czwartek, 31 października 2024

Andrzej Pilipiuk, Czasy, które nadejdą


 Andrzej Pilipiuk, 



Czasy, które nadejdą 


Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data wydania: 2024 r.

ISBN: 9788367949293

liczba str.: 376

tytuł oryginału: --------

tłumaczenie: ----------

kategoria: fantastyka


recenzja opublikowana na lubimnyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/czasy-ktore-nadejda/opinia/85515853    





Klementynka [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Czasy, które nadejdą.



„Czasy, które nadejdą.” , to na tą chwilę ( 2024 r.) najnowszy tom opowiadań, i trzeba przyznać, że wszystkie są zarówno genialne, jak i równe pod kątem trudności wyboru co wybrać, żeby napisać słów parę moim czytelnikom o tej książce. Jak zwykle pojawia się doktor Skórzewski, jak i Robert Storm, to akurat nic nowego.



W przypadku lekarza nie brakuje ciekawych rozważań dotyczących natury medycznej, co daje asumpt do rozważań dotyczących postępu. Jest też motyw wojenny, pierwszej i drugiej wojny światowej. Co ciekawe w 1915 roku dr Skórzewski jako lekarz frontowy trafia w okolice Wojsławic spotyka młodego 15 letniego Kubę/Jakuba Wędrowycza i jeżeli czytelnik się czegoś dowiaduje to na pewno tego, że Jakub jest prawdopodobnie największym trollem na kartach literatury. W opowiadaniach Jakubowych jesteśmy, jako czytelnicy, przekonani, że on ledwo coś tam coś tam duka, jak czyta, a tu skubany nam zdradza że dobrze radzi sobie z czytaniem w trzech alfabetach: łacińskim, cyrylicy, no i hebrajskim, który jeszcze w ramach procedury samodoskonalenia dał radę opanować. Pewnie mu się to przydało w robocie będąc świeckim egzorcystą. Na pewno interesujące jest tytułowe opowiadanie, w którym Robert i Arek wydedukowali, że nasze czasy nie muszą być wcale najgorsze, bo diabeł jeden wie z czym będziemy mieli do czynienia w przyszłości. Tutaj trzeba było storpedować pewną aukcję dzieł sztuki, żeby zapobiec negatywnym zmianom w przeszłości.


Opowiadanie, które zaproponowałem jest najkrótsze, ale autor w nim wykreował genialny klimat. Mamy zimę 1981/82 czyli stan wojenny w Polsce. Opisy blokowiska, że zimno, że nic nie ma, itd. Mamy świat czarno-biały, jak ekrany telewizorów w tamtych latach, czyli jedni dobrzy drudzy źli, jedni drugich zwalczają. Główną bohaterką jest ok 10 letnia Klementyna. I tu zabawa się zaczyna, bo jest z dziwnej rodziny, której członkowie przemieniają się likantropicznie, zostają wilkołakami. W przypadku Klementyny podejrzenie zachodzi, że jest to odmiana osłabiona, ale za to jej babcia lubi po lasach jako wilkołak hasać i polować na komunistów, jak który w lesie zabłądzi. Opowiadanie niby banalne, ale połączenie, prawie współczesności z motywami znanymi chociażby z uniwersum wiedźmina robi wrażenie. Nie trudno się domyśleć, że tam mamy troszkę kombinowane średniowiecze Tak czy siak różnice mentalnościowe spore. A tego typu połączenie jest zacne literacko. Na pewno bezcenne były miny milicjantów, którzy mieli farta, że spotkawszy babcię, raczej głodną, uszli z życiem.


Podsumowując to jest ciekawe opowiadanie, tak jak już wspomniałem, inne również są rewelacyjne, tom opowiadań jako całość jest świetny. Warto przeczytać. Polecam.



sobota, 19 października 2024

Robert Harris, Monachium

 Robert Harris, 



Monachium 



Wydawnictwo: Albatros

Data wydania: 2018 r. 

ISBN:  9788381251778

liczba str.: 400

tytuł oryginału:  Munich 

tłumaczenie: Andrzej Szulc

kategoria: thriller, powieść historyczna


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/monachium/opinia/84222383





Temat nazizmu nie jest obcy w twórczości popularnego pisarza, specjalizującego się w thrillerach, pisanych nie tylko w oparciu o wydarzenia historyczne, ale niewątpliwie mają one duże znaczenie. Jeżeli chodzi o motyw Trzeciej Rzeszy bardzo znaną książką jest „Vaterland” i na potrzeby tej koncepcji historii alternatywnej autor zgłębił temat i zapytał: jak to się stało?


Pisarz uznał, że motyw traktatu Monachijskiego jest tutaj kluczowy, żeby kontynuować te trudne przecież rozważania. Przypomina nam, że doszło tam do politycznej transakcji handlowej. Wyprodukowano kilka świstków papieru. Ktoś wygrał, ktoś przegrał, ale ktoś, musiał zrobić z tego mata na politycznej szachownicy wygraną, bo taka jest polityka. Zazwyczaj z oficjalnych raportów dowiadujemy się, że wygrał kto trzeba, a jak jest naprawdę jest to najbardziej strzeżona tajemnica. Zapewnienia Hitlera o pokoju były oczywiście nic nie warte. Ale coś kupiły, odrobinkę czasu, wydłużyły ciszę przed burzą. Ale co gorsza dały swoistą legitymizację zbrodni hitlerowskich na arenie międzynarodowej, które z tego tytułu przez kolejnych kilka lat były ukrywane, bo lepiej udawać, że nie czuje się brzydkich zapachów. A przecież wystarczyło odpalić samochód i z perspektywy Monachium zrobić sobie wycieczkę do Dachau np. O tym nas usiłuje przekonać autor, że to było do zrobienia. Brak tego działania ocenia negatywnie jako lenistwo intelektualne. Nie wiem na ile jest wiarygodna wypowiedź premiera Wielkiej Brytanii Chamberlaina, która pojawia się w książce porównująca Hitlera do gangstera. Jeżeli ma sens to oni tego chcieli, po prostu przeforsować bardziej militarne budżety na kolejne lata. Nasuwają się kolejne pytania? Czy tą wiedzą się podzielili z sojusznikami. Czy może to już Monachium podzieliło świat na kraje lepsze i gorsze. Ma to znaczenie także w teraźniejszości, bowiem światu grozi wygrana kandydata na urząd prezydenta w mocarstwie, który nie zawaha się nawet z bandytą zrobić interes i podzielić świat na nowo. I dlatego wciąż musimy na kartach literatury wracać do cholernego paktu Monachium z 1938 roku!


Tak się dzieje, bo autor ośmiela mieć wątpliwości czy wnioski zostały wyciągnięte. Jak wiemy rzeczywistość na świecie po roku 2022 mocno się skomplikowała co sprawia, że każdy czytelnik musi przyznać autorowi rację.


Samo wydarzenie jest opisane ciekawie, ale wątpię, czy czytelnik będzie jakoś specjalnie zaskoczony. Mamy kilka planów, trzy miejsca akcji: Londyn, Berlin, Monachium. Pierwszy plan to wydarzenia oficjalne, drugi plan, kuluary, trzeci i kilka kolejnych, to co robią podwładni zainteresowanych stron. Kolejny plan rzecz jasna to oczywiście Gestapo, które węszy po całym mieście szukając dowodów na zdradę kraju, no i zdrajców. Kolejny plan to media, jeszcze kolejny, zwykli ludzie. Ciekawostką jest, ku rozpaczy wierchuszki NSDAP, że naród niemiecki jest słabo przygotowany ideologicznie do nadchodzących wydarzeń, bo z ulgą przywitał nadzieję na pokój. W domyśle, że służby propagandowe Gebbelsa miały pełne ręce roboty, bo jednak machina ruszyła i plany wojenne III Rzeszy były gotowe do realizacji.


Jestem przekonany, że nie ma takiej potrzeby szczegółowo rozpisywać się jakie konkretnie wydarzenia poboczne i fabularne miały miejsce wokół całego wydarzenia. Bo dlatego książkę warto przeczytać, żeby samemu wyciągnąć wnioski, po co nam powroty do wydarzeń z przeszłości, i co my z tego oprócz oczywistej wiedzy mamy. W teorii to stosunkowo prosta książka, ale ze względu na skomplikowaną materię zagadnień taka nie jest. Polecam.

sobota, 12 października 2024

Kien Nguyen, Gobelin

 Kien Nguyen, 


Gobelin 


Wydawnictwo: Albatros

Data wydania: 2004 r. 

ISBN:  837359115X

liczba str.: 351

tytuł oryginału:   The Tapestries

tłumaczenie:  Piotr Jankowski

kategoria: literatura piękna


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/gobelin/opinia/85518913 






Tytuł książki Nguyena, wietnamskiego pisarza, „Gobelin” zapewne jest swoistą metaforą życia, które potrafi być nieźle skomplikowane. Co prawda można się doszukiwać pewnych literackich nawiązań np. „ Fionawarski gobelin” Guy Gavriel’a Kay’a, w której mowa dużo o znaczeniach koncepcji gobelinu, czego praktycznie nie ma tutaj. Możliwe, że dla azjatyckiej kultury dalekiego wschodu jest ona tak oczywista, że autor głupotami czytelnikowi głowy zawracać nie chciał. Na pewno można się doszukiwiwać czegoś z „Hrabiego Monte Christo” Aleksandra Dumas, no i oczywiście są motywy typowo Szekspirowskie, z klasykiem dramatu „Romeo i Julia” na czele. A wszystko to w książce raczej cienkiej, co świadczyć może, że autor sobie dobrze radzi z technikami pisarskimi i jest to ciekawe to co my tu mamy.


Pewnie to troszkę inaczej wygląda z rodzimej, narodowej perspektywy jaką ma sam autor. A, dla człowieka Zachodu, jest w tym pewna trudność dokopania się przez wietnamskie realia początku XX wieku. Książka funkcjonuje jakby na trzech poziomach, ten najbardziej oczywisty, obyczajowy, potem jest kulturowy i oczywiście historyczny kontekst. Pierwszy obyczajowy, książka zaczyna się od wesela, panem młodym jest 7 letni Dan Nguyen, żeni się z pełnoletnią Ven. Z racji, że pan Nguyen, ojciec, ma pięć żon, pozycja Ven jest nawet niższa niż mają służące w domu Nguyenów. Troszkę spojlerowo podchodząc do zagadnienia, autor nas zapewnia, że to jest historia jego rodziny, a ty się z tym męcz czytelniku czy masz/możesz uwierzyć w te zapewnienia. No ale wracamy do tego co my tu mamy. Ślub był dziwny nikt nie widział potrzeby zobaczyć pannę młodą, po prostu był to handel, kupiono młodą kobietę raczej z biednej rodziny, która o swoją pozycję pierwszej żony młodego panicza miała walczyć całe życie. No i pewnie by tak było gdyby nie ciąg tragicznych zdarzeń. Senior Nguyen został pochwycony i oskarżony o zdradę. To, że nikt w to nie wierzył w to co lokalny pirat miał mieć wspólnego z wielką polityką znaczenia akurat żadnego nie miało. Za to miało znaczenie, że Nguyenowie mają potężnego wroga na własnym podwórku już owszem. Był nim asesor Toan, który w czasie egzekucji seniora rodu Nguyenów z rozbrajającą szczerością odpowiada na pytania skazańca, dlaczego? Odpowiada, że tak trzeba, bo pewnie on zrobił by to samo i wtedy to on byłby w biedzie. Jakoś nie było okoliczności tego sprawdzić. Młody Dan był na tej egzekucji, przywiodła go tam żona. Dokładnie tego dnia zaczęła się wendetta rodowa. Na razie Dan i Ven mają nieliche kłopoty, żyją w skrajnej biedzie i walczą o przetrwanie. Rezydencja Nguyenów została spalona. No ale to się zmienia, młody Dan, rośnie, dojrzewa, staje się dorosłym mężczyzną. Po drodze pojawia się ta przysłowiowa Julka, i była to o zgrozo!, córka asesora Toana Tay Mai. Zdarzyło się, miłość przetrwała. Historia wątku sporu obydwu rodów toczy się dalej.


Powoli wchodzimy w głębsze warstwy tego co my tu mamy w książce. Nawet nie będę próbował szczęścia zajmować się metaforyką, bo obawiam się, że jest na tyle skomplikowana, że jest niezrozumiała dla nas ze względu na różnice kulturowe. Pojawia się polityka, problemy z dominacją kulturową francuzów z jaką muszą uporać się władze Wietnamu z cesarzem na czele. Rzecz jasna siła kultury europejskiej przemawia do elit kraju, reszta jest bardziej zachowawcza i stara się bronić lokalnych, wietnamskich wartości. Raczej ciężko z lektury książki wywnioskować coś bardziej szczegółowego czy chodzi o styl ubierania się, konsumowanie wykwintnych francuskich potraw, czy może pisma filozofów znad Sekwany uznawane są za heretyczne. Pewnie wszystko po trochu. W sumie to jest specyficzne, że gdzieś w XIX wieku zaczął się proces globalizacji, westernizacji itd. Wynika z tego, że nie dało się od tego uciec. Jakąś formą ucieczki od tego typu procesów okazał się komunizm, no ale my wiemy, czego nie wiedzieli wtedy, że nic to raczej nie daje. Jedyny kraj który odniósł jakiś sukces w tej materii odcinania się od świata to Korea Północna. Akurat ten kraj buduje barykady, żeby ich obywatele nie uciekali z kraju i tym samym, na polu ideologicznym, zapobiega się temu, żeby mieli okazję zaznać dobroci zgniłego zachodu. No ale tego w Wietnamie sto lat temu raczej nie wiedzieli. Niewiele więcej czytelnik wywnioskuje z informacji jakie są w książce o polityce i historii. Kraj w teorii jest niezależny, ale jak można wywnioskować cudzoziemcy mają tam duże wpływy, kto wie czy nie większe jak rząd, czyli doradcy cesarza. Wiemy, że opozycja była silna, no bo oskarżenia Nguyena seniora o zdradę całkiem z powietrza się wziąć nie mogły. Czyli takie motywy były na porządku dziennym. To z grubsza tyle co warto wiedzieć o realiach jakie są w tej książce. Nie mam wątpliwości, że każdy czytelnik wyciągnie z lektury to co będzie dla niego interesujące.


W sumie to nie jest jakaś trudna książka, dominuje jednak ten motyw obyczajowy i przede wszystkim na tym autor się skupia. Pozostałe otoczki fabuły można potraktować jako ciekawy dodatek albo je zignorować jak komu pasuje. Książkę dosyć dobrze się czyta. Jest całkiem przyzwoita. Polecam