poniedziałek, 18 kwietnia 2016

 Stephen King,


Bastion


 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  





Wydawnictwo: Zysk - Ska
Data wydania; 2007 r.
ISBN:   9788375060447
liczba str.: 976
tytuł oryginału:   The Stand
tłumaczenie: Robert Lipski
kategoria: fantastyka, postapokalipsa 






„Bastion” to interesujący przykład fantastyki postapokaliptycznej. Jak w każdej literackiej koncepcji tego typu cywilizacja została niemal wykończona i jak można się spodziewać dokonana zostanie próba odrodzenia. Cywilizację wykończyła zmutowana odmiana grypy zwana kapitanem Tripsem, ten sztucznie wykreowany przez wojskowych, na potrzeby wojny biologicznej, wynalazek zabił 99,5 % ludności całej planety. Wirus wydostał się z bazy wojskowej przypadkiem i potem cała seria przypadków sprawiła, że rozprzestrzenił się po całych Stanach Zjednoczonych, a wiadomo bardzo duża mobilność jest specyfiką tego społeczeństwa. A potem to już poszło dalej na całą Ziemię. Wszystkie zdarzenia widzimy z perspektywy zwykłych ludzi, jedni z nich utworzą społeczność miasta Boulder, a drudzy społeczność Las Vegas. Ci pierwsi są dobrzy, a drudzy źli. Rozróżnienie jest wyraźne tych pierwszych wezwał do siebie Bóg, bo przyśniła im się Abagail, która niczym starotestamentowy prorok została duchową szefową społeczności miasta Boulder. A tych drugich pociągnął za sobą Randal Flagg, który jest wysłannikiem samego Szatana, którego misją jest zwycięstwo zła. Oczywiście Bóg ani myśli na to pozwolić.
 

King napisał tą książkę w sposób bardzo drobiazgowy dzień po dniu poznajemy losy bohaterów takich jak Larry, Stu, Frannie, Lucy, Nadine, Harolda, Lloyda, Śmieciarza, Sędziego, Nicka, Toma i paru innych. Wszystkich poznajemy tuż przed katastrofą, w czasie, no i oczywiście, po jak się tworzyły obydwie społeczności. Jak nietrudno się domyśleć, miejsce jest tylko dla jednej z nich, i teoretycznie ta diabelska ma większe szanse na przetrwanie. Jest lepiej zorganizowana pod każdym względem. Co z tego wynika? Wymiar społeczny tej powieści oczywiście jest istotny, tak samo jak pytania, czy mimo takiego spustoszenia jakie poczyniła choroba może powstać na nowo Ameryka, którą społeczność Boulder próbuje reaktywować, czy powstanie, wyewoluuje, jednak coś nowego? Jednak czytelnik ma wrażenie, że ważniejszy jest wymiar indywidualny, tak jakby autor każdemu czytelnikowi z osobna chciał przekazać, że nie mamy się obawiać zła które wydaje się być tak potężne, że wydawać się może, że dobro nie ma szans, jednak Bóg wie swoje i zawsze ma swoje sposoby, żeby złego przepędzić w cholerę! bo Bóg zawsze wygrywa! Analogia do samej Biblii jest wręcz uderzająca. Stary Testament jest z jednej strony historia Izraela, narodu wybranego, a z drugiej strony interakcja tego starożytnego społeczeństwa z Bogiem. Motyw postapokaliptyczny ma nawiązywać do potopu, a zadaniem matki Abagail niczym Noe ma przeprowadzić swoich ludzi przez tą burzę.



 
Oczywiście analogii literackich da się doszukać więcej, czy to będzie „Ostatni świat” Celine Minard, czy „Samotność anioła zagłady”, w cyklu „Hyperion” Dana Simmonsa, dwie planety wyznawców judaizmu i muzułmanów pogrążył tajemniczy mrok, który sprawił, że ludzkość tych planet powoli zniknęła., dokładnie tak jak we wspomnianej książce Celine Minard. Co do książki Szmidta mam nieodparte wrażenie, że autor wyraźnie zainspirował się właśnie „Bastionem” Kinga. Główny bohater podąża przez nuklearna pustynię USA i ma zbliżone przeżycia co Larry, Stu i cała reszta paczki bohaterów „Bastionu”.


Podsumowując, fascynaci twórczości Kinga zapewne będą tą książką zachwyceni, a pozostali niech spróbują szczęścia i przekonają się sami. Książka jest dobra. Warto przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz