sobota, 5 listopada 2016

 Szymun Wroczek,



Piter



Seria: Projekt Glukchowsky, Metro uniwersum 2033



Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2011 r.
ISBN:  9788361428466
liczba str.: 600
tytuł oryginału: Piter
tłumaczenie: Paweł Podmiotko 
kategoria: fantastyka, postapokalipsa 





  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 






„Piter” Szymuna Wroczka, to ponoć pierwsza książka zainspirowana twórczością Dmitrija Głuchowskiego, potem te wszystkie książki weszły w skład serii „Uniwersum Metro 2033”. Pytanie jest jedno czy jest sens czytania kolejnych książek z tej serii chociaż wiadomo co będzie, wałkowany opis metra lub innych podziemi w realiach epoki postapokaliptycznej, czyli rzeczywistego końca historii jakiej znamy? Moja odpowiedź jest twierdząca skoro czytam i chcę czytać kolejne książki z tej serii. Zgadza się, że wszyscy autorzy trzymają się standardów literackich przez samego Głuchowskiego wyznaczonymi, jednak jest coś jeszcze każdy z autorów ma coś do powiedzenia, dodaje coś od siebie, co sprawia, że tworzy się z tego naprawdę pełnoprawne uniwersum. No i poza tym każdy pisarz jest sobą i kreuje swoje koncepcje po swojemu dodać trzeba, że to jest projekt międzynarodowy, w tym nasi Robert J. Szmidt i Paweł Majka swoje trzy grosze dorzucili, u pierwszego pisarza to jest Wrocław, a u drugiego Kraków, no i oczywiście opowiadania Polskich fanów „Uniwersum Metro 2033”, tak więc widać popularność tej serii jest znacząca. Dlatego dobrze, że wielu pisarzy z różnych krajów opisuje realia postapokalipsy. Szymun Wroczek miał pomysł interesujący, skoro było metro Moskiewskie, czemu nie rozpracować na kartach książki metra Petersburskiego? I to się udało. 


Czasem czytelnik ma się nieodparte wrażenie, że pisze to sam Głuchowski, opisy realiów metra, jeden z bohaterów z trzeciego planu nazywa się Artem, to oczywiście zbieg okoliczności, podobnie jak w Moskwie mamy frakcje, które opanowały poszczególne linie metra i o stacje węzłowe, a więc istotne z ekonomicznego punktu widzenia toczą się tu nieustanne wojny. Jednak nie było u Głuchowskiego nowego rasizmu o ile sobie przypominam, frakcji było tam wiele w tym faszyści i komuniści, jednak stanowili wszyscy mimo wszystko jednolity element metra, nad którym ktoś trzymał piecze, i miejsca dla nieludzi po prostu być nie mogło, a tutaj się ten motyw pojawił. Weganie uchodzą za nieludzi, po prostu potwory, które trzeba wytępić, ponieważ zdaniem rasistów są bytem zmiennym ewolucyjnie. Nie brakuje takich u Roberta Szmidta chociażby  tam jest refleksja, że czy to się komu podoba czy nie to nieludzie wygrają ponieważ lepiej się dostosowali do nowych realiów. Pojawia się czarnoskóry bohater o pseudonimie Mandela, za danych czasów przed katastrofą przyjechał studiować z Kenii na politechnice w Sankt Petersburgu. Był uważany za swojego.
Dziwi mnie jedno, że ani u Głuchowskiego, ani u Wroczka nie widać jakoś za bardzo Czeczeńców, Dagestańczyków, a więc ludzi z peryferiów wielkiego kraju, których w Moskwie, Petersburgu zapewne również, jest pełno i jak wiemy dają się władzy we znaki, chociażby wybuchy bomb w metrze Moskiewskim. No ale widać ten element narodowościowy jakoś autorom do koncepcji nie pasował, czy inni autorzy z tej serii się tym problemem zajęli zapewne będzie okazja się przekonać. 


Głównym bohaterem tej książki, jest Iwan Mierkułow, digger, odpowiednik stalkera, który pochodzi ze stacji Wasilieostrowskiej. Szykuje się wojna Aliansu z Chodnikami. Nazwa ta wzięła się z tego, że jedna ze stacji metra jest połączona podziemnym tunelem z dworcem kolejowym, także ludzie przede wszystkim z Moskwy mieli okazję czmychnąć do metra. A więc byli obcymi w Piterze, a więc metrze Peterburskim, a widać animozje między tymi miastami nawet po katastrofie są silne. Jak chce się zrobić wojnę to pretekst się znajdzie. Chodniki zostali oskarżeni o kradzież agregatu prądotwórczego jednej ze stacji, a prąd wiadomo w metrze sprawa życia i śmierci. Cały Alians przyłączył się do tej wendety i wojna gotowa. Krwi się przelało mnóstwo. Warto o tej wojnie poczytać, bo Wroczek świetnie batalistykę opisuje. Przy okazji wypłynęła sprawa Wegan, a więc kolejna wojna wisi w powietrzu. 


Oczywiście w książkach tej serii nie chodzi tylko o motywy typowo ostrzegawcze jak my to ludzie spieprzyliśmy sobie świat, a więc motyw braku refleksji jaka będzie przyszłość globu, i ludzie niczym szczury muszą chować po przeróżnej maści czarnych dziurach. Ale też o to na ile człowiek siedzący w metrze może pozostać człowiekiem cywilizowanym. W metrze próbowali, niektórzy wykorzystywali fakt, że książki były tanie i znajdywali czas, żeby czytać, i to nie tylko profesorowie, bo tacy też się uchowali, znajdywali zatrudnienie w instytucie technologicznym na jednej ze stacji, chociażby profesor Wodianik, główny bohater. Inni woleli rozrywki całkiem przyziemne, chodzili na mecze, grały dwie drużyny, jedna to miejscowy Zenit, druga, nazwała się Manchester United, pewnie przyjęcie nazwy Spartak czy Lokomotiw Moskwa to byłby wstyd. Dalej słuchali muzyki, cała książka jest przepełniona bluesem, no i chodzili słuchać muzyki operowej. Wznowiono dawny zwyczaj, że wykonywali ją kastraci. Oczywiście nie mogło zabraknąć motywu, że ludziom na powierzchni życie uprzykrzali potwory, zwłaszcza zwierzęta z zoo ciekawie ewoluowały. Trwa wojna o przetrwanie, człowiek, który siedzi w podziemiach jest w trudnej pozycji. Co ciekawe u Wroczka kandydatami na zwycięzców tej nowej postapokaliptycznej wojny ewolucyjnej są szczury, bo te postanowiły wyleźć na powierzchnię i dobrze się trzymają. Zżerają wszystko co zjeść się da, ponoć są większe, zdrowsze, o dziwo, żyją dłużej i jak nie będzie co jeść na powierzchni wrócą do metra i zajmą się bardzo ładnie ludźmi. Czy to jest możliwe? Podobno, jak głosi legenda myszy były wstanie zjeść króla Popiela, więc kto wie. Ciekawostka, tutaj u Wroczka, jednym z bohaterów jest niejaki kapitan Kmicic. 


 

Polecam to zagłębienie się w postapokaliptyczną koncepcję metra Petersburskiego Szymuna Wroczka. Warto przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz