wtorek, 10 listopada 2015

Tad Wiliams,
 
Wieża zielonego anioła, cz. 2



cykl: Pamięć, Smutek i Cierń, t. 4





Wydawnictwo:  Dom Wydawniczy Rebis 
Data wydania: 2010 r. 
ISBN:   9788375105636
liczba str. : 744
tytuł oryginału:  To Green Angel Tower
tłumaczenie: Paweł Kruk
kategoria: fantastyka, fantasy

 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:




Przeczytałem ostatni. czwarty tom cyklu „Pamięć, smutek i cierń” i nadszedł czas na zrecenzowanie tej książki zatytułowanej „Pamięć smutek i cierń”, część druga.  Jak można się domniemywać autor w tej części ma zamiar zakończyć całą historię. Zakończenia można się domyślać nawet na podstawie tego o czym pisałem, że Williams zachowuje schemat Tolkienowski. A więc zło jest coraz, coraz mocniejsze, a dalej... Stosując ulubiona metaforykę zamku Haycholt ten popada ruinę, bo król Elias i Pryrates zajmują się sprzedawaniem własnych dusz i całego kraju w brudne diabelskie łapska Ineluki’ego, króla burz. Zresztą sam Ineluki przypomina Saurona, jest kimś w rodzaju ducha, który tylko czyha, żeby zdobyć władzę nad całym Osten Ardem. Czy dobro zwycięży a dzielna Rachel Smok zagoni armię służących do roboty, żeby odbudować zamek Haycholt? 


U Tolkiena jest motyw, że Frodo i jego drużyna po opuszczeniu Shire podążają przez kurhany, i tu Williams swoim czytelnikom zafundował coś podobnego Simon i Miriamele, córka króla Eliasa, podążają w kierunku Haycholt, bo Miriamele ma zamiar przemówić ojcu do rozumu i w efekcie według tych planów miałby zapanować pokój. Simon i Miriamele lepiej się poznają, co ma zamiar z tym zrobić autor to już lepiej sami się przekonajcie moi drodzy czytelnicy. Ale wracając do wątku Simon i Miriamele, a potem również Binabik trafiają na grobowiec króla Johna Prezbitera, tam ponoć miał być schowany Biały gwóźdź jeden z trzech legendarnych mieczy. Król Elias dzierży w swoich rękach Smutek, i ten miecz również trzeba odebrać, żeby magia mogła zadziałać, a dobro zwyciężyć. Miecz o nazwie Cierń ma książę Josua, bo wcześniej Simon mu go dostarczył. 


Czytelnik odnosi wrażenie, że pod kątem psychologicznej kreacji postaci ten tom jest najlepszy. Chociażby poznajemy dobrze króla Eliasa, który nie był złym człowiekiem, stał się nim po śmierci żony, no i wtedy kiedy Williamowski Gadzi Język Pryrates zaczął sączyć w króla złe słowa, i tym sposobem opanował Eliasa do reszty. Elias opowiada sam o sobie jak to się stało, że Pryrates na niego wpłynął, i że zaczął zauważać, że coś się źle dzieje, ale było już na tyle późno, że nie był w stanie nic zrobić. Czyżby dla czytelnika, była przestroga pod kątem wiary kierowana, że pewnych ludzi po prostu trzeba unikać, bo przemawia w nich sam diabeł? Myślę, że to jest możliwe, zresztą poza tym można uznać, że sam motyw walki dobra ze złe ma religijną proweniencję. 


Koniecznie trzeba przeczytać cały ten cykl, w tym jego ostatnią część. Polecam.

2 komentarze:

  1. Z jednej strony - czytelnicy chcieliby zawsze czytać pozycje tylko oryginalne i odkrywcze. Z drugiej strony pociągają nas klimaty właśnie tak dobrze znane i skonstruowane jak świat stworzony przez Tolkiena. On już na zawsze zostanie niedoścignionym mistrzem, do którego będziemy porównywać kolejne książki. Ale dobrze, że w tym stylu ciągle powstają, bo czytelnicy nigdy się nimi nie znudzą. Tytuł sobie zapisałam. Od czasu do czasu z córką uwielbiamy zanurzyć się w takich klimatach:) Widzę, że Tad Williams zupełnie nie ukrywa swojego zauroczenia Tolkienem i licznych swoich nawiązań, a wręcz zapożyczeń. Takim nawiązaniem jest zapewne "Gadzi Język Pryrates"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola, dobrze zauważyłaś, że Wiliams zainspirował się Tolkienem, co do Pryratesa, to nie jest on w książce tak nazywany jak go tak nazwałem z tego względu, że podobną rolę co Tolkienowski Gadzi Język odgrywa. Jak pewnie pamiętasz pierwowzór Tolkiena namieszał w głowie królowi Rohanu, a ten Williamowski swoje diabelstwa nawciskał królowi Erkynlandu Eliasowi. Książkę oczywiście polecam.

    OdpowiedzUsuń