niedziela, 27 sierpnia 2017

 Wiera Szkolnikowa, 






Namiestniczka, cz. 2 - Dzieci pogranicza






cykl: Namiestniczka, t. 2





Wydawnictwo: Prószyński i S -ka
Data wydania: 2011 r. r.
ISBN: 9788376487120 
liczba str.: 560
tytuł oryginał: Dzieci porubieżja
tłumaczenie Rafał Dębski 
kategoria:fantasy




( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:



 



Czytam dalej „Namiestniczkę” Wiery Szkolnikowej, ta druga część jest typową kontynuacją, akcja zaczyna się 10 lat po tym kiedy skończyła się pierwsza część wtedy kiedy wstąpiła na tron kolejna namiestniczka Salome Jasna, trzynasta namiestniczka o tym imieniu, w sumie do tej pory było ich 32, Salome jest 33. Czytając tą książkę dowiedzieć się można sporo o historii Suremu. Tak jak w poprzedniej części mamy tu sporo o obyczajach i mentalności, o czynach dobrych i złych. Swoją drogą zło przybiera na sile słudzy Areda chcą powrócić narobić zamieszania, cierpliwie i powoli ich plany się ziszczają, najpierw Salome zostaje namiestniczką, obiecano jej i sama w to wierzy, że król Elian powróci, a ona zostanie królową. I to jest kolejny punkt programu. Czytelnik który przyzwyczaił się do poprzedniej namiestniczki Enrissy, kobiety pełnej wdzięku, inteligencji, kobiety silnej i wybitnej, która trzymała całe imperium w garści tą nową namiestniczką będzie rozczarowany. Salome jest kimś w rodzaju marionetki. Imperium rządzi de facto mała rada a wiec czarownicy Daikaru i białe wiedźmy, troszkę miesza opiekun Laer, coś do powiedzenia ma wszechładny minister bezpieczeństwa Heng, który niewątpliwie cenił Enrissę. A Salome osądza dosyć krytycznie, gdyż widzi, że jeżeli już sama podejmuje jakieś decyzje, to są one błędne, chociażby decyzja w kwestii elfickiej. Elfy dostały co chciały, namiestniczka podjęła decyzję, że mogą poszukiwać kłusowników z elfickiego lasu po za jego granicami. Chodzi tu głównie o drzewa z tego lasu. W efekcie poszła z dymem pewna wioska, bo tam schronił się podejrzany o to przestępstwo, elfy zajęły się sprawą po swojemu, zastosowały odpowiedzialność zbiorową. Przeżył tylko dobrze schowany kłusownik Salin, przerażony uciekł ze wsi i zaczął elfy prześladować. Efektem były masakry elfów w wielu miasta, co niemal doprowadziło do rebelii, sprawą wojsko musiało się zająć, żeby zrobić porządek. 


Można odnieść wrażenie, że ten tom jest troszkę słabszy od części pierwszej, ciekawe czy to tylko przejściowe, i ostatnia część trylogii nie zawiedzie czytelnika, i wtedy będzie to można spuentować jako całość. Oczywiście pozytywy nadal są, chociażby przeróżne intrygi dworskie i polityczne, pojawiły się nowe postaci chociażby nowy mistrz Daikaru Mellin. Mamy nadal coś w rodzaju konfliktu książąt władającymi prowincjami z centralą, czyli władzą namiestniczek. W pierwszej części była rozprawa z księciem Kve Erro, tutaj Aellingowie podpadli. Władza o tyle nie ma problemu, że ród który popadł w niełaskę da się zastąpić. Kreacje bohaterów są niewątpliwie interesujące. W poprzedniej recenzji wspomniałem o nawiązaniach literackich do „Pieśni lodu i ognia" G. R. R. Martina, ale przecież nie tylko, tajemnicze lasy elfickie i nie tylko mamy przecież u Tokiena, pewne analogie można znaleźć u Sapkowskiego,
Najbardziej chociażby motyw rzezi nieludzi w Rivii, tam prześladowano głównie krasnoludów, a tu jak wspomniałem elfy mają wrogów nie tylko w mieszkańcach okolicznych wsi, którzy podkradają drewno, ale również przeciwko elfom są lordowie a także zakon czarowników Daikaru, tych niewątpliwie elfowie mogą się obawiać. Jak to Szkolnikowa rozwikła w ostatnim trzecim tomie? 


Mimo, iż, jak wspomniałem, ten tom zaniżył artystyczne loty tego cyklu nadal utrzymuję to przekonanie, że z tą książką warto się zapoznać. Polecam.

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

 Karine Giebel,




Tylko cień 




Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania; 2015 r..
ISBN: 9788379993147
liczba str.:488
tytuł oryginału: Juste une ombre
tłumaczenie;Agnieszka Rosińska - Bóbr
kategoria:thriller





 ( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

  




Zainteresowałem się książką o intrygującym tytule „Tylko cień”, której autorką jest Karine Giebel. Mamy tutaj thriller psychologiczny i to w istocie psychologia ma tutaj niebagatelne znaczenie. Bohaterów książki jest w istocie niewielu, ale za to opisy literackie postaci są tutaj rozpracowane przez autorkę bardzo szczegółowo. Rzuca się w oczy styl książki, przeważają zdania krótkie, kilkuwyrazowe, zdań dłuższych niż dwie, trzy linijki tekstu jest stosunkowo niewiele. Czasem czytelnik może odnieść wrażenie, że jest to styl niemal poetycki i takie ma też zadanie grać na emocjach czytelnika. Jakich? Każdy z was zapewne miałby troszkę inne i o to też chodzi, bo wiele tu zależy od postrzegania świata i interpretowania postaw poszczególnych bohaterów. Stylem pisania raczej rzadko w moich recenzjach się zajmuje, ale tutaj ma on szczególne znaczenie. 


Sprawa wydawać by się mogło jest banalna Cloe Beauchampe, kobieta, 37 wicedyrektorka korporacji, agencji reklamowej, aspirującej na stanowisko prezesa firmy, urzędujący prezes wybiera się niebawem na emeryturę, ma problem tej natury, że zauważyła, że ktoś ją śledzi, najpierw na ulicy, a potem, przypuszcza, że podejrzany osobnik Cień, chodzi po jej domu. Nikt jej nie wierzy, przyjaciele koledzy z pracy uważają, że to coś w rodzaju jakiejś manii czy paranoi, potocznie mówiąc nabierają przekonania, że Cloe ma coś z głową, i z tej racji ją ignorują. Ona trafia na komisariat policji, składa zawiadomienia, i spotyka się z podobną reakcją. Wyjątek jest jeden, wierzy jej urlopowany inspektor Aleksandre Gomez. Czy to wystarczy, żeby rozwikłać sprawę? Która robi się coraz poważniejsza wraz ze wzrostem ilości przeczytanych stron książki. Tu trzeba przyznać autorka perfekcyjnie oddaje stan psychiczny głównej bohaterki, osoby prześladowanej, a także sfrustrowanej, że prawie nikt jej nie wierzy, bo jeden policjant, który śledztwo prowadzi bez zezwolenia przełożonych to jednak za mało. Na swoje możliwości, a więc indywidualnej analitycznej dedukcji Gomez i tak osiąga niezłe rezultaty, tyle, że przeciwnik, Cień jest nie w ciemię bity, jest sprytny, piekielnie inteligentny i bardzo przebiegły. To sprawia, że właściwie jest nieuchwytny. Inspektor Gomez podejrzewa, że Cień ma na sumieniu przynajmniej jedną ofiarę. Ta przygoda z Cieniem dla Laury Palmer zakończyła się samobójstwem. Czy los Cloe również jest przesądzony? Czy Cień, jako prawdziwy drapieżnik nie da jej sobie wydrzeć? 


Te i wiele innych podobnych pytań charakterystycznych dla tego gatunku literackiego jest ciekawych, interesujących, intrygujących, sprawiają one, że książka daje do myślenia. A to sprawia, że warto tę książkę polecić wam moi drodzy czytelnicy. Jeśli traficie na nią na bibliotecznej lub księgarskiej półce to koniecznie po nią sięgnijcie. Niezwykłe, psychologiczne gwarantowane. Polecam.

czwartek, 10 sierpnia 2017

 Lee Childe,






61 godzin 





cykl: Jacka Reacher,  t. 14  






Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2012 r. 
ISBN: 9788376596464
liczba str.: 431
tytuł oryginału: 61 hours  
tłumaczenie: Andrzej Szulc 
kategoria: thriller
 



 ( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/138806/61-godzin/opinia/41202690#opinia41202690   )      




 




Lee Child napisał książkę zatytułowaną „ 61 godzin”, a ja trafiając na nią w bibliotece sięgnąłem po niej. Wy tej książce jest to czego można się spodziewać, głównym bohaterem jest Jack Reacher, wybitny specjalista od tzw. misji specjalnych. Ma za sobą 13 lat służby w wojsku a teraz jest kimś w rodzaju wolnego strzelca pomaga służbom policyjnym i specjalnym rozwiązywać przeróżne sprawy kryminalne. To, że Jack Reacher jest wielkim twardzielem który korzystając z siły i intelektu nieźle uprzykrza życie przestępcom to właściwie żadna niespodzianka, bo tacy powinni być dobrzy bohaterowie tego typu thrillerów sini i wytrwali. Tym razem jednak autor ma dla czytelnika niespodziankę tej natury, że ten zły bohater jest właściwie z tej samej ligi co Jack Reacher, bohater ten ma ksywkę Platon, jest szefem mafii, prawdopodobnie kolumbijskiej, która rezyduje w Meksyku. Jedną z najbardziej dochodowych działalności tej organizacji przestępczej jest handel narkotykami. Jednak Platon nie tylko chowa się tylko za murami dobrze strzeżonych rezydencji lub pojazdów mających obstawę równą tej jaką pierwszoligowi politycy, ale też sam potrafi okazać bezwzględność większą od wszystkich. Platon w przeciwieństwie do Jacka Reachera jest niski. Był jeden taki co się odważył tak zgodnie z prawdą do Platona odezwać, że jest niski, niewiele wyższy od karła, skończyło się to tym, że gość wylądował w szpitalu, a amputowane kończyny dostał w prezencie. Platon charakteryzuje się też intelektem i niebanalnymi zdolnościami przywódczymi. Autor tak urządził akcję, że ci dwaj panowie mieli okazję urządzić sparring na śmierć i życie. Kto wygrał można się w ciemno domyśleć, jednak Platon wcale nie był tu bez szans, a wynik tego starcia nie był wcale z góry przesądzony. Prawdopodobnie jest to jeden z trudniejszych rywali Reachera w całej jego karierze na kartach książek Lee Childa. 


Jack Reacher przypadkowo trafia do Bolton, niedużego miasta w Dakocie Południowej, jednym z większych pracodawców dla miasta jest okoliczne więzienie, i to nie tylko dla funkcjonariuszy, ale także dla właścicieli restauracji i pensjonatów, bo więźniów odwiedza rodzina, nawet z całych Stanów Zjednoczonych i rozkład autobusów dojeżdżających do więzienia jest celowo tak urządzony, że odwiedzający przynajmniej jedna noc muszą spędzić w miasteczku.
W tym czasie, w środku bardzo mroźnej zimy, gdy przybywa Jack Reacher rozkręca się afera kryminalna związana z dużą ilością metaamfetaminy pozostawioną przez wojsko po II wojnie światowej. Dla armii te kilkadziesiąt ton to było raptem miesięczne zapotrzebowanie, dla mafii Platona był to zysk liczony w setkach milionów jeśli nie kilku miliardów dolarów. Po za tym w mieście giną ludzie w jakiś dziwny sposób powiązani ze sprawą. Zagadka jest niby banalna, w takich sytuacjach, kto morduje? Niezwykłe jest to, że zamordowani niemal pchają się sami w ręce złoczyńcy. I to utrudnia jego identyfikację. Ciekawe czy wpadniecie na to, zanim autor to zdradzi kto to? Przyznam, troszkę nieskromnie, że mi to się udało. No ale to już robota dla was moi drodzy czytelnicy. 


Warto książkę czytać, główkować przy okazji, bo taka też jest specyfika kryminałów i thrillerów. Polecam.

piątek, 4 sierpnia 2017

 Wiera Szkolnikowa,






Namiestniczka







cykl: Namiestniczka, t .1  







Wydawnictwo:Prószyński i S-ka
Data wydania: 2011 r.
ISBN: 97883764852827
liczba str.:824
tytuł oryginału: Wybor Namiestnicy 
tłumaczeni: Rafał Dębski 
kategoria: fantasy




 ( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:






  

  





Zainteresował mnie cykl „Namiestniczka” Wiery Szkolnikowej i mam okazję przekonać się, że czytanie, jak na razie pierwszej części, to niezwykła przygoda literacka. Główną bohaterką jest namiestniczka Enrissa Imperium Anryjskiego. Formalnie jest ona, tak samo jak kilkadziesiąt jej poprzedniczek na tronie, małżonką króla Eliana, który zmarł dawno temu, i według legend ponoć ma wrócić. Ale właściwie nikt w to nie wierzy. Z tej racji, że to jest powieść fantasy nie można tego wykluczyć. Kandydatki na namiestniczki rekrutują się z wysokich rodów szlacheckich, ci najważniejsi zarządzają całymi prowincjami, które kiedyś były odrębnymi królestwami, jednak z jakiś powodów do imperium zostały przyłączone, tak jak to jest w koncepcji G. R. R. Martina, tyle, że podobnie jak u tegoż pisarza tworzy to zagrożenie, że rody się zbuntują. Jednak jak na razie porządek rzeczy jest stabilny, bowiem nie ma potrzeby robić zadym wystarczy pozbyć się namiestniczki, żeby przeforsować swoja kandydaturę na następczynie i uzyskać większe wpływy. To, że namiestniczki wywodzą się z niemal wszystkich rodów sprawia, że ambicje magnaterii są zaspokajane i tworzy to swoistą równowagę sił. Chodź do buntów czasem dochodziło w przeszłości. Teraz spróbował szczęście książę Kweig Erro i paru jego przyjaciół, no ale magowie załatwili sprawę zadziwiająco łatwo. Koncepcja fantasy nie ogranicza wcale, że król kamienny bałwan, jak nazywają niektórzy króla Eliana wróci, ale też zło wróci do świata, i w pierwszej kolejności ma zmieść imperium. Ponoć ma to być za czasów kolejnej namiestniczki, kandydatka o imieniu Salomea już jest. To robota magów i oni wystarczająco wpływowi, żeby to przeprowadzić. Potem albo wróci król albo znajdzie się jakiś inny, albo imperium upadnie ciekawe czy jacyś barbarzyńcy się zbiorą czy nastąpi podział kraju. Teraz mamy czasy spokojne, barbarzyńcy w wojnie o jakieś mało znaczące odległe wyspy dostali tęgie baty, mamy też względny dobrobyt w kraju. Sprawami wojny zajmuje się teraz młody graf Taworu i rewolucjonizuje armię na wzór oświeceniowy, kombinuje również z nowymi rodzajami broni a także ma ambicję, żeby imperium miało flotę wojenną. Niektórym te zmiany się nie podobają uważają za niepotrzebne, zwłaszcza, że magia wciąż jest na tyle dużą siłą, że jest w stanie rozstrzygać o losach bitew, a nawet całych kampanii wojennych. Akcja się rozkręca, nie tyko na dworze namiestniczki, ale również w prowincjach. Namiestniczki są różne, tak jak różni bywali władcy absolutni, akurat Enrissa uchodzi za dobrą i mądrą władczynię, w kraju jest porządek nie ma większych pertubacji, wrogowie krajowi nie zagrażają. 


Styl pisania Szkolnikowa ma interesujący, z jednej strony to co my tu mamy, i można podejrzewać, że będzie w kolejnych dwóch częściach, jest po prostu grą o tron, a z drugiej autorka z detalami dba o sprawy obyczajowe i mentalnościowe, i to jest niesamowite, że mamy tu obraz spójny i logiczny całego uniwersum świata fantastycznego, które autorka kreuje. Podobnie jak u Martina mamy też inne kraje, a nawet kontynenty o różnych klimatach zapewne. 


Można odnieść wrażenie, że tą powieść można konkretnie uzasadnić historycznie pod kątem wielu inspiracji literackich czyli świadomie kreowanych podobieństw przez autorkę. To się czasem zdarza w literaturze fantastycznej chociażby u wspominanego Martina mamy angielskie średniowiecze, w szczególności wojnę dwóch róż, czyli rywalizację Yorków i Lancasterów. Tak tu u Szkolnikowej prawdopodobnie są to czasy panowania cara Piotra Wielkiego w Rosji. Panowanie tego władcy to nie tylko zmiana stolicy z Moskwy na Sankt Petersburg, ale rozbudowa floty, reformy w armii, wygrane wojny, ale także próba przemiany mentalnościowej na wzorce żywcem wzięte z Zachodu. 


Niewątpliwie jako czytelnik jestem zainteresowany co też autorka wyspekulowała w pozostałych dwóch częściach tej trylogii. Książkę zdecydowanie polecam jest ciekawa i fascynująca. Warto przeczytać.

wtorek, 1 sierpnia 2017

 Krzysztof Piskorski, 





Czterdzieści i cztery - 1844 r. 




Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania; 2016 r. .
ISBN:9788308061992
liczba str.: 548
tytuł oryginału: -----------
tłumaczenie: -----------
kategoria: historia alternatywna





 



 ( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/3654320/czterdziesci-i-cztery/opinia/41026402#opinia41026402   )  







„Czterdzieści i cztery” tytuł nowej książki Krzysztofa Piskorskiego, na pierwszy rzut oka sugeruje to datę 1844, dalej myślę, że można się doszukać proweniencji typowo biblijnej, a więc liczbę nieskończenie wielką, tu mamy nieskończenie wiele wszechświatów równoległych, które są w tym samym czasie lub co ciekawe można się dostać do różnych miejsc tego samego świata równoległego w przestrzeni czasowej. Jest jeszcze jedno znaczenie, ale, że taki spojler to już nie przejdzie musicie sami to rozpracować moi drodzy czytelnicy. Mimo, że jest to Europa 1, a więc w książce świat właściwy, z naszego punktu widzenia mamy tutaj jedną z rzeczywistości alternatywnych. Mamy tu porządki Napoleońskie w Europie, cesarz nie podbił co prawda Rosji, ale też nie pozwolił Rosjanom i innym wojskom na marsz aż do Paryża, była zwycięska bitwa pod Lipskiem i w efekcie granicą Francji z Rosją jest granica Księstwa Warszawskiego, Prusy i Austria istnieją, choć nie ma precyzyjnych danych w jakich granicach te państwa funkcjonują i w jakim stopniu od Francji są zależne. W Anglii rządzi królowa Wiktoria czyli tak jak być powinno, we Francji Ludwig Napoleon, brat Napoleona Bonaparte, który jest regentem. Napoleon żyje, ale właściwie tylko na papierze, ponieważ od 20 lat jest podłączony do aparatury medycznej i nikt się nie chce dokonać formalnego uśmiercenia cesarza rewolucjonisty, a to z tej racji, że kolejne rewolucje na całym kontynencie wiszą w powietrzu i wkrótce wybuchają. Pojawiają się poeci Mickiewicz i Słowacki, są oni mentorami dwóch rywalizujących ze sobą frakcji emigracyjnych. 


Historycznie XIX wiek jest ciekawą epoką i o tym chciał napisać Piskorski, pod względem wynalazczości w tym czasie świat nabrał niesamowitego przyśpieszenia. Autor snuje rozważania co by było gdyby to przyśpieszenie było jeszcze większe i już wtedy w połowie stulecia byłyby wynalazki kojarzone raczej z wiekiem XX, a w najlepszym wypadku z końcówką XIX stulecia? Oprócz Napoleona podłączonego do aparatury medycznej, obrońcy Krakowa na przedpolach miasta bronią się okopach, obraz tej batalii przypomina raczej I wojnę światową niż kampanie wojenne XIX w. W Londynie kursuje kolejka etherowa w planach jest budowa metra na kilka dekad przed rzeczywistym powstaniem metra w mieście nad Tamizą. Mamy też oświetlenie etherowe, broń etherową, nawet bomby które spokojnie do atomówek można porównać. Temu całemu zamieszaniu jest winny ether, który otworzył ludzkości drogę do innych wymiarów równoległych. Nieliczni w eterze widzą zagrożenia chociażby Byron i jego tajemnicza organizacja Loża Nowego Świtu, przypominająca masonerię. Wydawać by się mogło, że ludzie Byrona są oszołomami, którzy nie doceniają postępu cywilizacyjnego jaki się dokonał. Jednak pewne monstra, wielkie owady, które w kilku światach równoległych wykończyły ludzkość to nie żarty. Bitwa z owadami o Londyn to walka o przetrwanie gatunku ludzkiego i nie ma w tym przesady. 


Główną bohaterką jest Emilia Żmijewska, postać fikcyjna, ale jak zapewnia sam autor ma ona coś w sobie z Emilii Plater i kilku innych wyjątkowych kobiet tej epoki, w tym paru bohaterek historycznych, które trafiły do tej książki. Eliza poznaje sir Thomasa Mitchella, którego funkcjonuje jako gadająca głowa, no inteligentnego owada Teutygona Xa’ru. To jest niezwykle osobliwa trójka przyjaciół, która poznaje się w Europie 2, trafiają do Europy 1 i przeżywają niesamowite przygody w Londynie i Paryżu. Niezwykłym bohaterem jest Konrad Załuski, przez niektórych posądzany o zdradę, Eliza wiezie do Londynu wyrok śmierci na Konradzie, który ma wykonać. Jest jej trudno, bo on jest dobrym znajomym Elizy z czasów młodości. W końcu to robi, pakuje mu kilka kulek i… Konrad dalej żyje i wobec Elizy zachowuje się jakby nigdy nic. W Paryżu Eliza bierze udział w rewolucji, sama ma niezwykle kreatywne pomysły jak batalię skazaną z góry na porażkę rozkręcić. 


Książka jest fascynująca autor oprócz niezwykłych motywów typowo fantastycznych zdołał przekonać czytelnika, że XIX wiek był naprawdę fascynującą epoką. To połączenie fantastyki z historia wyszło wyśmienicie. Można spokojnie określić, że mamy tu takie połączenie Dukaja, z Pilipiukiem i Jackiem Wolskim, specami m. in. od literackich historii alternatywnych. „Lód” Dukaja traktuje o tym, że belle epoque się wydłużyło o ładnych kilka lat i tam namieszała zima, bo zamroziła nie tylko klimat ale i historię, a tu te koncepcje Piskorskiego również są nieźle zakręcone. Książkę warto przeczytać.