sobota, 30 marca 2019

Ilona Andrews, Magia kąsa


Ilona Andrews, 




Magia kąsa



cykl: Kate Daniels



Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2010 r. 
ISBN: 9788375741865
liczba str.: 448
tytuł oryginału: Magic Bites
tłumaczenie: Anna Czapla
kategoria; fantastyka


recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:












Przeczytałem tym razem lekką i przyjemną w czytaniu książeczkę, acz też krwistą, popapraną i nieźle zakręconą mieszanką fantasy z fantastyką, której akcja ma miejsce w rzeczywistości, siłą rzeczy odrobinkę alternatywną, horroru. Akcja książki „Magia kąsa”, napisało ją dwoje pisarzy, para małżeńska, Ilona i Adrew Gordon, ona rosjanka, on amerykanin, pseudonim Ilona Andrews, toczy się w mieście Atlanta w Stanach Zjednoczonych. Przy czym ta Atlanta przypominać może jakieś ostro przekombinowane literacko jakieś Santa Mondenga z „Księgi bez tytułu”. Bohaterowie ludzie i nieludzie korzystają z najnowszych technologii, no wiecie, smartfonów, komputerów, itd., itd. , jeżdżą samochodami, choć bywa, że wybierają zamiast koni mechanicznych wybierają normalne konie. Czyżby te zwierzęta miały wrodzoną odporność na obecność wampirów i wszelkiego innego bestialstwa. Możliwe, w końcu przez wiele stuleci konie były niezbędnym orężem wojskowym przydatnym w bitwie. Dorobiły się nawet rangi szachowego skoczka, figury zaskakującej i jeśli nie jest upilnowana sieje ferment zniszczenia w szeregach przeciwnika. Co prawda w arabskich i indyjskich szachach były jeszcze słonie, hetman, które uchowały się w rosyjskim nazewnictwie szachowym, czyli figurka gońca. Ale to widać skoczki przetrwały i mają się dobrze na deskach szachowych, chociaż mają inne nazwy w różnych językach, to nie zmieniają swojego kształtu, wykreowanego, jako szachowy konik. Ale też ci bohaterowie używają nie tylko nowoczesnego uzbrojenia, chociażby broni palnej, ale również uzbrojeni kojarzonego raczej z typowym fantasy, czyli miecze, noże, topory bojowe itp. Główna bohaterka Kate Daniels używa wielkiego, acz zaskakująco lekkiego miecza, który ma bardzo oryginalne miano Zabójca. To nawiązuje zarówno do legend Arturiańskich, ale też do szeregu książek fantasy. 




Główna bohaterka, wspomniana Kate Daniels jest czarownicą o potężnej mocy magicznej, kiedyś była studentką Akademii Magów, i z tym potencjałem magicznym i zdolnościami mogła szybko awansować w hierarchii i zostać arcymagiem, jednak zgłębianie sztuk magicznych ją nudziło i poszła własną drogą, była najemnikiem, czyli wykonywała drobne prace na zlecenie Zakonu. Jednak jak to czasem bywa los zdecydował z nią, pewnego dnia zamordowany został jej mentor i opiekun Greg i ona podjęła się śledztwa, którego wynik po prawdzie nie był wygodny dla nikogo z żadnych potentatów, wielkich graczy, ani dla Zakonu, ani dla Rady Nekromantów ani dla Gromady Zmiennokształtnych. Ale Kate jest uparta i nie bała się narazić komu się tylko dało, żeby dojść do prawdy. Na okładce widzimy jej towarzysza, lwa, przypominającego Aslana z Narni C.S. Lewisa. Tożsamości tego gościa nie da rady zdradzić, ponieważ poznajemy ją dopiero na ostatnich kartach książki. Czy Kate osiągnie cel? No i wyjaśniając sprawę zakatrupi hurtem po drodze, swoim Zabójcą, wszelkiego możliwego bestialstwa w niesamowicie krwisty sposób?


A tego bestialskiego towarzystwa jest tam od groma, Kate jest realistką, zdaje sobie sprawę, że choćby nie wiem jak niesamowicie wymachiwała swoim mieczem, to i tak wszystkich wykończyć się nie da, tym bardziej, że potrzebuje sojuszników i ich znajduje, chociażby tajemniczego lwa. Świetnie wykreowanych postaci literackich, w tym tych najbardziej niemożliwie paskudnych bestii nie brakuje. Jednym z ciekawszych był Bono, strzygoń, w dzisiejszych czasach ponoć całkiem dobrze ma się na Syberii, no ale widać Bono, to wyjątkowy paskudnik, któremu udało się uchować w jak najbardziej cywilizowanych regionach Ameryki. Bono to podrywacz, lubi podrywać kobiety, zapładniać je a potem konsumować, w sensie dosłownym, czyli zjadać. Szczególnie pożądanym obiektem seksualnych zapędów strzygonia są czarownice, bo tylko one są w stanie urodzić potomstwo strzygonia, a że Kate Daniels ma wprost niesamowitą moc magiczną, to siłą rzeczy musiała wzbudzić zainteresowanie Bono. No i podchody się zaczęły! Nie trudno się domyśleć, że Kate jest „ wręcz zachwycona” tą perspektywą. Wolałaby zażyć cyjanku niż umrzeć w niesamowitych męczarniach. Dodać trzeba, że pod kątem umiejętności walecznych Bono jest cholernie trudnym przeciwnikiem. Kate Daniels i jej sojusznicy czeka trudna konfrontacja, której się boją co najmniej tak samo jak są odważni, ale to dlatego, że doceniają przeciwnika. Jak to się zakończy?

Książka, mimo, że jest co najmniej dziwna, jest świetna, dobrze się czyta, jest dobrze napisana, wciąga niesamowicie i nie mam wątpliwości, że będę kontynuować czytanie kolejnych części cyklu „Kate Daniels”. Polecam

czwartek, 14 marca 2019

Isaac Asimov, Ja, robot


Isaac Asimov,


Ja, robot


cykl: Roboty, t 1


Wydawnictwo:  Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2019 r. 
ISBN: 9788380624832
liczba str.: 240
tytuł oryginału: I, Robot
tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki 
kategoria: science fiction 



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 







Zapewne niektórzy z was moi drodzy czytelnicy pamiętają, że czytałem, recenzowałem również, cykl „Fundacja”, której autorem był m. in. Isaac Asimov. Poznaliśmy w tym cyklu niezwykłego gościa robota o nazwie R. Danael Oliwaw. Zapewne w kolejnych częściach cyklu jako czytelnik będę miał okazję dowiedzieć się, czy R. Danael Oliwaw był produktem finalnym ekspertów z korporacji U. S. Robot, czy może był robotyckim przypadkiem, który wymknął się spod kontroli, ponieważ był za dobry i za cwany, żeby sztuczki robione przez robopsychologów mogły zidentyfikować jego prawdziwy potencjał i na całe szczęście, bo ludzkość zyskała w nim dobrego sojusznika i wizjonera. No ale pewnie odpowiedź na te pytania poznam w przyszłości a na razie zajmę się co my tu mamy. Odpowiem krótko zwięźle i na temat. Dzieje się. 



W kwestiach kosmicznej geopolityki jest ciekawie, w przyszłości, prawdopodobnie XXII w., ludzkość jest zdolna podróżować daleko w kosmos i zakładać liczne kolonie w kosmosie. Na Ziemi powstają cztery unie polityczne, które wchłonęły wszystkie państwa, najliczniejsza jest wschodni, czyli ta w której znalazły się Chiny i tak zajmujące większość obszaru tej unii. Po jakimś czasie te cztery unię sfederalizowały się tworząc jeden ziemski rząd ze stolicą w Nowym Jorku. Ludzkość liczy ok 3, 3 miliarda ludzkości, czyli przypuszczać można, że przynajmniej 2/3 ludzkości poszukało sobie niczym Żydzi wieczni tułacze nowej Ziemi obiecanej w kosmosie. W ten sposób został wyregulowany nadmierny przyrost naturalny. Jak wiemy znaczna część tych ludzie wejdą w skład nowo utworzonego gdzieś daleko w kosmosie Imperium, które będzie nowym centrum cywilizacyjnym i obejmie mliony planet. A Stara Ziemia zostanie zapomniana, będzie odgrywać legendarno – mitologiczną rolę, będącą jakimś kulturotwórczym punktem odniesienia dla tej nowej cywilizacji. 





Akcja książki zatytułowanej „Ja robot” toczy się zarówno na Ziemi jak w kosmosie. Bohaterami są ludzie, głównie pracownicy korporacji U. S. Robots specjalizujący się w konstruowaniu, ale także serwisowaniu robotów, z czym bywają duże kłopoty, bo te roboty wychodzące z fabryk korporacji U. S. Robots są coraz bardziej inteligentne, czyli wykonują bardzo dobrze i bardzo szybko powierzone im zadania, to jednak ich myśli podążają w różnych kierunkach trudnych do wychwycenia. Mamy np. robotów pasjonujących się literaturą, czytających mnóstwo książek i dzięki temu próbują rozpracowywać działania ludzi. Mamy też roboty sceptyków i roboty mających objawienia religijne. Niektórzy zabawiają się w tym co robią wróżki, czyli mówią, doskonale wyczuwają, co ludzie chcą usłyszeć, że np. wkrótce powstanie wakat na kierowniczym stanowisku, i ten go wkrótce obejmie, albo, że ktoś kogoś kocha itp. Niezły dowcipniś. No i mamy ludzi specjalizujących się w robotach. Chociażby specjalistkę od robopsychologii Susan Calvin. Jej zadaniem jest weryfikowanie zachowań robotów, czy przypadkiem nie stanowią one zagrożenia dla ludzi i dla działań do których roboty są kierowane. 

Recenzując kiedyś "Perfekcyjną niedoskonałość” Jacka Dukaja w recenzji wspomniałem o tym, że za jakieś tysiąc lat ludzi nie będzie gorszyło, że jakiś polityk czy duchowny jest robotem. Isaac Asimov spekuluje, że taka możliwość może zaistnieć dużo szybciej, może nawet za kilkadziesiąt lat, no może nieco ponad setkę. I nie ma opcji, żeby podejrzenie o bycie robotem przez polityka strony przeciwnej nie stało się elementem negatywnych kampanii wyborczych i ciekawe jak tego typu oskarżenia będą wpływać na głosy wyborców. No i czy możliwe będzie, że politycy będą używać sobowtórów, żeby odwalali np. czarną robotę, żeby mogli sobie w tym czasie wybrać się na urlop, no i czy decyzje polityczne podejmowane przez roboty nie będą robiły zamieszania czy to w sprawach podejmowania decyzji politycznych czy chociażby prawidłowego zachowywania protokołu dyplomatycznego. Jeśli tego typu futurystyczne spekulacje Asimova i innych fantastów mają sens oznacza to, że przyszłość będzie bardzo ciekawa. 





Książka jest wybitna. W dodatku napisana zaskakująco przystępnym językiem, czasem wręcz dowcipnym przypominającym twórczość Stanisława Lema, chociażby motywy, które pojawiały się w „Cyberiadzie”. Niewątpliwie warto się tym przekonać, że Isaac Asimov ma interesujące pomysły dające do myślenia. Polecam!

piątek, 8 marca 2019

Maciej Siembieda, 444


Maciej Siembieda,



444


Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2017 r. 
ISBN: 9788380321625
liczba str.: 560
tytuł oryginału: ----------
tłumaczenie: ----------
kategoria: thriller 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:




Przeczytałem książkę zatytułowaną „444” Macieja Siembiedy. Widać nasi pisarze, wcześniej robił to chociażby Zygmunt Miłoszewski, chcą empirycznie dowieść jednej rzeczy, że również potrafią tworzyć tzn. pisać powieści w stylu amerykańskiego pisarza Dana Browna i wychodzi to całkiem przyzwoicie.



I dokładnie to tutaj w tej książce mamy, począwszy od rozważań dotyczących historii sztuki, rozkładania na czynniki pierwsze jednego lub kilku obrazów, interesująca teoria spiskowa, tajemnicza organizacja strzegąca jakiejś starej jak świat tajemnicy, która po ujawnieniu może narobić sporo zamieszania, szybka, niesamowicie wciągająca akcja. To nic nowego właściwie bo to wszystko pojawia się w tego typu powieściach. Jednak autor ma parę interesujących pomysłów. Motywy typowo historyczne, robionych w ramach wszelakich retrospekcji autor włączył bezpośrednio do akcji, co dało naprawdę wyśmienite efekty, bo oprócz typowej w XXI wieku, mamy tu tak zwane historyczne długie trwanie i spojrzenie na problematykę z perspektywy ponadtysiącletniej. Do tego autor dołączył pomysły z zakresu political fiction, a nawet tu kompletne zaskoczenie pomajstrował także z koncepcją znaną z typowo dystopijnych powieści science fiction, wychodząc z zupełnie słusznego założenia, że historia to nie tylko wydarzenia, które przykryły grube warstwy kurzu, ale w kontekście typowo procesualnym historia to dokładnie to co jest dzisiaj, a także to co będzie za parę setek lat. I w tym znaczeniu autor ma bardzo ciekawe podejście, co daje niezwykle piękną, wielowymiarową powieść, którą można interpretować na wiele sposobów. No i pytania, które zadaje autor razem z czytelnikami czy koncepcja rzeczywistego polityczno – społecznego pojednania jest możliwe, czy to science fiction, bo zawsze znajdzie się ktoś po obydwu stronach, kto zechce tego typu koncepcje storpedować, bo przecież dżihady i święte wojny bardziej przemawiają do ludzi niż koncepcje pokojowe. Dobre pytanie. Co do jednego może się udać każdego z nas przekonać, że zarówno wśród chrześcijan, jak i wyznawców islamu znajdują się mądrzy ludzie, którzy myślą inaczej niż większość. Czy to wystarczy, żeby to miało sens? 


Schemat tego typu powieści autor zachował w tym znaczeniu, że jest główny bohater, Jakub Kania, prokurator IPN-u, towarzyszy mu piękna kobieta Katarzyna, która jest wnuczką prokuratora  Kazimierza Karewicza. Dziadek Kasi, który pracował w Komisji ds. badania zbrodni hitlerowskich, ponoć aktywa i wszelkie dokumentacje, procedury itp. przejął po 1989 r. Instytut Pamięci Narodowej.  Zresztą sam Jakub Kani ma  doskonałe dokonania w ściganiu zbrodniarzy nazistowskich, co docenili Izraelczycy.   Ta Komisja do spraw badania zbrodni hitlerowskich w latach 70 XX w. wszczęła procedurę poszukiwań obrazu Jana Matejki „Chrzest Warneńczyka”. Procedura została zawieszona z powodu podejrzeń, że obraz spłonął wraz z pożarem mieszkania holenderskiego SS –mana w Amsterdamie. Co prawda Karewicz podejrzewał, że to mistyfikacja, ale nie było dowodów. Intrygujące, że ów osobnik Manten współpracował z Żydem Stieglitzem, co jest ciekawe, gdyż miał na sumieniu całkiem niezłą liczbę pomordowanych Żydów na kresach Rzeczypospolitej, gdy wkroczyli tam Niemcy.   Przy okazji dokonywano grabieży dzieł sztuki, a ów Manten był dobrze zorientowany o zasobach kolekcjonerskich osób narodowości Żydowskiej.  Wracamy do XXI w. przekonując sie, że Karewicz i Kania mają wiele wspólnego ze sobą. Sprawą interesował się dziennikarz Paweł Włodarczyk, jemu przydarzył się wypadek dziwnie podobny do tego jaki 20 lat wcześniej miał prokurator Karewicz.  W całą tą aferę został wplątany Mossad, wywiad Izraelski, polska jednostka GROM, sprawa ociera się o najwyższe czynniki państwowe kilku państw, także w ramach struktur NATO. Jakub Kania jest dobry w swoim fachu, więc siłą rzeczy to zamieszanie nabiera rozpędu. Czy działania Jakuba Kani będą na tle skuteczne, że rozwikła ten niesamowity węzeł Gordyjski?


Co z tym wszystkim wspólnego mają wyznawcy Allacha? Czytelnik dowiaduje się, że chodzi tutaj o tajemnicze proroctwo Arby, dotyczące możliwej opcji pojednania, ma być ich cztery począwszy od 1000 r , dalej 1444 r, 1888 r. i na koniec 2332 r. Co się wydarzyło/wydarzy w tych konkretnych rocznikach i czy misje pokojowych powierników mają jakikolwiek szansę. Jednym z nich był król Polski Władysław Warneńczyk, który zdołał na trzy dni dokonać tego pojednania, ale próba została storpedowana przez czynniki polityczne i kościelne. Do bitwy pod Warną doszło, gdzie wojska koalicji chrześcijańskiej przegrały, a młody król Polski i Węgier zmarł w czasie bitwy. 


Książka jest naprawdę fascynująca, oprócz tego całego wciągania w akcję czytelnik ma okazję poznać parę różnych ciekawostek, zaintrygować się, że na podstawie obrazów polskich malarzy da się stworzyć ciekawe teorie. No cóż pozostaje zaprosić tej niezwykłej podróży literackiej w wiele miejsc, kilka epok historycznych. Biorąc te wszystkie czynniki pod uwagę, książka nie jest wcale za gruba, pomimo tych ponad 500 stron. Po prostu rewelacja!