wtorek, 27 października 2020

John Morressy, Wyprawa Kedrigerna





John Morressy, 

  


Wyprawa Kedrigerna  



cykl: Kedrigern, t. 2 


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Data wydania: 1996 r. 

ISBN:   8386868171

liczba str.: 260

tłumaczenie: Hanna Posierska

tytuł: The Questing of Kedrigern

kategoria: fantasy



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:


https://lubimyczytac.pl/ksiazka/56142/wyprawa-kedrigerna/opinia/61047652?#opinia61047652  



    

"Wyprawa Kedrigerna” to ciekawe, sympatyczne i półżartobliwe literckie podejście do gatunku fantasy dokonane przez amerykańskiego pisarza Johna Morressy’ego. Autor świetnie się bawi pisząc książkę w bajowych konwencjach i zaprasza do czytelnika, żeby odbył tą fascynującą podróż w niezwykłym uniwersum rozpoznając bajki o które ociera się to uniwersum. Przypominające troszkę film "Shrek", bo w końcu tam też mamy zamieszanie związane z magicznymi przemianami, które dotyka czasem nie tylko księżniczki, czy książąt, ale też różne inne persony. Oczywiście jest tam tez smok, podobnie zresztą jak i w książce Morressy’ego, te groźne bestia musiały się oczywiście pojawić. Chociaż we książce jest przyjemnie i wesoło to wcale nie tak bajkowo jakby to mogło wyglądać. Bo przecież co to by były za bajki gdyby jakieś licho nie namieszało i dopiero wtedy zaczęło się dziać, często bardzo źle. Czytelnik dowiaduje się, że zabawy z magią są piekielnie niebezpieczne, zwłaszcza jeśli biorą się za nie osoby nie mające do tego predyspozycji, bo albo są na poziomie szkolenia magicznego, albo ich zasób wiedzy magicznej nie jest najwyższy wynikający z braków w doświadczeniu i nabytej wiedzy. A z konsekwencjami tego typu igraszek mają problemy nawet wielcy mistrzowie magii czyli czarodzieje. Sporo tutaj o licznych transformacjach magicznych o przemianach w muchy, ropuchy, dziwne, bliżej nieokreślone stwory. Wszystko się zaczęło od tego, że czarodziej Kedrigern, który odczarował wcześniej swoją żonę księżniczkę z żabiej postaci, kłopot w tym, że tego typu czar, wedle wiedzy specjalistów da się odczynić tylko raz, niezwykle rzadko opuszczał swój dom bo lubił swoje zajęcia i kochał swoją księżniczkę więc uznawał za słuszne stosowanie dystansu społecznego. No ale w końcu dał się namówić, żeby wybrać się na Czarkon, zjazd magów i dopiero zaczęły się kłopoty. Efektem była wyprawa Kedrigerna przez kawał świata, a nawet trafiwszy na jego koniec, trafił do naszego świata, lata 80 XX wieku.



Na Czarkonie Kedrigern i jego piękna żona byli gośćmi specjalnymi. Oczywiście magowie na tego typu zjazdach prowadzą nie tylko magiczne dysputy, ale także po prostu imprezują nie gardząc trunkami z wysokim procentem alkoholu. Na jednej z tego typu hulanek doszło do dramatu dwaj niesforni młodzi magowie znowu przemienili księżniczkę w żabkę. Ktoś w odwecie przemienił winowajców w muchy, które niezwłocznie żabka - księżniczka zjadła, bo poczuła żabi instynkt głodu, a przecież muszki są taki pyszne. I to było przyczyną dramatu, bo nie sposób było dojść jaki czar został użyty. Trzeba było skontaktować się z ich mentorem czarodziejem Arlebanem, bo tylko on mógł mieć zielone pojęcie czym posłużyli się jego dawni uczniowie. Wyprawa ruszyło, jak można się domyślać z konwencji fantasy mieli niesamowite przygody, nawet na pewnym etapie zebrała się niezła drużyna, co oczywiście nawiązuje do mistrza Tolkiena i zamieszania związanego z pewnym pierścieniem.


Warto jednak dodać, że ta książka, choć sam w sobie jest naprawdę zabawna, i czytelnik nie raz ma okazję zdrowo się pośmiać, to jednak są też ta rzeczy poważne związane zarówno z polityką, a nawet filozofią historii. Autor pisze o tym, że niektóre królestwa mają się lepiej, inne gorzej, a jeszcze inne dawno upadły i wiedzę o nich magowie i mędrcy czerpią z zakurzonych książek, ewentualnie z ruin miast i zamków. Przybycie do Los Angeles daje autorowi narzędzie do tego, żeby wybitny człowiek epoki stylizowanej na średniowiecze mógł nadziwić się jak wygląda nasz świat. Dziwiły go wynalazki, typu samochody, czy windy, albo zielone papierki które są walutą. Zapewne jako człowiek swojej epoki cenił monety w szczególności te złote oczywiście. Kedrigern był w naszym świecie bardzo krótko, ale miał na tyle otwarty umysł, że nie ma wątpliwości, że poradził sobie zaskakująco dobrze.


Książka jest bardzo ciekawa. Jest w niej spora dawka dobrego humoru, ciekawi bohaterowie, rewelacyjnie literacko przedstawieni. Książka jest napisana przystępnie, czytelnik wciąga się w czytanie. Warto przeczytać. Polecam.







niedziela, 25 października 2020

Karen Blixen, Pożegnanie z Afryką

 Karen Blixen,




 Pożegnanie z Afryką



Wydawnictwo:  De Agostini, Editiones Altaya Polska

Data wydania: 2001 r.

ISBN:   8373161546

liczba str: 378

tytuł oryginału: Out of Africa

tłumaczenie: Józef Giebułtowicz

kategoria: autobiografia, książki podróżnicze


recenzja opublikowana na lubimycytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/62487/pozegnanie-z-afryka/opinia/659653?#opinia659653   


https://www.facebook.com/groups/829004030782178


Jestem przekonany, że książka zatytułowana „Pożegnanie z Afryką”, której autorką jest duńska pisarka Karen Blixen jak najbardziej pasuje do koncepcji wyzwania Book Trotter. Z jednej strony pisarka z Dani, to rzecz oczywista, ale też jest to książka autobiograficzno – podróżnicza, coś w stylu jak już recenzowałem przy okazji norwerskiego wyzwania książkę Asne Seierstad „Księgarz z Kabulu” odmienny kontynent klimat, mentalność itd. Można w nieskończoność powymieniać. Ksiażka nie jest typową powieścią, są tam raczej pewne przypowieści dotyczące różnych zdarzeń w układzie niechronologicznym. Chodź początek i koniec jest, z pierwszych zdań dowiadujemy się, że autorka miała farmę w Kenii, gdzieś w okolicach Nairobi, stolicy kraju, wtedy, pierwsze dekady XX w. kolonii. A z ostatnich zdań dowiadujemy się, że pisarka i główna bohaterka książki w jednej osobie, wyjechała z kraju. Pierwsza cześć książki jest typowo wspomnieniowa, pisana po latach, natomiast druga cześć to coś w rodzaju bieżących notatek, które ocalały i przydały się pisarce do napisania książki, oprócz typowych motywów, które właściwie nic nie różnią od tej części wspomnieniowej, mamy też notatki z życia codziennego, czyli co trzeba kupić, kogoś po coś posłać do stolicy, spotkania z kimś w celach biznesowych, rozważania o koniukturach ekonomicznych, jak można się domyśleć były one dla farmy, której właścicielką była Keren Blixen były one niesprzyjające. Dlatego musiała wrócić do Danii. Nie wiemy czy ma to cos wspólnego z polityką, bo tej właściwie tu nie ma, oprócz dosłownie pojedynczych zdań z kontekstu urwanych, których czytelnik domyśla się znając burzliwą historię tego regionu świata w kolejnych dziesięcioleciach. 




Ja widzę cechę zbieżną koncepcji na tworzenie książki jaką miał Ryszard Kapuściński, z tą różnicą, że duńska pisarka, długi czas w Afryce mieszkała, a nasz rodak był podróżnikiem, tak podróżnikiem, a nie turystą, bo raczej omijał miejsca dostępne dla turystów z Zachodu, a jeździł wszędzie, doświadczał losu tubylców, głodował, chorował, bywał gościem w zwyczajnych domach, których domownicy dzielili się prawdziwym majątkiem jakim były posiadane resztki jedzenia czy wody. Karen Blixen pisze również sporo o mentalności, o tym, że fascynują ją różnice kulturowe, nawet podejście do przyjmowanego chrześcijaństwa jest troszkę inne niż na zachodzie. Na pewno widać u autorki fascynacje Afryką, ludźmi, pięknem przyrody, wszystkim. Mamy bardzo ciekawe opisy tubylców, dostrzega różnice między afrykańskimi nacjami, co z typowo europejskiej perspektywy oczywiste przecież nie jest, bo osoba czarnoskóra dla nas to po prostu murzyn i tyle pewnie, a czy pochodzi z Kenii czy Ugandy to jeden czort. A przecież tak nie jest i w tym temacie nas czytelników z Europy świetnie autorka uświadamia.



Książka jest ciekawa, chociaż nie ma takiej typowej akcji, książka jest pisana raczej na spokojnie. Bowiem celem autorki jest przedstawienie to co się dzieje na farmie, w okolicznej przyrodzie, jak się mają zwierzęta, niektóre z nich są literacko upersonifikowane, jak np. w bajkach, jak wygląda życie miasta Nairobia, jak wygląda codzienne życie z sąsiadami, jak pojawiają się jacyś niespodziewani goście. Warto zapoznać się z tą książkę czytając o odległej Afryce.

Polecam.






środa, 14 października 2020

Ben Kane, Hannibal - Pola krwi

Ben Kane, 


Hannibal Pola krwi 


Wydawnictwo: Znak 

Data wydania: 2018

ISBN:  9788324054565

liczba str.: 592

tytuł oryginału: Hannibal: Fields of Blood

tłumaczenie: Arkadiusz Romanek 

kategoria: powieść historyczna 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4855892/hannibal-pola-krwi/opinia/60514649?#opinia60514649


                                                                                               

Kontynuuję czytanie trylogii „Hannibal” Bena Kane’a, drugi, środkowy tam zatytułowany „Pola krwii”, jak sugeruje tytuł mamy tutaj eskalację działań wojennych między wojskami Kartaginy i Rzymu. Motywy batalistyczne są świetnie opisane, autor spróbował wczuć się w autentyczne dźwięki jakie mogli usłyszeć żołnierze po obu stronach, Są to dźwięki marszowe, dźwięki stali w czasie walki,, dźwięki łamanych kości, jęki umierających, krzyki, rozkazy, przekleństwa, wyzwiska wobec wrogów, okrzyki bojowe, mowy dowódców, absolutnie wszystko co może wydarzyć się na polu bitwy i wychodzi to naprawdę genialnie. To czytanie wciąga czytelnika i jest ciekaw co będzie w finalnym tomie. Dowiadujemy się kolejnych ciekawostek historycznych, jak wyglądało pax romana, dobrze wiemy, legiony rzymskie masakrowały wrogów i zdobywały coraz to większe terytorium, bo gospodarka imperium potrzebowała oprócz terenów złupionych skarbów oraz oczywiście niewolników. Natomiast Kartagińczycy woleli używać do swoich podbojów narzędzi typowo ekonomicznych, czyli uzyskiwanie wpływów gospodarczych nad sąsiednimi terytoriami, i rzecz jasna robić politykę. No ale jak trafili na siebie dwaj tytani na poziomie regionalnym, to musiało dojść do wojny, aż któryś z nich nie padnie. Do czego w końcu doszło na skutek działań w kolejnej trzeciej wojnie punickiej 149 -146 r. p. n. e.



Kane tłumaczy, że napisał swoją książke o drugiej wojnie punickiej, ponieważ uważa, że lata drugiej wojny punickiej 218 – 201 r. p. n. e. były najciekawsze w historii starożytnego Rzymu. Można się zastanawiać czy rzeczywiście tak było, ale nie ulega wątpliwości, że było ciekawie i sporo się działo, a wojska kartagińskie robiły co chciały w niektórych prowincjach rzymskiej Italii, w tym Kapui, gdzie toczy się spora część akcji trylogii. Tym sposobem Kartagińczyk Hanno ma okazje spotkać się z rodziną, u której wcześniej był niewolnikiem i przyjacielem rodzeństwa Kwintusa i Aurelii dzieci Fabrycjusza. Można się zastanawiać, czy ten motyw, że przyjaciele walczą w wojnie po obydwu stronach, ale na pewno z czysto literackiego punktu widzenia to jest ciekawe, wręcz brawurowe. I czytelnika ciekawi jak będzie. Hanno dowiedział się, że przyjaciel Segittare, którego pozostawił w Kapui został zamordowany i poprzysiągł zemstę na nadzorcy niewolników. Znając logikę konstrukcji powieści Bena Kane’a wiemy z góry czego się spodziewać, ale i tak warto o tym wszystkim poczytać.
Postaci zostały interesująco przedstawione przez autora. Cała ta fabularna konstrukcja jest bardzo interesująca.

Książka jest bardzo ciekawa warto przeczytać.