środa, 27 marca 2024

Brian Herbert, Kevin J. Anderson, Nawigatorzy Diuny

 Brian Herbert, Kevin J. Anderson, 


 Nawigatorzy Diuny


cykl: Wielkie Szkoły Diuny, t. 3


Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Data wydania: 2018 r. 

ISBN:   9788380621893

liczba str.: 528

tytuł oryginału:  Navigators of Dune

tłumaczenie: Marek Michnowski 

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/nawigatorzy-diuny/opinia/82292478



Jak można dowiedzieć się z pierwszych wersów książki pt. "Diuna – Dżihad Butleriański" księżniczka Irulana, córka ostatniego imperatora z dynastii Corinnów Szaddama IV i żona pierwszego imperatora z dynastii Atrydów, Paula, studiowała i opisywała historię Dżihadu Butleriańskiego i Wielkich Szkół Diuny, żeby zrozumieć w tej odległej historii o co chodzi z dźihadem który rozkręcił Paul Muadib. Trzeci, ostatni tom "Wielkich Szkół Diuny" zatytułowany "Nawigatorzy Diuny" kończy tą niesamowitą, na wpół legendarną epopeję dawnych czasów galaktyki w której Diuna z posiadaną przyprawą jest kluczowa. Zapewne Irulana była przekonana, że świat potrzebuje historyków, którzy nie tylko odkryją dawno zakurzone w pomroce dziejów wydarzenia, ale też było istotne dla niej jest zrozumienie o co tam chodzi? No i jak ma się to do rzeczywistości zastanej, nam współczesnej? I ta perspektywa jest istotna, bo przecież czytelnik ma świadomość, po przeczytaniu ośmiu tomów cyklu "Kroniki Diuny" oczywiście, że robot Erazm przetrwał te 15000 lat. Ale niby skąd o tym miała wiedzieć Irulana, która tworzyła 5000 lat przed Bitwą na końcu czasów, zwaną też Kralizkiem? To podejście do przeszłości jest niesamowite, zbliżone do tego do czego dochodzą współcześni historycy. Widać Herbertowie i Kevin J. Anderson doskonale rozumieli motyw i tak przedstawili genialnie wykreowane Uniwersum Diuna.


Na pewno księżniczka dowiedziała się w czasie przeglądania ksiąg i starych multimediów kim byli Fremeni. Znalazła odpowiedź, że byli Zensunnitami, którzy poszukali szczęścia na nowej planecie. Przypominało to Biblijny exodus, ponieważ na starej planecie byli oni niewolnikami. Uznali więc czas być wolnymi ludźmi nawet na niegościnnej, pustynnej planecie niż być niewolnikami na planecie Poritrin. A że była tam przyprawa, no na pewno był niemały bonus. Bowiem jak wiemy przyprawy potrzebowali mieszkańcy całego kosmicznego Imperium, a w szczególności nawigatorzy, którzy potrzebowali przyprawy do spekulacji intelektualnych na tak wysokim poziomie, że mogli zaginać przestrzeń kosmiczną, co powodowało, że dało się podróżować niemal błyskawicznie po najodleglejszych planetach. Również dla władzy imperatorskiej okazało się to kluczowe, żeby dobrze rządzić. Problemy były, z jednej strony butlerianie, którzy szukają po galaktyce mikrofalówek i innych urządzeń, które mogą pognębić. A z drugiej strony był Joseph Wenport, który podpadł imperatorowi Roderikowi, że zabił swojego nieudolnego brata, Salwatora, poprzednika na tronie. No i prawdziwa gwiezdna wojna musiała wybuchnąć. Działo się naprawdę sporo. Czytelnik z pewnością nie zawiedzie się licznymi opisami galaktycznych bitew. Akcja pędzi tak szybko, bo autorzy uznali zapewne, że czas zakończyć w miarę szybko i sprawnie tą całą historię.


W teorii, każdy z tomów trylogii poświęcony był innej Wielkiej Szkole, ale nie do końca tak jest, bo motywy tych organizacji zwanymi szkołami się przeplatają i kształtują rzeczywistość. Tu spoiler jest niepotrzebny bo czytelnik z góry się tego domyśla, że celem tych książek jest poznanie czasów legendarnych, kiedy galaktyka otrząsnęła się po rebelii ludzkości, która zmiotła myślące maszyny. To oczywiste, że przy okazji poznajemy lepiej to całe uniwersum, bo przecież dokładnie tego my jako czytelnicy chcemy i dokładnie to otrzymujemy. Poznajemy coraz lepiej to uniwersum i to jest naprawdę niezwykle fascynujące.


Niewątpliwie ciekawe są swego rodzaju interakcje kulturowe z uniwersum Diuna i na odwrót, tego typu motywów jest całe multum. O pisaniu w tym kontekście na temat "Gwiezdnych wojen" nie ma się co trudzić, bo to jest przecież najbardziej oczywiste. Ale nie tylko tutaj znajdziemy motywy związane z "Diuną". Polecam rozważenie nasze rodzime uniwersum wiedźmińskie w tym zakresie. Tego odkrycia dokonałem, nie wiem który raz oglądając grę "Wiedźmin 3", choć one mają rzecz jasna książkową proweniencje. Da się znaleźć tam kwizath haderach, mamy program eugeniczny prowadzony przez Lożę Czarodziejek i elfy wiedzące Aen Saevherne.  Pewnie tą działalność loży też da się to z czymś skojarzyć.  Mamy dwie szkoły Aretuzę, i Ban Ard. Jest też woda życia w wiedźmińskim uniwersum. Dla Ciri wypicie wody driad z Brokilonu było czymś naturalnym, troszkę kłopotów miał z tym Geralt, ale też dał radę. O dziwo w grze da się znaleźć nawet Erazma, dobrze się skubany zakamuflował, ale tam siedzi. Samym wiedźminom najbliżej pewnie do mistrzów miecza. Są osoby w uniwersum, które żyją nieludzko długo, tak jakby Agamemnon tam tam trafił i przekazał jak robi się tego typu procedury. Inny ciekawy koncept to uniwersum Assasins Creed. Szkoły to oczywiste, może również  konflikt dwóch rodów przekształcony w rywalizację dwóch zakonów, bractw Templariuszy i Asasynów. Ale najbardziej ciekawy koncept jest, że w podróżach w czasie Animusem pomaga dalekie pokrewieństwo i że ma to wpływ na wydarzenie, a ci krewni w przeszłości przekazują swoje umiejętności. Chyba nie trudno się domyśleć, że przypomina to co mamy u wiedźm Bene Gesserit, głównie matki wielebne otrzymują od swoich poprzedniczek wiedzę i doświadczenie z nawet odległej przeszłości. Czegoś podobnego doświadczyli też Atrydzi Paul, Alia i Leto II. podążając swoimi Złotymi Drogami, też mają dostęp do tajemnic z przeszłości i moc ich jest ogromna. Zresztą bez trudu da się zauważyć, że autorzy też trylogii są tego świadomi i sami korzystają z tych dobrodziejstw. Pojawia się tutaj, niemal dosłownie, znana kwestia z "Wiedźmina" "Coś się kończy, coś się zaczyna".


Dokładnie te słowa doskonale się nadają na podsumowanie. Jak na razie są to wszystkie przeczytane i zrecenzowane tomy tego fascynującego uniwersum. Jeżeli będzie powstawać jeszcze coś ciekawego to okazji na powroty na starą, dobrą, pustynną Diunę nie zabraknie i z chęcią będę to robił i dzielił się wrażeniami. To jest po prostu ogrom przeróżnych koncepcji w ciekawy sposób opisane. Czytelnik poznaje maestrię mistrza Franka Herberta, ale tez dwaj kontynuatorzy, Brian Herbert i Kevin J. Anderson, "Uniwersum Diuną", też dają radę, potocznie mówiąc, i mają te książki bardzo wysoki poziom, co tylko uatrakcyjnia to uniwersum. Świetnie się to czyta i chce się do tego uniwersum wracać. Rewelacja. Polecam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz