wtorek, 31 stycznia 2017

Christie Agatha,  




Morderstwo w Orient Expressie



cykl: Hercules Poirot, t. 26 
  



Wydawnictwo:Wydawnictwo Dolnoślaskie
Data wydania: 2014 r.
ISBN:   9788327151773
liczba str. 264
tytuł oryginału:  Murder on the Orient Experess
tłumaczenie: Marta Kisiel - Małecka 
kategoria: kryminał





 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 

 


 






Skusiłem się na przeczytanie 26 tomu przygód detektywa Herkulesa Poirota, jednego z ulubionych bohaterów znanej pisarki, autorki kryminałów Agathy Christie. Czasem warto sięgnąć do klasyki danego gatunku, nawet jeśli to nie jest ulubiony gatunek jak chociażby w moim przypadku. Na pewno przekonałem się jedno Christie jest mistrzynią w tworzeniu specyficznego klimatu tego typu powieści. Bohater, wspomniany Herkules Poirot jest postacią nietuzinkową, przez niektórych bohaterów bywa nazywany małym kurduplem, no ale widać ten się nie przejmuje swoim niskim wzrostem, tylko niczym cesarz Napoleon Bonaparte uparcie walczy z wrogami, którzy naruszają ład i porządek. Widać ludzie niskiego wzrostu mają paskudny zwyczaj dawać się światu zdrowo we znaki. Co ciekawe główny bohater detektyw używa bardzo skutecznej broni jaką jest intelekt. Poirot drogą dedukcji intelektualnej psychologicznie rozpracowuje osoby, które przesłuchuje dopatrując się najdrobniejszej nawet nieścisłości w zeznaniach, perfekcyjnie wyczuwa wszelkie kłamstwa i ludzkie dwulicowości. Tak dokładnie detektyw ocenia postawy ludzi których przesłuchuje jako członek komisji śledczej powołanej przez firmę Wagon Lit w celu uproszczenia sprawy policji  jugosławiańskiej zanim pociąg będzie mógł ruszyć dalej.


Autorka ma zwyczaj zachowywać w swoich książkach Arystotelesowską jedność czasu i miejsca. *W tym przypadku to o tyle dziwnie, że przecież chodzi o pociąg, legendarny Orient Express, który podąża przez kawał Europy na trasie Stambuł – Calais. No ale dało się coś z tym zrobić, po prostu pociąg ugrzęznął w zaspie śnieżnej, gdzieś w Jugosławii. W końcu było nie było  „jest zima, więc musi być zimno. Sorry taki mamy klimat” **. Ta katastrofa naturalna unieruchomowiła pociąg na jakieś kilkadziesiąt godzin, a więc spowodowała, że główne założenia literackie pisarki mają tutaj miejsce, a po drugie pokrzyżowało plany mordercy. Gdyby pociąg pojechał dalej przestępca kimkolwiek jest byłby właściwie nieuchwytny, wsiadłby na jednej stacji, za chwile wysiadły na drugiej zanim sprawa się wydała, a tak wszyscy zostali uziemnieni w sensie dosłownym. Nie ma drogi ucieczki. Co ułatwia życie Poirotowi, który jako detektyw działa na zlecenie firmy Wagon Lit, w komisji śledczej działa oprócz Poirota Bouc, przyjaciel detektywa, szef firmy Wagon Lit, a także lekarz Constantine. Pociągiem podróżują ludzie różnych nacji, biznesmeni i arystokracja oraz służba, asystenci. Wiadomo podróż tym pociągiem była dość kosztowna, ale na tamte czasy dość szybka, podróż z Turcji do Francji trwała 3 dni, niektórzy pasażerowie podróżowali na jeszcze dłuższych dystansach. Poirot podróżował z Aleppo w Syrii, niektóre osoby z Bagdadu, a także z Indii, kilka przesiadek i wciągu tygodnia, plus minus, można było znaleźć się na drugim końcu świata. 


Mamy tu kryminał, jak się można domyśleć rozchodzi się tu o morderstwo. Brutalnie zamordowany został sztyletem, zadano 12 ran, 3 z nich śmiertelne, z pozostałych pewnie Ratchett/Casetti uszedłby z tego cało. Najpierw denat został odurzony dużą dawką środków nasennych. Dla prowadzących śledztwo już samo to spowodowało niezłą zagwozdkę. Komplikacji było dużo więcej. Ciekawostką jest to, że wszyscy mają wiarygodne alibi, a przecież cudów nie ma. Morderca nie wyparował, bo nie miał gdzie i jak. Znajduje się w pociągu. Trzeba jeszcze dodać, że Casetti był gangsterem, porywał dzieci dla okupu, niektóre z nich były zabijane. Wszyscy pasażerowie, w tym detektyw i pozostali członkowie komisji śledczej byli zgodni, że Casetti to paskudny osobnik i na to sobie zasłużył co go spotkało. Jednak nie zmienia to w niczym postaci rzeczy, że morderstwo jest morderstwem, niezależnie od tego czy ginie aniołek czy czort wcielony. Czy sprawa zostaje rozwiązana? 


Wiadomo jaka jest logika kryminałów, zwłaszcza jeśli Poirot bierze sprawy w swoje ręce, ale i tak jestem przekonany, że będziecie zaskoczeni. Nic innego nie pozostaje wam moi drodzy czytelnicy jak wziąć w książkę w garść i przekonać się jak to autorka rozwiązała.
Zdecydowanie polecam.






Ad.
*Ten cytat pani minister Ewy Bieńkowskiej z PO jest wam z pewnością doskonale znany, kontekst jak najbardziej pasuje, bo to o kolej właśnie chodziło.
** Arystoteles o tej koncepcji pisze w „ Poetyce”, że w tragediach musi być zachowana jedność, czasu, miejsca i akcji, tzw. zasada trzech jedności

czwartek, 26 stycznia 2017

Paul Grossman, 




Dzieci gniewu 




Wydawnictwo: Sine Qua Non 
Data wydania: 2015 r. .
ISBN:  9788379243266
liczba str.; 368
tytuł oryginału:  Children of Wrath
tłumaczenie: Agnieszka Brodzik 
kategoria: kryminał 





 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 


 




Przeczytałem książkę „Dzieci gniewu” Paula Grossmana. W biblijnej terminologii dzieci gniewu to osoby, które nie zostały obdarowane przez Boga łaską wiary. I być może właśnie ten tytuł ma uzasadnienie, bo chociaż nominalnie jest to kryminał, to w tej głębszej warstwie jest to książka historyczna w której są zawarte interesujące psychologiczne analizy dlaczego Niemcy wybrali Hitlera, nie tylko na kanclerza, czy fuhrera, ale przede wszystkim na zbawcę swojego narodu. Te analizy dają do myślenia, bo chociaż demokracja jest najlepszym ustrojem, to istnieje niebezpieczeństwo wykolejenia się spraw państwowych jeśli odda się stery ludziom których można podejrzewać o to, że są nieodpowiedzialni, to można mieć pewność, że sprawy państwowe przybiorą zły obrót. Tak się wydarzyło w ostatnich latach Republiki Weimarskiej, co doprowadziło do jej upadku i powstało nowe Niemieckie państwo zwane też III Rzeszą. 


W sumie wydarzenia historyczne są ogólnie znane, ale ciekawe są opisy z psychologicznego punktu widzenia, dlaczego ludziom ideologia nazistowska wydała się atrakcyjna. Grossman wskazuje na Wielki Kryzys, a więc bezrobocie i bieda szerokich rzesz, no i też rewizjonizm, a więc ”trzeba nam nowej wojny i dokopać całemu światu, wtedy nam Niemcom będzie super”. Oczywiście to wszystkiego nie tłumaczy, tworzy to pewien psychospołeczny grunt, który zawsze radykałowie wykorzystują. Akcja toczy się od października 1929 r do września 1930 r. W 1929 r. sytuacja jeszcze jest normalna, jest to opis normalnego kraju, skutki Wielkiego Kryzysu nie były jeszcze znaczące, a im głębiej wydarzenia brną w 1930 r. jest coraz gorzej. Ludzie w dosłownym tego słowa znaczeniu dali się omotać Hitlerowi. Willi główny bohater słucha charyzmatycznej przemowy Hitlera i nawet on Żyd, jest pod wrażeniem, choć jednocześnie zdaje sobie sprawę, że skutki tego co Niemcy sobie zafundowali będą fatalne. 


Ciekawy jest motyw zwierzęcy, autor z detalami opisuje chociażby jak transport wieprzowiny dotarł z Polski do Niemiec. No i dalej jak rzeźnicy według surowych standardów zajmowali się tym transportem. Opisów wykorzystywania zwierzęcych części ciała w sposób praktyczny jest jak bardzo dużo. A więc mamy tu idee recyklingowania wszystkiego, nic nie mogło się zmarnować. Dziwnym trafem czytelnikowi chodzi po głowie, że za kilkanaście lat inne transporty kolejowe będą szły w odwrotnym kierunku, a sposób recyklingowania zasobów ludzkich w obozach koncentracyjnych będzie łudząco podobny. Nawet wątek kryminalny świadczy o tym, że zbliżają się mroczne czasy. Wsławi się tutaj Ilse Kohler Koch, która wsławiła się swoimi katowskimi wyczynami na tyle, że więźniowie obozu nazywali ja dziwką z Buchenwaldu.


Motyw kryminalny oczywiście jest, policjant z komendy znajdującej się przy Aleksanderplatz w Berlinie prowadzi śledztwo w sprawie dzieciobójców. Dzieci są zabijane, a ich kości gotowane. Wynika z tego, że sprawcy doskonale wyczuli zbliżający się trend, a ich umiejętności będą w nowych trudnych czasach jak najbardziej przydatne. 


Książkę zdecydowanie polecam. Koniecznie trzeba przeczytać.

środa, 18 stycznia 2017

 o. Timothy M. Gallager,


 

Rozeznawanie duchów. 

Święty Ignacy uczy jak świadomie kroczyć przez życie

 

 

 

Wydawnictwo: WAM
Data wydania: 2016 r. 
ISBN:  9788327701862
liczba str.: 408
tytuł oryginału: The Discernment of Spirits: An Ignatian Guide to Everyday Life
tłumaczenie: Marek Chojnacki
kategoria: religia





 


 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
 
                                                                                                      

 

 


 



Ojciec rekolekcjonista Timothy M. Galagher w książce zatytułowanej
 „ Rozeznawanie duchów. Św. Ignacy uczy jak świadomie kroczyć przez życie” zajmuje się 14 regułami rozeznawania duchów św. Ignacego Loyoli. Te reguły są to ćwiczenia duchowe pomagające w podążaniu przez życie drogą wiary, sprawiając tym samym, że sama wiara będzie bardziej uduchowiona. Istotnym elementem tych reguł jest walka z grzechem własnymi słabościami, określana też w dyskursie teologicznym jako walka z nieprzyjacielem , po prostu szatanem, Te 14 reguł dotyczy bardzo ważnych problemów: odchodzenia od Boga, a więc pojawiających się wątpliwości, powrotów do Boga, a więc ożywianie wiary na nowo, dalej pocieszeń duchowych, strapień duchowych. Omawiane są wszelkie rodzaje pocieszeń i strapień duchowych, także jak rozeznawać problemy. Celem tej książki jest przedstawienie tych koncepcji św. Ignacego, które mają pomóc czytelnikowi jak nauczyć się w swoim życiu duchowym pokornego i wytrwałego odróżniania dobrych duchów od złych. No i w efekcie rozeznawać to co jest dla każdego z nas dobre, prowadzi do Boga.


Autor omawiając te reguły świętego Ignacego omawia to wszystko na przykładach, chociażby świętych np. świętego Augustyna, Franciszka z Asyżu, innych znanych osób np. Pascala, kardynała Stefana Wyszyńskiego, i osób świeckich mniej znanych. Te przykłady mają uświadomić czytelnikowi, jak te osoby radziły sobie z rozeznawaniem duchów i walką ze złem. 


Cieszę się, że za pośrednictwem tej książki miałem okazję zorientować się na czym o wszystko polega, jednak te tekst nie jest tekstem prostym. Autor snuje tutaj typowo teologiczne rozważania. Wynika z tego, żeby w pełni zrozumieć materię zagadnień mam wrażenie trzeba mieć dobrą orientacje teologiczną lub przynajmniej mieć bardzo głęboką wiarę o znajomość teologii opartą. Na pewno warto zapoznać się z tą książką i przemyśleć to wszystko. 


Warto przeczytać.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Frederic Forsyth,



Psy wojny


Wydawnictwo: Albatros - Andrzej Kuryłowicz 
Data wydania: 2012 r.
ISBN: 9788376598741
liczba str.: 464
tytuł oryginału:  The dogs of war
tłumaczenie: Robert Waliś
kategoria: thriller






 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:



 

Nie ma opcji książki Frederica Forsytha powinien czytać każdy, zwłaszcza jeśli interesuje się tym co się dzieje na świecie, bo fikcja literacka kreowana przez tego autora jest wręcz genialnym odzwierciedleniem sytuacji politycznej. W ostatnich książkach autor zajmuje się chociażby zjawiskiem terroryzmu, a w „ Psach wojny” zajął się problemem Afryki. Książka traktuje o tym, że chociaż formalny kolonializm się skończył w sensie, że państwa Europejskie opuściły swoje kolonie, a kraje Afrykańskie odzyskały niepodległość. Pisał o tym Ryszard Kapuściński, że na początku była wielka radość wśród społeczności afrykańskich, ale ta euforia szybko opadła, bo zamiast oczekiwanego polepszenia warunków życia przyszło zdecydowane pogorszenie, ponieważ miejscowe elity nie były przygotowane do sprawnego zarządzania krajem. Efekt był taki, że powstały tam krwawe dyktatury, potem częste zamachy stanu, czasem długoletnie wojny domowe. No i mamy to co mamy wszechobecny głód, choroby, wykańczające społeczeństwo, a przeróżne siły rządzące światem, nie tylko państwa, ale i biznes prowadzą w tym rejonie świata coś w rodzaju nowego, dzikiego, przez nikogo niekontrolowanego, kolonializmu. Książka była uznana za kontrowersyjną, ponieważ sam autor był oskarżany o aktywny udział w próbie zamachu stanu w Gwinei Równikowej. 


I o tym właśnie traktuje ta książka, o jak to zostało ładnie i dosadnie tu nazwane, a więc ten przewrót jest próbą kradzieżą republiki dokonaną przez jedną z firm z Londyńskiego City. Za tym stoi konkretnie James Manson ambitny szef korporacji Manson Comsolidated, który dowiedział się o istnieniu Kryształowej Góry gdzieś na zachodnim wybrzeżu Afryki. Ta góra ma w sobie mnóstwo złóż naturalnych w tym drogocenną platynę, gdyby Manson zdołał przejąć kontrolę nad tą górą prawdopodobnie byłby najbogatszym człowiekiem na głobie. Przekalkulował sobie, że to się opłaci, trzeba tylko przejąć kontrolę nad republiką Zangaro, w której góra się znajduje, a złoża wydobyć, przetransferować na Zachód i sprzedać. Żeby zrealizować ten cel wystarczy jakieś 100 000 funtów, żeby wynająć ludzi, którzy żyją z zabijania, niezależnych najemników, są w tym dobrzy, bo przecierają szlaki na wszystkich wojnach. Uznano, że Cat Shannon jest najlepszy w te klocki, bo jest nie tylko świetnym zabijaką, ale też rewelacyjnym organizatorem, wszystko będzie miał dopięte na ostatni guzik, potrafi kreatywnie myśleć, no i ma zaufanie wśród innych najemników, i jak to wynikało ze spekulacji szefa firmy to powinno wystarczyć. Shannon bierze się za robotę. Celem zamachowców ma być zabójstwo prezydenta Republiki Zagaro Jeana Kimby, a ustanowienie nowego prezydenta Bobiego, wojskowego, politycznego wroga Kimby. Akcja się rozpędza Shannon bierze się do roboty. Organizuje wszystko drobiazgowo, autor opisuje te przygotowania niezwykle drobiazgowo. A dalej w końcu musi dojść do wydarzeń w Republice Zangaro.
Pytanie, wydaje się oczywiste, jaką rolę odegra Cat Shannon? 


Autor w świetny sposób opisał mechanizm styku biznesu i polityki, a więc połączenia władzy z niewyobrażalnie dużymi pieniędzmi. Koniecznie trzeba przeczytać.

niedziela, 15 stycznia 2017

Gabriel Garcia Marquez, 

 


Sto lat samotności 



Wydawnictwo: De Agostini Polska
Data wydania: 2001 r. .
ISBN:  8373161538
liczba str.: 437
tytuł oryginału:  Cien Años De Soledad
tłumaczenie: Grażyna Grudzińska, Piotr Carlson 
kategoria: literatura współczesna 




 
 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
 




Warto było zrobić powtórkę czytania książki zatytułowanej „Sto lat samotności”, której autorem jest Gabriel Garcia Marquez. Książka stała się klasykiem literatury, za którą Marquez w 1982 r. otrzymał literacką nagrodę Nobla, ta książka rozpoczęła trend na literaturę iberoamerykańską. W moim przekonaniu jest to jak najbardziej zasłużone bowiem pisarze piszący w językach hiszpańskim i portugalskim w genialny sposób kreują rzeczywistość literacką dokonując tym samym opisów świata realnego, często jak w przypadku literatów bywało dokonując przeróżnych przejaskrawień. Nie inaczej jest w tej książce, która jest opowieśćią o rodzinie Buendiów. 


Odnośnie akcji mamy tutaj fikcyjną miejscowość Macondo, wieś gdzieś w Kolumbii, której założycielami była rodzina Buendiów. Mamy tu opisane w książce dzieje siedmiu pokoleń Buendiów, które są wtłoczone w historię tego miasta. Są tam takie wydarzenia jak wojny domowe rewolucje, zmiany na szczeblach władzy, dotyczy to Buendiów o tyle, że co niektórzy z nich robią karierę w wojsku i jak to bywa w systemach autorytarnych opowiedzenie się po tej właściwiej stronie to często sprawa życia i śmierci w sensie dosłownym i co niektórzy bohaterowie rzeczywiście trafiali pod pluton egzekucyjny. W rodzinie w przypadku męskich potomków dominują imiona; Aureliano, Jose Arcadio, Arcadio Jose, no i numeracja, żeby odróżnić jednego bohatera od drugiego. 


Oprócz rodziny Buendiów mamy oczywiście bohaterów spoza tej rodziny, to oczywiste, bo w jakąś rzeczywistość Buendiowie zostali uwikłani, często są to kochanki np. Pilar Ternera, a także cyganie przejeżdżający przez wieś. Najbardziej tajemniczą postacią jest cygan Melquiades, postać na tyle tajemnicza, że co niektóry uważają go za czarownika, pewnie utwierdza ich w przekonaniu fakt, że Melqiades parał się alchemią. Próbował szczęścia Jose Arcadio i przepuścił w ten sposób fortunę rodziny, bo jak się okazuje jest to niezwykle kosztowne hobby. Melqiades, który powrócił po raz kolejny do wsi obdarował mieszkańców eliksirem przeciwko zapomnieniu. To m. in. dzięki cyganom oraz wojnom mieszkający na odludnej prowincji mieszkańcy Macondo dowiadywali się co się dzieje na świecie, z opóźnieniem ale jednak trafiały do wsi wynalazki, tak samo jak wiedza o współczesnym świecie. 


Buendiowie byli w posiadaniu tajemniczego manuskryptu napisanego, w starożytnym języku, sanksrycie, było tam coś o stuleciu samotności, czy uda się odczytać manuskrypt i czy coś z tego wyniknie? 


Historię Macondo można interpretować, że jest tutaj nawiązanie do tego co mamy w Biblii ten świat ma swój początek i koniec, i niewątpliwie to ma jakieś uzasadnienie. Ja jednak mam nieodparte wrażenie, że bardzo widoczny jest tutaj kontekst historii cywilizacji. Bowiem w rozważaniach historiozoficznych mamy refleksje, że cywilizacje, rodzą się, rozwijają i upadają, Żywotność cywilizacji jest związana chociażby z kruchością ludzkiego żywota, które ograniczają chociażby choroby, warunki klimatyczne, jedną z chorób, które trapią Buendiów jest zapomnienie, Buendiowie zachodzą między sobą w związki o charakterze kazirodczym, i być może ten fakt przyczynił się do upadku Macondo. A może przyczyny były inne, może mieszkańcy poszukali lepszych warunków życia, np. lepszej ziemi, albo wyemigrowali do miasta, mogły to być choroby, wyższa niż normalnie śmiertelność. Albo te wszystkie i kilka innych czynników na raz. To autor zostawił niedopowiedziane.


Tak naprawdę ta książka jest trudna i trudno się ją recenzuje. Każdy powinien ją przeczytać, przeżyć na swój sposób i zinterpretować. Oczywiście trzeba koniecznie napisać, że jest po prostu genialna. Zdecydowanie warto przeczytać.

niedziela, 8 stycznia 2017

 Neal Stephenson, 




Zamęt, cz. 2 




Cykl: Cykl Barokowy, t. 5 





Wydawnictwo: Mag 
Data wydania: 2006 r.
ISBN: 8374800275
liczba str.: 480
tytuł oryginału: The Confusion
tłumaczenie; Wojciech Szypuła
kategoria: powieść historyczna





 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
 




 




Kontynuuję z zaciekawieniem czytanie „Cyklu Barokowego” Neala Stephensona. Druga część „Zamętu” jest piątą częścią cyklu. Co my tu mamy? No wiadomo, że są to dalsze koleje losu Jacka i Elizy. Ciekawe czy się wreszcie spotkają? Ja wiem, ale nie w tym rzecz, żebym zdradzał ten sekret. W tle oczywiście mamy wydarzenia historyczne, i co autora w szczególności interesuje cały ferment intelektualny końca Baroku i wczesnego Oświecenia. Mamy końcowe lata XVII wieku i akcja wchodzi w XVIII w. 


Nasza główna bohaterka Eliza siedzi przede wszystkim w Londynie, po cichu w rozgrywkach politycznych wspiera wigów przeciwko rządzącym akurat torysom. Wcześniejszy rząd torysów określano jako juncto, to łacińskie określenie lepiej znanego słowa junta, raczej kojarzonego z republikami bananowymi niż z ojczyzną demokracji. Tu raczej chodzi o negatywne określenie przeciwników politycznych, co się często zdarza w dyskursie politycznym, także w czasach nam współczesnych. A więc ta forma określania nienawiści do politycznego wroga ma dość długą historię jak się okazuje. Oczywiście Stephenson jest zainteresowany również gospodarką, na pewno intrygującym faktem jest, że sir Isaac Newton został szefem mennicy brytyjskiej. Mamy rozważania dlaczego uczeni najwybitniejsze mózgi owej epoki zainteresowali się kwestią pieniądza, czyli funta brytyjskiego, czegoś w rodzaju waluty globalnej, wiadomo później pojawią się dolary amerykańskie i to one tą rolę przejmą. Nadal tak jest choć konkurencja euro wydaje się silna. Można wysnuć wniosek, że koncepcja długiego średniowiecza Le Goffa naprawdę trzyma się kupy, w tym czasie, końcówka XVII wieku zaczyna się zmieniać rola pieniądza, wcześniej pieniądze były dodatkiem do rozliczeń feudalnych między poddanymi a panami feudalnymi, było ich stosunkowo niewiele i ich rola nie była znacząca. Na początku tego cyklu pieniądze angielskie są ponoć tak niewiele warte, że nikt nie zawraca sobie nimi głowy. A nowoczesne podejście do pieniądza jest inne, na dobrej jakości walucie opiera się handel. Dni hiszpańskiego peso wydają się policzone, po prostu kruszcu z Ameryki jest zbyt dużo na rynku i ten pieniądz traci na wartości. Potrzebna jest nowa waluta. Z tego obrotu sprawy oczywiście nie jest zadowolony król Francji Ludwik XIV i ma swój plan. Jaki?


Ciekawe są przygody króla wegabundów Jacka Sheftoe, jak na króla przystało zrobił sobie w najlepsze tournée po całym globie. Jak zaczyna się ta książka spotykamy go w Indiach, zajmuje się żywym srebrem a jakże. Jak na wegabundę przystało traci legendarny skarb Salomona. Trwa w Europie dochodzenie gdzie też podziało się złoto i srebro z tego skarbu. Będąc w Indiach Jack podziwia miejscowe wyroby sztuki płatnerskiej, chociażby miecze, szable, sztylety pochodzące z drogiej damasceńskiej stali popularnej również w Europie. Jack ze swoją ekipą trafia do Japonii, potem do Meksyku. A potem okrężną drogą wraca do Europy. Co go czeka dalej. Czytelnik będzie miał okazję dowiedzieć się w kolejnych trzech tomach zatytułowanych „Ustrój świata”.


Interesujące są losy Boba Sheftoe, Eliza, zaciekła przeciwniczka handlu niewolnikami, za co swego czasu niezłe cięgi, w postaci harpunu na swoim ciele, zebrał Jack, go lubiła chociażby dlatego, że ten dzielnie walczył o swoją Abigail, która jest niewolnicą. Inna bajka, że z uroków samej Elizy Bob chętnie korzystał. Ciekawe czy bracia będą mieli na pieńku ze sobą z tego powodu. Bob ma na pieńku z właścicielami pięknej Abigail. W końcu korzystając z okazji przy pomocy angielskiego regimentu napadają na rezydencję i biorą co swoje, zabierając ukochaną Boba. 


Książka jest naprawdę ciekawa. Warto przeczytać. Polecam.

piątek, 6 stycznia 2017

 Elżbieta Cherezińska, 



Harda



cykl: Harda, t. 1  


WydawnictwoZysk i S -ka
Data wydania; 2016 r. 
ISBN:  9788377859605
liczba str.: 591
tytuł oryginału: ---------
tłumaczenie: ---------- 
kategoria; powieść historyczna 





 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
 




Cherezińskiej przyszło do głowy połączyć to co lubi, po pierwsze historie naszego kraju, a po drugie Wikingów, i jak się okazuje jest to możliwe, bo losy hardej księżniczki Świętosławy, przez wikingów zwaną Sigridą Storradą, siostry Bolesława Chrobrego autorce to umożliwiły. Oczywiście postać Bolesława autorka również uwielbia, pojawił się w „Grze w kości” i tutaj również. Te rodzeństwo, dzieci Mieszka I i Dobrawy wyrosły na ludzi wielkiego pokroju. Bolesław Chrobry kontynuował dzieło swojego ojca i zrobił z Polski kraj dość znaczący w europejskiej geopolityce, zostało to zwieńczone koroną w 1025 r. A Świętosława jako kobieta w planach Mieszka I była potrzebna do zawarcia interesującego sojuszu, a widać sojusz z państwami skandynawskimi, które dysponowały niebezpieczną armią i flotą, Wikingowie wciąż robili co chcieli, chociażby królowie Olaf i Swen podbijali w charakterze typowo łupieskim regularnie Anglię kiedy tylko mieli na to ochotę.
Ci dwaj panowie, kiedy trzeba zawierali sojusze, ale zazwyczaj byli wrogo  do siebie nastawieni, bo tego wymagała polityka, rywalizacja Danii i Norwegii o wpływy, smaczku tej rywalizacji dodały konkury o Świętosławę. Pozostali nie mieli szans, paru gołodupców, jak to Świętosława określała, „królowie co siedzą na kilku skałach”, harda pani puściła z dymem w sensie dosłownym. W rywalizacji Olava ze Svenem o miłość Sigrydy Storrady powinien wygrać ten pierwszy, ale że „serce królowej bije dla królestwa” to się przekonajcie jak było moi drodzy czytelnicy sięgając po „Hardą”.


 
Czytelnik poznaje losy najpierw młodej księżniczki, a potem królowej Świętosławy, która świetnie musiała sobie radzić na obco kulturowym i dość trudnym terenie, w tej części Szwecji i Danii. Szwecja była krajem który czcił Odyna i całą armię tradycyjnych bogów, w których wierzyli wikingowie. Świętosława jako chrześcijanka narzekała na to, ale jednak sobie dobrze radziła, a jej waleczni poddani ją wręcz uwielbiali, widzieli w swojej królowej niemal ludzkie uosobienie bogini Frei. Świętosława paradowała ubrana dostojnie i bogato strzegli jej nie tylko zaufani wojownicy Wiłkomir z Polski i łysy Ulf ze Szwecji, oraz kilkudziesięciu innych Szwedów i Polaków, ale także dwa rysie, które wabiły się po polsku Wrzask i Zgrzyt, które słuchały tyko swojej pani i w razie potrzeby pokazywały swoje bestialskie akcesoria ząbki i pazurki. Taka była Świętosława, po prostu harda i za to była uwielbiana. Mam wrażenie, że tak wykreowana przez Cherezińską bohaterka, czyli literacka wizja historycznej postaci zdobywa bez pudła serca wielu czytelników i czytelniczek. I nie ma się co dziwić. 


Co tu nowego można dopowiedzieć, autorka w genialny sposób pokazuje realia myślę, że trudnej dla każdego literata epoki, jaką jest wczesne jeszcze średniowiecze. Można się wiele dowiedzieć jak się robiło politykę, z grubsza tak samo, bo polityka jest zawsze taka sama. Cherezińska bez ogródek pisze o układach politycznych, wojnach sojuszach interesach, królewskich małżeństwach jako formy realizacji przez monarchów konkretnej polityki itp. 


Książka jest po prostu świetna, przeczytać koniecznie trzeba. Zdecydowanie polecam.

środa, 4 stycznia 2017

 A. J. Kazinski, 





Ostatni dobry człowiek  





cykl: Niels Bentzon, t. 1 






Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2016 r.
ISBN:   9788324160587
liczba str.: 512
tytuł oryginału: Den sidste gode mand
tłumaczenie: Elżbieta Frączak  - Nowotny 
kategoria. thriller







 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:


  



Przeczytałem książkę „Ostatni dobry człowiek” A. J. Kazinskiego, to jest duet dwóch duńskich pisarzy: Jacoba Weiricha i Andersa Rannowa Klarlunda, gatunkowo to jest thriller, a treściowo ma w sobie motywy psychologiczne, to akurat nic niezwykłego, i motywy filozoficzne, raczej w thrillerach rzadko spotykane. A jak się okazuje da się na podstawie motywów filozoficzno – religijnych całkiem ciekawy thriller napisać.


Autorzy rozważyli pojęcie dobra. W przypowieści „O sprawiedliwych ludziach Boga”, która pochodzi z Talmudu, zbioru pism religijnych spisanych w Izraelu i Babilonie, mamy, że 36 osób z każdego pokolenia jest tak dobrych, że choćby ktoś szukał haka przez całe życie tej osoby to absolutnie nic nie znajdzie. I wokół tego autorzy tego usnuli swoją intrygę literacką, te 36 osób ginie, lub ma zginąć, w tajemniczych okolicznościach. Przy życiu pozostały osoba nr. 35, która mieszka w Wenecji i osoba nr. 36, która mieszka w Kopenhadze. Pozostałe 34 osoby zmarły w niedalekiej przeszłości. Czas i miejsca zgonów zachodzi w zadziwiającej regularności. Sprawę wyjaśnia komisarz Niels Bentzon, pomaga mu Hannah Lond, naukowiec astrofizyk. Natomiast w Wenecji sprawą się zajmuje komisarz Tommaso di Barbara. Obydwaj policjanci kontaktują się ze sobą tefonicznie pomagając sobie nawzajem w śledztwie. Myślę, że nie ma potrzeby pisać o tym kim okazali się dobre osoby nr. 35 i 36, a to z tej racji, że popsułoby to czytelnikowi tą fascynującą zabawę dochodzenia do tego kto też to może być. No i czy wyjdą cało z tej opresji. Coś sugeruje tytuł, ale o tym ci, cichosza…


Wywód pisarzy na temat dobra jest fascynujący, dwaj komisarze szukali ludzi , dobrych, a okazywało się, że znajdywali to co jest złe w ludziach, i co z tego wynika? Dobro, z punktu widzenia każdej religii dobry jest ten który wypełnia nakazy religii, w przypadku nas chrześcijan jest to oczywiście dekalog, które tworzą swoiste imperatywy moralne. Pytania czy są one możliwe do spełnienia zadaje sobie zapewne każdy wierny. Mi również zdarza się o tym rozmyślać, że chrześcijaństwo jest trudną religią. Sens w tym wszystkim polega na tym, że Bóg doskonale wie, że my ludzie z natury swej jesteśmy niedoskonali, a więc z tego by wynikało, że życie wiarą to podejmowanie prób dążenia do doskonałości, to nie tylko przyjmowanie do głowy słów naszego mistrza Jezusa Chrystusa, ale też praktyczne podejmowanie decyzji życiowych na podstawie tego co wyczyta się chociażby w Biblii. Na pewno wiara nadaje człowiekowi sensu życia, pomaga mu definiować sens życia, i jak podążać przez tą doczesną pielgrzymkę zwaną życiem. 


Na pewno jedna sprawa jest istotna, Wisława Szymborska, pisała, „tyle jesteśmy warci ile nas sprawdzono”, na ten temat pisałem swoją pracę maturalną z polskiego. Ciekawe jakby wyglądała teraz biorąc pod uwagę większe oczytanie literackie, no i parę innych czynników? Tak czy siak ta życiowa weryfikacja daje nam samemu sobie wiele do powiedzenia o nas samych. Do tego też myślę nawiązuje ta książka, bo kiedy człowiek ma wiedzieć czy jest dobry czy nie. Często każdy z nas marudzi, i to jest naturalne, jak mu źle w życiu, że innym idzie lepiej, Seneka ma coś ciekawego do powiedzenia, „Dlaczego na najlepszych Bóg zsyła chorobę albo smutek, albo inne dolegliwości? Bo przecież na wojnie niebezpieczne rozkazy otrzymują tylko najlepsi.”, co ciekawe coś podobnego znaleźć można również w Biblii. Więc po prostu trzeba uznać, że Bóg wie najlepiej co jest dla nas najlepsze. Oczywiście, że trudno nam się z tym pogodzić, bo człowiek z natury ma upierdliwie hardą naturę, i chce być wolny, i dlatego często ma zwyczaj wadzić się z Bogiem, i dalej, ile czasu potrzebuje, żeby zrozumieć, że wolność jest właśnie w Bogu. 


Podsumowując cieszę się, że przeczytałem tą książkę, A. J. Kazinski udowodnili, że konwencja thrillera daje autorowi duże pole do popisu, nawet pofilozofować można. A filozofować uwielbiam w swoich recenzjach i fajnie, że przy tej okazji recenzowania książki. Zdecydowanie polecam.