wtorek, 18 kwietnia 2017

John Varley,

 


Złoty wiek




Wydawnictwo: Prószyński i S-kaa
Data wydania: 1997 r.
ISBN: 8371801890 .
liczba str.: 296
tytuł oryginału: Millenium
tłumaczenie; Lech Jęczmyk
kategoria: science fiction



 ( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:

  



Powieść Johna Varleya jest fascynująca i niezwykła, jest ona i słusznie z gatunku science fiction tyle, że na początku nic na to nie wskazuje, bo co mogą mieć wspólnego katastrofy lotnicze z dość skomplikowanymi rozważaniami science fiction dotyczącymi podróży w czasie, a także tego gdzie ludzkość znajdzie się za 50 tysięcy lat? Nawiązań literackich jest tutaj bardzo wiele i autor mówi o nich wprost, tytuły rozdziałów mają tytuły innych książek. Jednak to najważniejsze dotyczy „Wehikułu czasu” Wellsa. Czytelnik poradzi sobie z tym doskonale, mamy dość odległą przyszłość i koncepcję, że ludzkość zmierza do upadku. Ludzie żyjący w tym czasie nazywają swoje czasy Dniem Ostatnim, a przynajmniej nie mają wątpliwości, że są bardzo blisko czasów ostatecznych. Za to nasze czasy, w tym wypadku lata 80 XX wieku są bardzo bliskie Złotego Wieku i to właśnie ponoć my wszystko spieprzyliśmy, całą przyszłość ludzkości, budując bomby atomowe na potęgę. System społeczny jest ciekawy mamy robotników i tumanów. Rządzą ci pierwsi,  a ci drudzy ponoć nic nie robią. Autor interpretuje, że jest to nawiązanie do Wellsa gdzie mamy elojów i morloków, jedni zjadają drugich i to gwarantuje przetrwanie ludzkości. Ten system jest bliższy temu co opisał Dukaj w „Perfekcyjnej niedoskonałości” , tam stahsowie i poebowie, to nieliczna elita, która pracuje i rządzi, a reszta to wasale, A więc mamy tu nawiązanie do średniowiecznego systemu feudalnego. Tyle, że zdają sobie z tego sprawę ci rządzący, ci drudzy niekoniecznie tutaj w tej książce zapewne też tak jest. Interesujący jest motyw, który pojawił się u Radosława Lewandowskiego w cyklu „Yggdrasil” a mianowicie ludzie z przyszłości oglądają sobie wydarzenia z przeszłości niczym film i analizują w jaki sposób interwencje w przeszłość zmienia przyszłość tzn. ich teraźniejszość. Ryzyko jest bardzo duże, bo mieszanie się w historię oznaczać może nawet zagładę ludzkości, bo Brama służąca do transferów w czasie to nie zabawka. Po za tym materia podróży w czasie jest bardzo skomplikowana i tak też Varley to opisuje. Co ciekawe istnieje w dalekiej przyszłości zawód historyka, tylko jest on troszkę inaczej rozumiany, bo tutaj historycy pracują przy programie Brama, dokonują skomplikowanych analiz historycznych. Jak wejść do przeszłości, żeby ryzyko zmian, a więc doprowadzenie do wydarzeń alternatywnych w dziejach było znikome. I to raczej specom od historii się udaje. Pozostaje pytanie dlaczego oni to robią, muszą to robić? Ale o tym za chwilę.

 
Czas najwyższy żeby pojawili się w mojej recenzji dwaj główni bohaterowie, kobieta i mężczyzna. Bill Smith żyjący w latach 80 XX wieku pracuje na kierowniczym stanowisku w Komisji Badań Wypadków Lotniczych. Nie trudno się domyślać, że w tej komisji pracuje szereg specjalistów, którzy badają wypadki lotnicze. Akcja zaczyna się w momencie gdy cała ekipa badaczy wyrusza w środku nocy z Waszyngtonu na drugi koniec USA, spędzają kilka godzin w samolocie i przygotowują się do tego co nastąpi po tym jak dotrą na miejsce, czyli kilkadziesiąt godzin wytężonej pracy na miejscu. Roboty jest dużo, bo wpadły na siebie i eksplodowały dwa samoloty DC – 10 i Boening 474. Nikt nie przeżył. Z punktu widzenia Billa Smitha wygląda to na rutynową robotę. Podejrzenie awarii komputera na lotnisku w skutek czego obydwa samoloty zostały błędnie naprowadzone na siebie. Bill Smith jest inteligentnym facetem o ścisłym analitycznym umyśle. I nic dziwnego, że przy tej katastrofie po prostu musiał trafić na tą ingerencję ludzi z przyszłości. I nawet taki drobiazg, że ktoś kompetentny mógł się czegoś domyśleć mogło spowodować poważne zawirowania w przyszłości. Dlatego ludzie z drugiej strony bramy, czyli 50 000 lat później drobiazgowo analizują postać Billa Smitha. No i dochodzą do wniosku, że problem jest duży, zniknął paralizator, potężna pod względem siły rażenia broń, a pod kątem wielkości stosunkowo niewielka, na pierwszy rzut oka przypomina pistolet zabawkę. No ale gdyby ludzie z XX wieku coś takiego by przechwycili zmian w historii nie trudno się domyśleć. I tu pojawia się nasza bohaterka Louis Baltimore z przyszłości, która wielokrotnie przechodzi przez Bramę, pojawia się w otoczeniu Billa Smitha na tyle często, że on ją zapamiętuje. Najczęściej widzi ja w uniformie stewardessy. Ale jednak dochodzi też do interakcji między nimi, jedzą kolację, jedną, drugą, spacerują po mieście, rozmawiają, jeżdżą samochodem, ona kradnie luksusową brykę, nie zdając sobie sprawy z wartości tego cacka. Autko było niewielkie spodobało jej się i tyle. W końcu lądują ze sobą w łóżku. I sprawa rozkręca się coraz ciekawiej. 


Książka jest naprawdę niesamowita, przepełniona niesamowitymi emocjami, indywidualnymi, zbiorowymi. Poznajemy psychikę obydwojga głównych bohaterów, no innych z teraźniejszości i przyszłości, z którymi się stykają. Są to najczęściej kumple z roboty. W przypadku Louis mamy też dwa komputery, jej osobisty, w nieco innym tego słowa znaczeniu, czyli dosłownym, komputer Sherman. Ona wie, że z technicznego punktu widzenia, to są kabelki, układy scalone, a także na zewnątrz skórę przypominającą ludzką. Dla niej Sherman jest kimś w rodzaju przyjaciela, którym można pogadać, przytulić się itp. No i Wielki K. czyli komputer de facto rządzący przyszłością, ma do pomocy siedmioosobową radę, ale to raczej fasada. No i akcja rozkręca się tych interakcji w przeszłość, czyli życie prywatne i zawodowe Billa Smitha jest coraz więcej. Bo okazuje się, że sytuacja się komplikuje. Co dalej z tego wyniknie? 


Ten pomysł, że Luis i Bill zachodzą w relacje typowo międzyludzka jest ciekawy, autor opisuje jak oni nawzajem widzą siebie. Próbuje oddać tok myślenia Louis, jak ona ocenia nas ludzi współcześnie żyjących. Pojawiają się wstawki, że jesteśmy, zdrowi, żyjemy w rzeczywistości bliskiej raju na Ziemi, a jesteśmy tak popaprani, że nie potrafimy tego docenić, tylko wciąż uparcie do samozagłady dążymy budując te pieprzone atomówki i inne ciekawe zabawki znajdujące się w arsenałach państwowych. Poznajemy też dociekliwość Billa jak on widzi Louis, widzi ją jako piękną kobietę ubrana w skórokombinezon jakiejś gwiazdy, która zmarła w roku 2034. 


Książka jest ciekawa, tak jak wspomniałem nominalnie to jest science fiction z elementami typowego thrillera, ale także co ciekawe postapokalipsy, bo trudno rzeczywistość z przyszłości inaczej nazwać. Ta cywilizacja jest na wykończeniu, żeby przetrwać potrzebuje tych transferów w czasie i zabierania baranów, jak w slangowym języku określani ludzie, którzy są przerzucani przez bramę, żeby dało się z nich zrobić skórokombinezony. Bo ci ludzie z przyszłości umierają bardzo szybko. Louis ma 27 lat życia i wie, że za rok umrze. W swoich czasach i tak uchodzi za osobę dość wiekową. Gdyby przeżyła jeszcze parę lat miałaby szansę trafić do rady doradzającej Wielkiemu K.


 
Książka jest tak fascynująca, że wciąga niesamowicie od samego początku, aż do końca, wprost nie można się od niej oderwać. Koncepcje literackie Varleya są naprawdę fascynujące.


Książkę zdecydowanie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz