piątek, 28 sierpnia 2015

Elżbieta Cherezińska,




Trzy młode pieśni  



cykl: Północna droga, t. 1- 4 
( zrecenzowałem całość )  



Wydawnictwo: Zysk - S-ka
Data wydania: 2012 r. 
ISBN: 978-83-7785-081-7
liczba str. : 624
tytuł oryginału: -----------
tłumaczenie; ---------
kategoria: powieść historyczna







 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:   



 



Tym razem czytelniczo skusiłem się znowu na mroźne klimaty, wcześniej kiedyś był „Lód” Dukaja, „Mróz” Ciszewskiego, a także cykl „Pieśni lodu i ognia” Georga R. R. Martina, a tym razem skusił mnie cykl „Północna droga” Cherezińskiej, czyżbym zrobił to na przekór upalnej pogodzie? Ten cykl to powieść historyczna o wikingach. Tych wojowników nikomu przedstawiać nie trzeba, bo każdy to wie, że ci panowie przez kilka stuleci pustoszyli kawał Europy, a potrafili się zapuszczać o wiele dalej, bo nawet do Ameryki dotarli na kilka stuleci przed Kolumbem. Ciekawy pomysł miała autorka, żeby przedstawić czytelnikom postaci, którzy przez resztę mieszkańców naszego kontynentu byli uważani za krwiożercze bestie, a to zapewne jedno z najdelikatniejszych określeń, tych walecznych i okrutnych wojowników. Oczywiście jak w każdej powieści historycznej występują postaci historyczne i fikcyjne, chociażby król Danii i Norwegii Olaf Trygwasson, którego misją jest chrystianizacja Norwegii, oprócz oczywiście wygrania wojny.
Pomysł niezwykle ciekawy i oryginalny, biorąc te cztery książki w garść czytelnik zastanawia się jak to mogło wypaść? Ja odpowiem tak: przyzwoicie, choć pewne ale by się znalazło. 



Wszystkie cztery części odnoszą się do wydarzeń w historii Norwegii z X wieku, a ściślej, autorka podaje daty: 938 – 1000 r. Mamy narrację sześciu osób: trzech mężczyzn i trzech kobiet. Mężczyźni to Einar, Bjorn, Ragnar, a kobiety to; Sigrun, Halderd, Gudrun. Wydarzenia historyczne osnute są wokół chrystianizacji Norwegii, oczywiście jak można przypuszczać nie brakuje opisów bitew, ale co ważniejsze mamy tu próbę uchwycenia mentalności wikingów. Bo przecież nie samymi wyprawami wiking żył, ale również tym co wszyscy ludzie. Wojownicy mieli domy, kobiety, dzieci, przyjaciół, itd…
Te przedstawianie świata wykreowanego oczami kobiet było na tyle istotne dla autorki, że główną postać jarla Regina, męża Sigrun, widzimy, oczami Sigrun, Halderd i dzieci Sigrun i Halderd, a także oczami Einara. Regin robi tutaj za obraz jarla idealnego, co to wyprawiał się na wiking, czyli wojny i wyprawy łupieskie, ale także doglądał własnego gospodarstwa domowego i dbał o potrzeby żony, we wszystkich znaczeniach tego słowa. Niby to banalne i oczywiste, że wikingowie, tak jak cała reszta świata, mieli swoje życie, ale jednak istotne, i ta próba uchwycenia dzielnych wikingów poprzez pryzmat ich spraw codziennych była dla autorki ważna. Autorka przeprowadziła ciekawy eksperyment, we wszystkich czterech częściach mamy te same główne wydarzenia, tyle, że widziane oczami różnych ludzi, a cała reszta, to życie poszczególnych bohaterów, którzy wchodzą ze sobą w różne interakcje międzyludzkie, Daje to czytelnikowi pełen obraz wikingów ich wierzeń, mentalności, a także poznajemy styl życia wikingów od kołyski, aż po grób. W teorii świat wikingów był światem męskim, a kobiety, niczym słodka Sigrun, żona Regina, mają siedzieć cicho i być posłuszne mężom. Sigrun, jako żona jarla idealnego musiała być dokładnie taka, idealną żoną. Ich związek również był niemal idealny. A ideały maja to do siebie, że występują na tyle rzadko, że powszechnie uważa się, że po prostu nie istnieją. Jednak mamy też postać twardej Halderd, chodzi tu w tym o to, że kobiety jeżeli chciały, miały do tego predyspozycje, mogły w tej społeczności wikingów odgrywać całkiem znaczące role. Może nie w sensie formalnym, ale w sensie faktycznym owszem. Gdyby ambicje Halderd się zrealizowały, to trzęsłaby całym krajem zanim ktokolwiek by się zorientował. Tego jej się nie udało dokonać, ale i tak Halderd radziła sobie wyśmienicie. Powszechnie była uważana, za lepszego jarla niż jej nieżyjący mąż Helgi i bynajmniej nie było w tym ani odrobiny przesady.




 
Oczywiście istotny jest motyw nawracania na chrześcijaństwo, metody znane są kilka, przekonywanie do swoich racji i w efekcie, często był to element gry politycznej, a także stosowano nawracanie ogniem i mieczem. I tak tymi sposobami to się dokonywało w świecie ludzi, ale przecież istnieli bogowie wikingów. I w tym świecie wierzeń ludzkich jakoś to się musiało dokonać, po prostu doszło do specyficznej walki bogów. Mam wrażenie, że mamy tu nawiązanie do „Iliady” Homera, gdzie zarówno poszczególni bogowie spierali się o losy ludzi, chociażby pojedynek Hektora z Agamemnonem, odbywał się jakby w dwóch wymiarach, tak samo tutaj bogowie wyspekulowali, że Regin po prostu musi umrzeć jak bohater w boju, bo przecież nie wypada, żeby taki wojownik zmarł w swoim łóżku, i bogowie postanowili Regina tym sposobem unieśmiertelnić. Motyw zwycięstwa chrześcijańskiego Boga, był po prostu wygrana w tej walce bogów. To, że Bóg chrześcijański musi wygrać przewidział godi, Tjostar, ojciec Einara. Godi, to ktoś w rodzaju kapłana religii nordyckiej. Tjostar w trakcie tajemniczego rytuału rozmawiał z bogami i ci go poinformowali, że muszą odejść, że to kwestia czasu, bo przychodzi ktoś ważniejszy od nich. Mają tylko jeden warunek, chcą odejść z honorem. Wikingowie nie zaakceptowali wyniku tego rytuału. Tjostar wkrótce zmarł. Wolą ojca Einar księdzem katolickim. Inny motyw jest interesujący, że chrześcijaństwo przyjmowało niektóre lokalne zwyczaje, a to po to, żeby szok kulturowy był do strawienia przez zwykłych ludzi, wszak zmiany mentalnościowe nie zachodzą z dnia na dzień. Tutaj też coś takiego miało miejsce, chociażby stare dobre znajome walkirie zastąpiły anioły pańskie, które zabierały dzielnych wojowników z pól bitewnych.


Podsumowując cykl „Północna droga” jest ciekawy, choć w czwartym tomie czytanie o tych zdarzeniach jest nieco wyczerpujące. Ten czwarty finalny tom mógł być jednak lepszy, a tu przydałoby się coś nowego, ciekawego zaskakującego, co dobrze spuentowałoby całą opowieść. Jak zapewne wiecie moi drodzy czytelnicy ja cenię twórczość Elżbiety Cherezińskiej, ten cykl był potrzebny autorce, żeby mogła się wyrobić pisarsko, i tak dokładnie się stało, Dobrze, że autorka przez to przeszła wyciągnęła odpowiednie wnioski i teraz pisze rewelacyjne książki. Jak przypuszczam jeszcze wiele książek tej autorki będę miał okazję recenzować. A co do „Północnej drogi” to po prostu warto przeczytać i wczuć się literacko w ten świat wikingów.

2 komentarze:

  1. Hm, jak dla mnie czwarty tom był znakomitym dopięciem całości opowieści. I bardzo mi się podobała zmiana perspektywy z każdą częścią. Nie można się było nudzić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałem o tym w recenzji, że ta koncepcja autorki jest ciekawa, że dzięki niej dobrze czytelnik poznaje wikingów. I to owszem jest istotne, Czwarta część mnie troszkę rozczarowała, no ale cóż to tylko kwestia gustu.

    OdpowiedzUsuń