wtorek, 23 czerwca 2015

 Fiona McIntosh,



Gniew króla


cykl: Trylogia Valisarów, t. 3 
 



Wydawnictwo: Galeria książki
Data wydania: 2013 r. 
ISBN: 9788364297076
liczba str.; 626
tytuł oryginału: King's Wrath
tłumaczenie: Izabella Mazurek
kategoria: fantastyka, fantasy




 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 







Zdecydowałem się przeczytać ostatnią część „Trylogii Valisarów” mając nadzieję, że autorka będzie miała jakiś fajny pomysł na zakończenie tego cyklu. Zawiodłem się, bo nie ma ani pomysłu, ani czegokolwiek sensownego. Jeśli są jakieś pomysły, chociażby wprowadzenie Genevieve, siostry Leonela i Pivena do akcji, to są zrobione po prostu nieudolnie. Genevieve dawała szanse na stworzenie sensownej narracji. A tymczasem nie ma w tej książce porządnej narracji, jest za to  próba literackiego leczenia kaca po śmierci Freatha, nieudolna zresztą. Autorka jest kompletnie niezdecydowana co ma zrobić z tą książką. Te przepychanki o władzę są tak beznadziejne, że szkoda gadać. Leothar, całkiem przyzwoity władca chce zrezygnować, do władzy pali się Stracker, jego przyrodni brat, no i dzieci Brennusa Leo, Piven i Genevieve, której sztucznie autorka dodała 10 lat, to już chyba lepiej jakby zrobiła kolejne rozciągnięcie w czasie i poukładała wszystko jakoś sensownie, dała dojrzeć całej tej trójce, a Leothar spokojnie mógłby abdykować, bo sprawę w swoje ręce wzięliby, młodsi, mądrzejsi i lepsi. A tak powstaje wrażenie, że Leothar dobrze zrobił, że podbił Koalicję, bo nie ma nikogo, kto ma predyspozycje do sprawowania władzy. To w ogóle jaki jest sens tego całego cyklu?


Czytelnik nadal niewiele się dowiaduje o fantastycznym świecie. Owszem dowiadujemy się, że jest wiele małżeństw mieszanych między ludźmi ze stepu, a mieszkańcami Koalicji, ale co z tego wynika? Jaki to ma wpływ na obyczaje? Na mentalność? Owszem silniejszy jest wpływ kultury bardziej cywilizowanej, ale nie tylko, bo te zmiany zawsze zachodzą obustronnie. Mało prawdopodobne, żeby wszyscy ludzie ze stepu wyrzekli się swojej tożsamości, języka, kultur wierzeń. Nie ma opcji musiało być w kulturze stepowej coś na tyle wartościowego, że warto to przejąć przez ludność Koalicji. Tutaj nawet jeżeli kultura krajów Koalicji jest na wyższym poziomie, to w zasadzie nie wiemy na czym ta wyższość polega. Owszem można się domyślać, że nie są ludami koczowniczymi, że są tam miasta i wsie, gospodarka oparta na pieniądzu np. i parę innych elementów. No ale wypadało, żebym dowiedział się coś z cyklu, który ma prawie 2000 tysiące stron. Nigdy nie jest tak, że główni bohaterowie są pępkiem świata, nawet jeśli są z rodziny królewskiej, czy mają np. talent magiczny. Dookoła jest jakiś świat. Tu ma się wrażenie, że tym światem jest czubek nosa potencjalnego króla Leonela. No bez takich jaj!


Wiemy, że jest w książce wiara w boga Lo, czy nie warto byłoby o tym wspomnieć czytelnikom. Poznajemy raptem jednego księdza i parę zakonnic. Nawet jeżeli religia chrześcijańska jest stuprocentową analogią tutaj w tej książce, to i tak warto by o tym coś napisać. To wszystko tylko przykłady, takich można by mnożyć bez końca. Mamy próby pisania chociażby o magii, ale to po prostu czytelnika nie przekonuje. O co w tej magii chodzi i jaki to ma wpływ na otoczenie? To, że magowie chowają się po kątach jest mocno naciągane, w końcu powinni znaleźć w sobie odwagę powyłazić ze swoich norek i pokazać na co ich stać. W cyklu „Miecz prawdy” Goodkinda spowiedniczka Khalan potrafiła wejść do wojskowego obozu wroga i z takim impetem narobić takiego bałaganu, że sto osób pożegnało się z życiem. Inny czarodziej był w stanie rozpieprzyć mury twierdzy. A tu w cyklu „Trylogia Valisarów” co ci magowie potrafią? Niby Piven ma w sobie jakąś złą magię, ale tylko i wyłącznie głaskaniem grzecznego kiciusia to się skończyło. 


Wniosek jest jeden, cykl jest kompletnie nieprzemyślany przez autorkę. Autorka nie wie co ma zrobić z narracją, a im dalej, to tylko powiela swoje błędy i nie potrafi z tym nic zrobić. Przez pół książki Leothar wychodzi z tego lasu na północy, a w sumie nie bardzo rozumiem po co on się tam pchał? Porządny władca wysłałby tysiąc, albo 2 tysiące wojska do tego lasu na północy, żeby. jeżeli to konieczne spalili każde drzewo dorwali kogo trzeba przywlekli do stolicy i pozamiatane. A ten bawi się w jakieś idiotyczne gierki. Kreacje Leothara jest niekonsekwentna.
Owszem jako barbarzyńca mógł się ucywilizować i nabrać pewnej ogłady, ale po jaką cholerę stał się, użyję tutaj Pilipiukowskiej metafory, jakimś pieprzonym obezjajcem!


Krótko zwięźle i na temat, dajcie sobie spokój z tym trzecim najsłabszym cyklem tej trylogii. Mnie trylogia Valisarów rozczarowała. Omijajcie z daleka te trzy książki.

2 komentarze:

  1. Skoro mówisz, że Ciebie ta trylogia ( o której swoją drogą wcześniej jakoś nie słyszałam ) rozczarowała, to tym bardziej nie będę na nią tracić czasu. Jest mnóstwo ciekawych książek, które warto przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak napisałem w recenzji rozczarowuje drugi, a przede wszystkim trzeci tom, pierwszy jest całkiem sensowny, który wskazywał na to, że coś może być z tej trylogii, ale autorka przekombinowała. Autorka miała pomysł nawet całkiem udany, ale po prostu spieprzyła sprawę. Przydałoby tu troszkę więcej rozgrywek politycznych, może batalistyki, rozważań, ale na serio, kwestii magii, A tak to co wyszło jest nudne i przegadane wręcz.

    OdpowiedzUsuń