niedziela, 25 stycznia 2015

Dariusz Spychalski, 



Krzyżacki poker 



cykl: Krzyżacki poker, t. 2 
( zrecenzowałem całość )


Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2005 r.
ISBN: 9788389011657
liczba str. : 276
tytuł oryginału; ---------
tłumaczenie: --------
kategoria: fantastyka, historia alternatywna


(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/36713/krzyzacki-poker-tom-2/opinia/640439#opinia640439 )                                                                                                                                                       



Dobra książka warto ją przeczytać? Mamy tu do czynienia z wizja historii alternatywnej, a takie, żeby były dobre, muszą być spójne i logiczne przede wszystkim, w tym widzę podobieństwo do rozważań filozofii historii. 


A w tej książce o której mowa kilka niedociągnięć ja tu widzę. Co jest dobre, parę fajnych pomysłów jest, choć nie całkiem nowatorskich. Rzeczpospolita jest potęgą, jednym z największych mocarstw, przypomina granicę I RP a nawet trochę więcej, sięga od morza do morza, a nawet ma kolonię w Afryce, to jest akurat nowatorskie, z tym pomysłem się nie spotkałem w literaturze. Są Krzyżacy. którzy nie wiedzieć jakim czortem się uchowali przez kilkaset lat, ale jeszcze bardziej zadziwiające jest, że uchowali się do XX stulecia Prusowie, czy to jest możliwe? Raczej mało realne moim zdaniem.


Nie ma w książce nic mowy o Ameryce, która do XX wieku musiała zostać odkryta, bo nawet jeżeli nikt by nie dopłynął, to wykryłyby ją w końcu satelity. A jaką rolę odgrywały Chiny? Jakaś w globalnej polityce odgrywać musiały skoro Zachód jest opanowany przez kalifaty Islamskie? Albo dobrze żyją z Islamistami, albo prowadzą z nimi wojny? No i jakim były stosunku z Rzeczpospolitą? Czy były jeszcze jakieś inne mocarstwa oprócz państw Islamskich? Czy jakieś znaczenie miała Rosja i Niemcy? O Niemcach wiemy, że są nadal podzielone na ok 300 państw, a o Rosji, że jest biednym krajem, bo kto może ucieka stamtąd do Rzeczpospolitej do pracy.


Ale przejdźmy do konkretów, czyli do samej akcji?
Mamy rok 1955 Krzyżacy od pokoju Toruńskiego sprzed 200 lat są lennem. Trochę to przypomina XVI wiek przeniesiony we współczesne realia, trochę aż za bardzo, historia uległa zmianom i fluktuacjom, a tu mamy sytuację, jakby przez 500 lat była stagnacja, czyli niewiele się zmieniło. Z tą różnicą, że Zachód Europy wszedł w orbitę Islamu? Czy to mogłoby być możliwe?
Nie bardzo wiadomo kiedy do tego doszło, więc trudno się ustosunkować do tej kwestii. 


Najbardziej intrygującą kwestią jest problem atomówki, że została wynaleziona w warunkach mało sprzyjających, w konspiracji przez Anglika na uczelni w Dublinie, części kalifatu Irlandzkiego, bo nie bardzo to było zgodne z Koranem? No i co ktoś wynajduje broń, która może doprowadzić do zagłady największy kraj nawet i Rzeczpospolita jako największe mocarstwo o tym się nie dowiedziało zawczasu? Zapewne wysyłali wszędzie gdzie się dało szpiegów? Co szpiedzy Krzyżaccy byli lepsi od Polaków? Jeżeli tak to dlaczego naukowca i jego broń przejęli Krzyżacy? Przecież byli małym prowincjonalnym państewkiem od Rzeczypospolitej uzależnionym i gdyby utrzymywali dobrą agencję wywiadowczą Rzeczypospolita zawczasu by tego nie spacyfikowała? Nie ma o tym mowy jak do tego doszło? Co w wywiadzie pracują sami ignoranci jak to próbuje autor wmówić? Przecież zostali by z marszu rozstrzelani za coś takiego. Więc niemożliwe było takie zachowanie, które mogło doprowadzić do tego, że przez głupotę jednego czy drugiego asa wywiadu mogły zostać nadszarpnięte interesy kraju, to samo zrobiłoby CIA, KGB czy Mosad? 


Tak tu chodzi o interesy imperium, a nie jakiegoś prowincjonalnego państewka, więc do służb musieli trafiać najlepsi specjaliści. Moim zdaniem amatorką trąci fakt, że coś takiego jak broń atomowa Krzyżacy chowali na farmie, którą byle kto mógł odbić. Głowic atomowych były 4, jedna wybuchła na morzu, druga miała wybuchnąć też na morzu, ale bliżej Gdańska, 3 została wywieziona na południe kraju, a więc jakieś 600, 700 km jechała tirem. Aż dziwne, że nie wybuchła po drodze? No i 4 uchowała się na tej farmie. No i po za tym czy Krzyżacy byliby szaleńcami, że szliby z motyką na Słońce? Nawet gdyby wybuchły te wszystkie 4 atomówki, to wynika z tego, że Rzeczypospolita i tak byłaby w stanie zrobić porządek z nimi w ciągu godziny i zrobiliby z Królewca i Olsztyna 29 województwo? I nie wahałaby się tego zrobić? Tchórze ani głupcy Rzeczpospolitą nie rządzili mimo, że Lwów nowa stolica państwa leży trochę dalej od Warszawy? Moim zdaniem to się kompletnie kupy nie trzyma...


Zaletą tej książki jest dobra narracja, że dobrze się ją czyta, dlatego mimo niedociągnięć warto zerknąć do tej książki.
 Pietro de Paoli, 


Watykan 2035



Wydawnictwo:Albatros - Andrzej Kuryłowicz
Data wydania: 2008 r.
ISBN:   9788373594531
liczba str.: 527
tytuł oryginału: Vatican 2035
tłumaczenie: Barbara Janicka, Wiktoria Melech
kategoria: literatura współczesna, historia alternatywna


(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:   

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/57102/watykan-2035/opinia/642614#opinia642614   )     






Wyjątkowa książka anonimowego autora, przedstawionego nam czytelnikom jako wysokiego  rangą dostojnika Watykańskiego.  Jestem przekonany, że każdy powinien ją przeczytać. 



Teoretycznie to jest powieść, biografia świętego przyszłości, inżyniera Giuseppe Lombardiego, męża, ojca dwóch  córek, duchownego nowych czasów, teologa i filozofa, a wreszcie papieża Tomasza I, dwukrotnego laureata pokojowej nagrody Nobla, za pojednanie Palestyńsko- Izraelskie, a przez to również dialog międzyreligijny, bo wchodziła przecież w grę opieka nad miejscami świętymi, dla kilku religii, a które jak wiadomo przynajmniej od polowy poprzedniego stulecia są na beczce prochu, więc niełatwo tutaj nawet o wysadzenie ściany płaczu, czy poważne uszkodzenie meczetu ważnego dla Islamu. Właśnie w ten dialog w które przyszły papież miał wkład. Co ciekawe jest tu przedstawione, że często szybciej potrafił się porozumieć z Islamem niż z chrześcijanami. Myślę, że chodzi tu o obalenie pewnego stereotypu, że z Islamem nie należy rozmawiać za pomocą kul karabinowych, czołgów, bomb itd...




Autor stara się przekonać, niezależnie do tego jak to jest dla nas ludzi Zachodu, trudne, niewyobrażalne, że można, a nawet trzeba ze światem islamskim dialogować. Ta książka to nie jest typowa biografia, nie dlatego, że jest fikcyjna, ale istotniejsza jest problematyka wiary i kierunku w jakim podążąć będzie Kościół w najbliższych dziesięcioleciach?




W książce zawartych jest mnóstwo pytań natury filozoficznej i teologicznej i jednocześnie pytanie czy Kościół musi odpowiadać na nie tak jak do tej pory. Czy są możliwe jakieś zmiany?, jakieś reformy?, i co ważne, jakie to będzie miało wpływ zarówno na instytucję Kościoła?, jak i pojedynczych wiernych? Czyli mamy kolejne pytania.




Autor napisał również sporo o świecie allternatywnym I połowy XXI wieku, a więc przewidywań jak mogą potoczyć się pewne procesy historyczne, polityczne, społeczne, a związku z tym jaka powinna być w tym rola Kościoła. To  wszystko sprawia, że czytelnik ma do czynienia z interesującą książka, choć trudno mi powiedzieć czy takie zmiany jak proponuje autor są realne, czy możliwa jest, w tak krótkim czasie, a więc jeszcze za naszego życia, tak gruntowna reforma Kościoła?  Myślę, że jest to swego rodzaju prowokacja intelektualna, przyczynek do dyskusji i polemik na niełatwe przecież tematy wiary.


Co ciekawe książka jest napisana zadziwiająco przystępnie, ale warto tą ksiażkę przeczytać w skupieniu, starać się wychwycić z niej jak najwięcej, wrócić z raz czy dwa, bo po kolejnym przeczytaniu odbiera się ja zupełnie inaczej, a to przez to, że refleksje tam zawarte są niezwykle głębokie. Jest to bardzo mądra książka, ponieważ problemy nie są przedstawione w formie typowego dyskursu naukowego, czytelnego dla środowisk akademickich, ale zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika. To jest duży walor tej książki i wielka sztuka napisać tak głęboką i wartościową książkę w tak komunikatywnym stylu. Ja miałem wrazęnie, że to jest rodzaj rozmowy z czytelnikiem. 


Polecam *









Ad.

* Tutaj adnotację warto zamieścić ( rok 2015, pontyfikat papieża Franciszka )  Chodzi o to, że w książce pojawia się motyw, że papież Benedykt XVI ogłosi rezygnację. Jasne, że można się domyślać, że duchowny dostojnik nie chciał szefowi podpaść to po pierwsze, a po drugie, zapewne to mu lepiej pasowało do koncepcji literackiej. Ale jednak sam  fakt, że coś takiego się pojawiło i to na początku pontyfikatu papieża Benedykta XVI, kiedy książka była pisana, warty jest odnotowania. Świadczy to o wybitnych  zdolnościach analitycznych autora.



sobota, 24 stycznia 2015

Brandon Sanderson, 


Słowa światłości  


cykl: Archiwum burzowego światła, t.  2
 

Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2014 r.  
ISBN:  9788374804660
liczba str.  : 960
tytuł oryginału:  Words of Radiance
tłumaczenie: Anna Studniarek
kategoria: fantastyka, fantasy  

(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

lubimyczytac.pl/ksiazka/221180/slowa-swiatlosci/opinia/23105372#opinia23105372   )  





Kontynuuję czytanie cyklu „Archiwum burzowego światła” i po prostu zachwycam się tą niezwykłą koncepcją fantastyczną Sandersona, choć po prawdzie czuć, że to dopiero początek czytelniczej imprezy, to o tyle zaskakujące, że mam już za sobą prawie 2000 str. Teraz przeczytałem „Słowa światłości”, a czytając delektuję się tą książką niczym jakąś wyrafinowaną potrawą. Wynika z tego co tu się dowiaduję, że zamierzenia co do tego cyklu autor ma niezwykle ambitne i mam nadzieję, jestem o tym przekonany, że Sanderson podoła temu wyzwaniu. 
 

Ciekawe jest to u Sandersona, że on w równie fascynujący sposób opisuję jasnookich, jak i ciemnookich, a więc jedni to elita, a drudzy zwyczajni ludzie. Sam król Elbokar przyznaje, że on przy Kaladinie, byłym niewolniku, było nie było, wymięka. Jak mówi to on powinien rządzić, bo ma do tego lepsze kompetencje. To uznanie Kaladina jest fascynujące, bo przecież panowie nie dość, że się nie lubią, to się nie trawią. A jednak jakiś imperatyw kategoryczny nakazuje Kaladinowi ratować króla, zabijając przy tym kilku kumpli byłych mostowych. Czytelnik przeżywa emocjonalnie to co czyta, ja miałem ochotę wysłać do diabła autora za to, że namieszał ze śmiercią Jasnah Kholin. To niezwykle ciekawa bohaterka, kobieta, intelektualistka, filozof. Ona wiedzie chociażby ze swoją uczennicą Shallan ciekawe dysputy filozoficzne dotyczące Ojca Burz, czyli Boga. Tego typu filozoficzne spekulacje uatrakcyjniają ten cykl. Zresztą wszelkie możliwe dociekania natury filozoficznej są tutaj facynujące. W końcu Jasnah Kholin przeżyła te atrakcje z zatonięciem statku, po prostu Jasnah dla siebie i Shallan wynajęła podwójną ilość kajut, przez co mordercy się pogubili i Jasnah nie dorwali. Dobrze, że to jest fantastyka i pozornie lub naprawdę zmarli bohaterowie będą się jeszcze pojawiać. W taki sposób zniknął i pojawi się ponownie skrytobójca Sheth, kłamca z Shinowaru, którego zadaniem jest wysyłanie na tamten świat różnych ważniaków. Jednak Sheth ma trudnego rywala, Kaladina, który jako potencjalny świetlisty rycerz ma olbrzymie zdolności, niemal naturalne. Dlatego dla akcji dalszych części cyklu dobrze, że Sheth żyje i czytelnikowi nie zabraknie brawurowych pojedynków chociażby z Kaladinem właśnie. Na razie świetlistych rycerzy mamy czterech; Kaladin, Shallan, Dalinar i Adolin. Świetliści rycerze to legendarne postaci z tego burzowego świata, niemal na miarę rycerzy króla Artura. Jednak jak wynika z tego postanowili powrócić, bo doszli do wniosku, że maja tu coś do załatwienia. Wcześniej odeszli będąc posądzani o tchórzostwo i zdradę. A po prawdzie uznali, że nadeszły normalne czasy i nie są potrzebni, bo ludzie sobie poradzą. Ale teraz wszystko się zmienia, ponownie przybyli pustkowcy i mają zamiar niezłe zamieszanie narobić. A więc szykuje się walka dobra ze złem i jak rozumiem to będzie coś o wiele gorszego niż wojna Aletkaru z Parhendimi.


 
Cholernie intrygujące jest to w tym cyklu, że bardzo duży nacisk autor kładzie na przeżycia wewnętrzne bohaterów. Kaladina poznajemy chyba najlepiej, ma on tutaj w tej części rozterki natury moralnej czy zabić króla, który jest słabym królem, czy jednak podjąć się zadania jakiego się podjąć bronić otoczenie arcyksięcia Dalinara, brata króla. Wcześniej właśnie jego mostowi uzyskali zaufanie przełożonych. Dla Kaladina był to niezwykły awans, był jedynym ciemnookim kapitanem. A w kolejnej części jak się domyślamy Kaladin będzie występował już jako jeden ze świetlistych rycerzy. Oczywiście mamy kontynuację losów innych bohaterów, chociażby Shallan, jej koleje losu również są niezwykle ciekawe, z uczennicy Jasnah trafia na dwór arcyksięcia Dalinara, zostaje narzeczoną jego syna Adolina. Teoretycznie jest biedna, należy do stosunkowo niezbyt wysoko sytuowanej rodziny jasnookich ale jednak posiada dar dusznikowania i parę innych niezwykłych talentów i zostaje świetlistym rycerzem. 

 

Książka jest niezwykle ciekawa, zamierzam kontynuować dalej czytanie tego cyklu. Polecam.
 Matthew Reilly, 


Nieuchwytny cel 


Wydawnictwo: Albatros - Andrzej Kuryłowicz
Data wydania: 2005 r. 
ISBN:  837359194X
liczba str.: 432
tytuł oryginału:  Scarecrow
tłumaczenie: Piotr Roman
kategoria: thriller, sensacja, kryminał 




(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/29592/nieuchwytny-cel/opinia/1399825#opinia1399825  )  





Bardzo dobra książka, czyta się bardzo dobrze. Jest dowodem na to, że gówno warte teorie spiskowe sprzedają się bardzo dobrze jeśli są ciekawie opisane.
 
Ciekawe jest to, że akcja książki pędzi jak pocisk wystrzelony z karabinu maszynowego, tak szybko, że trudno za nią nadążyć, wiodący wątek książki, prawie całość, toczy się przez raptem 24 godziny, to świadczy o kunszcie pisarskim autora, bo jednak jest czytelna, gustownie i z klasą napisana, w dodatku mamy pełno fajerwerków, niesamowitych wybuchów i sporo krwi, itd...


Jak wspomniałem jest to teoria spiskowa, motyw polega na tym, że 12 najbogatszych ludzi na świecie, zbiera się i ustawia wszystko na świecie, chociażby kto ma zostać prezydentem kraju, lub być obalonym albo zginąć gdy jest to wbrew interesom rady. Teraz tym bogatym panom z tego biznesowego gremium, nazywane tutaj M 12, bo zasiada w nim 12 wrednych typków, którzy chcą rządzić światem, uroiło się, że trzeba sprowokować kolejną światową wojenkę, bo przez to, że jest względny pokój na świecie zarabiają Coca Cola, McDonalds i inne koncerny produkujące dobra konsumpcyjne, a nie koncerny energetyczne i stalowe, wojskowe, żyjące z wojen. które Ci panowie z M 12 reprezentują. Powstała lista 15 najbardziej niebezpiecznych ludzi na świecie, z punktu widzenia interesów ludzi z M 12. Ludzie z tej niebezpiecznej listy, których przeznaczono do likwidacji, to wysoko wykwalifikowani specjaliści, pracownicy służb specjalnych kilku państw: USA, Wielkiej Brytanii, Izraela i krajów arabskich.
Główny bohater kapitan Shane Shofield, ma pecha i jednocześnie zaszczyt na tej liście się znaleźć, i musi zrobić wszystko, żeby przeżyć do południa, czasu Nowojorskiego, 26 października i spróbować ocalić świat. 


Więc najpierw akcja zaczyna się od seryjnych morderstw ludzi którzy na tej liście się znaleźli, za których wyznaczono wysokie nagrody, a na takowe zawsze znajdą się chętni.
No i zabawa się zaczyna... Morderstwa to początek terrorystycznego planu towarzystwa z M 12, potem od południa, tego samego 26 października jest realizacja dalszej jego części, wysłanie bomb atomowych na kilkanaście największych miast świata, w tym 4 amerykańskie, oraz na Mekkę święte miejsce Islamu, tylko po to, żeby spowodować kolejną 50 letnią wojnę z terroryzmem, bo oczywiście winą za to zamieszanie mieli być obarczeni Islamiści, no a Mekka, za to winę miał ponieść Izrael, no i globalna zadyma gotowa... 


Na szczęście angielskie i amerykańskie służby specjalne dowiedziały się o tej planowanej globalnej awanturze na tyle wcześnie, że jest możliwe uratowanie świata, choć czasu jest bardzo niewiele...
W szczegóły wdawać się nie ma co proszę zajrzeć do książki, której nie da się czytać dłużej niż 2, może 3 dni, bo czytelnik się w nią wciąga...


Polecam
 Anna Kasiuk, 


Piąte - nie zabijaj 


Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza 
Data wydania: 2014 r. ( promocja książki )
ISBN:   9788380116382
liczba str. : 248
tytuł oryginału; ------------
tłumaczenie: -------------
kategoria:  powieści obyczajowe


(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/233668/piate---nie-zabijaj/opinia/23690548#opinia23690548    )  


Warszawska Firma Wydawnicza - wydawca książki:

http://wfw.com.pl/

 


Na wstępie zacznę od tego, że powieści obyczajowe, to zdecydowanie nie moja tzw. bajka czytelnicza. Ta informacja jest o tyle istotna, że mi jako recenzentowi trudniej przychodzi analityczne rozpracowanie materiału z jakim mam do czynienia. Tak więc siłą rzeczy bazuję tutaj bardziej na swojej intuicji czytelniczej niż na konkretnym doświadczeniu czytelniczym. I dokładnie ten zmysł czytelniczy mówi mi, że ta książka jest przyzwoita. Niewątpliwie czytelnicy książek obyczajowych będą zachwyceni lekturą tej książki. Inni zapewne nieco mniej, choć moim zdaniem ta książka może się podobać. 


Jak sądzę w tym gatunku literatury obyczajowej nie jest istotna dynamika akcji, a większe akcenty autorzy rozkładają na przeżycia wewnętrzne bohaterów. Co nie znaczy, że w ogóle nie ma akcji, bo jednak coś się musi zadziać, żeby z tego mogły wyniknąć jakieś przeżycia wewnętrzne, które, używając wyrażenia nieco kolokwialnego, siedzą w głowach bohaterów nawet całymi latami. Tutaj, w książce „Piąte nie zabijaj”, główna bohaterka Agnieszka, lat 32, przeżywa przez wiele miesięcy śmierć swoich rodziców, z którymi była bardzo zżyta. Dla niej świat się po prostu zawalił. Agnieszka jest osobą samotną, z rodziny ma praktycznie tylko pięcioletniego brata Dawida. Z pozostałą rodziną rodzice utrzymywali dość rutynowe kontakty, może świata i niewiele po za tym. Agnieszka też nie ma jakiejś szczególnej potrzeby zwracania się do rodziny. Widać wyszła z założenia, że częściej można zaufać osobom kompletnie obcym niż własnej rodzinie. Agnieszka postanawia wyjechać w góry, na drugi koniec Polski, i nie idzie za tym, tylko i wyłącznie chęć budowy życia od nowa. Ale obawa o własne życie, bowiem jest świadkiem wypadku, jak przypuszcza było to sfingowane morderstwo i boi się, że mafia będzie ją ścigać. 


Agnieszka wyjeżdża poznaje nowych ludzi, jest to pensjonat prowadzony przez Anielę i jej trzech synów. W jednym z nich w Jacku się zakochuje. Główna bohaterka w trakcie długiego procesu poznawczego postanawia zaufać nowej rodzinie. Bo w zasadzie ci ludzie szybko stają się rodziną, wcale nie dlatego, że w jednym z mężczyzn Agnieszka się zakochała, a więc formalne wejście do rodziny to tylko kwestia czasu. Sama Aniela staje się dla Agnieszki kimś bliskim, matki zastąpić nie może, ale staje się bardzo dobrą przyjaciółką i powierniczką mniej lub bardziej skrytych damskich sekretów. 


W sumie wchodząc w niemal każdą dobrą relację, na tyle dobrą, że poznajemy psychikę drugiej osoby, siłą rzeczy zmierzamy się z osobowością tej poznawanej osoby i wynikającej z tego psychiką. Tutaj też tak się dzieje. Wszyscy mieszkańcy pensjonatu Anieli wraz z procesem poznawania Agnieszki poznają jej lęki prawdziwe i wydumane, jedne od drugich ciężko odróżnić, dotyczące śmierci rodziców. Wszyscy zaczynają dumać, czy ona aby nie świruje i nie potrzebuje specjalisty, oczywiście, że nie ma w tym złego, jeśli człowiek potrzebuje tego typu pomocy to lepiej, żeby ona miała miejsce, niż ktoś miałby się szarpać całe życie. Ale też trzeba podejść do sprawy rozważnie, tak jak zrobiła to rodzina Anieli, oni wyspekulowali, że trzeba Agnieszce pomóc, bo jakiekolwiek problemy ze światem przestępczym to nie są żarty. Dobrze, że nie zlekceważyli gadania Agnieszki i gdy zbiry rzeczywiście się pojawili, oni byli psychicznie gotowi do działania. Ani ukochany Jacek, ani reszta nowej rodziny nie zostawili Agnieszki w potrzebie. Pod tym katem sprawę rozpatrując to jest naprawdę cenna i wartościowa książka. 


Króciutko podsumowując książkę naprawdę dobrze się czyta, autorka świetnie wykreowała swoich bohaterów. Natomiast akcja książki została bardzo dobrze rozplanowana, wszystko z grubsza jest na swoim miejscu, nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń, o których zdarza mi się pisać w moich recenzjach. Dowodzi to tylko tego, że autorka napisała tą książką z tzw. głową, wszystko zostało dokładnie rozważona, przeanalizowane i napisane. 

 
Polecam.



piątek, 23 stycznia 2015

 Jacek Piekara, 


Alicja 


Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2010 r. 
ISBN:    9788375742008
liczba str.: 376
tłumaczenie: -----------
tytuł oryginału: ------------
kategoria: fantastyka



(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/52862/alicja/opinia/762901#opinia762901    )  




Ta książka mnie zadziwiła, bo na początku nie bardzo wiadomo o co chodzi. Główny bohater Aleks rozczula się nad sobą, że ma mało fajnie w życiu, bo nie ma pracy, ani pięniędzy, że coś tam pisze, jakieś scenariusze, które psu na budę kogokolwiek obchodzą. A jednocześnie dowiadujemy się, że kiedyś był inny, że był przebojowy itd, a przede wszystkim, że ma jakiś wybór, bo może podjąć przyzwoicie płatną pracę dziennikarza.  A jednak z jakiś przyczyn nie chce tej pracy podjąć, którą przecież już kiedyś wykonywał i można przypuszczać był w tym dobry. Jednak Aleks woli swoją biedną artystyczną egzystencję.


I nagle nie wiadomo skąd pojawia się Alicja! 

 
Tzn. wiemy poznali się jak zbiła szybę w mieszkaniu Aleksa grając w piłkę z koleżankami.  Kim jest Alicja? Wydaje sie, że jest zwykłą 14 latką, a jednak to nie jest prawda, bo Alicja jest niezwykła. Jest kimś w rodzaju anioła stróża Aleksa, a może genius loci? W każdym bądź razie przynosi szczęście Aleksowi. Bo okazuje się, że z dnia na dzień, dzięki interwencji Alicji scenariusze Aleksa zostaja docenione i z dnia na dzień Aleks staje się sławny i bogaty.
A więc czyżby Alicja była dżinem albo złotą rybką? 


Coś w tym jest skoro pomaga Aleksowi spełniać marzenia, choć nie całkiem bezinteresownie Aleks polubił tę dziewczynę i zaopiekował się nią. 


Dużo bardziej ciekawsza była druga część ksiażki jak Aleks trafił do ciemnego lasu, choć nie bardzo wiadomo jak to się stało i dlaczego musiał szukać Alicji? Nawet niewiadomo czy to się naprawdę wydarzyło? A jednak ta przypowieść o czarnym lesie ma swój urok. Nawiazanie do Alicji w krainie czarów wydaje się oczywiste. 


Ciekawa jest puenta tej zabawy, że w naszej głowie toczy się codziennie walka dobra ze złem i tylko od nas zależy jak ten metaforyczny las z naszej jaźni będzie wyglądał. Dziwne to jest to opowiadanie ale ma swój trochę bajkowy urok. 
Jak na dobrą bajkę przystało było coś o smoku, tyle...


Celowo zostawiam kropki, bo to już byłoby o dwa słowa za dużo.
Myślę, że warto do tej trochę dziwnej książki zajrzeć.
 Allan Folsom, 


Tożsamość 


Wydawnictwo: Albatros - Andrzej Kuryłowicz
Data wydania: 2005 r.
ISBN: 837359289X
liczba str. : 624
tytuł oryginału; The Exile
tłumaczenie: Izabela Matuszewska
kategoria: thriller, sensacja, kryminał 


(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/28988/tozsamosc/opinia/653117#opinia653117    )     

 

 


Ciekawa książka, niezwykle zaskakująca, akcja zaczyna się w pociągu z Chicago do Los Angeles, a więc pierwsza część wygląda jak tania sensacja, bo są to poszukiwania dobrze wyszkolonego przestępcy, szaleńca, który hurtem zabija ludzi, kto stanie mu na drodze.


Potem dowiadujemy się o co w tym chodzi, że Raymond/Aleksander jest potomkiem carów rosyjskich, jednym z głównych pretendentów do tronu Rosji. A więc z książki sensacyjnej, powoli przekształca się w political fiction. Zmienia się też dość dynamicznie miejsce akcji, przenosi się ze Stanów do Europy. Jednak nadal krew się leje niemal przez całą książkę, bo ten sam Raymond/Aleksander zabija dla idei, tzn pozbywa się niewygodnych świadków. W sumie.jak już wspomniałem robi to od samego początku, ale czytelnik dowiaduje się o tym mniej więcej w połowie książki, ściga go policjant z oddziału specjalnego z Los Angeles John Barron, na skutek przeróżnych okoliczności zmienił nazwisko Nicolas Marten i podjał studia na Uniwersytecie w Munchasterze. Ważna jest siostra Johna/Nicolasa Rebeka, choć to postać pozornie drugoplanowa i późno czytelnik dowiaduje się o jej istnieniu.


Potem jednak Raymond/Aleksander się w niej zakochuje i nagle się dowiadujemy, co jest zaskakujące, trudno stwierdzić czy to prawda, czy papiery sfabrykowano, że ona jest potomkinią kilku dynastii europejskich, a więc pasuje do przyszłego cara. John/Nicolas dowiaduje się o planach Raymonda/Aleksadra i ma zamiar go powstrzymać, chociażby dlatego, żeby uchronić Rebekę, pomaga mu w tym rosyjski policjant Kowalenko, który nie chce, żeby jego krajem rządził szaleniec. Czy się uda? 


Książkę czyta się szybko i z zainteresowaniem.