niedziela, 29 września 2019

Asne Seierstad, Księgarz z Kabulu

Asne Seierstad,


Księgarz z Kabulu 
    


Wydawnictwo: W. A. B.
Data wydania: 2013 r.
ISBN:  9788377479193
liczba str.: 312 
tytuł oryginału: Bokhandleren i Kabul - et familjedrama
tłumaczenie: Anna Marcinkówna
kategoria: książki podróżnicze



recenzja opublikowana na: 




    

                                                                                     

Mamy wrzesień, w Book –Trotterze głosy uczestników tej recenzenckiej, podróżniczej padły na Norwegię. Ja zdecydowałem się na przeczytanie i zrecenzowanie książki Asne Seierstad „Księgarz z Kabulu” i odbyć literacką podróż do dalekiego Afganistanu.


Skoro to jest wszystko jasne, dorabiając sobie wrześniową ideologię, a więc motyw szkolny, zacznijmy tą recenzje od motywu typowo edukacyjnego. No to zacznijmy od lekcji języka afgańskiego (pasztu?):


„J jak jihad, dżihad, to nasz cel na świecie, I jak Izrael nasz wróg, K jak kałasznikow z trzema magazynkami, zwycięstwo będzie nasze, M jak mudżahedini nasi bohaterowie” .
Po czym uczniowie wybierają się na krótką przerwę i po kolejnym dzwonku wybierają się na lekcję matematyki. No to „posłuchajmy”:

„Mały Omar ma jednego Kałasznikowa i trzema magazynkami. W każdym magazynku mieści się 20 kul. Omar wystrzelił 2/3 swoich kul i zranił 60 niewiernych. Ilu niewiernych zabił jedną kulą?"


O tym, że tego typu edukacja przynosi wyśmienite efekty świat ma okazję się przekonywać nie raz.

Głównym bohaterem książki jest tytułowy księgarz z Kabulu, Sułtan Chan, właściciel księgarni, a także cała jego rodzina, w tym dwie jego żony, starsza i dobrze wykształcona Szafira, Sonja, piękna młoda analfabetka. Mamy też jego synów i córki. Asne gości u tej rodziny, właściwie jako gość, kobieta z zachodu, pełni funkcję „bezpłciową”, z tej racji, że mogła odwiedzać zarówno męskie jak i kobiece przestrzenie. Mogła też odzywać się w czasie posiłków, co raczej było reglamentowane i otoczone normami społecznymi, podobnie jak wiele innych, codziennych ról społecznych. Ciekawe, że dość szczegółowo autorka rozpisuje się o zwyczajach weselnych, czyli całe tzw. zrękowiny, kwestie ekonomiczne, to mężowie byli zobowiązani, żeby zapłacić za żonę rodzinie w gotówce, złocie lub w dobrach ruchomych i nieruchomych. Trzeba nie zapominać, że rodzina Sułtana Chana według afgańskiej rachuby ekonomicznej uchodzi za człowieka bardzo bogatego, a przecież dobrze wiemy, że tym kraju zniszczonym dziesięcioleciami regularnych wojen dominuje wszechogarniająca bieda, wręcz głód. Stąd musiał się w książce pojawić wątek rodziny biednego stolarza, który dostał zlecenie od Sułtana Chana, żeby wykonać nowe regały na książki. Księgarz sprzedawał również pocztówki, bo zapewne forma tzw. obrazkowa bardziej docierała do społeczności w której ¾ to analfabeci. Wspomniane pocztówki, znaczną ich ilość, podkradał stolarz, żeby dorobić sobie do honorarium, które otrzymał i miał otrzymać stolarz. Oczywiście jest szeroki wątek migracyjny, sam główny bohater w celach biznesowych pojawia się w sąsiednich krajach: Pakistanie, Indiach, Iranie i Rosji. Mamy chociażby inżyniera, pracującego w afgańskich liniach lotniczych, który sezonowo w Niemczech pracuje jako dostawca pizzy, zarabia tam więcej niż pracując w swojej branży.


Widać ewidentnie, że autorka napisała nie tylko historię rodziny głównego bohatera, ale mamy w książce dosyć szeroką panoramę Afganistanu, próbuje zrozumieć historię tego kraju, jego kulturę, w czym pomocna jest historia samego Sułtana Chana i jego utarczka z politycznymi dyktaturami mniej lub bardziej oparte. Jest to niezwykle trudna historia, zwłaszcza historia ostatnich kilkudziesięciu lat. Niewątpliwie fakt, że sama autorka tam była, nadaje barw całej tej opowieści, która jest niesamowicie emocjonalna, autorka zdaje się przeżywać i przekazywać swoje wrażenia swoim czytelnikom. Oczywiste jest, że ma ona nasz zachodni punkt widzenia na wiele spraw, ale też próbuje zrozumieć realia danego kraju. Na przykład sama chodzi po ulicach w burkach i głowi się jak to możliwe, że można w tego typu ubraniu chodzić przez całe życie. Ona tam była 5 miesięcy w 2001 roku i miała świadomość, że wróci do rodzimej Norwegii. Z tego co zrozumiałem nadal ma kontakt z rodziną Sułtana Chana, co potwierdza moją teorię o emocjonalnym zaangażowaniu autorki, w sensie, że to są ważni ludzie i przejmuje się ich losem, wierzy w to, że po tych wojnach udręczony kraj zazna wreszcie dobrodziejstwo pokoju i dobrobytu za tym idącego, rzecz jasna po wielu latach, przy zapewne dużym wysiłku społeczności międzynarodowej.


Wiele satysfakcji czytelnikom sprawiają intelektualne dysputy samej autorki z Sułtanem Chanem, rozmawiają oni wiele o historii, filozofii, kulturze itd. Widzi w księgarzu równorzędnego partnera do tego typu intelektualnych rozmów. I to niewątpliwie jest fascynujące, bo to jest dowód, że z tymi ludźmi, którzy wyznają wiarę proroka Mahometa da się rozmawiać, co jest wręcz rewolucyjne, bo w potocznym mniemaniu każdy wyznawca Islamu to potencjalny terrorysta i rzeczywiście jest w tym sama zasługa przywódców cywilnych i religijnych i wiele wody upłynie w we wszystkich rzekach na świecie, że to się zmieni. Jasne, że każdy może powiedzieć, że łatwiej rozmawiać z pojedynczym wyznawcą islamu, który może zostać kumplem, bo możemy się przekonać, że ktoś jest inny niż reszta, A wydawać się mogą polityczne i mentalne zmiany w tym zakresie. Nie ma wątpliwości, ze to jest bardzo skomplikowane, bo dokładnie taka jest interakcja dwóch religii islamu i chrześcijaństwa. Na studiach czytałem „Zderzenie cywilizacji” Samuela P. Huntingtona, która sprowadzała się do tego, że świat islamu to inna bajka i my ludzie Zachodu jesteśmy skazani na wojnę z tymi ludźmi z bliskiego wschodu. Wydarzenia z 11 września 2001 r. zdają się tego typu teorie potwierdzać. To wydarzenie przez wielu publicystów uznawane jest za symboliczne rozpoczęcie nowego XXI wieku, gdzie zmienia się natura wojny, bo nowoczesna wojna nie musi toczyć się gdzieś daleko na jakimś końcu świata ale może trwać dosłownie wszędzie na każdym podwórku, bo nie wiadomo z jakiego zaułka wyskoczy wróg i zabije ludzi. Już nie mowiąc o tym, że wojny da się toczyć zdalnie, pry użyciu dronów. Ciekawe czy kiedyś emocje opadną? Czy skończy się to na kolejnych setkach lat brutalnych wojen?


Nie ma opcji ten znak zapytania trzeba pozostawić i na tym zakończyć. Dodać tylko można, że książka jest wybitna, i oprócz poznania typowo podróżniczego kolorytu Afganistanu, ta książka ma również głębszy sens, zwłaszcza jeśli się ją połączy z innymi książkami, w tym wspomnianego Huntingtona. W powieściowych thrillerach świetnie współczesne motywy islamskie pojawiają się chociażby u Frederica Forsytha, chociażby „Afgańczyk” czy „Czarna lista”. Na pewno warto w tym kontekście te książki przeczytać. Czytelnik może się tylko z tego cieszyć, że norweżka Asne Seierstad porządnie przyłożyła się do tej książki i wyszło z tego niesamowite cudo. Zdecydowanie polecam.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz