niedziela, 9 sierpnia 2015

 Terry Goodkind, 



Filary świata



cykl: Miecz prawdy, t. 9 





Wydawnictwo:  Dom wydawniczy Rebis
Data wydania: 2009 r. 
ISBN:    8373012001
liczba str. 509
tytuł oryginału:  The Pillars of Creation
tłumaczenie: Lucyna Targosz
kategoria: fantastyka, fantasy



 (  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl: 






Oczywiście, że kontynuuję czytanie cyklu „Miecz prawdy” Tytuł „Filary świata” sugeruje nawiązanie do Folleta, tam filarami ziemi są kościoły, które wznoszą się do nieba. A tutaj filarami świata są, w sensie metaforycznym, cztery osoby, dwie siostry czarodziejki: Altea i Latea, mąż tej pierwszej Friedrich Giller, złotnik, a także Jennsen, siostra Richarda. Mamy też filary w sensie dosłownym, są to  bardzo wysokie głazy na pustkowiu w starym świecie. Wiadomo o tym miejscu, że jest tam tak gorąco, że nazywane jest kotłem Opiekuna. Czyżby to było nawiązanie do tego, że w okolicach Jerozolimy jest wąwóz Get Ben Hinnon, zwany też piekłem? 
 

Ciekawostka w tej części jest to, że Richard i jego małżonka Khalan pojawiają się bardzo późno w powieści, na tyle późno, że można śmiało powiedzieć, że go nie ma. Oczywiście jest mowa o Richardzie jako lordzie Rahlu, bo akcja przenosi się do D’hary i przypominamy sobie jej mroki, a więc wyczyny poprzedniego władcy tego kraju Rahla Posępnego, który wymordował większość swoich potomków nie mających daru magicznego, za to są praktycznie niepokonani, bo normalnymi metodami ciężko ich pokonać, a magia na nich nie działa. Poznajemy siostrę i brata Richarda, Jennsen i Obę, i to oni są  tutaj w książce "Filary świata" głównymi bohaterami. Jennsen traci matkę i jest przekonana, że to bojówka sprawę załatwiła, którą wysłał lord Rahl, a jaka jest prawda, tego czytelnik się dowie czytając książkę. Jensen jest przekonana, że musi zabić Richarda, wtedy się uwolni od złych Rahlów. Jennsen podróżuje w towarzystwie Sebastiana, dowiaduje się, że ten pochodzi ze Starego świata i że jest strategiem imperatora Jaganga. Jensen przechodzi na stronę wroga. Nawet ratuje samego imperatora Jaganga z pułapki, jaką zgotowali czarodziej Zedd i jego przyjaciółka Adie w Aydindril. Mogę tylko bardzo cichutkim szeptem zdradzić, że było naprawdę ciekawie. Natomiast Oba przypadkiem trafia na Jennsen, kiedy ta podąża do Latei, do której regularnie wysyłała Obę jego matka. Oba zabija Lateę i swoją matkę i rusza, tam gdzie Jennsen, do stolicy D’hary. Obydwoje trafiają do Pałacu Ludu, siedziby Rahlów. Obydwoje odwiedzają Alteę. A więc cały czas losy tej dwójki się przeplatają. Obydwoje chcą zabić Richarda. Jennsen jest zła, że zamordowano jej matkę, a Oba, jest wściekły, że to nie on został nowym Rahlem i ma zamiar to zmienić. Obydwoje są niepokonani i przez to są bardzo niebezpieczni. Co na Richard i jego małżonka, matka spowiedniczka, Khalan?



W tym cyklu niezwykle ciekawych jest kilka rzeczy. Jedna, że autor stara się przywiązywać taką samą uwagę do losu zwykłych ludzi, jak i władców poszczególnych krain i czarodziejów. Przecież w teorii sam Richard przez niemal całe życie wiódł życie zwyczajnego leśnego przewodnika w Westlandzie, tyle, że miał w pobliżu swojego dziadka, pierwszego czarodzieja Zedda. Kolejną sprawą jest, że walkę dobra ze złem może wygrać każdy nawet jeśli jest potomkiem Rahlów. Zdecydowanie wygrał ją Richard. W tej części przyjaciółka Jennsen, koza Betty nie chciała się zbliżyć do swojej właścicielki, bo wyczuwała, że ta jest już na całego w brudnych łapskach Opiekuna. Ta walka o duszę Jensen, jednego z filarów świata, jest na tyle ważna, że zaważyć może na losach całego świata. Jak będzie?
Co do zabijania potomków Rahla nie mających magii, to nie jest tylko kwestia obłędu, chociażby złego Rahla Posępnego, ale to dokładnie radzą księgi magiczne. No ale jak wiemy Richard jest innym Rahlem i już nie raz wywrócił świat do góry nogami, czy dokona tego i teraz, w kwestii swojego rodzeństwa?
Dalej, interesujące w całym cyklu „Miecz prawdy” jest to, że niemal w takim samym stopniu poznajemy obie strony wojny, a więc tych złych i tych dobrych, co jest rzeczą niezwykle trudną. A jednak Goodkindowi to się udało równie dobrze poznajemy zarówno Richarda, lorda Rahla, władcę D’hary, któremu podporządkowała się znaczna część Midlandów, a także imperatora Jaganga, który wcześniej opanował cały Stary świat, a teraz robi „swoje porządki” w Nowym świecie. Poznajemy zwykłych ludzi, po obu stronach, to jest bardzo ciekawe, że ludzie są wszędzie tacy sami, chcą z reguły tego samego, chcą po prostu zwyczajnie żyć, ale politycy im nie dają żyć, wciskają im swoją propagandę polityczną i mówią im kto jest dobry, a kto zły, i wysyłają tych ludzi na wojnę. 

 

Właśnie koncepcja filozofii wojny Goodkinda zaprezentowana w cyklu „Miecz prawdy” jest fascynująca. Bo chociaż wojna sama w sobie jest zła, to nie mamy tutaj w tym cyklu akcentów pacyfistycznych. Wojna jest zła, ale kiedy istnieje taka konieczność ze złem walczyć, czy to z mieczem prawdy, czy to jakimś innym, całkiem zwyczajnym w garści, i bronić wolności zarówno swojej, jak i wolności swojego kraju. O tym jak trudne jest rozróżnienie, czy każda wojna jest sprawiedliwa lub święta, świadczy o tym jaki mętlik w głowie miała Jennsen. Bo to wcale nie takie trudne jest zrobienie z Richarda Rahla agresora, mimo, że przecież to on broni swojej ziemi, a imperator Jagang pcha się tam, gdzie nie powinien. Ale to wynika z nieufności względem polityków, że my ludzie mamy przekonanie, że wszyscy są tacy sami, a to nie do końca jest prawda. 

 

Ja jako czytelnik i recenzent książek bardzo cieszę się, że Goodkind nie leci banalizą w swoim cyklu „Miecz prawdy”, ale wręcz niemożliwie utrudnia życie czytelnikowi, tłumacząc wszelkie możliwe zawiłości świata jak najbardziej realnego.
Jeszcze jedna kwestia jest ciekawa, a mianowicie przewaga liczebna żołnierzy sama w sobie nie wygrywa wojny, bo wojna niczym partia szachów jest wojną psychologii i intelektów decydentów. Gdyby decydowała liczba wojska Jagang wziąłby szturmem Midlandy i D’harę, Westland za jednym zamachem, a tak nie przecież nie było. Wojska Imperialnego Ładu idą do przodu, i można powiedzieć, że wygrywają, a jednak jak się bliżej przyjrzeć, to raczej podążają w kierunku zwycięskiej porażki. Oczywiście, że jest w każdej wojnie taki wynalazek. Jasne, że sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta, bo jak już wspominałem przywódcy obu stron konfliktu gapami futrowani nie są. Mamy tutaj do czynienie ze starciem tytanów, i przez pozostałych kilka części obie strony pokażą czytelnikowi swoje mocne i słabe strony. Oczywiście, że czytelnik trzyma kciuki za tych dobrych, ale wprost genialne jest to, że wygrana, której można się spodziewać nie będzie, ani łatwa, ani oczywista. Koszty tej wojny przeliczane na wszelkie możliwe sposoby dla obu stron będą bardzo wysokie. 

 

Nie ma opcji. Trzeba czytać dalej cykl „Miecz prawdy”. Czytelnik przez większość książki „Filary świata” jest troszkę wybity z rytmu czytelniczego. Ale niewątpliwie jest to świadomy zabieg literacki autora. Bowiem wojna nie toczy się tylko na polach bitew, ale praktycznie wszędzie i absolutnie wszystko, każdy detal ma znaczenie. Zdecydowanie polecam.

2 komentarze:

  1. Terry Goodkind to już jest marka :) Niestety nie czytałam jeszcze żadnej z jego książek, ale na pewno to zmienię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytam Goodkinda z zaciekawieniem i niesamowicie się wciągam, bo te przygody Richarda, Khalan, i całej reszty bohaterów, dobrych i złych jest ciekawa. Fajnie Marta, że zaglądasz na mojego bloga, tak jak obiecałaś:-)

    OdpowiedzUsuń