czwartek, 9 lutego 2017

 Philip K. Dick, 





Boża inwazja 





cykl: Trylogia Valisa, t. 2 




Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 2011 r. 
ISBN:9788375101195
liczba str.: 312 
tytuł oryginału: The Divine Invasion
tłumaczenie: Lech Jęczmyk 
kategoria: science fiction 





 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:   

  




„Boża inwazja” Dicka to druga część „ Trylogii Valisa”, w sumie te trzy części ponoć są luźno ze sobą powiązane, choć zapewne stanowią jakąś całość, dlatego bez oba przeczytałem drugą część. Przyznaję jakoś długo do twórczości Dicka przekonać się nie mogłem. Oczywiście „Ubik” mi się podobał, ale widać nadszedł ten czas, żebym przekonał się do innych powieści. Tutaj warte wspomnienia jest to, że ciekawe wprowadzenie napisała Maja Lidia Kossakowska. Oczywiście nie będę się tutaj rozwodził, wspominam tylko, że warto się z tym tekstem zapoznać. W sumie mnie w tekstach science fiction nie przestaną zadziwiać i fascynować motywy sensu stricte religijne, i to, że autorzy pisząc o przyszłości, nauce, kosmosie mają tą potrzebę odwołań się do Boga. Tu ciekawostką jest to, że mamy kościół katolicko – islamski, no prawdziwe science fiction, ale zarówno Biblia jak i Koran obowiązuje równolegle, to jest ciekawostka jak oni to w praktyce mogli zrobić takie połączenie. Natomiast drugą potężną ideologią która rządzi Ziemią i odległymi koloniami jest partia Komunistyczna, zwana tutaj też Światopoglądem Naukowym. W teorii kościół i komuniści się tutaj zwalczają, ale nie jest to walka na śmierć i życie, kardynał Detroit Harms w najlepsze z przewodniczącym partii Bulkowskim uskuteczniają sobie telefoniczne pogaduszki, co daje podstawy sądzić, że ich życie na stopie koleżeńskiej jest całkiem dobre. Na pewno nowością jest to, że motyw zimnowojenny dostał się do fantastyki. Do tej pory częstsze były odniesienia do dwóch wojen światowych. W fantasy troszeczkę Goodkind czegoś podobnego potrzebował i tam w cyklu „Miecz prawdy” coś takiego się pojawiło.
Na pewno to jest ciekawe dla filologów jak archetypy spowodowane wydarzeniami historycznymi trafiają na karty różnych gatunków literackich, to jest niewątpliwie ciekawy proces. Dmitrij Głuchowski pisał w cyklu „Metro 2033”, że wszelkie możliwe idee pojawią się w takiej czy innej formie w przyszłości, bo one na dobrą sprawę nigdy nie umierają i mają zadziwiającą żywotność. Ci świat czeka w bliskiej lub dalekiej przyszłości revival* komunizmu, tak jak w tej książce prorokuje Dick? Ciekawe pytanie. 


W tej książce oprócz wiadomych odniesień do Biblii można znaleźć odniesienia do „Uniwersum Diuna” Franka i Briana Herbertów. Chodzi chociażby o motyw mesjański. Tam mamy Paula Muadiba, który ruszył na dżihad zmieniać Wszechświat, a tu jest bardziej ten motyw bardziej religijny. Bóg Jahwe uznał, że mesjasz musi wrócić i dokonać na nowo swojej robotę, bo na Ziemi i we wszystkich koloniach diabelstwo rozpanoszyło się do tego stopnia, że trzeba je precz przepędzić! Czy chodzi tu apokaliptyczny motyw końca czasów, który skądinąd w „Diunie” też mamy, czy po prostu Bóg w swojej dobroci postanowił dać ludzkości jeszcze jedną szansę. Główny bohater Emmanuel rodzi się na odległej planecie CY30CY30B. Oczywiście pic polega na tym, że musi dotrzeć na Ziemię, wedle zasad biurokracji kosmicznej jest to praktycznie niemożliwe, bo Ci koloniści którzy już wynieśli się z ojczystej planety nie byli na Ziemi z powrotem mile widziani, a bo to wiadomo czy po latach, czy nawet pokoleniach spędzonych w kosmosie Ci ludzie są jeszcze Ziemianami? Mogły transforamacje fizyczne i mentalne również zajść, chociaż transfer idei, religii, kultury, w tym kultury pop był zapewniony, ale i tak siłą rzeczy ci ludzie byli inni. No ale, że dla Boga nie ma nic nie możliwego to i nowy Mesjasz na Ziemię opanowanej przez zło musiał się znaleźć.


Książka ma troszkę dziwną strukturę raz Emmanuel jako dziecko już tu jest, a potem na kolejnych stronach mamy jak to się stało, że jego rodzice trafili na Ziemię, w tym jak przebiegała ich podróż w kosmosie, jak oszukano urzędy imigracyjne, żeby mogli się na Ziemi znaleźć. W sumie mamy tutaj więcej rozważań natury filozoficznej i religijnej niż takiej typowej książkowej zdarzeniówki, choć nie można powiedzieć, że nic się nie dzieje, bo to wszystko jest fascynujące. 


Książka zatytułowana „Boża inwazja” nie jest łatwa, bo czytając trzeba nieźle główkować co też za metaforykę Dick stosuje i jak to rozumieć. Ale jednak warto takie książki czytać, bo to jest kawał dobrej literatury, niezależnie od tego czy ktoś lubi science fiction czy nie na przykład. Ja nie ukrywam, że lubię tego typu kombinatorykę intelektualną w książkach fantastycznych i odkrywać co też autorzy maja ciekawego nowego do powiedzenia. Dick tutaj dał mi do myślenia.
Zdecydowanie polecam.








Ad.
*odrodzenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz