poniedziałek, 4 kwietnia 2016

 Martin Abram, 


Quo Vadis - III tysiąclecie
( Na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza ) 



 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 
 


Wydawnictwo: Polwen
Data wydania: 2013 r.
ISBN:    9788375571295 
liczba str.: 656 
tytuł oryginału: ----------
tłumaczenie: ---------
kategoria: fantastyka, science fiction, religia 




Zainteresowała mnie książka Martina Abrama „Quo Vadis – III tysiąclecie”, autor nie ukrywa, że mamy tutaj silną inspirację klasyka Henryka Sienkiewicza, książki znanej dość powszechnie, czytanej, oglądanej w wersji filmowej, i podziwianej. Zdecydowanie odrzucam argument, że jest to plagiat, bowiem autor ma wyśmienite oryginalne pomysły co do koncepcji świata wykreowanego tutaj, których nie powstydziłby się żaden przyzwoity twórca gatunku literackiego science fiction. Po prostu autor postanowił wytłumaczyć swoim czytelnikom na nowo świat zawarty w „Quo Vadis” Sienkiewicza na język współczesny, który jak wiadomo jest przesiąknięty z jednej strony staczającej się kultury Rzymskiej, która wyewoluowała z hellenizmu Greckiego. Kulturę helleńska krytykowali starotestamentowi Żydzi i tą krytykę od Żydów przejęli chrześcijanie. Natomiast z drugiej strony w książce Sienkiewicza mamy chrześcijan, w tym postaci autentyczne, to oczywiście apostołowie Jezusa Chrystusa św. Piotr i św. Paweł. W książce Abrama apostołowie mają swojego jednego fikcyjnego odpowiednika w osobie papieża Józefa II, zwanym też bratem Rogerem. Autor uznał, że warto się zastanowić w jakim kierunku zmienia świat, czy przypadkiem metafora świata w którym chrześcijanie ponownie będą prześladowani nie jest uzasadniona? 


Zacznijmy więc moje rozważania od tego, że świat wykreowany tutaj, gdzieś za sto lat, dokładnie rok 2112 r. jest spójny i logiczny, choć nie brakuje tutaj uproszczeń. Są one celowe, autor nie chciał utrudniać sobie życia np. problemem muzułmanów. Jak można przypuszczać, że w czasie tzw. kolejnej wojny z terroryzmem została dokonana eksterminacja tych wyznawców proroka Mahometa, którzy robili bałagan i nie chcieli się podporządkować systemowi. Ci co pozostali przy życiu podlegali tym samym procesom laicyzacji co reszta świata. A ci pozostali przy wierze przodków byli na tyle nieliczni, że nie stanowili żadnego zagrożenia. Podstawowym faktem jest to, że mamy jedno globalna państwo Stany Zjednoczone Świata ze stolicą w Nowym Yorku. Państwo to powstało w r. 2050. Światem rządzi prezydent, rząd, i Rada 12, czyli prezesi megakorporacji. Formalnie jest ustrój demokratyczny, ale w praktyce konsumentom, jak w konstytucji nazywani są obywatele świata, jest narzucana za pośrednictwem mediów wola rządzących. Po prostu konsumenci zezwalają, choć prawdopodobnie są nieświadomi tego, na to że są indoktrynowani. Na całym globie panuje względny dobrobyt, choć oczywiście nie jest to kolorowy świat, bo w biedniejszych rejonach świata wciąż nie udało się zwalczyć biedy i bezrobocia. Różnice ekonomiczne są jeszcze bardziej wyraziste niż teraz, kilkanaście osób na globie ma niemal wszystko, a cała reszta ochłapy, które łaskawie rzuci rada 12. Dlatego też nie było problemu z wywołaniem wielkiego kryzysu, czyli gigantycznego tąpnięcia na giełdzie za które mieli być odpowiedzialni chrześcijanie. 


Z formalnego punktu widzenia wyznawanie wszystkich religii jest dopuszczalne, ale już okazywanie swojej wiary w miejscach publicznych jest zakazane. Można przypuszczać, że państwo stosuje się utrudnienia tego typu, że wyznawcy poszczególnych religii płacą wyższe podatki, mają problemy ze znalezieniem pracy, otrzymaniem kredytu, itp., że bardziej opłacalne z czysto ekonomicznego punktu widzenia jest nie wyznawanie żadnej religii. Doprowadziło to do tego, że chrześcijan w r. 2112 jest raptem kilkadziesiąt milionów na świecie. Powody są też inne, chociażby rozłam w kościele wynikający z tego, że dla większości globalnego społeczeństwa nauczanie Kościoła przestaje być akceptowalne i staje się kontrowersyjne. W wyniku tego rozłamu papież Józef I przenosi stolicę apostolską do Afryki, gdzie wiara katolicka trzyma się najmocniej. Później Powszechny Kościół Katolicki w 2078 r. został zdelegalizowany, możliwe jest wyznawanie chrześcijaństwa w ramach struktur narodowych. Jednak nowo wybrany w tym czasie papież Józef II specjalnie się tym nie przejął, podróżował po globie umacniając w wierze swoje nieliczne owieczki. W roku 2112 wybrał się do Nowego Jorku, żeby odwiedzić tutejsze parafie. Dla prezydenta Johna Garrisona III to była wyśmienita okazja, żeby przepuścić atak na chrześcijan i zlikwidować te w jego mniemaniu potencjalne zagrożenie dla ładu światowego. 


Książka „Quo vadis – III tysiąclecie” ma dwie płaszczyzny z jednej jest jak wspomniałem opisy rzeczywistości XXII wieku, a z drugiej mamy rozpracowanie wydarzeniowe tego co znamy lektury Sienkiewicza, przy tym trzeba wspomnieć, to jest podobne, ale nie identyczne, bo chociażby losami niektórych bohaterów Martin Abram pokierował troszkę inaczej. Warto samemu się przekonać czytając tą książkę. Teraz troszkę konkretów. Oczywiście nie trudno się domyśleć, że prezydent Garrison robi tu za odpowiednik cesarza Nerona. Tych odpowiedników Sienkiewiczowskich bohaterów da się znaleźć oczywiście więcej. Pojawia się Petroniusz, kreator mody, z jakiś przyczyn autor postanowił zachować personalia tej postaci. Odgrywa tą samą rolę, co u Sienkiewicza, jest filozofem i przyjacielem Szymona. No i mamy wątek miłosny, Angel, lekarz weterynarii, i Szymona, wojskowy, właśnie wrócił z Indii. Angel, podobnie jak Ligia u Sienkiewicza jest chrześcijanką, natomiast Szymon, podobnie jak Winicjusz, zakochawszy się w Angel nawraca się przyjmuje chrześcijaństwo. Ten proces przemiany Szymona jest bardzo ciekawie napisany. Zarówno pod kątem psychologicznym Szymon chce zrozumieć Angel i pozostałych chrześcijan. Szymon, czyta "Biblię", "Katechizm Kościoła Katolickiego" i „Wyznania” św. Augustyna i po kilku dniach sam się przekonał, że się modli i wierzy w Boga. Poprosił brata Rogera o chrzest. Dalej już można się domyślać prezydent Garrison i jego administracja realizują plan prześladowań chrześcijan. 


Pod kątem psychologicznym ta koncepcja prześladowań chrześcijan jest interesująca, bowiem autor udowadnia, że cywilizowane neobarbarzyństwo może posunąć się jeszcze dalej niż robiła to dotychczas ekipa Hitlera. Bo w tej koncepcji Abrama można nie dość, że zabijać ludzi, to jeszcze na tym zbiorowym morderstwie można zrobić niezłe pieniądze. No bo mamy tu motyw, rzekomo, demokratycznego osądzania. Wygląda to tak, wystarczy wcisnąć odpowiedni przycisk jaki ma być wyrok, a dalej przyciskając przycisk każdy może zadecydować o karze i jeszcze dalej jeżeli klikniesz w odpowiedni przycisk decydujesz kiedy dana osoba ma umrzeć, czyli w praktyce zabijasz. Tu trafiło akurat na chrześcijan, ale natura ludzka już taka jest zawsze sobie znajdzie kogoś komu trzeba dokopać! Czy demokracja ma sprowadzić się do tego, że ktoś siedząc np. przy piwku czy kawie weźmie do ręki pilot i zabije bliźniego? Czy są jakieś granice? Autor daje czytelnikowi odpowiedź, owszem jest wyjście, chrześcijaństwo, czyli wybór wiary, wybór pomysłów jakie ma dla nas ludzi Bóg. My ludzie potrzebujemy Boga, choćby po to, żeby być zawsze ludźmi, a nie sprowadzać się w przyszłości do trybika w jakiejś neobarzyńskiej maszynerii. 


Książka jest piękna i wstrząsająca zarazem i taka ma być! Widać zarówno Sienkiewicz, jak i Abram doszli do wniosku, że my czytelnicy potrzebujemy takich książek. Zdecydowanie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz