze pozwoliło mi upomnieć się o tą książkę, żeby mi ją dostarczono do zrecenzowania w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.” Przy czym jedna uwaga, ja nie traktuje tej książki jako kontynuację, ale raczej dość swobodną wariację na temat co by było gdyby…


Oczywiście w „Lalce” jest niedopowiedziane, że Wokulski się powiesił, ale raczej jest to wielce prawdopodobne. Może ktoś będzie wiedział, pamiętał lepiej o de mnie, ale mam wrażenie, że Wokulski w obłąkańczo, niemal szaleńczy sposób był zakochany w kobiecie, która wyświadczała mu wielką łaskę i traktowała go troszkę lepiej jak powietrze, bo raczyła zauważyć istnienie takiego indywiduum.
A już motyw, że Wokulski mógł mieć jakąś córkę, i to nie jedyną, bo po drodze ujawniła się jeszcze jedna, wygląda na science fiction. Te trzy fakty, pewnie dałoby się ich doliczyć troszkę więcej, sprawiają, że samo istnienie tej książki jest mocno naciągane. Dlatego trzeba potraktować ja jako niezłą zabawę czytelniczą, autor nieźle namieszał konwencjami literackim i… napisał dobrą książkę. 


Główną bohaterką jest Natalia Pol, jak się dowiemy, córka, dobrze nam znanego z „Lalki” Wokulskiego. Autorka wylatuje z pracy, bo upadła w cyrku na linie. Nic jej się nie stało, ale jej szef Rublow, jest człowiekiem przesądnym, no wiecie, trzynastki, czarne kotki, i takie tam pierdoły, i wywala ją z roboty, uważając, że jest przeklęta i spali każdy numer. Czas pokazał, że ta ocena była pochopna, bo nie takie numery Natalia wyprawiała, jak np. ukradła zeszyt Kibalczyca, w którym ponoć był matematyczny zapis projektu rakiety, a takie coś mogłoby mieć znaczenie militarne i sprawić, że przyjaciele ze wschodu mieliby przewagę militarną, oberpolicjantowi Buturlinowi, bratu cara, faktycznego władcy Warszawy, stolicy Priwislanskiego kraju, jak nazywano wtedy, po powstaniu styczniowym, ziemie wchodzące w skład zaboru rosyjskiego. Ale wyprowadzenie cara Aleksandra III z jego własnej sypialni, i władca imperium szedł za Natalią niczym Azorek na smyczy, to dopiero był majstersztyk. Wcześniej musiała się wykazać swoimi kaskaderskimi umiejętnościami rzecz jasna. 


Oczywiście czytelnik znajdzie tutaj multum nawiązań do lektury, im ktoś ma w lepszej pamięci dzieło Bolesława Prusa znajdzie tego więcej. Najbardziej czytelnika interesi, czy Wokulski spotka Izabelę Łęcką? Spotykają się w przedziwnych okolicznościach. On wcielił się w żula, widać milionerka, jako styl życia, mu się znudziła, to dla odmiany wybrał menelkę, i paradoksalnie dla Izabeli Łęckiej był więcej wart. Ona też swoje przeszła, zwolennicy czytania o seksie znajdą tu sporo atrakcji, choć nie stanowią one o sensie i całokształcie książki, występuje tutaj jako wyrachowana oszustka, specjalistka od hipnotyzowania seksem. Izabela pyta się Wokulskiego co ma zrobić? Odpowiedź jest krótka, zniknij wreszcie!!! Potem się rozstają, dostaje 2 złote imperiały, przyzwoita sumka, jak na żebraczą jałmużnę, które zapewne szybko przepija. 


Z mojej perspektywy ciekawe były opisy Warszawy, roku 1884, mentalności ludzi, rozważania natury filozoficznej, są tu takowe, a także o historii, chociażby o tym, że wynalazki to diabelski wynalazek, bo oprócz tego, że są dobre, to będzie to co było w XX i XXI wieku, uprzemysłowienie śmierci i atomówki. Oczywiście można to uznać za przejaw szaleństwa samego Wokulskiego, że miał takie kasandryczne wizje, ale z drugiej strony ile wizji science fiction powoli staje się rzeczywistością? A to o czym mowa, z perspektywy końca XIX wieku dało się przewidzieć. W końcu Wells zacznie publikować kilkanaście lat później i opisze w „Wojnie światów” wojnę totalną. A więc miał zdecydowanie więcej wyobraźni niż politycy, którzy wywołali pierwszą i drugą wojnę światową.


Książkę warto przeczytać. Polecam.





czwartek, 2 kwietnia 2015

 A. P. Ekiel,


Królestwo pięciu księstw 




Wydawnictwo:   Novae Res 
Data wydania: 2015 r. ( recenzja przedpremierowa ) 
ISBN ;  9788979426409
liczba str. : 554
tytuł oryginału:  -------------
tłumaczenie: -------------
kategoria: fantastyka, historia alternatywna 





  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:




Novae Res -wydawca książki 

                                                      
  
Trafiłem na książkę zatytułowaną „Królestwo pięciu księstw” i to niewątpliwie było bardzo ciekawe przeżycie literackie. Świat wykreowany przez Ekiela, autora książki teoretycznie jest fantastyczny, choć czytelnik ma wrażenie, że jest bardzo bliski realnej historii alternatywnej. Wszak na początku rozbicia dzielnicowego było pięć księstw, potem ta liczba księstw się rozmnożyła do kosmicznych ilości. Alternatywność polega na tym, że co by było gdyby nie było roku 966. Nie trudno się domyślać, że chętnych, którzy są silniejsi i niezbyt przyjaźnie nastawieni nie zabrakłoby, żeby się z nami bardzo ładnie zabawić. Wszak wojaków aż ciągnie do wojaczki, łupów i gwałtów. A jak jeszcze się doda, że robi się to w imię wojny świętej i w efekcie pójdzie się do wymarzonego raju za te zbrojne wyczyny ku chwale Bożej. No to chętni sami się znajdą. Nie zapominajmy, że ludzie średniowiecza byli bardzo głęboko wierzący. Tak się robiło w tych czasach politykę. Wszak Krzyżacy na siłę szukali pogan, nawet tam gdzie nikt nie było i byli rozgrzeszani. 


Tutaj w książce mamy symonitów, a więc pewną frakcję religijną. Samo słowo chrześcijaństwo do tego się odnosiło, że miała to być frakcja judaizmu, to miano my chrześcijanie zawdzięczamy wrogom chrześcijan, dotyczyło pierwotnie wyznawców Chrystusa z Antiochii, a potem ta nazwa się rozniosła po świecie i już tak zostało. W tej rzeczywistości Jezus Chrystus się pojawił, ale ten kult szybko zaniknął, natomiast symonici to wyznawcy Szymona maga, nazywani przez wrogów byli jednobogami, oprócz rzecz jasna obelżywych określeń. Stworzyli oni Imperium Ceasarstwo Symonitów, szli jak burza podbijając kolejne ziemie. Tym razem na dworze cesarza Eutychiona I Bogobojnego padła idea, trzeba wreszcie podbić Królestwo pięciu księstw.  Analitycy wojskowi wyspekulowali, że co prawda wróg jest podzielony, ale w takiej sprawie jak wojna o przetrwanie mogą się zjednoczyć, a wtedy to może być naprawdę ciężka przeprawa. Za pionka w tej rozgrywce robiła księżna Erselba, zwaną Piękna Panią, której marzeniem był eliksir wiecznej młodości. Ciekawe skąd symonici wynaleźli czarownicę Garwaldę, pewnie szantażem lub sowitą zapłatą dało się z niej zrobić szpiega na usługach cesarstwa. Widać Piękna Pani była na tyle naiwna, że dała się w tą podpuchę wciągnąć. Garwalda obiecała swojej księżnej, że zrobi ten eliksir, ale potrzebna jest krew dawnych królów ,a znakomicie nadaje się do tej roli krew Bolesława syna wielkiego księcia Jarogniewa Statecznego. Młody książę w trymiga został porwany i polityczne przepychanki się zaczęły. Doszło do wojny, tyle, że nie do takiej na jakiej zależało symonitom, że książęta się pozabijają, a ci wejdą na gotowe praktycznie. Bolesław zdołał uwolnić i przestrzegł ojca, i innych książąt, że wróg szykuje się do wojny i trzeba działać razem. Dochodzi do starcia i co z tego wyniknie? A to już zobaczcie sami moi drodzy czytelnicy. 


Książka jest bardzo ciekawa, choć w moim przekonaniu autor za bardzo wczuł się w pokazywanie losów księcia Bolesława, a za mało w rozważania historyczne, polityczne, no i batalistykę, tego jednak mogło być troszkę więcej. Wtedy kontekst byłby ciekawszy, ale i tak ta książka jest całkiem przyzwoita.
Ocena nieco powyżej przeciętnej. Warto przeczytać
.