sobota, 12 października 2024

Kien Nguyen, Gobelin

 Kien Nguyen, 


Gobelin 


Wydawnictwo: Albatros

Data wydania: 2004 r. 

ISBN:  837359115X

liczba str.: 351

tytuł oryginału:   The Tapestries

tłumaczenie:  Piotr Jankowski

kategoria: literatura piękna


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/gobelin/opinia/85518913 






Tytuł książki Nguyena, wietnamskiego pisarza, „Gobelin” zapewne jest swoistą metaforą życia, które potrafi być nieźle skomplikowane. Co prawda można się doszukiwać pewnych literackich nawiązań np. „ Fionawarski gobelin” Guy Gavriel’a Kay’a, w której mowa dużo o znaczeniach koncepcji gobelinu, czego praktycznie nie ma tutaj. Możliwe, że dla azjatyckiej kultury dalekiego wschodu jest ona tak oczywista, że autor głupotami czytelnikowi głowy zawracać nie chciał. Na pewno można się doszukiwiwać czegoś z „Hrabiego Monte Christo” Aleksandra Dumas, no i oczywiście są motywy typowo Szekspirowskie, z klasykiem dramatu „Romeo i Julia” na czele. A wszystko to w książce raczej cienkiej, co świadczyć może, że autor sobie dobrze radzi z technikami pisarskimi i jest to ciekawe to co my tu mamy.


Pewnie to troszkę inaczej wygląda z rodzimej, narodowej perspektywy jaką ma sam autor. A, dla człowieka Zachodu, jest w tym pewna trudność dokopania się przez wietnamskie realia początku XX wieku. Książka funkcjonuje jakby na trzech poziomach, ten najbardziej oczywisty, obyczajowy, potem jest kulturowy i oczywiście historyczny kontekst. Pierwszy obyczajowy, książka zaczyna się od wesela, panem młodym jest 7 letni Dan Nguyen, żeni się z pełnoletnią Ven. Z racji, że pan Nguyen, ojciec, ma pięć żon, pozycja Ven jest nawet niższa niż mają służące w domu Nguyenów. Troszkę spojlerowo podchodząc do zagadnienia, autor nas zapewnia, że to jest historia jego rodziny, a ty się z tym męcz czytelniku czy masz/możesz uwierzyć w te zapewnienia. No ale wracamy do tego co my tu mamy. Ślub był dziwny nikt nie widział potrzeby zobaczyć pannę młodą, po prostu był to handel, kupiono młodą kobietę raczej z biednej rodziny, która o swoją pozycję pierwszej żony młodego panicza miała walczyć całe życie. No i pewnie by tak było gdyby nie ciąg tragicznych zdarzeń. Senior Nguyen został pochwycony i oskarżony o zdradę. To, że nikt w to nie wierzył w to co lokalny pirat miał mieć wspólnego z wielką polityką znaczenia akurat żadnego nie miało. Za to miało znaczenie, że Nguyenowie mają potężnego wroga na własnym podwórku już owszem. Był nim asesor Toan, który w czasie egzekucji seniora rodu Nguyenów z rozbrajającą szczerością odpowiada na pytania skazańca, dlaczego? Odpowiada, że tak trzeba, bo pewnie on zrobił by to samo i wtedy to on byłby w biedzie. Jakoś nie było okoliczności tego sprawdzić. Młody Dan był na tej egzekucji, przywiodła go tam żona. Dokładnie tego dnia zaczęła się wendetta rodowa. Na razie Dan i Ven mają nieliche kłopoty, żyją w skrajnej biedzie i walczą o przetrwanie. Rezydencja Nguyenów została spalona. No ale to się zmienia, młody Dan, rośnie, dojrzewa, staje się dorosłym mężczyzną. Po drodze pojawia się ta przysłowiowa Julka, i była to o zgrozo!, córka asesora Toana Tay Mai. Zdarzyło się, miłość przetrwała. Historia wątku sporu obydwu rodów toczy się dalej.


Powoli wchodzimy w głębsze warstwy tego co my tu mamy w książce. Nawet nie będę próbował szczęścia zajmować się metaforyką, bo obawiam się, że jest na tyle skomplikowana, że jest niezrozumiała dla nas ze względu na różnice kulturowe. Pojawia się polityka, problemy z dominacją kulturową francuzów z jaką muszą uporać się władze Wietnamu z cesarzem na czele. Rzecz jasna siła kultury europejskiej przemawia do elit kraju, reszta jest bardziej zachowawcza i stara się bronić lokalnych, wietnamskich wartości. Raczej ciężko z lektury książki wywnioskować coś bardziej szczegółowego czy chodzi o styl ubierania się, konsumowanie wykwintnych francuskich potraw, czy może pisma filozofów znad Sekwany uznawane są za heretyczne. Pewnie wszystko po trochu. W sumie to jest specyficzne, że gdzieś w XIX wieku zaczął się proces globalizacji, westernizacji itd. Wynika z tego, że nie dało się od tego uciec. Jakąś formą ucieczki od tego typu procesów okazał się komunizm, no ale my wiemy, czego nie wiedzieli wtedy, że nic to raczej nie daje. Jedyny kraj który odniósł jakiś sukces w tej materii odcinania się od świata to Korea Północna. Akurat ten kraj buduje barykady, żeby ich obywatele nie uciekali z kraju i tym samym, na polu ideologicznym, zapobiega się temu, żeby mieli okazję zaznać dobroci zgniłego zachodu. No ale tego w Wietnamie sto lat temu raczej nie wiedzieli. Niewiele więcej czytelnik wywnioskuje z informacji jakie są w książce o polityce i historii. Kraj w teorii jest niezależny, ale jak można wywnioskować cudzoziemcy mają tam duże wpływy, kto wie czy nie większe jak rząd, czyli doradcy cesarza. Wiemy, że opozycja była silna, no bo oskarżenia Nguyena seniora o zdradę całkiem z powietrza się wziąć nie mogły. Czyli takie motywy były na porządku dziennym. To z grubsza tyle co warto wiedzieć o realiach jakie są w tej książce. Nie mam wątpliwości, że każdy czytelnik wyciągnie z lektury to co będzie dla niego interesujące.


W sumie to nie jest jakaś trudna książka, dominuje jednak ten motyw obyczajowy i przede wszystkim na tym autor się skupia. Pozostałe otoczki fabuły można potraktować jako ciekawy dodatek albo je zignorować jak komu pasuje. Książkę dosyć dobrze się czyta. Jest całkiem przyzwoita. Polecam




                   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz