środa, 5 sierpnia 2020

Margaret Atwood, Opowieść podręcznej

Margaret Atwood, 



Opowieść podręcznej 



cykl: Opowieść podręcznej, t. 1 



Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2017 r. 
ISBN:  9788380321717
liczba str.: 368
tytuł oryginału: The Handmaid's Tale
tłumaczenie: Zofia Uhrynowska - Hanasz
kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na: 














 
Ubi tu, Caius, ibi ego, Caia”*, ta sentencja dowodzi, że w Gilehadzie, kraju, który powstał, po obaleniu demokracji liberalnej w Ameryce, gdzieś w bliżej nieokreślonej przyszłości nawiaząnia do tego motywu w starożytnym Rzymie. Główna bohaterka książki nazywała się Freda, bo została własnością Freda, została podręczną, bo uznano, że jest w stanie spłodzić kilku potencjalnych bojowników, którzy pójdą w bój w walce o idee fundamentalistycznej rewolucji. A to dopiero początek licznych analogii historycznych, które zafundowała autorka, żeby stworzyć bardzo ponurą wizję przyszłości, która w dziwny sposób koresponduje z książką Omara El Akkada, "Ameryka w ogniu", także była recenzowana w ramach wyzwania Book Trotter, i to mimo faktu, że obie książki różni prawie 40 lat. A także, że imię autora świadczy o tym, że pochodzi z innej kultury i doszedł z grubsza do tych samych wniosków co autorka z Kanady. Że trzecie świat może wydarzyć się wszędzie, bo dobrobyt i demokrację da się utracić. Te dwie książki łączy również fakt, że jedną z przyczyn były jakieś perturbacje bliżej u El Akkada była to sprawa niekorzystnych zmian klimatu u Margaret Atwood jest to bliżej nieokreślone, być może związane z dramatycznymi rozstrzygnięciami ziemnej wojny. Są te same pytania co dalej?
W obydwu książkach zachowano ten sam mechanizm, losy jednej rodziny na podstawie wojennej nawałnicy, która opanowała Stany Zjednoczone. Freda straciła swoją rodzinę i została sama na świecie u El Akkada rodzina Chesnutów musiała sobie radzić w ekstremalnych warunkach. Podobieństwo jest uderzające.
Jedna książka uzupełni drugą, bo przecież nie jest tajemnicą, że czerwonych, którzy wygrali rzutem na taśmę, wspierało nowo powstałe imperium Arabskie, i nie trudno się domyśleć jaki porządek ustrojowy będzie preferowany? Wizja Margaret Atwood jest wiarygodną i przerażającą próbą odpowiedzi na te pytanie.


Jak wspomniałem jest tu mowa o wielu koncepcjach historycznych, od świata arabskiego, innych kultur bliskowschodnich, po motywy z wzięte z pomysłów nazistowskich, komunistycznych też bez problemu można znaleźć. Tego typu rewelacje proponują również różne sekty i widocznie autorka ma dobre rozeznanie w tym zagadnieniu. Na pewno to jest dobry intelektualny dyskurs interpretacyjny. Choć nie można powiedzieć o tym, że nie ma w tym wszystkim inwencji twórczej pisarki. Zazwyczaj palenie książek odbywa się troszkę inaczej niż mamy w tej książce. Robią to wszelkiej maści strażnicy, duchowni i świeccy, indeksów, ksiąg zakazanych, wchodzą i rozpalają stos. Tutaj czytelnik odnosi wrażenie, że to jest niemal oddolna inicjatywa, ludzie palą książki, bawią się, tańczą, piją duże ilości alkoholu i cieszą się, że dawny zły świat przemija. Robią to ludzie, którzy pokończyli różne studia tak jak np. Freda, główna bohaterka. Tu rodzą się pytania jak to było możliwe? Wkrótce poszły restrykcje typu, że kobietom zabroniono posiadania kont bankowych np. A to dopiero początek dalej poszło, że kobietom zabroniono wszelkiej aktywności intelektualnej, czytanie było surowo zabronione. To mężczyźni powinni im czytać pożyteczne lektury głównie wybrane fragmenty Biblii, świadczące o zasadności panującego ustroju. Wreszcie doszło do tego, że kobiety nie miały żadnych praw, stały się rzeczami z którymi można robić wszystko. Teoretycznie w trosce o bezpieczeństwo kobiet, jak to można usłyszeć w Afganistanie na przykład. Wprowadzono zasadniczy podział kobiet na żony, marty, podręczne, ciotki, kobiety zachowujące dawny styl życia na potrzeby elit i delegacji z innych krajów, i więźniarki obozów, ta ostatnia, zdecydowanie najgorsza kategoria, to kobiety w podeszłym wieku i oczywiście niepokorne. Właściwie trudno powiedzieć która kategoria gorsza. Kobiety robią wszystko, żeby przeżyć parę lat, a i tak opcja obozowej właściwie nie sposób uniknąć. Schematem jest rozrost instytucji kontrolujących, najniższy szczebel to ciotki, konfidentki, to znane jest z obozów koncentracyjnych. Dalej aniołowie, funkcjonariusze, strażnicy, pilnujący moralności swoich podopiecznych i całe mrowie jawnych i tajnych służb strażników rewolucji, po komendantów, szefów resortów, dowódców na froncie, kasty absolutnie uprzywilejowanej.


Opowieść Fredy przetrwała ponoć na kasecie magnetofonowej, jedną z interpretacji jest, że jest to swoisty manifest feministyczny, a jako taki musi być jawnie wrogi dla ustroju Gileahadu. Ciekawostką jest, że z Kuby nadaje Radio Wolna Ameryka, nie trzeba nikomu tłumaczyć skąd znany jest ten motyw. Właściwie każdy dzień w życiu Fredy to wolność o przetrwanie. Pewnie pomagało jej to, że była piękną kobietą. Bo inaczej jakim cudem przeżyłaby próbę zdrady kraju, czyli ucieczkę do „zachodniej” Kanady. Umieszczono ją w specjalnej instytucji, gdzie kiedyś była szkoła, i pilnowano. Miłość w naszym rozumieniu była zbrodnią, karaną śmiercią. Seks z obydwu stron był właściwie obowiązkiem wobec ojczyzny, nie mogło być mowy o przyjemności, z jednej i drugiej strony, żeby przychodzili na świat nowi bojownicy rewolucji i dziewczynki, które będą kolejnymi podręcznymi na przykład.

Książka jest trudna w ocenie. Z jednej strony jest ciekawa, na pewno potrzebna, z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, żeby była realistyczna, żeby standardy budowane przez tysiąc lat tak cywilizacji Zachodu łatwo, zdecydowanie a łatwo szlag trafił. To jest mocno naciągane jednak. Tak samo jest to naciągane jak w książce „Meczet Notre Dame 2048” Czudinowej, że Arabowie podbiją Europę i niemal natychmiast wprowadzą radykalny szariat i to przejdzie. Mężczyźni nagle staną się bojownikami za sprawę Islamu i jako terroryści będą podkładać bomby w innych regionach świata, a kobiety potulnie dadzą się sprowadzić do funkcji rzeczy, gdzie ich kotek czy piesek będzie miał większe prawa niż one. Przypuszczam, że ta książka jest z natury rzeczy skandalizująca i prowokująca, a tego typu prowokacje intelektualne są ciekawe. Książka Omara El Akkada, do pewnego stopnia też taka jest tyle tylko, że lepiej zostały tam wytłumaczone sprawy geopolityczne i nie da się odmówić logiczności tym spekulacjom. Natomiast w książce Margaret Atwood niewiele tego jest, zdecydowanie za mało. A jednak niedobrze, no bo przecież tego typu radykałowie jakby wzięli się z Marsa, czy jakiegoś kraju arabskiego byliby dobrze zingwigilowani, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, a gdyby tworzyli zagrożenie byliby wyeliminowani. To musieliby być prawdopodobnie republikanie wspierani funduszami z zagranicy, żeby się udało obalić ustrój i wprowadzić radykalny, dyktatorski, reżim, ale nie da się czegoś takiego z dnia na dzień zrobić w dodatku bez opcji zdemaskownia. Co nie znaczy, że możemy spać spokojnie, że coś takiego nie ma szans nigdzie się wydarzyć. I dlatego ta wstrząsająca książka jest potrzebna, bo być może wszystko kiedyś będzie w naszych rękach. Książka jest bardzo dobra. Polecam



Ad.
*Gdzie ty Kajus, tam i ja Kaja – starożytna sentencja przysięgi małżeńskiej w starożytnym Rzymie





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz