Andrzej Pilipiuk,
Zły las
cykl: Światy Pilipiuka, t. 10
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2019 r.
ISBN: 9788379644001
liczba str.: 402
tytuł oryginału: -------
tłumaczenie:-------
kategoria: fantastyka
recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4869505/zly-las/opinia/74868055#opinia74868055
Tajemnica złotej teczki [w: ] A. Pilipiuk, Zły las
Była okazja wytargać z bibliotecznej półki zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka zatytułowany "Zły las", są tam cztery opowiadania, które równie dobrze mogłyby robić za coś w rodzaju konspektu do co najmniej czterech książek, ale, że jak wiemy Pilipiuk dobrze odnajduje się w krótkiej formie, chociaż często te opowiadania przybierają całkiem solidną formę, jeśli idzie o długość. A merytorykę pisarską niech każdy z czytelników się zajmie w czym pomóc mogą np. takie recenzje jak moja. Jak zwykle w takim przypadku wybieram ze zbioru jedno opowiadanie, żeby czytelnik mógł się zorientować z czym mamy do czynienia w książce, i które moim subiektywnym zdaniem jest najciekawsze.
Zainteresowałem się pierwszym opowiadaniem, jest ono zatytułowane "Tajemnica zielonej teczki", jest zdecydowanie najlepsze, i tak fascynujące, że nawet jak na konwencję fantastyczną jest fantastyczna, science fiction po prostu, którego elementy da się tu znaleźć.
Może ktoś kojarzy książkę zatytułowaną "Yggdrasil" Radosława Lewandowskiego, bo tylko z fabułą tego co my tu mamy, może mieć do czynienia. Co prawda nie ma typowej podróży w czasie, jest tylko malutki spacerek zeppelinem przez Atlantyk, ale koncept robi wrażenie, że neandertalczycy i inni sapiens mają się dobrze, tylko się wycwanili, dobrze się zakamuflowali i chcą nam homo sapiens dokopać. Przypuszczać można, ze jeśli Lenin i paru innych wpływowych ludzi pierwszej połowy dwudziestego wieku byliby, jak to tutaj Pilipiuk ich definiuje yetisonami, to znaczy, że chłopaki dają radę. Coś podobnego było w przygodach Jakuba Wędrowycza, w okolicy Wojsławic, w Dębince, mieszkali małpoludy. Byli oni na tyle cwani, że przetrwali prześladowania ze strony kościoła, a także jakoś uporali się z koncepcjami nazistowskimi.
Ci ludzie yeti przetrwali gdzieś na Grenlandii, z tego co możemy przypuszczać radzili sobie ze zdobyczami techniki, we współczesnych czasach byłoby to jeszcze bardziej intrygujące.
Przychodzi mi jeszcze jedna, a może nawet analogie literackie, które dowodzą, że nie potrzebujemy kosmitów, bo i na naszej ziemi ewolucja może sprawić jakiś psikus, że np. mrówki w "Trylogii mrówczej" Bernarda Werbera, czy małpy z "Planety małp", Pierr'a Boull'a będą kiedyś lepsze od nas i będą z tego jakieś kłopoty.
W samej fabule opowiadania, bohaterka Krystyna Malinowska, mieszkająca w stolicy II RP w Warszawie, dostała propozycję współpracy z tzw. Tajnym Instytutem, badającym sprawy co najmniej dziwne, m. in. Kryptozoologią. Przypadku w tym nie ma, bo jej rodzina, ojciec i stryj, sprawą się interesowali. Ojciec działał naukowo na rzecz Polski, za to stryj działał na rzecz ZSRR i stąd to zamieszanie wokół zielonej teczki. Wynikać z tego może, że Rosjanie ogarniali temat, rozumieli jakie są z tego zagrożenia, ale też korzyści.
Ekipa badawcza wyrusza na Grenlandię i rozpoczyna prace badawcze. Krótko, zwięźle i na temat jest ciekawie. Opowiadanie jest fascynujące, Pilipiuk powołuje się na jakieś naukowe koncepcje archeologiczne, ale nie mam wiedzy w tym zakresie, żeby to poddać jakiejś sensownej analizie. Więc to po prostu pominę. Książkę czyta się dobrze, szybko, jest ciekawie. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz