niedziela, 5 kwietnia 2015

Roman Praszyński,  


Córka Wokulskiego


Wydawnictwo: nakład autorski 
Data wydania: 2014 r. ( promocja książki ) 
ISBN:    9788394065904
liczba str. : 401
tytuł oryginału:----------
tłumaczenie: ---------
kategoria: literatura współczesna 




  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:



Roman Praszyński - blog autora 





Ktoś kto czytał stosunkowo niedawno „Lalkę” Bolesława Prusa zapewne bardziej będzie zainteresowany tą książką, niż ktoś kto czytał lekturę szkolną wieki całe temu. U mnie to stare dzieje, a jednak jakieś wyczucie czytelnicze pozwoliło mi upomnieć się o tą książkę, żeby mi ją dostarczono do zrecenzowania w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.” Przy czym jedna uwaga, ja nie traktuje tej książki jako kontynuację, ale raczej dość swobodną wariację na temat co by było gdyby…


Oczywiście w „Lalce” jest niedopowiedziane, że Wokulski się powiesił, ale raczej jest to wielce prawdopodobne. Może ktoś będzie wiedział, pamiętał lepiej o de mnie, ale mam wrażenie, że Wokulski w obłąkańczo, niemal szaleńczy sposób był zakochany w kobiecie, która wyświadczała mu wielką łaskę i traktowała go troszkę lepiej jak powietrze, bo raczyła zauważyć istnienie takiego indywiduum.
A już motyw, że Wokulski mógł mieć jakąś córkę, i to nie jedyną, bo po drodze ujawniła się jeszcze jedna, wygląda na science fiction. Te trzy fakty, pewnie dałoby się ich doliczyć troszkę więcej, sprawiają, że samo istnienie tej książki jest mocno naciągane. Dlatego trzeba potraktować ja jako niezłą zabawę czytelniczą, autor nieźle namieszał konwencjami literackim i… napisał dobrą książkę. 


Główną bohaterką jest Natalia Pol, jak się dowiemy, córka, dobrze nam znanego z „Lalki” Wokulskiego. Autorka wylatuje z pracy, bo upadła w cyrku na linie. Nic jej się nie stało, ale jej szef Rublow, jest człowiekiem przesądnym, no wiecie, trzynastki, czarne kotki, i takie tam pierdoły, i wywala ją z roboty, uważając, że jest przeklęta i spali każdy numer. Czas pokazał, że ta ocena była pochopna, bo nie takie numery Natalia wyprawiała, jak np. ukradła zeszyt Kibalczyca, w którym ponoć był matematyczny zapis projektu rakiety, a takie coś mogłoby mieć znaczenie militarne i sprawić, że przyjaciele ze wschodu mieliby przewagę militarną, oberpolicjantowi Buturlinowi, bratu cara, faktycznego władcy Warszawy, stolicy Priwislanskiego kraju, jak nazywano wtedy, po powstaniu styczniowym, ziemie wchodzące w skład zaboru rosyjskiego. Ale wyprowadzenie cara Aleksandra III z jego własnej sypialni, i władca imperium szedł za Natalią niczym Azorek na smyczy, to dopiero był majstersztyk. Wcześniej musiała się wykazać swoimi kaskaderskimi umiejętnościami rzecz jasna. 


Oczywiście czytelnik znajdzie tutaj multum nawiązań do lektury, im ktoś ma w lepszej pamięci dzieło Bolesława Prusa znajdzie tego więcej. Najbardziej czytelnika interesi, czy Wokulski spotka Izabelę Łęcką? Spotykają się w przedziwnych okolicznościach. On wcielił się w żula, widać milionerka, jako styl życia, mu się znudziła, to dla odmiany wybrał menelkę, i paradoksalnie dla Izabeli Łęckiej był więcej wart. Ona też swoje przeszła, zwolennicy czytania o seksie znajdą tu sporo atrakcji, choć nie stanowią one o sensie i całokształcie książki, występuje tutaj jako wyrachowana oszustka, specjalistka od hipnotyzowania seksem. Izabela pyta się Wokulskiego co ma zrobić? Odpowiedź jest krótka, zniknij wreszcie!!! Potem się rozstają, dostaje 2 złote imperiały, przyzwoita sumka, jak na żebraczą jałmużnę, które zapewne szybko przepija. 


Z mojej perspektywy ciekawe były opisy Warszawy, roku 1884, mentalności ludzi, rozważania natury filozoficznej, są tu takowe, a także o historii, chociażby o tym, że wynalazki to diabelski wynalazek, bo oprócz tego, że są dobre, to będzie to co było w XX i XXI wieku, uprzemysłowienie śmierci i atomówki. Oczywiście można to uznać za przejaw szaleństwa samego Wokulskiego, że miał takie kasandryczne wizje, ale z drugiej strony ile wizji science fiction powoli staje się rzeczywistością? A to o czym mowa, z perspektywy końca XIX wieku dało się przewidzieć. W końcu Wells zacznie publikować kilkanaście lat później i opisze w „Wojnie światów” wojnę totalną. A więc miał zdecydowanie więcej wyobraźni niż politycy, którzy wywołali pierwszą i drugą wojnę światową.


Książkę warto przeczytać. Polecam.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz