czwartek, 15 listopada 2018

Marina Diaczenko, Sergiej Diaczenko, Vita nostra

Marina Diaczenko,
Sergiej Diaczenko,



Vita nostra


Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: 2008 r.
ISBN: 9788389951830
liczba str.: 496
tytuł oryginału: Vita nostra
tłumaczenie: Piotr Ogorzałek 
kategoria: fantastyka




recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4282/vita-nostra/opinia/45651011    









Z twórczością ukraińskich pisarzy fantasy zapoznałem się czytając dylogię zatytułowaną „Granica”, książka którą teraz przeczytałem zatytułowana „Vita nostra” jest zupełnie inna. Akcja toczy się w naszej rzeczywistości, raczej lata 90 XX wieku. Jednak z jednej strony motyw edukacyjny głównych bohaterów studentów w jakimś dziwnym, mało znanym instytucie (Instytut Technologii Specjalnych ), w Torpie jest tak mało prawdopodobny, że uznać to należy za science fiction. No bo czy nie jest dziwne, że udali się studiować do w miasta raczej prowincjonalnego, wygląda na to, że mało znanego. W każdym bądź razie wujaszek google nic nie wie o istnieniu tego miasta, moja 20 tomowa encyklopedia też siedzi cicho jak mysz pod miotłą w tej materii, czyli prawdopodobnie wnosić można, że jest to miasto zupełnie fikcyjne. Główna bohaterka Sasza, czyli Aleksandra Samochina, pochodzi z Kijowa, stolicy kraju, jak wam zapewne wiadomo moi drodzy czytelnicy, i przypuszczać można, że nie tylko ona. No bo jednak w tym najdziwniejszych z możliwych procesów rekrutacyjnych wybierani są wyjątkowo inteligentni przyszli studenci o niezwykłych predyspozycjach. Jakich? Nie do końca sprecyzowanych, na pewno wyjątkowych, ciekawe czy istnieje kontynuacja, kolejne tomy, tej książki. Dziwność tej książki polega na tym, że opisy motywów studenckich, imprezy, wykłady, sesje, przeżywanie stresów związanych z egzaminami itp. zna każdy kto studiuje bądź studiował na wyższej uczelni i nie ma w tym nic odkrywczego. Jednak ta zakręcona książka wciąga czytelnika, przynajmniej ze mną tak było. Studenci studiują nie wiadomo gdzie, właściwie nie wiadomo po co, tym najlepszym oferuje się świetlaną przyszłość dobrą robotę, studia doktoranckie itd., ale na czym to wszystko ma polegać, to i dla tych bohaterów i dla czytelnika pozostaje tak naprawdę wielką niewiadoma i przez to tworzy się aura tajemniczości. Rodzina Saszki snuje przypuszczenia, czy to nie jest przypadkiem sekta. Jednego czego studenci się upewniają w czasie toku studiów, że im bardziej wgłębią się w zagadnienia to przestaną być ludźmi? I co to w ogóle znaczy? Uczą się wyrażania siebie, swoich naturalnych ekspresji za pomocą słów cokolwiek to ma oznaczać. Na pewno nie jest to sens dosłowny, no bo Saszka bywa w pętlach czasowych, znanych powszechnie z filmu „Dzień świstaka”, mało tego uczy się sama je tworzyć. A więc te umiejętności będą niebywałe. Mamy więc tu więcej znaków zapytania z kim będą absolwenci licencjatu w Torpie, na studia magisterskie mają być przeniesieni w inne lepsze miejsce tyle się my czytelnicy dowiadujemy. Kim oni będą? 




Ale zacznijmy ten wszystko od początku, w czasie wakacji na Krymie, no tak wiem, że teraz by to było ze względów politycznych science fiction, no ale kto o tym mógł mieć pojęcie kilka lat temu, więc dajmy sobie spokój z polityką, Saszka poznaje tajemniczego gościa, który nazywa się jak się dowiaduje Farit Korzennikow. Ona intuicyjnie się go boi. No ale skoro Farit upatrzył sobie Saszę to musiał osiągnąć co chciał. Przez kilka miesięcy najpierw na Krymie, potem w Kijowie zbierała tajemnicze wartościowe monety i dostarczała je Korzennikowi, a po zdanej maturze otrzymała propozycję studiów nie do odrzucenie i tym sposobem trafiła do Torpy. Dalej jak już wspomniałem były przeżycia typowo studenckie i tak właściwie przez całą książkę. 






Książkę można by uznać za nudną jak flaki z olejem, gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, bo jednak ta książka ma w sobie coś niesamowitego. Na ile ta koncepcja fantastyczna trzyma się kupy, to wyjaśniły by kolejne części, co nie znaczy, że nic tu nie jest wyjaśnione, ale do tego czytelnik sam musi dojść, bo tu recenzent zbytnio roboty intelektualnej czytelnikowi nie powinien ułatwić, bo co to by była za frajda z lektury? Po cichutku podpowiadając można tu się zastanawiać czy to jest książka tylko nostalgiczna dla Mariny i Sergieja Diaczenków, czy jednak zawiera w sobie filozoficzną głębie dotyczące wielu zagadnień filozoficznych. I to intelektualne rozpracowanie tego problemu jest fascynujące. 






Książka jest dobra. Warto przeczytać. Polecam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz