sobota, 25 kwietnia 2020

Arthur C. Clarke, Koniec dzieciństwa

Arthur C. Clarke,  




Koniec dzieciństwa



seria; Wehikuł czasu ( Rebis) 


Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2019 r. 
ISBN: 9788380623729
liczba str.: 272
tytuł oryginału: Childhood's End
tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki, Andrzej Sawicki 
kategoria:science fiction 






recenzja opublikowana na: 

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4879025/koniec-dziecinstwa/opinia/56185454#opinia56185454



https://www.facebook.com/groups/829004030782178/?multi_permalinks=1113977465618165%2C1112884662394112&notif_id=1587711905520316&notif_t=group_activity


                                                                                                                            

                                 

Clarke jest pisarzem znanym z serii „Odyseja kosmiczna”. Pierwsza część "Odyseja kosmiczna 2001” została genialnie sfilmowana, więc ten motyw przez większość z was moi drodzy czytelnicy jest zapewne kojarzony. Książka zatytułowana „Koniec dzieciństwa” jest również bardzo znaną i genialną książką tego autora. Istotna jest data napisania – 1953 r. . Autor usiłuje snuć rozważania jak będzie wyglądał wiek XXI, cześć koncepcji jak do tej pory są koncepcje, którą są zrealizowane, np. niebywały postęp, inne się nie zrealizowały, bo wiadomo gospodarka jest globalna i nie wiadomo czy istnieje jakiekolwiek państwo, które jest samowystarczalne w 100%.




Motyw tzw. końca historii, bo do czegoś podobnego, choć książki amerykańskiego politologa wtedy nie było, które wylansował Fukuyama też okazał się niewiele warty. Ciekawy jest koncept państwa globalnego, ziemskiego, który narzucili kosmici, choć wydaje się niedorzeczny, projekty federacyjne typu Unia Europejska, Afrykańska, Azjatycka, Północno -Amerykański Układ Wolnego Handlu, napotykają szereg problemów, a to Brytyjczykom zachciało się Brexitu, Szkoci z kolei chcą wrócić do Unii, kto wie co z Katalonią? Kto wie czy Brexit nie będzie zaraźliwy i Unia się nie rozpadnie? Amerykanie budują sobie mur na granicy z Meksykiem. Problem uchodźców mają wszystkie bogatsze kraje. Z drugiej strony wszyscy zastanawiają się jakie będą konsekwencje długofalowe pandemii Koronawirusa, i przypuszczalnie obalenia mitu, że w przyszłości wszyscy ludzie będą zdrowi i będą żyli długo. długo, no i problemów z ociepleniem klimatu. No i czy przypadkiem efektem pandemii nie będzie wymuszenia większej samowystarczalności przez państwa, bo inaczej całą gospodarkę światową przejmą Chiny i doskonale sobie z tą dominacją poradzą. Jedną z hipotez jest, że czeka nas niebawem kolejna rewolucja technologiczna, na początek zaniknięcie papierowych pieniędzy. Dalej pojawienie się chipów, bo okaże się, że kontrola ludzkości w tym „Nowym Wspaniałym Świecie”, tak jak u Huxley, będzie konieczna, niezależnie od tego na ile dużym zagrożeniem jest terroryzm. Czyli rozumując tym tokiem myślenia będzie, jeszcze więcej kamer na każdym kroku, jakiś Wielki Brat będzie wiedział gdzie jesteś, bo zyska dostęp do Twojego smartfona, nawet jeśli będziesz dzikusem i będziesz kontestował zmiany i schowasz się w lesie lub na pustyni. To nic nowego bo to w wielu różnych koncepcjach futurologicznych było, np. u Zajdla. Dowodzi to tego, że tzw. soft science fiction, czyli koncepcje socjologizujące dotyczące przyszłości stają się rzeczywistością. Ale też mamy mnóstwo apokaliptycznych koncepcji, że politykom puszczą nerwy i w ruch ruszą atomówki i zagłada cywilizacji będzie efektem wojen atomowych. King w „Bastionie” pisał, że cywilizacje wykończy jakaś tajemnicza epidemia. W podobnym tonie wypowiada się Celine Minard w książce „Ostatni świat”, tam w tej koncepcji ludzie znikną niemal dnia na dzień. Przeżyje jeden, ten który był w kosmosie i spóźnił się na zagładę ludzkości. Był miliarderem, był mistrzem świata, był jedyny. Lem w „Kongresie futurologicznym” pisał, że załatwi nas klimat, tyle, że radykalne ochłodzenie.

Pisał też, że wcześniej czy później wykończy nas konsumpcjonizm, bo gospodarka nie da rady, bo zabraknie zasobów naturalnych. Clark w książce "Koniec dzieciństwa” zastanawia się czy w przyszłości ludzkość zostanie zmuszona do utworzenia jednego państwa, bo walka z zagrożeniami będzie wymagała zbiorowego, globalnego wysiłku, a małe państwa sobie nie poradzą. Czy epidemia koronawirusa potwierdza to założenie? I czy ludzkość czekają kolejne tego typu atrakcje i okaże się, że Clark pomylił się w swojej kalkulacji o jakieś 100 lat np. czyli nie aż tak dużo znowu? Tak czy siak nawet jak poradzimy sobie ze starymi zagrożeniami to zaraz jakąś tylną furtką wepchają się nowe i zabawa zacznie się od początku!



Czy tego typu odniesienia do koncepcji literackiej science fiction, w której przybyli kosmici i zrobili porządek na Ziemi i tym samym dowiedli, że my jesteśmy cieniasy i nie potrafimy sobie poradzić sami ze sobą. Myślę, że to ma sens, bo książka powstała w jakiejś konkretnej rzeczywistości, ledwo skończyła się II wojna światowa, na horyzoncie kisi się zimna wojna, i zagrożenie atomowe nie jest problemem wydumanym, raptem za 9 lat będzie kryzys kubański. Tak więc te refleksje dotyczące czasów aktualnych miały wpływ na to co będzie. I ten pesymizm, że my ludzie sobie nie poradzimy z pokojem na świecie, z dobrobytem, chorobami, i wieloma problemami, które ludzkość ma przez całą historię wszystkich cywilizacji. Czyli muszą istnieć jacyś Zwierzchnicy, którzy z łatwością poradzą sobie z problemami, które nam by zajęły kolejne tysiąc lat, o ile się sami nie wykończymy wcześniej.



Pytanie jakie zdają sobie nieliczni rebelianci jaki interes w tym mają w tym Zwierzchnicy, że przybyli do nas i jak na okupantów rządzą zaskakująco dobrze.
Odpowiedź jest dziwna, pokręcona, zrozumieć można wtedy jak ktoś czytał cykl „Odyseja kosmiczna” oraz „Odyseja czasu”, wtedy to się wydaje troszkę bardziej logiczne. Pierworodni, Zwierzchnicy, kolesie od Monolitów traktują kosmos niczym ogród. Ten Bóg – Ogrodnik, bo dla nas kosmici są niczym bogowie, pozbywa się zielska, wycina gałęzie, czasem całe drzewa nie rokujące nadziei, pielęgnuje te rośliny, które wydadzą ładne owoce i ogrodnik na nich zarobi. Z jednej strony jest to koncepcja filozoficzna, a tego typu atrakcji intelektualnych jest pełno w książkach Clarka. Ale też tego typu koncepcja jawnie odnosi się do przypowieści biblijnych. Więc można odnieść wrażenie, że sam autor nam wkręca, że po naszych ziemskich religiach nic nie zostanie, i będziemy budować nowe świątynie na cześć kosmitów. Inna bajka czy kosmitom to byłoby potrzebne. Mi przychodzi na myśl zarówno roboty z cyklu „Fundacja” Asimova z R Danaelem Olivavem, którzy byli genius loci ludzkości oraz ludzie z dawnej, bardzo zaawansowanej z cyklu „Assasins Creed” cywilizacji, awatar Junony i Minerwy, którzy opiekują się ludzkością, pomagają zapobiec zagładzie ludzkości, co przydarzyło się tej cywilizacji. Oni dali ludziom Jabłko Edenu i szereg innych artefaktów, które w niewłaściwy rękach są niebezpieczne, a we właściwych, czytaj asasynów, robią dużo dobrej roboty. Zwierzchnicy zostawili nam kilka olbrzymich statków kosmicznych, niewyobrażalnie wielkie ufo, z których sterują Ziemią, rzadko zapuszczając się na powierzchnię. Czyli rola Zwierzchników jest zbliżona jak R. Danaela Olivava oraz Minerwy i Junony, bo uważają, że ludzkość trzeba nakierunkować, żeby był z nas jakiś pożytek. Sam tytuł książki jest intrygujący, ale tego typu refleksję zachowam dla siebie, żebyście też mogli troszkę pogłówkować, o co w tym chodzi?


Na pewno o to, żeby czytelnikowi dać zdrowo do myślenia. I o to często chodzi w tych najlepszych, genialnych książkach, które na długo pozostają w pamięci czytelnika. Ta książka niewątpliwie do takich należy. Autor świetnie wykreował postaci, o ile nas ziemian jakoś poszło, bo autor zastosował pewne archetypowe analogie, a z kosmitami to już dużo trudniej było. Ale jakoś poszło. Zdecydowanie warto przeczytać. Polecam.



                         





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz