wtorek, 29 stycznia 2019

Ray Bradbury, Kroniki Marsjańskie


Ray Bradbury,




Kroniki Marsjańskie



Wydawnictwo: Pruszyński i S-ka
Data wydania: 1997 r.
ISBN: 8371800231
liczba str.: 247
tytuł oryginału: The Martian Chronicles
tłumaczenie: Paulina Brainter - Ziemkiewicz, Paweł Ziemkiewicz
kategoria; science fiction


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 







Najwyższy czas było zabrać się za klasyk SF „Kroniki Marsjańskie” Raya Bradbury’ego, jestem przekonany, że raczej banalne będzie stwierdzenie, że czytelnik znajdzie w tej książce czego można się spodziewać po tym wybitnym pisarzu. Motyw kolonizacji wielu planet ekscytuje tak wielu pisarzy, że nie sposób wymienić. Książkę zatytułowana „Mars” napisał Rafał Kosik i widać ewidentną inspirację twórczością Amerykanina. Mamy też nowość „Marsjanina” Andy Weier’a. Widać ta planeta nigdy nie przestanie twórców, literackich, filmowych intrygować. A nawet piosenkarz Kazik Staszewski swoje trzy grosze dołożył nagrywając piosenkę „Mars napada”, być może inspirując się chociażby innym klasykiem SF zatytułowanym „Wojna światów" Wellsa. Spokojnie spokojnie, to nie żaden Mars pcha się z ufockimi łapskami do nas, tylko nas nie wiadomo jakie licho kusi rozpracować Marsa i zrobić sobie z tej planety drugą Amerykę, Australię itd… Oczywiście tubylcy okazali zaskakującą znajomość ziemskiej historii i wyraźnie, że ani myślą podzielić losu amerykańskich Indian, czy rdzennych mieszkańców Australii. Co zrobili?



A to już zależy od tego jak zinterpretujemy zamysł literacki pisarza, który jest niejednoznaczny, bo ciekawe jak interpretować ładowanie Ziemian do marsjańskich psychiatryków, i inne ciekawe historie z którymi kolejne ekspedycje marsjańskie miały do czynienia, które krótko mówiąc ginęły w akcji. Gdy Marsjanie połapali się, że kolejnych inwazji Ziemi powstrzymać się nie da, wymyślili bardziej subtelny plan. Ciekawe czy wojna nuklearną na Ziemi sami sobie wydumaliśmy, czy jednak efekt dalszych kombinacji Marsa jak tu wyniszczyć konkurencję i jakieś resztki Ziemian, które zdołają dotrzeć na Marsa humanitarnie utrzymać przy życiu w jakimś rezerwacie dziwów kosmicznych. Głowy za to nie dam, czy rzeczywiście taka jest intencja pisarza, ale tego typu pomysły pojawiały się w literaturze SF chociażby u Clark’a w cyklu „Odyseja czasu” Pierworodni stosowali iście makiawelliczną zasadę divide et impera, dziel i rządź, czyli w praktyce zawczasu dokonuj eliminacji konkurencji. W „Odysei kosmicznej” jest odwrotnie z kolei, to przybysze z kosmosu z dzikich małp niczym boskie genius loci, duchy opiekuńcze, dokonali artystycznego dzieła i stworzyli cywilizowanego człowieka. Traktowali kosmos jak wielki ogród, gdyby ewolucja np. na Ziemi przybrała zły obrót nie zawahali by się dokonać dzieła zniszczenia. Czy Marsjanie to również tego typu podobne istoty z kosmosu? A to już zadajcie sobie sami to pytanie moi drodzy czytelnicy? W teorii Marsjan wykończyła jakaś ziemska choroba, ale ta koncepcja jest zadziwiająco mało przekonująca i nie wynika ona przecież z jakiś niedokładności autora, tylko jest to celowe, ścisłe i precyzyjne zrealizowanie pewnego celu, a mianowicie ma zdrowo uprzykrzyć życie czytelnikowi dając mu nieźle popalić, żeby rozruszać szare komórki i stosować spekulację logiczną głowiąc się nad tym co mistrz Ray Bradbury chce nam przekazać. 




Jak wspomniałem ekspedycji było kilka, w końcu, któraś bezpiecznie utrzymała się na Marsie, i potem nastąpiła kolonizacja tej planety. Koloniści przekonali się niebawem, że Mars będzie ich domem czy tego chcą czy nie, bo nie ma dokąd wracać, bo Ziemię rozniosły na strzępy atopowe i jeszcze gorsze wynalazki, które przez lata były gromadzone w arsenałach kilkudziesięciu krajów. Pada w tekście konstruckcja lingwistyczna, „Nie spóźnić się na rakietę” , w kontekście tak jakby ktoś wybierał się na autobus miejski, żeby przejechać w nim kilka, kilkanaście ulic na drugą cześć miasta. Czy to kiedyś będzie rzeczywistość? Dobre pytanie. 




Co tu więcej się rozpisywać, książka jest po prostu wybitna. Koniecznie trzeba ją przeczytać.

niedziela, 27 stycznia 2019

Patrick Suskind, Pachnidło

Patrick Suskind


Pachnidło 



Wydawnictwo: Świat Książki

Data wydania: 2005 r.
ISBN:  8373919023
liczba str.: 252
tytuł oryginału: Das Parfum: Die Geschichte eines 
tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
kategoria: powieść historyczna





recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 


   


Suskind napisał nieźle zakręconą książkę, coś w rodzaju mieszanki stylów thrillera, retro kryminału i typowej powieści historycznej, a w dodatku w tym miszmaszu mamy coś w rodzaju traktatu psychologicznego traktującej o naturze ludzkiej w kontekście zapachu, niby nie ma nic odkrywczego w tym, że lubimy ładne zapachy, a na brzydkie kręcimy nosem lub wzbudza w nas mało sympatyczne wrażenia. A jednak sprawa nie jest tak banalna i oczywista jak by mogło się wydawać, bo autor zdaje się nam sugerować, że ludzkość ma ładnych parę tysiącleci cywilizacji za sobą i złazimy z tego drzewa i uparcie się tego drzewa trzymamy. Co autor ma na myśli? Czytaliście może „Los utracony” Imre Kemresza, główny bohater, obywatel Węgierski, być może Żyd z pochodzenia, opowiada pierwsze wrażenia z pobytu w obozie w Oświęcimiu, o tym jacy to Niemcy są fajni, elegancko ubrani, przystojni, pachnący i tak dalej, a więźniowie to zawszone, śmierdzące brudasy. Jak się sprawy mają, kto w tym interesie jest dobry, a kto zły przekonuje się bardzo szybko. I w tej książce, o której mowa, też jest mowa o tym, że manipulując zapachami można zwyczajnie robić ludzi robić w konia. Mam nieodparte wrażenie, że gdyby główny bohater Jan Baptysta Grenouille, geniusz rzemiosła perfumeryjnego, a także wybitny geniusz zbrodni, zrobiłby u nazistów niesamowitą karierę, bowiem okazałoby się, że da się w fabrykach śmierci nie tylko mydło z ciała ludzkiego i futerka z włosów produkować, ale także dałoby się wyprodukować również zapach i zainkasować z tego tytułu wiele miliardów marek lub dolarów. Idea była przecież ta sama, zdehumanizownie człowieka i zrobienie z niego produkt. Podobna koncepcja pojawiła się w jednej wizji przyszłości, w książce „Atlas chmur” Mitchella, tam koncern Papa Song robił z ludzi produkty mydło, pokarm fabrykantów, pracowników firmy niskiego szczebla, a także białkowe produkty dodawne do hamburgerów. Dla Grenouille’a był tym produktem był ludzki zapach, dosłownie wydarty 25 młodym kobietom i zrobienie tego najlepszego pachnidła jakie tylko da się stworzyć. Tego typu obłędnie szalonego pomysłu, jaki miał główny bohater książki sam Vlad Dracula by się nie powstydził.


Tyle da się powiedzieć o literackiej koncepcji interpretacyjnej jaką da się zlustrować w tej książce. Pomysł Suskind miał niesamowity, mamy tutaj coś w rodzaju życiorysu zbrodniczego geniusza, który urodził się na śmierdzącej kupie od resztek ryb i miał być wyrzucony razem z tymi śmieciami, ale zbieg okoliczności sprawił, że przeżył, podobnie jak wiele innych życiowych atrakcji.
Potem lata młodzieńcze były lepsze, bo odkrył swoje zdolności, na taki nos jaki on ma to skarb, który został doceniony, bo tworzył świetne perfumy, praktycznie na skinienie palca, potem szukał innych sposobów, kreowania nowych zapachów, perfum, żeby być arcymistrzem w swoim fachu, i tego dowiódł, że jest do tego zdolny, mało tego dowiódł skuteczności ich działania, co i jak było nie ma potrzeby zdradzać, bo nie o to przecież chodzi. Ale jednak jest małe i duże ale, robił to kosztem życia ludzkiego, jest mowa w książce o tym, że on czerpał z tego swoistą satysfakcję, wierząc, że w jakiś sposób unieśmiertelnia te osoby, odkrywając ich zapach. Innych ludzi on jako zbrodniarz ludzi wkurzał, ale też fascynował, jak każdy tego typu geniusz, głowili się jakie będą kolejne jego następne zagarnia, kto będzie kolejną jego ofiarą. Trafnie przewidziano, że 25 jego ofiarą będzie 16 letnia ruda piękność o imieniu Laura, i wszyscy tylko głowili się kiedy Grenouille się do niej dobierze. Jak było?


Książka jest po prostu niezwykła. Autor w ciekawy sposób kreuje rzeczywistość XVIII wiecznej Francji, mentalność ludzi, głównego bohatera i ludzi z którymi miał do czynienia. Pisze o tym, że ludzi wszystkich klas społecznych otaczał niewyobrażalny dla nas, ludzi XXI wieku smród, i jak widać musiał pojawić się ktoś taki kto miał obsesję na punkcie zapachów, i kto dla stworzenia niczym prawdziwy maestro pięknego zapachu będzie gotów zabić. Polecam.