niedziela, 5 lipca 2015

 Terry Goodkind, 


Bractwo Czystej Krwi


cykl: Miecz prawdy, t. 5


Wydawnictwo:  Dom wydawniczy Rebis
Data wydania: 1999 r.
ISBN:  9788371207983
liczba str.: 600
tytuł oryginału: Blood of the Fold
tłumaczenie: Lucyna Targosz 
kategoria: fantastyka, fantasy 


 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:




Przeczytałem „Bractwo Czystej Krwi”, książka ta jest kolejnym tomem cyklu „Miecz prawdy”. Tym sposobem ta moja fascynująca literacka podróż po uniwersum dwóch światów Goodkinda trwa dalej. Z jednej strony jak już wspominałem Goodkind stosuje Tolkienowski schemat, a z drugiej jednak się od niego odżegnuje być może bardziej niż większość pisarzy tworzących fantasy. U Tolkiena zapewne pamiętacie jak było, sprowadzało się to do tego, że pewien pierścień władzy, a więc magiczny artefakt został zniszczony i zło zostało pokonane. U Goodkinda jest inaczej, jasne, że dobro wygrywa i zło zbiera cięgi. Jednak u Goodkinda wcale nie jest to takie proste i oczywiste. Oczywiście w każdym tomie coś się dzieje i zło przegrywa jakąś batalię, ale przegrywa tylko jedną, ewentualnie kilka bitew, a wojna wciąż trwa dalej i z każdym tomem jest jeszcze trudniejsza, bo zło wciąż jest silniejsze i ani myśli dać się ostatecznie pokonać. A ci z dobrej strony muszą uważać na każdym kroku. U Tolkiena bohaterowie zmierzali się sami z sobą, i tu u Goodkinda też to również jest, ale chyba nie tylko do tego co się sprowadza, tutaj bohaterowie nie ustrzegają się błędów, i jeśli wygrywają to tylko dlatego, że mają dobre serca i są gotowi umierać za sprawę. Mam na myśli to, że wcześniej Richard uwolnił swojego ojca Rahla Posępnego, aby potem ponownie go pokonać i wysłać w zaświaty, a także usunął baszty oddzielające dwa światy, które uwięziły w jednym ze światów sługi Opiekuna. Jednak mimo błędów, które Richard popełnia, robi wiele rzeczy, które sprawiają, że sługi Opiekuna mają olbrzymie kłopoty i ich nadrzędnym celem jest wyeliminowanie Richarda. Jedna z prób jest porwanie Khalan, żeby wciągnąć Richarda w pułapkę. A więc misja poszukiwacza prawdy Richarda ma specyficzny, typowo mesjański charakter. Teraz nawiedzającym sny, głównym sługą Opiekuna, jest Jagang, imperator, czyli władca Imperialnego Ładu. Nazwa „nawiedzający sny” może jest niewinna, ale chodzi tu o to, że moc nawiedzania snów daje olbrzymią władzę i kontrolę nad drugim człowiekiem, bo ukrycie myśli w snach jest praktycznie niemożliwe. I ta wiedza daje olbrzymią władzę nie tylko magiczną. 


Od wielu tysięcy lat magia Rahlów chroni przed szkodami jakie wyrządzają nawiedzający sny. Po prostu trzeba wyznać, że jest się lojalnym wobec mistrza Rahla, jedną z form wyznania tej lojalności jest modlitwa do Rahla. A motyw modlitwy strzegącej przed złem ma oczywiście proweniencję chrześcijańską. Wierny powierza swoje sprawy Bogu i prosi Boga, żeby strzegł wyznawcę przed złem. I te motywy z religii chrześcijańskiej są tu w tym cyklu wyraźnie obecne. A więc dla autora to jest istotne, że człowiek potrzebuje Boga, bowiem racjonalny umysł potrafi płatać przeróżne figle i oprócz potrzeb typowo mistycznych, to jest istotna przyczyna, że potrzebujemy Boga. Wspomnieć należy motyw jak najbardziej autentyczny. Racjonalnie myślący marynarze z Tytanika nie widzieli żadnej pieprzonej góry lodowej, to akurat kaprys klimatu, nie ma potrzeby się wczuwać w tego typu analizy, a jednak skierowali statek dokładnie na górę lodową i ładnie popłynęli na dno. Oczywiście racjonalnie trzeba myśleć, bo po to mamy ludzki umysł, który do racjonalnego myślenia został stworzony, ale też zawsze powinniśmy pamiętać, że potrzebujemy Boga, żeby nie popłynąć prosto w objęcia diabelstwa, które tylko na to czeka cierpliwie i czyha, żeby się do duszy ludzkiej dobrać. Wynika z tego, że z czytania literatury można wyciągnąć naprawdę bardzo ciekawe wnioski. Mimo, że ten cykl „Miecz prawdy” wręcz jest przesycony ludzkim okrucieństwem do tego stopnia, że czasami się czytać nie chce, jednak jest przesycony również motywami wiary, a także kwestią, że walka dobra ze złem nie jest żadna ściemą, że ona ma miejsce naprawdę. Dowodzi to tego, że pisząc fantastykę w sposób naprawdę genialny można powiedzieć naprawdę o wielu rzeczach. Jak już wspomniałem Goodkind jest specem od spraw psychologicznych i zgłębia tajniki umysłu ludzkiego. Widać potrzeby wiary w Boga są immanentną cechą natury ludzkiej dlatego o tym wspomina. 


Wojna trwa i jak każda wojna jest specyficzną grą błędów, wojnę przegrywa ten kto ich popełni więcej i to spowoduje, że przeciwnik wygra bitwy i wojny. Jednym ze środków do prowadzenia wojen w uniwersum Goodkinda jest oczywiście magia. Jak autor tłumaczy magia nie jest ani dobra, ani zła, jest dobra wtedy kiedy dobrej sprawie służy, a zła kiedy służy złej sprawie. Magią posługują się obie strony i to pomimo faktu, że sługi Opiekuna głoszą, że magia jest zła i trzeba ją zniszczyć. Oczywiście chodzi tu o politykę, w mniemaniu imperatora Jaganga zniszczenie magii zniszczy wroga. A jeżeli da się dorobić do tego jakąś ładną ideologie, która ludzi przekona, to tylko dodatkowy pożytek. 


Wojna trwa Richard bierze sprawy w swoje ręce, robi bezprecedensowy manewr postanowił zjednoczyć D’harę, której jest teraz władcą, z Middlandami. Czy zdoła przekonać poszczególne kraje wchodzące w skład Middlandów. Kluczem do sukcesu jest matka spowiedniczka Khalan. Akcja rozgrywa się głównie w dwóch miejscach, w stolicy Middlanów Aydindril, a także w pałacu proroków. Ksienią zostaje Verna, która obawia się czy nie jest przypadkiem fałszywą ksienią z proroctwa, zapewniono ją, że nie, fałszywą ksienią jest Ulicia, siostra mroku. Jaki wpływ te wydarzenia w pałacu proroków będą miały na przebieg wojny? 


Wojna trwa dalej…


Nie ma opcji, trzeba czytać dalej kolejne części.
Książkę „Bractwo Czystej Krwi” polecam i to zdecydowanie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz