sobota, 12 grudnia 2015

 Ken Follett, 



Krawędź wieczności 



cykl: Stulecie, t. 3 


Wydawnictwo; Albatros - Andrzej Kuryłowicz
Data wydania: 2014 r.
ISBN:  9788378859970
liczba str. : 1136
tytuł oryginału:   Edge Of Eternity
tłumaczenie: Grzegorz Kołodziejczyk, Zbigniew A. Królicki
kategoria: powieść historyczna
 




  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:


Ta trylogię zatytułowaną „Stulecie” można czytać na dwa sposoby, traktować jako typowy cykl, bo niewątpliwie wszystko tam się ze sobą wiąże, albo też śmiało można to potraktować jako trzy oddzielne książki, które co prawda mają tych samych bohaterów lub ich rodziny, ale nie jest niezbędne przeczytanie któregoś poprzedniego tomu, żeby przeczytać ten ostatni. Tak jest ponieważ każdy tom tej trylogii stanowi pewną integralną całość. Przy czym tom trzeci zatytułowany „Krawędź wieczności” odróżnia się jednym od pozostałych, poprzednie skupiają się na najważniejszych wydarzeniach jakim były I i II wojna światowa, a ten tom obejmuje połowę stulecia. Jasne, że pierwszy tom opisuje wydarzenie przed I wojną światową i tuż po niej, podobnie w drugim tomie, co nie zmienia postaci rzeczy, że są to książki o obydwu wojnach światowych. A tutaj nie ma głównego wiodącego wydarzenia, może za nie uchodzić kryzys kubański 1962 roku, ale niekoniecznie, bo tak naprawdę w tej książce wszystko dzieje się wokół muru Berlińskiego. Akcja zaczyna się kiedy mur został postawiony w 1961 roku, a kończy kiedy został zburzony w 1989 roku,. Mur jest symbolem komunizmu, bo dzielił nie tylko państwa ale też rodziny, i pod tym katem autor w piękny i wzruszający sposób to opisał. Ale jest jeszcze coś walka z uprzedzeniami rasowymi, a więc walka o prawa ludności, według poprawności politycznej nazywanej Afroamerykanami. I dlatego dla autora równie ważnym wydarzeniem pasującym do koncepcji literackiej, co upadek muru Berlińskiego było wygranie wyborów przez prezydenta pochodzącego z Kenii Barracka Obamę. A więc wojny są tutaj dwie, jedna to globalna zimna wojna, a druga walka o wolność ludzi, którzy ze względu na kolor skóry byli prześladowani. Książka opisuje tutaj pewną przemianę mentalną począwszy od jawnej przemocy, po stopniową akceptację, do przynajmniej częściowej integracji społecznej, na tyle przyzwoitej, że obywatel USA o czarnym kolorze skóry mógł zostać prezydentem. 


Tak więc mamy tutaj szeroką panoramę drugiej połowy XX stulecia. Tak jak w poprzednich częściach autor skupia się na losach kilku rodzin, których niesamowity chichot losu sprawił, że jako obywatele swoich krajów brali metaforyczne, a czasem niemal dosłowne, toporki bojowe i walczyli przeciwko sobie, to już było w dwóch poprzednich częściach trylogii „Stulecie” musiało być i teraz. Tutaj mamy rywalizację Dimki Dworkina, który jako wnuk Grigorija Peszkowa, robił karierę na Kremlu, a więc należał do Moskiewskiej elity władzy, zaczynał karierę jako asystent Chruszczowa, a potem utrzymywał się u władzy i jako ważna persona doradzał Gorbaczowowi w latach 80, z Georgem Jykesem, wnukiem Lwa Peshkova, Afroamerykaninem, prawnikiem, doradcą prezydenta Keneddy’ego, a w latach 80 był kongresmenem partii Demokratycznej. Szczególnie widoczna ta rywalizacja wnuków braci Peszkowów była w czasie kryzysu Kubańskiego, no i wojny w Wietnamie. Oczywiście motyw walki wolność i łamania pewnych schematów i stereotypów był widoczny w poprzednich tomach, jednak ma się wrażenie, że motywy wojny sprawiały, że te motywy wolnościowe schodziły na drugi plan, tutaj autor postanowił dać do zrozumienia, że to jest ważne. Nowością niewątpliwie jest motyw muzyki rockowej, mamy tutaj losy Walli’ego, Niemca z NRD i Anglika Dawe/a, krewniaków, którzy założyli sławny zespół Plumm Nelly. Najciekawszym wyczynem tego zespołu był koncert w Berlinie Zachodni na świeżym powietrzu, którego mogli wysłuchać mieszkańcy obydwu stron muru. Oczywiście musiał zaśpiewany przebój zadedykowany córce Walli’ego Alicji, która nie mogła opuścić NRD. Nowe jest to, że autor przypomniał sobie, że istnieje takie państwo na mapie jak Polska. Musiał się pojawić motyw strajku w stoczni Gdańskiej, działalności Ryszarda Kuklińskiego, stanu wojennego, okrągłego stołu, i oczywiście pierwszych wolnych wyborów. 


Czytelnik ma wrażenie, że książka jest nieco spłycona, brakuje tu chociażby wojny w Afganistanie, która jak wiemy do dnia dzisiejszego odbija się czkawką z punktu widzenia światowej geopolityki, mimo wszystko ta perspektywa zachodnia jest dla nas Polaków bardzo ważna i interesująca. Autor uważa, że prezydenci Reagan i Bush, niewiele zrobili, żeby komunizm upadł, że większe zasługi ma sam Gorbaczow, no i że komunizm się sam wykończył. Ciekawy punkt widzenia. Analizując sytuację warto spoglądać z innego punktu widzenia i to nam czytelnikom niewątpliwie proponuje autor. 


Książka jest bardzo dobra, daje do myślenia. To jest niewątpliwie genialne przedsięwzięcie literackie, napisanie o współczesności tak jakby się pisało powieść historyczną. Koniecznie trzeba przeczytać. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz