niedziela, 25 października 2020

Karen Blixen, Pożegnanie z Afryką

 Karen Blixen,




 Pożegnanie z Afryką



Wydawnictwo:  De Agostini, Editiones Altaya Polska

Data wydania: 2001 r.

ISBN:   8373161546

liczba str: 378

tytuł oryginału: Out of Africa

tłumaczenie: Józef Giebułtowicz

kategoria: autobiografia, książki podróżnicze


recenzja opublikowana na lubimycytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/62487/pozegnanie-z-afryka/opinia/659653?#opinia659653   


https://www.facebook.com/groups/829004030782178


Jestem przekonany, że książka zatytułowana „Pożegnanie z Afryką”, której autorką jest duńska pisarka Karen Blixen jak najbardziej pasuje do koncepcji wyzwania Book Trotter. Z jednej strony pisarka z Dani, to rzecz oczywista, ale też jest to książka autobiograficzno – podróżnicza, coś w stylu jak już recenzowałem przy okazji norwerskiego wyzwania książkę Asne Seierstad „Księgarz z Kabulu” odmienny kontynent klimat, mentalność itd. Można w nieskończoność powymieniać. Ksiażka nie jest typową powieścią, są tam raczej pewne przypowieści dotyczące różnych zdarzeń w układzie niechronologicznym. Chodź początek i koniec jest, z pierwszych zdań dowiadujemy się, że autorka miała farmę w Kenii, gdzieś w okolicach Nairobi, stolicy kraju, wtedy, pierwsze dekady XX w. kolonii. A z ostatnich zdań dowiadujemy się, że pisarka i główna bohaterka książki w jednej osobie, wyjechała z kraju. Pierwsza cześć książki jest typowo wspomnieniowa, pisana po latach, natomiast druga cześć to coś w rodzaju bieżących notatek, które ocalały i przydały się pisarce do napisania książki, oprócz typowych motywów, które właściwie nic nie różnią od tej części wspomnieniowej, mamy też notatki z życia codziennego, czyli co trzeba kupić, kogoś po coś posłać do stolicy, spotkania z kimś w celach biznesowych, rozważania o koniukturach ekonomicznych, jak można się domyśleć były one dla farmy, której właścicielką była Keren Blixen były one niesprzyjające. Dlatego musiała wrócić do Danii. Nie wiemy czy ma to cos wspólnego z polityką, bo tej właściwie tu nie ma, oprócz dosłownie pojedynczych zdań z kontekstu urwanych, których czytelnik domyśla się znając burzliwą historię tego regionu świata w kolejnych dziesięcioleciach. 




Ja widzę cechę zbieżną koncepcji na tworzenie książki jaką miał Ryszard Kapuściński, z tą różnicą, że duńska pisarka, długi czas w Afryce mieszkała, a nasz rodak był podróżnikiem, tak podróżnikiem, a nie turystą, bo raczej omijał miejsca dostępne dla turystów z Zachodu, a jeździł wszędzie, doświadczał losu tubylców, głodował, chorował, bywał gościem w zwyczajnych domach, których domownicy dzielili się prawdziwym majątkiem jakim były posiadane resztki jedzenia czy wody. Karen Blixen pisze również sporo o mentalności, o tym, że fascynują ją różnice kulturowe, nawet podejście do przyjmowanego chrześcijaństwa jest troszkę inne niż na zachodzie. Na pewno widać u autorki fascynacje Afryką, ludźmi, pięknem przyrody, wszystkim. Mamy bardzo ciekawe opisy tubylców, dostrzega różnice między afrykańskimi nacjami, co z typowo europejskiej perspektywy oczywiste przecież nie jest, bo osoba czarnoskóra dla nas to po prostu murzyn i tyle pewnie, a czy pochodzi z Kenii czy Ugandy to jeden czort. A przecież tak nie jest i w tym temacie nas czytelników z Europy świetnie autorka uświadamia.



Książka jest ciekawa, chociaż nie ma takiej typowej akcji, książka jest pisana raczej na spokojnie. Bowiem celem autorki jest przedstawienie to co się dzieje na farmie, w okolicznej przyrodzie, jak się mają zwierzęta, niektóre z nich są literacko upersonifikowane, jak np. w bajkach, jak wygląda życie miasta Nairobia, jak wygląda codzienne życie z sąsiadami, jak pojawiają się jacyś niespodziewani goście. Warto zapoznać się z tą książkę czytając o odległej Afryce.

Polecam.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz