wtorek, 28 czerwca 2016

Tadeusz Kupiecki,



Po drugiej stronie rozmiaru 




Wydawnictwo: Innowacyjne Wydawnictwo Novae Res
Data wydania: 2014 r.
ISBN::  9788379423774
liczba str.; 828
tytuł oryginału: -----------
tłumaczenie: ---------
kategoria: fantastyka, postapokalipsa




  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
  






Trafiłem na książkę z gatunku: fantastyka postapokapliptyczna zatytułowana „Po drugiej stronie rozmiaru” ,której autorem jest Tomasz Kupiecki. Motyw katastrofy i w efekcie jakieś resztki szczęściarzy, którzy te atrakcje przetrwali i próbują sobie jakoś radzić to nic nadzwyczajnego w tego typu literaturze. Ale jednak jest coś oryginalnego. Mamy trzy gatunki istot rozumnych na naszej planecie: naszych, czyli ludzi, istoty mniejsze od nas homo minimalis, zwane krasnalami lub skrzatami, no i istoty od nas większe, homo mutandis, czyli mutanty, wzrostem przewyższające koszykarzy grających w lidze NBA. Mamy tutaj niezłe literackie zamieszanie. Autor ma naprawdę ciekawe pomysły dotyczące chociażby rywalizacji o władzę na planecie, albo chociażby poznajemy losy postaci: Franka, człowieka, który został krasnalem, Lola, krasnala, który został człowiekiem i Dużego Bubu, krasnala, który został mutantem, dlatego warto tą książkę przeczytać. 


Sytuacja geopolityczna wygląda tak;  krasnale, którzy dotychczas przez wiele tysięcy lat żyli w podziemiach, tzw. Bunkier, zwany też skrzatowiskiem, upomnieli się o swoje, zażądali połowy powierzchni planety. Nie trudno się domyśleć, że dla ludzi tego typu żądania były nie do przyjęcia. Efekt wojna 30 letnia, przy której poszły w ruch nie tyko atomówki, ale również krasnale mieli swoje ciekawe niespodzianki, bowiem okazało się, że cywilizacja skrzacia jest wysoko rozwinięta znacznie przewyższającą ludzką. Gdyby nie przewaga rozmiaru po stronie naszych… A i tak nasi dostali nieźle w kość, ocalało jedno ludzkie miasto. Ludzie podobnie jak krasnale pojawili się w Ghultown i Mieście Mutantów, była też enklawa szalonych ekologów Follout City. Miasto ghuli i miasto mutantów wrobiły za miasta pułapki skąd mutanci rekrutowali niezbędny surowiec, żeby stworzyć armię, żeby pokonać ludzi i krasnale, korzystając, że jedni i drudzy wyrzynają się nawzajem nieświadomi tego, ze pojawił się nowy potężny gracz na scenie wojennej. Mutanci dotychczas byli lekceważeni jakie istoty nierozwinięte intelektualnie i to z grubsza była prawda. Ale władzę wśród mutantów przejął geniusz naukowiec Creatix Dwunasty. Stworzył on substancje mutujące CRX- 12 i CRX -13, przy zużyciu tej drugiej nie traci się ponoć ani pamięci, ani intelektu przy transformacji w mutanta. Jak się można domyśleć, zarówno krasnale jak i ludzie kombinują jak tu dojść do tego jak tu za pomocą zdobyczy naukowych doprowadzać do transformacji swoich wojskowych, żeby w razie potrzeby wysyłać ich na linie wroga czy to w charakterze agentów lub sabotażystów. No ale sytuacja się zmieniła, konieczny jest sojusz między gatunkowy, czy zmieni to na trwałe relacje między ludźmi a krasnoludami? 


W książce oprócz dosyć ciekawie opisanej panoramy geopolitycznej poznajemy szczegółowe losy kilkunastu bohaterów, głównie Franka i Lola, którzy zostali przyjaciółmi i to najpierw w relacja, trudna i skomplikowana, była przysłowiową jaskółką. Czy uczyni ona wiosnę? Czy ludzie i krasnale są w stanie współistnieć ze sobą? I dalej w konsekwencji sprzątnąć ten bałagan na globie, doprowadzić do pokoju, no i doprowadzić do ponownego rozkwitu Ziemi? 


Czytelnik nie będzie miał większych kłopotów z rozpracowaniem inspiracji autora, czy analogii literackich. Jasne, że nasuwa się polski film „Kingsajz”, chyba wszyscy będą wiedzieli o co chodzi. Oczywiście klasyka, czyli „Władca Pierścieni” Tolkiena, chociażby opisy miasta Bree, czy wizyta wędrowców w gospodzie „Pod rozbrykanym kucykiem”, to jest wyraźnie widoczne w książce. Opisy skrzatowiska przypominają cykl „Metro 2033” Głuchowskiego. Oczywiście, że można się doszukać tego więcej np. rodzimy cykl „Wiedźmin” Sapkowskiego, itd.  



Książka jest interesująca, czyta się ją z zaciekawieniem i szybko, niesamowicie wciąga czytelnika. Do tego stopnia, że czytelnik szybko zapomina, że książka ma ponad 800. str. I chce poznawać co tam dalej się dzieje. Warto przeczytać. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz