czwartek, 29 czerwca 2017

 Robert J. Szmidt,



Wieża



cykl: Otchłań, t. 2 



Seria: Projekt Dmitry Glukhowski: Uniwersum Metro 2033




Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2016 r..
ISBN:  9788365315366
liczba str.: 488
tytuł oryginału: ------------
tłumaczenie: ----------
kategoria: postapokalipsa




 ( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

 






Przeczytałem drugą część cyklu „Otchłań” zatytułowana ”Wieża”, której autorem jest Robert J. Szmidt. Mamy tutaj dalszy ciąg rozważań dotyczących mieszkańców podziemnego Wrocławia jakieś 20 lat po nuklearnej apokalipsie. Ponadto, podobnie jak w pierwszej części wędrówkę po tunelach nad którymi znajduje się praktycznie zniszczone miasto, a po za miastem znajduje się dżungla, którą opanowały mutanty i zmutowane rośliny. Samo miasto przed dominacja mutantów się obroniło, przede wszystkim dlatego, że walczą z nimi, mięso niektórych z nich jest jadalne chociażby szarików, zmutowanych psów. W tej książce bardzo dużo dowiadujemy się o obyczajach ludzi, co jedzą, oprócz szarików, funkcjonują szczurze farmy, ciekawe, że to właśnie szczury są tutaj walutą, widać w koncepcji Szmidta naboje są towarem zbyt deficytowym, żeby mógł mieć do nich dostęp byle kto. Do diety mieszkańców podziemi należą wszelkie możliwe robaki. Interesującą kwestią jest fakt, że pojawia się motyw rozwarstwienia społecznego. Nieliczni bogaci ludzie są w stanie stworzyć sobie warunki mieszkaniowe niemal bliskie temu co było przed wojną nuklearną. Przy okazji czytelnik może się dowiedzieć jakie są rozrywki mieszkańców kanałów, oprócz upijania się i spożywania wszelkich możliwych używek, tutaj wyobraźnia wyboru specyfików konsumentów właściwie nie zna granic, ale też jest muzyka. Są to nieliczne ocalałe płyty winylowe, Freja zleca Nauczycielowi, żeby przy okazji jednej z misji stalkerskich na powierzchni zabrał płyty jej ojca z domu. Mamy też walki gladiatorów czy to ze sobą, czy konfrontacje z szarikami. Są też książki, jedni używają ich jako papier do palenia zioła. A inni wolą używać książek standardowo po prostu czytając je. Nauczyciel na drodze swojej peregrynacji podziemnymi kanałami trafił nawet do funkcjonującej biblioteki. Po za tym funkcjonuje całkiem typowe życie uliczne, tyle, że pod ziemią, funkcjonują bazary na których handluje się wszystkim co się da. Tego typu opisy można znaleźć w każdej z tych książek z serii „Metro 2033” i nie ma w tym nic niezwykłego. Na pewno ciekawa jest inwencja i pomysłowość autorów i z tego względu warto te książki czytać. 


Ciekawe niemal w każdej z tych książek „Metro Uniwersum 2033” są refleksje dotyczące cywilizacji jak to wygląda teraz, czyli 20 lat po wojnie nuklearnej Tutaj u Szmidta jest motyw, że przez te 20 lat społeczność Wrocławia wyzbierała chyba wszystko co się dało z powierzchni i niewiele jest do zebrania i co z tego wynika.
Czy cywilizacja przetrwa kolejne lata i dziesięciolecia i dalej, jaka jest przyszłość ludzkości? U Szmidta pojawił się też motyw, znany z ideologii nazistowskiej, czyli podziału na ludzi i podludzi, ci z kanałów i tuneli gardzą tzw. wyklętymi Czystymi, bo ci zdołali przetrwać w szczelnych bunkrach Otchłani, albo innych np. prywatnych bunkrach, a Ci z tuneli często narażeni na pobyt na powierzchni na trudne warunki egzystencji, codzienną wojnę o przetrwanie nienawidzili Czystych, bo przez to, że mieli lepiej nie dostowali się do nowych warunków. Ich przewaga wynika z tego, że mają lepszą broń, no i dysponują technologię i to skrzętnie wykorzystują. Są podejrzewani o różne zbrodnie. Główny bohater Nauczyciel w pierwszym tomie dotarłszy do Otchłani, teoretycznie z Otchłanią współpracujący jest podejrzliwy co do intencji Czystych, podejrzewa, że dla swoich celów chcą wywołać kolejną wojnę między enklawami. Próbuje temu zapobiec na własną rękę. Czy ta misja ma szansę się powieść? Kreacja bohaterów w tej książce jest  wyśmienita. Wraz z Nauczycielem i Niemotą wszelkimi kanałowymi drogami podąża wraz z nimi Iskra, to jest zaskakujący duet. W pierwszej części niewiele wskazywało na to, że oni się zaprzyjaźnią i życie sobie będą zawdzięczać w sensie dosłownym. Ciekawa kreacja to Freja, ona jest wyklętą, a jednak poradziła sobie, prowadzi knajpie o nazwie Klatka jest osobą bogatą i wpływową. 


Niewątpliwie ta książka jest ciekawa. Autor pozwala czytelnikowi poznać mentalność mieszkańców podziemnego Wrocławia. Mamy tutaj różne typy osobowościowe, opisany wpływ jak apokalipsa zmieniła ludzi. Książkę warto przeczytać. Polecam.

środa, 21 czerwca 2017

 Suzanne Collins





Kosogłos



cykl: Igrzyska śmierci, t. 3





Wydawnictwo:Media Rodzina
Data wydania: 2014 r.
ISBN: 9788372789808
liczba str.: 376
tytuł oryginału: Mockingjay
tłumaczenie: Małgorzata Hesko - Kołodzińska
kategoria: science fiction





( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/234265/kosoglos/opinia/40159664#opinia40159664   )    
 



 




„Kosogłos” jest troszkę inną książka niż dwie poprzednie części cyklu „Igrzyska śmierci”. W pierwszej i drugiej części mieliśmy głodowe igrzyska, chodź ich kontekst był troszkę inny do tego czego apogeum mamy tu w trzeciej części, a więc rewolucję. W tej części przynajmniej z założenia chodzi o to, że Katniss dojrzewała jako rewolucjonistka, i w końcu wzięła w niej udział jako jej symbol.
Mamy również tutaj narrację Katniss, w przypadku relacji z igrzysk to możliwie zdało egzamin, ale w przypadku rewolucji wyszło jednak troszkę gorzej. Było nie było ta rebelia ma znacznie większy rozmach a Katniss czasem brała udział w naradach u prezydent Coin to nie ma opcji, żeby miała tą sama wiedzę co przywódcy rozstawiający pionki na metaforycznej szachownicy. Oczywiście Katniss i Peeta nie byli zwykłymi pionkami, bo wtedy ani Trzynastka, ani Kapitol nie zawracali by sobie nimi głowy, byli raczej skoczkami lub gońcami. Figury użyteczne, ale w razie potrzeby się je poświęca w rozgrywce szachowej i daje na stracenie. Tak było z Peetą, kiedy prezydent Snow pozwolił na to, żeby akcja ratunkowa się powiodła. Zadaniem umęczonego pod względem psychicznym i fizycznym Peety było zabicie Katniss. Tak też zrobiła prezydent Coin, poświęcając Prim, siostrę Katniss, żeby przyśpieszyć upadek Kapitolu, wiedząc, że z Katniss już pożytku żadnego nie będzie, co najwyżej będzie robiła tournée po Dystryktach jako celebrytka. Katniss zrobiła swoje, w zamyśle autorki miał być to czyn na miarę rozwalenia areny ale nie był. O ile rozwalenie areny sprawiło, że tlący się gdzieniegdzie bunt w niektórych dystryktach przekształcił się w pożogę, która niczym ognisty żywioł rozpaliła całe Panem. A tutaj, to, że politycy są siebie warci, to przecież żadna niespodzianka. Jednego polityka zastąpi drugi i po sprawie. Katniss dobrze broni się w tym cyklu jako indywidualistka, która musi przeżyć igrzyska, ale już jako element zbiorowej machiny wojennej już niekoniecznie, żołnierz idzie na wojnę, żeby realizować konkretną strategię wytyczoną przez generalicję, nawet jeśli tego nie rozumie. Ona nie musiała rozumieć po co Prim zginęła, ale miała iść na front zrobić swoje, bo po to tam poszła. Miała 17 lat, wcale nie tak mało, w postaniu warszawskim młodsi szli tłuc Niemców i nie zastanawiali się czy gen. Tadeusz Bór Komorowski wie co robi. Był rozkaz strzelać, powstańcy strzelali, przegrupować siły, robili to, poddać się również. Tutaj też tak jest nie ona była od tego, czy prezydent Coin podejmuje dobre decyzje. Ona była odpowiedzialna za wygranie wojny i za to jakie koszty trzeba ponieść, żeby to zrobić. Katniss stanęła po stronie Trzynastki i rebelii w dystryktach świadomie i dobrowolnie. Bo jednak w tej rewolucji wcale nie chodziło o nią i o Peetę, choć spora część wojny propagandowej do tego się sprowadzała, no ale propaganda z natury rzeczy kreuje różne byty medialne wykorzystuje los jednostek do celów ideologicznych.
Kosogłos jest nie tylko symbolem ale też ideą. 


No i tutaj zaczynają się schody, na czym polega idea Kosogłosu? Głodni ludzie zaczęli się buntować, im chodziło o polepszenie warunków socjalnych, jak w każdej rewolucji. No ale czy to dostali? Ani słowa w książce. Można się tego domyśleć analizując organizację Trzynastki, tam każdy z prezydentem włącznie je to samo, porcje żywnościowe są racjonalizowane w zależności do wieku potrzeb wynikających z wysiłku pracy lub na wojnie. W porządku, tyle, ze Trzynastka to przecież system bunkrów, a czy na otwartej przestrzeni zdołali wprowadzić taki system? Nikt może nie zajada się kawiorem i innymi drogimi specjałami, ale też nikt głodny nie chodzi. Jeśli tak, przypuszczalnie ta rewolucja miała sens. Wynika on raczej z ograniczonego potencjału gospodarczego Panem. Stary system się zawalił prawdopodobnie w wyniku kryzysu gospodarczego. System polegał na tym, że mieszkańcy Kapitolu żyli w dobrobycie, a w dystryktach ludzie głodowali. Czy kiedyś było inaczej? Tego nie wiemy. Wiemy, że była rebelia 75 lat temu i Kapitol wtedy wygrał. I tu należy się doszukiwać przyczyn tego co mamy teraz. Mamy dużą nienawiść większości mieszkańców dystryktu do Kapitolu i wszystkiego co jest z Kapitolem związane, w tym igrzysk w szczególności? Do czego to doprowadziło wiemy i czytelnik widzi, że nowa władza ma takie same pokusy? Wynika z tego, że na bank Collins może pisać kolejną trylogię o następnej rewolucji w Panem za jakieś 50 lat. Czyta rewolucja coś zmieniła? Jest mowa o wprowadzeniu republiki, czyli ustanowieniu lepszego systemu władzy. Ale czy to zrobili? Nic nie znajdziemy. Najważniejszym pytaniem zdaje się było? Czy będą 76 głodowe igrzyska czy nie? Jedna i druga strona konieczność igrzysk tłumaczy to tym, że resztek ludności nie stać na pogromy ludności, dlatego lepiej jak ludzie dostaną trochę krwi na arenie i im to wystarczy. Ale jest luka w tym rozumowaniu Panem istnieje dłużej niż 75 lat, i jak sobie wcześniej radzili bez igrzysk, czy były wcześniejsze rebelie zakończone regularną rzezią? Na pierwszy rzut oka czytelnik widzi, że znaków zapytania jest tutaj zbyt dużo. A te wynikają z tego, że autorka zbyt się wczuła w opisywanie losów dwoje 17 latków Katniss i Peety, a za mało mamy tutaj informacji o historii Panem, które są potrzebne.


Owszem wiemy, że był apokaliptyczny kataklizm, którą przetrwał niewielki procent ludzkości, który na gruzach państwa znanego kiedyś jako Stany Zjednoczone próbuje budować coś nowego. To jest ciekawe, na pewno ciekawy opis tego typu sytuacji dał Jack McDewitt w książce zatytułowanej „Droga do wieczności”, w której autor opisuje barbarię na terenie USA po upadku Zachodu.
W tej koncepcji mamy wiele lokalnych niewielkich państewek. Ze spuścizny intelektualnej niewiele zostało i na tej podstawie znajomości raptem kilku książek budują mitologię wspaniałej cywilizacji, która przeminęła, a która budowała wspaniałe miasta, drogi, itp. Tutaj w przypadku Suzanne Collins ludzie są o tyle szczęśliwsi, że ze spuścizny ocalało dosyć dużo, wykształceni ludzie znają historię, literaturę, starożytne języki, w tym łacinę. No i w przeciwieństwie do książki McDewita u Suzanne Collins Kapitol jest na naszym poziomie, niczym się nie różni od współczesnych metropolii. A dystrykty już dużo gorzej, wiemy, że mają np. telewizory w domach, ale to dlatego, żeby mieli dostęp do propagandy no i oglądali głodowe igrzyska, a pozostałe dobra współczesnej cywilizacji nawet jeżeli są, to są dość mocno reglamentowane i z dostępem do nich jest duży problem. Ich sytuacja przypomina sytuacje robotników w XIX wieku, ludzie pracowali ciężko za marne pieniądze po kilkanaście godzin na dobę, nic dziwnego, że dochodziło do buntów zarówno lokalnych, które czasem przekształcały się w ogólnokrajowe rewolucje. 


Na pewno Suzanne Collins pokazała to co jest dobre w dwóch poprzednich częściach, a więc rozważania dotyczące ludzkiej psychiki, interesowali ją zwycięzcy igrzysk oprócz Katniss i Peety, Haymitch, Johanna, Finnick, Annie, i paru innych jeszcze. Na pewno fascynowało autorkę, kim trzeba być z psychologicznego punktu widzenia, żeby igrzyska wygrać i kim się stać po latach? Czy zmieniali się, czy pozostawali sobą, jaki był ich tok myślenia? Te analizy typowo psychologiczne są ciekawe tu u autorki. Postaci nastoletnich bohaterów, które ona kreuje są niezwykle interesujące. Niewątpliwie warto zapoznać się z losami Katniss i Peety, a także wszystkich pozostałych bohaterów cyklu „Igrzyska śmierci”. Polecam.

piątek, 16 czerwca 2017

 Richard Doetsch




 13 godzina




Wydawnictwo: Wydawnictwo Albatros
Data wydania: 2011 r.
ISBN::  9788376595146
liczba str.: 416
tytuł oryginału: The 13th hour
tłumaczenie: Andrzej Szulc 
kategoria: thriller, fantastyka  



( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:


 




Richard Doetsch stworzył w swojej książce zatytułowanej „13 godzina” zamieszanie thrillerowo fantastyczne. Można się głowić czy takie coś w ogóle jest możliwe, a jeżeli już, to jak to w ogóle może wyjść, i czy czytelnik w tym się nie pogubi. Autor odważnie spróbował szczęścia, no i cóż można powiedzieć wyszło super. Główny bohater Nick Quinn przeżył niezłą jazdę w tej książce. Akcja zaczyna się od tego, że ginie jego żona Julia, on niemal od razu trafia na komendę policji z niewesołą perspektywą, że to on zostanie oskarżony o zabójstwo ukochanej kobiety i czekają go długie lata odsiadki, jeśli nie dożywocie. I tu nagle zjawia się tajemniczy gość wciska mu równie tajemniczy artefakt chronometr, który daje 12 możliwości cofania się o godzinę i w perspektywie odkręcenia tego co się wydarzyło. Nick ma 10 minut na uwierzenie, że takie science fiction jest możliwe, opuszczenie komisariatu, a potem 12 godzin w czasie których odbędzie 12 transferów w czasie na uratowanie Julii. Tytułowa „13 godzina” zadecyduje na amen o losie Julii.


Nick właściwie nie ma wyboru i traktuje ten uśmiech fortuny jako dar od losu, bierze się do roboty, prowadzi rutynowe śledztwo, swoją wiedzę wykorzystuje w czasie przyszłym/przeszłym, przekonuje się, że to nie jest wcale takie proste jak się wydaje, bo swoimi czynami może zmienić życie wielu ludzi, co gorsza sam może zginać, bo kulki wystrzeliwane z pistoletów podążają swoimi trajektoriami lotów, bardzo często trafiając w cel. Do tego, żeby było ciekawiej mamy katastrofę lotniczą, zderzyły się mały i duży samolot, ponad 200 osób umiera. W tym samolocie miała znaleźć się Julia. W pierwotnej wersji nie wsiadła do samolotu, tylko po to, żeby zginać kilka godzin później. Chodzi o tajemnicze włamanie, którego Julia za pośrednictwem oczu kamer stała się świadkiem. Nagrania wszelkie nośniki w przekonaniu przestępców muszą ulec zniszczeniu, a m. in. Julia była od odstrzału. Nick próbuje do wszystkiego dojść. Przy czymś musi dojść do czegoś co wydaje się właściwie niemożliwe i takie właśnie jest musi tak ustawić sekwencje zdarzeń, żeby było dobrze w tej decydującej 13 godzinie. 


Bohaterów tej książki nie ma dużo, tych pierwszo i drugoplanowych jest może kilkadziesiąt osób, trzecioplanowi to pasażerowie samolotu, mieszkańcy miasteczka Byram Hills, i inni np. pasażerowie ekspresu, jadącego do Nowego Jorku, kierowcy samochodów na drodze, itp. A jednak jak czytelnik wkrótce się przekona jest tych bohaterów wystarczająco dużo, pojawiają się w różnych konfiguracjach, raz żywi, martwi, znowu żywi, kręćka można dostać, niektórzy np. Julia kilkakrotnie umierają, niektórzy widzą własną śmierć na zdjęciach np. policjant detektyw Bob Shannon, inni piszą listy do samych siebie np. Marcus, przyjaciel i sąsiad Quinnów, pisze list o godź. 18:00, żeby przeczytać później o 14:00 tego samego dnia. Wiem, wiem jak to wygląda, ale taka jest ta książka. Akcja zaczyna się 28 lipca o godzinie 21:22, o 22:00 świat spowija ciemność a Nick trafia do godziny 20:00, i tak wędruje cofając się wstecz przez cały dzień aż do godziny 10:00. Samolot wystartował o 11;16 i za chwilę tuż po starcie samoloty się zderzyły, bo drugi mały samolot również się wzniósł niespodziewanie po chwili, i to jest tutaj kluczowa informacja. Bohaterów ciekawie autor wykreował. Czy uda się rozwikłać zagadki typowo kryminalne Nickowi podążając w czasie i przestrzeni przez całe miasteczko. Na pewno zaskakiwał ludzi mówiąc, że ten zabije Julię, albo mówiąc szczegółowo z detalami bandytom co ukradną. Jak Nick w tym zamieszaniu się w tym połapie?
Czy uratuje Julię? Czy wygra ich miłość? Bo mimo, że to jest thriller przecież jest to książka o miłości, odwzajemnionej Nicka do Julii i na odwrót. 


Książka jest pokręcona, dziwna, fascynująca, niesamowita, ale ja takie uwielbiam czytać. Polecam.

niedziela, 11 czerwca 2017

 Tomasz Duszyński,


Droga do Nawi



Wydawnictwo: Czwarta Strona. Grupa Wydawnictw Poznańskich
Data wydania: 2015 r.
ISBN::  9788379763030
liczba str.: 544
tytuł oryginału: -----------------
tłumaczenie: -----------
kategoria: fantastyka




( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:







Droga do Nawi” mamy tutaj fantazyjno mitologiczny miszmasz w style Neila Gaimana, tyle, że tam były bóstwa skandynawskie, tu u Duszyńskiego mamy nasze rodzime bóstwa słowiańskie, prym wiedzie Perun, które podobnie jak w książce „Amerykańscy bogowie” zaplatali się w naszym świecie i im tu dobrze. Istnieje podstawowa zasada, dopóki istnieje choćby jeden wyznawca tu na Ziemi bogowie mogą się czuć bezpieczni. Jeśli któryś z bogów straci wyznawców oznacza to, że są deportowani w zaświaty, najprawdopodobniej na Drogę do Nawii. Czym jest ta owa droga? Żeby za wiele nie spoilerować trzeba by tu użyć metafory Jarosława Grzędowicza z książki „Popiół i kurz. Opowieści ze świata Pomiędzy", Nawia jest światem Pomiędzy światem żywym a Nawią, do Nawi chce każdy, bo jest rajem w świecie równoległym, ale trzeba przejść szlakiem Drogi do Nawi, która podobnie jaku Grzędowicza jest miejscem niezbyt sympatycznym, szlajają się tu wszelkiej maści potwory małe i duże. Wiedźmin Sapkowskiego z pewnością tutaj by się nie nudził. 


Koncepcja innych światów to nic nowego w literaturze fantastycznej. Począwszy od C. S. Lewisa „Opowieści z Narnii” Po Terry’ego Goodkinda „Reguła dziewiatek”, „Rycerz kielichów” Jacka Piekary, Andrzej Pilipiuk swoje trzy grosze dodał, „Wojna kwiatów” Tada Williamsa. Właściwie bez końca można wymieniać tytuły książek i idące za tym koncepcje fantastyczne w których inne światy, bądź światy przeróżnej maści światy równoległe przenikają się wzajemnie, zarówno podróże z naszej rzeczywistości gdzieś, po transfer odwrotny, ktoś dziwny z innego świata pojawia się u nas i tworzy to spore zamieszanie. Bogom słowiańskim w książce Duszyńskiego dobrze u nas, mają paskudny zwyczaj zabawiać się ludźmi, losami ludzkimi i dokładnie to robią. Nawiązanie do „Iliady” Homera jest tutaj oczywiste. 


Mamy tutaj trójkę głównych bohaterów Alek Bielski, Polak, weteran z Afganistanu, Misza Asieniewicz, moskiewski milicjant, i Ksenia Morozowicz, zwyczajna, ale jednak niezwyczajna kobieta, Rosjanie. Losy tej trójki splatają się ze sobą na kartach tej powieści, ale jeszcze ciekawsze jest to, że mają coś wspólnego ze starymi słowiańskimi bogami, tym sposobem widzą więcej niż inni ludzie. Ta interakcja tej trójki z bogami jest ciekawa, bogowie sobie tych dwóch mężczyzn i tą kobietę szczególnie upodobali, żeby wtrącać się w ich losy. Czy Ci ludzie mają coś do powiedzenia, mogą zadziałać wbrew temu fatum? Każde z tej trójki na swój sposób odpowiada samemu sobie na to pytanie. Miejsce akcji: Polska i Rosja. W naszym kraju Wrocław i Warszawa, w Rosji, przede wszystkim Moskwa. 


Książka jest dobra. Jak ktoś tego typu klimaty literackie lubi z pewnością będzie zadowolony. A jeżeli nie mieliście do czynienia z tego typu książkami moi drodzy czytelnicy to ta książka stwarza okazję żeby się przekonać do tego typu koncepcji fantastycznych. Polecam.

niedziela, 4 czerwca 2017

Paul Johnson, 




W poszukiwaniu Boga 



Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 1997 r.
ISBN: 8371295626
liczba str.: 254
tytuł oryginału: Quest for God
tłumaczenie: Andrzej Czarnocki 
kategoria: filozofia, religia 





( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:







Trafiłem na książkę Paula Johnsona, która ma tytuł „W poszukiwaniu Boga” , autor absolwent Oxfordu, jest brytyjskim katolikiem i w tej książce pisze o sprawach wiary, rozumieniu, wiary, o Bogu, no i o tym, że wybór chrześcijańskiego podążania drogą wiary jest najlepszym wyborem drogi życiowej. Na pewno zapamiętam jedno zdanie z tej książki, że w samolocie, który mas się za parę sekund rozbić i wszyscy pasażerowie z tego sobie zdają sprawę, nie znajdzie się w tym gronie ani jeden ateista, niezależnie od tego jaki pasażerowie wsiadając do samolotu mieli światopogląd. I to jest ciekawe na jakiej podstawie autor coś takiego wyspekulował. Na pewno świadomość szybkiej, nagłej śmierci ma wpływ nażycie człowieka. Philip Aries pisał o tym, że ludzie w średniowieczu wierzyli, że to w chwili śmierci ma miejsce decydująca o wszystkim batalia. Więc być może i na tej podstawie do tego doszedł Paul Johnson. Dokładnie taka jest ta książka z jednej strony typowo filozoficzna, po trosze teologiczna, no i elementy psychologii są w niej istotne. Autora interesuje dlaczego ludzie wierzą bądź nie wierzą w Boga pod wieloma względami? Oczywiście uwzględnia dyskurs filozoficzny. Dokładnie przedstawia poglądy filozofów ateistów, przy okazji polemizując na gruncie filozoficznym z tymi poglądami. Mamy tutaj swoisty rys historyczny. Wracając do problematyki śmierci autora wyraźnie fascynuje motyw dlaczego jedni mają lżejszą śmierć, a dla innych to są nieziemskie męki. Próbuje wyjaśnić sens cierpienia. 


Wiele miejsca w tej książce autor poświęca na wyjaśnienie kwestii związanymi z wiarą, z liturgią. Na przykład w osobliwy sposób wyjaśnia chęć i potrzebę budowania dużych kościołów, często bogato urządzonych. Oczywiście Paul Johnson zdaje sobie sprawę, że kontrowersje wzbudza budowania katedr w Afryce, gdzie miejscowa ludność często głoduje, ale też tłumaczy to tym, że wierzący z Afryki mają takie same potrzeby obcowania z Bogiem jak ludność pozostałych kontynentów i te wielkie, piękne katedry w szczególności dla tych ludzi działają na wyobraźnie. Pewnie dokładnie tak samo do sprawy podchodzili ludzie średniowiecza. Katedry były swoistymi filarami Ziemi no dawały strapionym często trudną codziennością, ludziom pocieszenie. Autor napisał też o modlitwie, o tym, że warto się modlić, jeżeli jest się człowiekiem wierzącym, to zawsze trzeba się modlić o pogłębienie wiary, a jeśli się nie wierzy, trzeba się modlić o łaskę wiary.


Książka jest bardzo interesująca. Czytanie „W poszukiwaniu Boga” niewątpliwie daje do myślenia, pozwala zrozumieć pewne kwestie związane z wiarą.
Takie książki warto czytać. Polecam.

piątek, 2 czerwca 2017

Suzanne Collins,





W pierścieniu ognia 





cykl: Igrzyska śmierci, t .2 

 


Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2013 r. .
ISBN: 9788372788757
liczba str.:360
tytuł oryginału: Catching Fire
tłumaczenie: Małgorzata Hesko - Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
kategoria: science fiction 









  
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:


Suzanne Collins kontynuuje swój cykl „Igrzyska śmierci”, w drugiej części cyklu zatytułowanej „W pierścieniu ognia” mamy również igrzyska czego czytelnik zapewne się domyśla. Jednak w przeciwieństwie do pierwszego tomu nie są one wcale priorytetowe i to jest zaskakujące, bo jednak równorzędne znaczenie w stosunku do samych igrzysk zaczyna mieć sytuacja w Panem. W państwie system się chwieje na tyle, że zagrożeniem dla jedności imperium staje się zwykła/niezwykła nastolatka z prowincjonalnego, maleńkiego 12 dystryktu. Oczywiście mowa tu o Katniss Everdeen, ognistej dziewczynie, która po wygraniu igrzysk stała się celebrytką. Katniss i Peeta, jej kolega, partner, na potrzeby mediów również chłopak. Obydwoje się lubią, sobie sporo zawdzięczają, ale tzw. mięty do siebie nie odczuwają. I dokładnie o to ich posądza prezydent Snow, że ten numer z jagodami i miłością to przekręt. Wydało się przy okazji, że dobre relacje Katniss ma z Gale’em, zostali przyłapani na całowaniu się co w kontekście sprawy zostało odebrane przez władze Panem za niemal za zdradę stanu. Z początku Katniss obiecała, że się podporządkuje pomoże władzy opanować kryzys. Ale jak widać to nie mogło się udać, bo prezydent Snow ma swoje cele, przede wszystkim polityka, i zasadniczo są one sprzeczne z buntowniczo nastawionej wobec Kapitolu Katniss, nawet jeśli przez bardzo długi czas nie zdawała sobie ona z tego sprawy. 


Mamy tutaj psychologiczne dojrzewanie Katniss od zwykłego trybuta, który swoje igrzyska wygrał, zwykłej celebrytki, która mimo wzbogacenia się pozostała sobą i widzi trudną sytuację ludzi w 12 dystryktach, tylko centrum czyli Kapitol ma się dobrze, do bycia rewolucjonistką, a ściślej symbolu rewolucji jakim stała się sama Katniss i ptaszek kosogłos. Trudno wychwycić kiedy ten proces mentalny Katniss przeważy się na stronę rewolucyjna, czy jest to podróż po 11 dystrykcie, gdzie jawnie wraz z Peetą uczciła swoją koleżankę z igrzysk Rue, co zostało odebrane przez władze jako nawoływanie do rebelii, czy może gdzieś w lesie gdzie spotkała osoby z 8 dystryktu, które podążają w kierunku wyniszczonego atomówkami 13 dystryktu, bo ponoć tam w podziemiach coś jest, tzn. tam uciekają osoby, które naraziły się władzy. 


Prezydent Snow uznał, że trzeba coś z tym problemem zrobić, a więc z samą Katniss i przy okazji zabić 22 lub 23 innych zwycięzców poprzednich edycji igrzysk, w zależności od tego czy ma być zwycięzca, czy ideą tej edycji jest zwykła rzeź. Okazja się trafiła, kolejny jubileusz 75 lecie Poskromienia, a tym samym 75 edycja Głodowych Igrzysk. Co zrobi Katniss? Co zrobią inni trybuci? Czy wszyscy po raz kolejny przekonają się, że arena na której odbywają się igrzyska może przyczynić się do eskalacji wrzenia rewolucyjnego i wywołać zamieszki w całym kraju. Do tej pory wiadomo, że ogarniętych rewolucją jest kilka dystryktów. Pewne jest jedno, Katniss już się przekonała, że tu chodzi o życie ludzkie czasem kilku osób, a może też tysięcy i czytelnik obserwuje jej rozterki, obawy, czy wiedząc, że giną ludzie na ulicach miast dalej będzie niepokorna? Ciekawe czy zadaje sobie pytania, że sprawa jest tego warta? No ale tego czytelnik dowie się zapewne w ostatniej części trylogii „Igrzyska śmierci” .


Książkę zatytułowaną w „Pierścieniu ognia” polecam każdemu, mimo, że nominalnie, tak jak cała trylogia, jest to powieść dla nastolatków. Czasem to rzeczywiście widać, chociażby dlatego, że mamy tutaj narrację samej Katniss, gdyby oprócz tego była akcja widziana z innych perspektyw na pewno to byłoby ciekawe, ale pewnie autorka uznała, że to byłoby zbyt skomplikowane. A tak autorce udało się treści dość trudne,  dla młodzieżowej grupy docelowej,  chociażby meandry polityki, czy opisów realiów w państwie Panem przekazać językiem w miarę przystępnym, zrozumiałym dla każdego i pewnie tutaj o to chodziło. Książkę warto przeczytać.