Harry Harrison,
Przestrzeni! Przestrzeni!
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2019 r.
ISBN: 9788380626089
liczba str.: 288
tytuł oryginału: Make room! Make room!
tłumaczenie: Radosław Kot
kategoria: science fiction
recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4892609/przestrzeni-przestrzeni/opinia/94270142#opinia94270142
W wyzwaniu Book Trotter kończące 2025 r. padło na miasto Nowy Jork, stąd wybór książki pt. „Przestrzeni! Przestrzeni!” Harry’ego Harrisona. Mamy tutaj krajobraz przed apokaliptyczny, dość szczegółowo opisany. W sumie mamy dość dziwny zabieg, wrzucenie w tą koncepcję świata w ruinie motyw typowo kryminalny. Czy czytelnikom klasyki sf ten zabieg może się spodobać? Autora odpowiedź na tak zadane pytanie nie obchodziła. Liczyła się dla niego opcja opisania życia codziennego Nowojorczyków, a konwencja kryminału pasowała Harrisonowi do koncepcji.
Na pewno to było szokiem dla czytelników z Ameryki z czasów budowania powojennego dobrobytu. Bo nie ma opcji musiało być bardzo wstrząsające, że wszystko co dobre kiedyś się skończy. A świat stanie się globalną wiochą nie dlatego, że połączą nas szybkie światłowody internetowe, ale dlatego, że miejsce zdatne do życia skurczy się. A miasto takie jak Nowy Jork bardziej będzie przypominać Bejrut lub Bombaj niż nieformalną stolicę świata cywilizowanego, którą każdy chciałby odwiedzić.
Literacko czytelnik bez problemu odnajdzie nawiązania do tej książki w „Bastionie” Kinga. A także nasz Lem interesował się tą książką. Pewne zbieżne idee i koncepcje da się odnaleźć w „Kongresie futurologicznym”. Różnica jest taka, że Śniący przybysz z przeszłości z zewnątrz obserwuje tą rzeczywistość. U Harrisona bohaterami i obserwatorami są miejscowi tubylcy i w tym sensie są ograniczeni. Inna mniej ważna różnica, że Lem prognozował globalne ochłodzenie, a u Harrisona mamy znaczne ocieplanie się klimatu. W koncepcji przyrostu naturalnego obydwaj panowie byli zgodni, że wzrost populacji będzie, i jej ustawowe ograniczenie, w chińskim stylu, będzie konieczne.
Jak wspomniałem, że bohaterami książki są zwykli ludzie, policjant Andy, jego przyjaciel Sol, jego dziewczyna Shirl. Do do tego grona dołączył przestępca, złodziejaszek i morderca Billy Chang, chińczyk z Tajwanu. Sprawa zabicia Mike’a O’Briena, zwany był Wielkim Mike’m wydaje się prosta, ale, że był tzw. człowiekiem z miasta, czyli gangsterem, powiązanym z politykami, to nadano jej priorytet. Po prawdzie pies z kulawą nogą płakał po takim łajdaku. Jednak przyjęto założenie, że zabójca Wielkiego Mike’a mógł być kimś znacznym. W przypadkową prawdę nikt nie chciał wierzyć. I stąd całe to zamieszanie. Andy prowadził śledztwo przez kilka miesięcy. A czytelnik poznał miasto i jego mieszkańców w tym czasie zagłębiając się w lekturę z uwzględnieniem czwórki bohaterów oczywiście.
Jest też piąty bohater, raczej drugoplanowy, katolicki ksiądz Piotr. Nadał on temu zamieszaniu rys religijny, millenarystyczny ściślej. Interpretował on wydarzenia, że koniec świata jest bliski, bo mamy milenijny rok 2000. Ksiądz jest przekonany, że jest Antychryst i nierządnica Babilońska z bajzlu robi bajzel. Rzecz jasna ksiądz wie, kto jest tym Antychrystem, ale przezornie tożsamości jegomościa nie zdradza. Jak na osobnika uchodzącego za kompletnie szalonego, to jest bardzo racjonalne podejście do sprawy. Ta postać istnieje, ale większej mocy sprawczej nie ma.
Książka jest niewątpliwie interesująca. Inna bajka, czy pozostałych uczestników czytelniczej akcji interesuje literacka koncepcja Nowego Jorku w ruinie. No ale Harrison uznał, że jest ona potrzebna, bo ludzkie potrzeby rozwalania planety są przerażające. Książka jest ciekawa, acz momentami rzeczywiście straszna. Warto przeczytać. Polecam.