poniedziałek, 10 grudnia 2018

Marc Elsberg, Zero

Marc Elsberg, 



Zero


Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2016 r.
ISBN: 9788328021655
liczba str.: 512
tytuł oryginału; Zero 
tłumaczenie: Elżbieta Ptaszyńska - Sadowska
kategoria; thriller 




recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/272888/zero/opinia/47904151       

    




„Moim skromnym zapijaczonym zdaniem dopóki nie znajdzie się taki komputer, co potrafi wypić więcej od człowieka ludzkość nie powinna czuć się w swych pryncypiach zagrożona. „



Jerzy Pilch









Ten przewrotny intelektualnie cytat Jerzego Pilcha krótko zwięźle i na temat podsumowuje materię zagadnień, którą porusza Marc Elsberg w książce „ Zero”, o ile oczywiście jakiś milionrdzeniowy superkomputer nie nabija się z nas wznosząc toast kieliszkiem kieliszkiem whiskey. Bo to jest ciekawe tutaj, czy rządzi tym interesem jakaś popaprana „Cała kupa Wielkich Braci”, jak to jedną z książek zatytułował Ziemkiewicz, czy po prostu sztuczna inteligencja nie wiedzieć kiedy zgłasza swoje niezwykle ambitne aspiracje do rządów nad światem i rzeczywistość rodem z serii amerykańskich filmów „Terminator” nie jest wcale aż tak odległa w czasie jak by to mogło się wydawać. Co by nie powiedzieć to najbliższe dziesięciolecia mogą być ciekawe. Np. motyw, że amerykański prezydent byłby marionetką lobby firm informatycznych, właściwie złem koniecznym podtrzymującym tradycję. Najbardziej intrygującym pytaniem jest czy istnieje informatyczny algorytm na ludzką nieobliczalność? Wcale by mnie to nie zdziwiło, wszak nie od wczoraj najnowsze i najlepsze, coraz mocniejsze, generacje komputerów grają w szachy z najlepszymi szachistami i wcześniej czy później za pomocą coraz lepszego oprogramowania i coraz to nowszych parametrów technicznych, coraz to doskonalsza informatyczna maszyneria ten czynnik będzie w stanie rozgryzać, teraz ponoć jeszcze to nie jest możliwe. Programy komputerowe o najlepszych parametrach przydają się komentatorom i analitykom szachowym do analizowania i komentowania partii grających ze sobą dwóch najlepszych graczy na globie. Inny motyw jest niezły, że wszyscy uważamy siebie za indywidualistów, ludzi na wskroś absolutnie wyjątkowych, a jak przychodzi co do czego to okazuje się, że jesteśmy tacy sami i coś takiego da się precyzyjnie wyliczyć metodami komputerowymi. Czy epoka postdemokratyczna powoli staje się rzeczywistością, a coś takiego jak prywatność właściwie już nie istnieje? Autor stawia tezy dość prowokacyjne dając przy tym nam czytelnikom zdrowo do myślenia. O tym, że da się zhakować wybory prezydenckie nawet w USA i wpłynąć na wynik referendum brexitowego w Wielkiej Brytanii słyszał coś tam chyba każdy i ciekawe na ile to jest teoria spiskowa, a na ile rzeczywistość, na pewno technika daje takie możliwości. A takie pomysły przełożenia metod informatycznych na bieżącą politykę dużą i małą pojawiają się przecież u Elsberga i niemal na wczoraj okazały się rzeczywistością. Cyntia Bonsard powiedziałaby „witajcie w paranoi”, a ja skromnie mógłbym dodać, „witajcie w science fiction”. Było nie było, wojny hakerskie, znany do niedawna proces pojawiający się w literaturze SF, to już rzeczywistość. Tak samo jak Internet jest częścią realnego życia czy tego chcemy czy nie. Ciekawe czy da się jeszcze skryć przed tym całym informatycznym zamieszaniem gdzieś do mnichów tybetańskich i właściwie po co? My jeszcze możemy mieć z tymi problemami natury informatycznej, które kreują w zasadzie w dużym stopniu naszą rzeczywistość, kłopot, ale za kilkadziesiąt lat dla ludzi to będzie element starej jak świat rzeczywistości i ciekawe jak będą to rozgryzać, czy przejdą nad tym do porządku dziennego? Czy rzeczywiście jacyś anarchistyczni działacze, bo za takowych pewnie będą uznawani, w stylu Zero będą robić bajzel? Zero to gość dość tajemniczy, można się zastanawiać kim on jest i czego chce. Czy jest nowoczesnym Zorro, czy może Don Kichotem, czy gościem jeszcze z jakiejś innej bajki? 




To chyba z grubsza tyle co da się wyciągnąć w ramach analitycznych spekulacji dotyczących problematyki poruszanej przez Elsberga w tej książce. Co do warstwy wydarzeniowej. Autor zaczął niezwykle spektakularnie. Grupa Zero, zrobiła, używając slangu szachowego, wjazd na chatę, prezydentowi USA, a precyzyjnie rzecz ujmując zrobili najpotężniejszemu człowiekowi na globie informatyczny kawał. Drony i internetowe mikrokamery rozgościły się w Białym Domu jak u siebie, robiąc niezły rwetes przy tym, i oczywiście poszła z tego wydarzenia transmisja live na you tubie i tego typu podobnych stronach internetowych. Potem autor próbuje podtrzymywać napięcie i nawet te próby jakoś tam wychodzą, ale moim zdaniem wypadło to dość blado w porównaniu z książką „Blackout”. Mamy wydarzenia w Londynie, Wiedniu i Nowym Yorku. Czytelnik może odnieść wrażenie, że autor troszkę zakopał się w tych detalach informatycznych, uważając zapewne, że one w same w sobie są dość interesujące i intrygujące i owszem tak jest, jednak akcja pod katem kreowania wydarzeń, budowania napięcia wymagałaby jednak dopracowania. Owszem poszukiwania Zero przez redakcję londyńskiej gazety Daily wyglądają ciekawie, ale potem gdzieś to wszystko umyka. Puentą mają być wydarzenia w Nowym Yorku, w tym ściganie przez kilkaset tysięcy posiadaczy okularów mający możliwości łączności z Internetem i wiele zaskakujących innych możliwości, czytelnik może odnieść wrażenie, że mogłyby być gadżetem brytyjskiego agenta 007 Jamesa Bonda i głowić się czy zwykłym ludziom tego typu bajery jak szybki dostęp do danych osób spotykanych w autobusie na ulicy, co może prowadzić do śmierci jeśli ma się do czynienia z niebezpiecznym, uzbrojonym po zęby, przestępcą. Autor głowi się na ile dopuszczalna jest ingerencja potentatów informatycznych w naszą prywatność i dokonywanie szybkich prób zmian osobowości, przykłady można znaleźć w książce. 




Zero zrobił swoje, mamy zamieszanie w Białym Domu, nikt nie zginał, nawet nie było rannych, tyle, że administracja prezydenta USA została ośmieszona, Grupa Zero została zdefiniowana jako organizacja terrorystyczna, efekt zrobiono z Zero wroga publicznego nr. 1 na miarę Osamy bin Ladena. W sumie czy to nie dziwne, że do Zero szybciej i zaskakująco łatwo dokopała się grupka kilku dziennikarzy, a służby działały zaskakująco powoli. Główną bohaterką jest Cyntia Bonhard i oprócz samego Zero wszystko się kręci wokół niej. Trudną operacją literacką dokonaną przez autora była próba podważenia przez autora układu czarnobiałego, zerojedynkowego układu, ten jest dobry, a ten zły, tutaj w książce, te granice są tak śliskie, ze niezwykle trudno uchwytne. Jasne, że Kazik śpiewa. "Różne są odcienie szarości od czerni do białości”, ale pod kątem konstrukcji książki autor ma problemy za nadążeniem za decyzjami, które podejmują bohaterowie, np. Cyntia ściga Zero, potem zmienia front, i z głupia frant sama zostaje terrorystką nazwana i jest ścigana w Nowym Yorku. A przecież w gruncie rzeczy ona i Zero działają w imieniu miliardów zwykłych ludzi, których zwodzą firmy informatyczne. Pytanie tylko czy ludzie chcą o tym wiedzieć? No bo przecież chcą korzystać z dobrodziejstw jakie oferuje Freemare, właściwie to jest udoskonalona wersja starego dobrego fejsa, wzbogacona o funkcje doradcze, co można robić, żeby mieć lepszy ranking, w dodatku można zarobić sprzedaży swoich danych osobowych. Ludzie chcą z tego typu programów i aplikacji korzystać i nie chcą się głowić nad tym co się dzieje z ich danymi i w jaki sposób są przetwarzane, jak wykorzystuję je reklamodawcy i w jaki sposób wykorzystując algorytmy im się doradza, często dokonując zaskakujących transformacji osobowościowych. Cały ten koncept jest niezły, jak wspomniałem do myślenia, jednak sprawiający, że konstrukcja książki traci na tym, że jest niezbyt czytelna, a napięcie które autor zamierzał osiągnąć wraz z przejściem Cyntii na stronę Zero właściwie spada w środku książki zamiast wzrosnąć, co ewidentnie było siłą „Blackoutu”, tutaj ten zamysł nie wypalił. Jestem jednak ciekaw kolejnych książkach autora, bo pisze on o rzeczywistości, często w aspekcie socjologizującym, poruszając przy tym istotne dla nas, zwykłych czytelników problemy, które są istotne, acz nie zawsze do nich podchodzimy w ten sposób. W sumie dobrze, że motywy informatyczne, często, gęsto do literatury trafiają, bo jak widać w coraz większym zakresie trafiają one do naszej codzienności i dawno przestały być elementem SF. Oprócz socjologii, o czym już było powyżej, mamy filozofię, w nowym wydaniu, bo mamy tu zarówno koncepcje ucieczki od wolności Fromma, ale też teoria maszyny i śrubek, która nominalnie dotyczy systemów totalitarnych, pojawia się, po drobnym liftingu, w nowej odsłonie, i zaskakuje swoją elan vital. 




Książkę zdecydowanie warto przeczytać. Polecam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz