sobota, 31 sierpnia 2024

Algis Budrys, Cytadela

 Algis Budrys, 



Cytadela


Wydawnictwo: Stalker Books

Data wydania: 2022 r. 

ISBN:     9788367223133

liczba str.: 208

tytuł oryginału: Citadel 

tłumaczenie: Tomasz Walenciak, Ireneusz Dybczyński 

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/cytadela/opinia/84152473



Kryształowa ściana, oko nocy [ w: ] Algis Budrys, Cytadela





Miałem okazję niedawno przeczytać książkę pt. „Ten cholerny księżyc”, zresztą ten utwór znalazł się również w tym tomie opowiadań pt. „ Cytadela”, więc trzeba było dokonać jakiegoś innego wyboru. Zaintrygowało mnie dość długie opowiadanie zatytułowane „Kryształowa ściana, oko nocy”. W tym opowiadaniu będzie mowa o tych cholernych Marsjanach. Ciekawostką jest to, że konwencja tego opowiadania jest wyjątkowa, bardzo realistyczna, bowiem czytelnik ma okazję się przekonać, że wszystko co jest związane z pieniędzmi, nie straci na aktualności również w przyszłości bliższej i dalszej. W sumie nie ważne, czy to będą dolary, kredyty, solarisy, czy jeden czort wie jeszcze, jak będą się nazywały ziemskie i kosmiczne waluty, nadal pieniądze papierowe czy wirtualne nadal będą wzbudzać silne emocje negatywne i pozytywne. Tak jak to ma miejsce praktycznie w każdej epoce, zwłaszcza w kręgach biznesowych/finansowych, dźwięk, szelest przepływu pieniędzy doprowadza ludzi do szału. Nie obce też będą rozważania o zapachu pieniędzy. I dokładnie tak jest tutaj w tym opowiadaniu mamy spotkanie biznesowe gdzieś na wyspie Manhattan, gdzie kiedyś było miasto Nowy Jork, wieżowe są jeszcze wyższe niż kiedyś, w sensie dosłownym sięgają gwiazd. Zapewne budowanie portów kosmicznych na wysokości kilkunastu kilometrów też problemem wielkim nie jest, jak to sugeruje parę książek z gatunku science fiction z samym Clarkiem, tym od „Odysei kosmicznej 2001”, na czele. No ale wiemy, że jeden z uczestników siedzi/pracuje w biurze gdzieś na kosmicznej wysokości a jakiś gość do niego się wybrał. Jak nie trudno się domyśleć przybył porozmawiać o interesach. Telefon zadzwonił. Tak zaczyna się gra i akcja opowiadania.


Jednym z szefów globalnej korporacji jest Rufus Sollenar. Gościem jest pan Ermine ze Specjalnego Biura Public Relations IAB. To coś w rodzaju instytucji kontrolnej firm z branży. Panowie wymieniają grzeczności, udowadniają sobie kto tu jest bossem, dzisiaj co niektórzy by powiedzieli sigmą, Pan Ermine mówi, że jego brat pracuje w jednej z federalnych agencji, a ma w tym jakiś cel zapewne. Czyżby to były typowe zagrywki w tych kręgach? No ale gospodarz nie wywalił gościa za drzwi więc chce poświęcić mu swój bezcenny czas i wysłuchać co ma do powiedzenia. Dalej dowiadujemy się, że mowa tutaj o branży technologicznej, ściśle telewizyjnej, mowa jest o jakimś patencie, EV, na nowy standard odbiornika TV. Czyżby Algis Budrys spekulował, że z TV będzie troszkę jak z radiem, wieszczy się upadek tego medium, ale jakoś trwa. Z TV wydaje się, że tak jest, bo w dużym stopniu rolę rozrywkową i informacyjną przejmuje internet. Autor jest zdania, że TV z jakiś powodów się utrzyma i nadal będzie spełniać swoje role nie tylko informacyjno – rozrywkowe. Nie zmieni się to, że ktoś będzie na tym zarabiał duże pieniądze, w tym firmy produkujące wyposażenie wszelakie, bo to już widzimy, że jakość odbioru ma znaczenie, i TV chcąc utrzymać się na powierzchni musi w tym wyścigu o dobrą jakość technologii utrzymywać dobre lokaty. Jak nie trudno się domyśleć chodzi też o rywalizację panów Sollenar’a i Burr’a. Korporacje obydwu szefów dzieli raptem kilka przecznic a mają wpływ na cały glob, a nawet kawał kosmosu. Można się domyśleć, że troską pana Ermine jest aby standard EV odniósł sukces rynkowy, Sollenar jest pewny swego i opowiada, że projekt to pewniak, nie jest zagrożony. No ale jest problem, tych cholernych Marsjan, bo ich inżynierowie znają się na swojej robocie i mogą wyprodukować coś jeszcze lepszego, a wtedy projekt EV i finanse wszystkich firm stowarzyszonych w IAB trafi szlag. W tym kontekście informacja, że Cortwighte Burr ściągnął coś od Marsjan jest ważna. Na tym skończyło się to spotkanie biznesowe, pan Ermine wyszedł.


W kolejnej części jest mowa o czymś co możemy nazwać szpiegostwem Sollenar szpieguje Burra, żeby odkryć co on kombinuje z tą marsjańską technologią, badając, czy rzeczywiście jest w stanie mu zagrozić i obalić standard EV. A potem padł strzał Burr został trafiony. Wynika z tego, że działalność biznesowa jest ryzykowna pod tym względem, że można stracić troszkę krwi, a nawet życie. Nie zabił, ale tym razem przyszedł przeciwnik, i niczym jakiś spiderman biegał po szklanych ścianach wieżowca, żeby ściągnąć rywala na dno. Ta próba również się nie powiodła, skończyło się na połamanych palcach.


Trzecia sekwencja to całkiem publiczne spotkanie na balu, gdzie Sollenar jest laureatem jednej z dorocznych, branżowych nagród, oznacza to tyle, że marsjański wynalazek okazał się niewypałem, i że standard EV stał się powszechny w użytkowaniu. Jednak inżynierowie z Marsa całkiem beznadziejni nie są, skoro Burr był zdolny do takich wyczynów i jest praktycznie nieśmiertelny, a to na pewno w biznesie jest uważane za interesujący bonus, warty każdej ceny zapewne. Mamy jeszcze kolejne spotkanie z panem Ermine, bowiem cała ta afera wywołała spore komplikacje w organizacji IAB. W końcu rzadko zdarza się, że dwaj biznesmeni bawią się w bossów mafii i jeden próbuje wykończyć drugiego w sensie dosłownym. Ciekawą, acz nie kluczową dla tej opowieści kwestią jest jak sprawa pod kątem biznesowym dalej wygląda. No ale dowiadujemy się kim są umownie napiszmy kontrolerzy pokroju pana Ermine, oprócz tego, że są lojalni i praktycznie nieprzekupni, jeżeli nie są Marsjanami, to zoperowano ich na Marsie, są w posiadaniu nadzwyczajnych umiejętności, zapewne są też nieśmiertelni. Pod tą procedurę kontrolną trafił Rufus Sollenar. Dowiedział się, że został objęty nakazem organu kontrolnego i szybko przekonał się co to oznacza!

Krótko mówiąc panowie, panie pewnie też, w ciekawy i niezwykle barwny sposób załatwiają sprawy biznesowe. Pewnie polisy na życie w tym uniwersum opiewają na ogromne kwoty, co tylko poddymia atmosferę zapewne. Algis Budrys dał radę, opowiadanie o sprawach ekonomicznych wyszło wyśmienicie. Polecam i stwierdzam, że wyzwanie litewskie Book Trottera było bardzo udane.



   

niedziela, 11 sierpnia 2024

Andrzej Pilipiuk, Wieszać każdy może

 Andrzej Pilipiuk, 



Wieszać każdy może,



cykl: Kroniki Jakuba Wędrowycza, t. 5


Wydawnictwo: Fabryka Słów, Edipresse

Data wydania: 2020 r. 

ISBN:  9788381642538

liczba str.:  250

tytuł oryginału: --------

tłumaczenie: ------

kategoria: fantastyka


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/wieszac-kazdy-moze/opinia/58817300



Pola trzcin [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Wieszać każdy może



Opowiadanie zatytułowane „Pola trzcin” jest na tyle długie, że niewiele pod kątem długości brakuje mu do pełnowartościowej książki, pod kątem akcji też. Niewątpliwie łamie ono schemat Pilipiukowski, że Jakub Wędrowycz siedzi w Wojsławicach i tam w przerwach między różnymi zleceniami, jakie dostaje jako świecki egzorcysta, spędza czas w rodzinnych stronach pędząc bimber, a co upędzi to wypija, najczęściej w towarzystwie swojego kumpla Semena Korczaszki. Spędza też czas konsumując legalne trunki jakie oferuje wojsławicka karczma, tutaj towarzystwo jest bardziej liczne. Bywają chociażby nielubiani, wierni wrogowie Bardaki, co daje chłopom asumpt do urządzania licznych awantur.  Obydwie strony solidnie przykładają się do tego, żeby ta wendetta rodowa przetrwała wieki. Również w tym opowiadaniu wojna sąsiadów z Wojsławic ma znaczenie.


W tym opowiadaniu zarówno Jakub z Semenem i jego prawnuk 13 letni Piotruś, a także nestor rodu Bardaków Izydor, mają okazję przemierzyć pół Europy. Drużyna Jakuba podąża do Egiptu, ratując potomka Korczaszki, Jana, archeologa, egiptologa, któremu grozi uderzenie potężnej klątwy egipskiej, a żarty bynajmniej to nie są. A o co chodzi? O pieniądze, przydatne jak najbardziej w egipskich zaświatach. Praktycznie wszystkie piramidy zostały, splądrowane, i dusze faraonów są biedne i żyją na łasce jednego z nich, Amenhotepa I, którego grobowiec przetrwał tych wiele stuleci. Przypadkiem się złożyło, że ekipa polskich naukowców trafiła na dobry trop. I całe egipskie zaświaty drżą o to, że wszyscy władcy pójdą na żebry, a dokładnie to im grozi.


Akcja jest dosyć zawiła, do naszego świata zostali wysłani Lenin i Dzierżyński do XXI wieku przez egipskiego boga chaosu i zniszczenia Seta. Najpierw trafili do Warszawy, troszkę tam namieszali w różnych, dziwnych miejscach. Jednym z nich było ministerstwo nauki, gdzie Lenin wymusił, żeby cofnięto dotację na badania dla Jana Korczaszki. Potem szybko trafili do Wojsławic, najpierw był dość bolesny sparring z miejscową ludnością, bo jak się dowiedzieli „kto Jakubowi w drogę wchodzi, sam sobie szkodzi”. No ale, że byli uparci to doszli do wniosku, że klan Bardaków, jako odwieczni wrogowie Wędrowyczów będą zainteresowani współpracą. Nie mylili się. Drużyna Jakuba leciała przez Europę zeppelinem, a Bardaki na czarną godzinę przechowywali niewielki samolot. Po drodze były przygody z wampirami na Węgrzech i Rumunii, sam hrabia Drakula wszedł do akcji. Nie trudno się domyśleć jak było. Sprawy szybko załatwili i dotarli do celu.


Bardak, Lenin i Dzierżyński będąc przekonani, że ich wrogowie zginęli w wypadku, wrócili do Polski, załatwiać swoje sprawy w tym dobry byt w egipskich zaświatach. A ekipa Jakuba kontynuowała podróż, Byli we Włoszech, tam miejscowi gangsterzy mieli małe problemy z podróżnikami. Do Egiptu dotarli tym samym środkiem transportu, którym podążają do Europy imigranci, przewoźnicy byli troszkę zdziwieni, że ktoś chce odbyć podróż do Afryki. W końcu po licznych perypetiach podróżnicy dotarli do Egiptu, na konkretne wykopaliska.  Przekonali się, że klątwa działała solidnie, ale też bogowie zorientowali się, że Jakub jest dobrym fachowcem. Więc wyjścia nie było, trzeba było znaleźć konsensus. Jakub nie chcąc zadzierać z mocarzami też był podobnego zdania. Mimo, że wydawało się niemożliwe, wilk wyszedł kontent z tego zamieszania i owca też wyszła bez szwanku ku zadowoleniu, wszystkich, również archeolodzy, którym znaleziono zajęcie na parę ładnych lat. Pozostało już tylko wrócić do kraju, podziękować odpowiednio godnie Leninowi i wysłać w te same zaświaty, w których spotkają swojego dobrego znajomego, Stalina.


Ciekawy jest koncept tego opowiadania, i mimo że jest ono dość długie czytelnik wciąga się niesamowicie w akcję i jest zainteresowany poczynaniami młodego Piotrusia, który jako Wędrowycz musi wychodzić z niejednej ciekawej opresji, były romanse z wampirzycą, ratowanie księżniczki z haremu i parę innych ciekawych akcji. Jakub i Semen oczywiście jak zwykle przeżywali te historie będąc po wpływem trunków wszelakich. O dziwo mieli okazję konsumować wykwintne alkohole, nie przepuścili okazji, żeby pić z archeologami. Czytelnik dowiaduje się, że Semen zna język arabski, o co mało kto go podejrzewa. Podsumowując, jak zwykle Jakub i Semen przeżywają niesamowite przygody, o których zapewne się dobrze opowiada przy piwku lub szklaneczce bimbru, ale wtedy kiedy trzeba nie zawsze jest do śmiechu, bo oponenci żyć nie dają w sensie dosłownym i trzeba się martwić, żeby wyjść z ciężkich opresji. Rzecz jasna autor zagwarantuje również czytelnikowi, że okazji do śmiechu nie zabraknie, bo przecież Pilipiuk pisze lekko, troszkę z przymrużeniem oka, ale też bardzo ciekawie.


Jest też bonus, opowiadanie o wieśminie, którego autorem jest Michał Smyk, zwycięzca konkursu literackiego. Wieśmin dostał zlecenie, ubicie bestii, która jest pisarzem i nazywa się Andrzej Pilipiuk, mistrz wieśmiński wziął się za robotę, zrobił co trzeba. Ale jak widać Pilipiuk jest jedyną ofiarą wieśmina, która przeżyła akcję, z wieśmińskim mieczem w dłoni wieśmina, jak tego dokonała?


Książka jest ciekawa. Polecam