niedziela, 23 grudnia 2018

Michał Gołkowski, Moskal

Michał Gołkowski,






Moskal



Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2016 r.
ISBN:  9788379641819
liczba str.: 480
tytuł oryginału: ----------
tłumaczenie: ---------
kategoria: fantastyka




recenzja opublikowana na lubimyczytac: 

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/307132/moskal/opinia/49122540       


   



Ponieważ jeszcze na twórczość Gołkowskiego trafić nie miałem okazji, to wyspekulowałem, że warto z twórczością tego autora się zapoznać. Trafiło na powieść „Moskal” i w sumie trudno to określić, czy to jest właściwie jeszcze fantastyka, czy coś w rodzaju publicystyki obyczajowo politycznej przedstawiającej kulisy robienia biznesu w Polsce i w Rosji w okresie końcówki komunizmu i pierwszych kilkunastu lat transformacji. Oczywiście motyw fantastyczny jest silny, nawiązujący do Tolkiena za pierścień władzy robi piękne drogie zabytkowe pióro, artefakt ten nawiązuje do zamysłu Tolkienowskiego, że jest złem wcielonym w przepięknej postaci obłędnie kuszącej, jakiś bliżej niesprecyzowany Sauron, właściciel piszącego wynalazku próbuje zapanować nad wolą powiernika pióra kusząc go czy się da władzą, pieniędzmi, panienkami itd… A walor publicystyczne poznajemy mentalność Rosjan, ale nie tylko którzy jak sami siebie nazywają ludźmi sowieckimi, którzy radzą sobie w realiach opuszczonego imperium. Oligarchowie z podmoskiewskiej Rublowki robią niewyobrażalnie duże pieniądze przy okazji żyjąc dobrze z mafią i chętnie korzystający z usług osobników z czarnej strefy, tu przydatni są Czeczeńcy, zwani też czurkami. Jak widać wiarę w Mahometa da się pogodzić z liczeniem „szatańskiej zielonej waluty”. 



Tutaj mamy historię Polaka Artura Wiktorowicza, który kupuje pióro na bazarze, a potem czytelnik obserwuje jego życie przez ponad dwie dekady. Żyje dobrze z Rosjanami, którzy i to go winduje coraz bardziej w górze, co ciekawe ambicje Artura sięgają nie tylko biznesu, ale można odnieść wrażenia, że również polityki i tu nowa putinowska władza jest dla tego typu „silnych ludzi” jak ulał i pewnie dlatego większość z nich z władzą dobrze żyje. Myślę, że nie ma potrzeby wdawać się tutaj w szczegóły, jeśli materia zagadnień kogoś z was moi drodzy czytelnicy to warto sięgnąć po tą książkę. 


Mam wrażenie, że autor kreuje się na Masłowską polskiej fantastyki, słówek łacińskich, bynajmniej nie jest to łacina klasyczna, średniowieczna, ani kościelna, nie brakuje w tej książce. Jednak Gołkowski wyraźnie daje też do zrozumienia nam czytelnikom, że to jest dla niego rodzaj litentia poetica, że pisząc o pewnych ludziach konieczne jest, zdaniem autora, wyrażanie ich ekspresji nie tylko mentalnej, ale również językowej. W sumie trudno sobie wyobrazić, żeby delikwent biegający z bejsbolem, a to są najbardziej bezpieczne zabawki jakie mają zwyczaj targać za pazuchą tego typu bohaterowie, raczej w drugiej ręce nie trzymają książek z klasyki literackiej. Nie można zapomnieć, że potrafią robić z tego typu urządzeń niezły użytek, krew leje się tutaj strumieniami. Można się z tym podejściem do tematu lingwistycznego zgadzać lub nie zgadzać. Po prostu autor uznał, że chce w miarę rzetelnie oddać realizm pewnych sytuacji w jakich znajdują się jego bohaterowie. Niewątpliwie to połączenie publicystyki z fantastyką jest interesujące. 


Książka jest dobra. Warto przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz