niedziela, 30 stycznia 2022

Plutarch, Dialog o miłości

 Plutarch, 



Dialog o miłości


Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 1997 r.

ISBN: 8308026842

liczba str. 140 

tytuł oryginału: Erotikos

tłumaczenie: Zofia Abramowiczówna

kategoria: filozofia 



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/310099/dialog-o-milosci/opinia/68843730#opinia68843730   



Z racji, że tym razem w wyzwaniu Book Trotter padło na literaturę grecką, postanowiłem zaproponować coś z filozofii, a najbardziej literackie są oczywiście dialogi filozoficzne, rozmawia sobie dwóch, albo więcej ludzi, snując rozważania filozoficzne podejmując mniej lub bardziej ważne problemy natury intelektualnej. Oczywiście najbardziej znane są dialogi Platońskie, w których bardzo często pojawia się jego mistrz Sokrates, i to dzięki twórczości Platona czytelnik ma okazje koncepcje sokratejskie poznać, do których w jakiś sposób się sam Platon ustosunkowuje. Jak wiadomo Akademia Platońska funkcjonowała przez ładne kolejnych kilka wieków, aż do końca starożytności. I z tą filozoficzną instytucją miał do czynienia Pluatarch, który napisał „Dialog o Miłości” w r 96 n. e. Uchodził za rzymskiego intelektualistę, choć oczywiście zawsze uważał się za greka, i kogoś w rodzaju patrioty greckiego, Grecja od ponad stu lat była prowincją rzymską, co nie przeszkadzało mu często prowadzić wykłady w Rzymie, w języku greckim oczywiście, który znali intelektualiści z Wiecznego Miasta, miał wielu przyjaciół, w Rzymie. Ale też fakt, że mieszkał z dala od Rzymu, pozwolił mu uniknąć reperkusji politycznych w zawirowaniach jakie miały miejsce w II połowie I wieku. Z grubsza to tyle, co można powiedzieć o filozofie. Dodać mogę od siebie, że filozof jest mi znany, czytałem dzieło zatytułowane „Moralia”. A tutaj zapewnić mogę, że nie ma tu tym dialogu jakiś srogich rozkmin intelektualnych, po prostu bohaterowie książki Flawian i Autolubolus rozmawiają na bardzo ważny temat, o miłości.


Flawian prosi Autobulusa o zreferowanie filozoficznych rozmów o miłości jakie odbyły się w Helikonie, w świątyni Apollina i Muz, no i jak czytelnik się domyśla Autobulos brał w nich udział. Wszak wtedy nie było internetu i innych współczesnych wynalazków, żeby ktoś mógł tego typu wiedzy dotrzeć, jeśli z jakiś powodów go tam nie ma. Flawianowi pozostało polegać na przyjacielu, no i to była podstawa do tej rozmowy. Ma ona zarówno charakter moralizatorski, wtedy kiedy obydwoje mówią, że tego typu przyjemności powinny mieć miejsce w małżeństwie. Ale też mają one charakter bardziej luźny, wtedy kiedy mówią, że jednemu czy drugiemu podoba się jakaś Ismodenora, czy jakaś inna równie piękna kobieta. Czyli jest to niewątpliwa okazja do podziwiania piękna kobiet. Potem wracają do spekulacji filozoficznych polegających na tym, że jeden filozof miał jakiś pogląd, a dziesięciu innych odmienny. Potem wracają do żartów, śmieją się, piją wino, jest wesoło i przyjemnie. Co ważne sporo też mówią o wytwarzaniu więzi, nazywanej przyjacielskiej jaka wytwarza się w miłości i na to kładą bardzo duży nacisk. Ciekawostką jest, że można wysnuć wnioski na temat miłości homoseksualnej, jak wiemy w czasach Platona była uznawana za normę, kilkaset lat później jest tolerowana, akceptowana, ale już mniej chętnie, jest uważana, za rozrywkę głównie bogatych ludzi, którzy używają sobie na orgiach, głównie w Rzymie. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie, niewykluczone, że mylnie. Wypowiedzi obydwu rozmówców są okraszone mnóstwem cytatów o miłości, co niewątpliwie nadaje tej książce atrakcyjności. Obydwu panom ten czas na intelektualnej dyspucie mija bardzo przyjemnie, pewnie też ucztowali, filozofowie nazywali coś takiego sympozjum, czyli spędzanie czasu na dbanie o intelekt i przyjemności.


Na pewno ta książka obala pogląd, że filozofia to takie nie wiadomo co, i nie jest dla zwyczajnych ludzi, bo jestem przekonany, że przynajmniej częścią książek może zainteresować się każdy, część jest na tyle przystępna, że bliżej im do literatury niż do jakiś abstrakcyjnych spekulacji intelektualnych, co też jest bardzo ciekawe oczywiście. Książka jest interesująca, warta przeczytania, i zainteresowania nią czytelników. Zdecydowanie
polecam.









czwartek, 20 stycznia 2022

Robert Heinlein, Władcy marionetek

Robert Heinlein,  





Władcy marionetek



Wydawnictwo: Phantom Press

Data wydania: 1991 r.

ISBN: 8385276866

liczba str.: 238

tytuł oryginału:  The Puppet Masters

tłumaczenie: Maria Dylis

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/65858/wladcy-marionetek/opinia/11308479#opinia11308479  


                                

Dopiero co w recenzji książki Pilipiuka zatytułowana „Upiór w ruderze” było na ostatnich stronach, że w niczym amerykańskim filmie „Dzień niepodległości”, zaistniała konieczność uporania się z inwazją kosmitów. Tak też dokładnie jest w tej książce, którą skończyłem czytać, zatytułowana jest „Władcy marionetek”, której autorem jest Robert Heinlein. Tyle, że nie ma tu typowych „Gwiezdnych Wojen", czy innych np. "Mass Effectowych” atrakcji jak wojna ze Żniwiarzami np. Po prostu kosmici, będę ich nazywał dla uproszczenia, tak jak autor książki, Władcami Marionetek, działają w bardziej wyrafinowany sposób.



W sumie to troszkę może przypominać działania Zbieraczy w drugiej części  growego „Mass Effecta”, wbijali Zbieracze np. na ludzką kolonię, wypuszczali roje tajemniczych owadów, potem zgarniali wszystko co się rusza i zmykali. Na planecie np. na Horyzoncie po prostu po wizycie Zbieraczy nie ma ludzi, nie ma też najmniejszych śladów oporu, tak jakby towarzystwo po prostu wyparowało. Tu w książce Władcy marionetek trafiają na naszą planetę Ziemia, nie wiedzieć kiedy opanowują nie tylko ludzi, ale i niektóre zwierzęta. Ciekawie jest opisany proces rozpracowywania pasożyta, potem nawet swego rodzaju dyskurs z pasożytem. Troszkę to przypomina motyw jak Geralt w „Wiedźminie 3” rozmawiał z wiedźmami z Velen, za pośrednictwem Anny Stenger, żony Krwawego Barona. I to jest po prostu w książce świetne. Mi brakuje czego takiego, co można znaleźć w książkach z gry „Mass Effect” Drew Karpyshyna, kiedy to żniwiarze opanowali Paula Greysona, zrobili z niego niemal supermana, i wpływali na jego wolę, a nawet go łamali, czyli robił coś czego w życiu by nie zrobił. Daje to wyobrażenie jak w grze „Mass Effect 1” żniwiarze mogli wpływać na Sarena, turiańskie widmo. Musieli to robić bardzo dyskretnie bowiem Saren był przekonany niemal do końca, że dysponuje wolną wolą i że Żniwiarze nie mają interesu w tym, żeby go indoktrynować.


Mam nadzieję, że ta analogia z gier, zarówno ‘Wiedźmina 3” jak i gier i książek „Mass Effectowych” jest przydatna w zrozumieniu o co mi chodzi, że najprawdopodobniej Władcy Marionetek nie potrzebowali czegoś takiego jak indoktrynowania ludzi, po prostu sobie żyli w ciele żywiciela, mieli z tego korzyści, całkiem możliwe, że były one obopólne, tego do końca też nie wiemy.



A jednak władze kraju uznały, że trzeba z tym poważnym, niespotykanym w dziejach ludzkości problemem coś zrobić. Piszę świadomie tylko o administracji amerykańskiej, bowiem niesamowicie dziwnym zbiegiem okoliczności Władcy Marionetek opanowali tylko teren USA. Reszta świata wiedziała co się dzieje, ale śpieszyli się powoli, żeby umierać za Nowy York czy Los Angeles. Dlatego właśnie, że amerykanie pozostawieni byli z tym kłopotem uważali, że trzeba zagadkę rozwikłać skąd się to kosmiczne diabelstwo wzięło? Z tego co się dowiedziano opanowali oni w podobny sposób sporą część galaktyki. No i oczywiście weszła kombinatoryka jak się dobrać Władcom marionetek do ich kosmicznej skóry i zrobić w kosmosie porządek w amerykańskim stylu oczywiście.



Książka jest po prostu genialna, i nieprzypadkowo uznawana jest za klasyk literatury science fiction. Warto książkę przeczytać i zapoznać się z tą niebywale ciekawą koncepcją. 











środa, 19 stycznia 2022

Andrzej Pilipiuk, Upiór w ruderze

Andrzej Pilipiuk


Upiór w ruderze



Wydawnictwo: Fabryka słów 

Data wydania: 2020 r. 

ISBN:   9788379645749

liczba str.: 376

tytuł oryginału: --------

tłumaczenie: --------

kategoria: fantastyka


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4926635/upior-w-ruderze/opinia/68654467#opinia68654467      







Jak wiecie moi drodzy czytelnicy, zerkam czasem na twórczość Andrzeja Piliiuka, I to pomimo świadomości, że trudno tą literaturę uznawać za jakąś wybitną. W ramach gatunku fantastyki szeroko pojętej są to raczej książki rozrywkowe, bo mamy tu zabawy wszelkimi możliwymi koncepcjami literackimi, szczególnie ciekawe są np. przeróżne podróże w czasie. Nie jest tajemnicą, że Pilipiuk szczególnie dobrze czuje się w opisywaniu realiów XIX wiecznych. Powszechnie znane są prawicowe przekonania autora, no i że niechętnie odnosi się do lewej sceny politycznej i czasów „słusznie minionych” ,i to widać także po tej recenzowanej książce zatytułowanej „Upiór w ruderze”. Ok, autor ma do tego prawo, i czytelnikowi nic do tego, może po prostu nie czytać książek autora jeśli mu koncepty polityczne nie odpowiadają. Ja nie mam zwyczaju negować książek tylko z tego powodu, że mi np. nie po drodze z poglądami autora i skupiam się na wartościach literackich, i nie widzę w tym przeciwskazań, żeby książki czytać, bo one zawsze mogą wzbogacić czytelnika o pewną wiedzę. 


No ale zajmijmy się książką, jak wszystkie książki autora, są lekkie, łatwe i przyjemne, czytelnik doskonale się bawi, jest okazja się pośmiać. Jak autor zapewnia książka zacznie się wybuchowo, ale dalej będzie równie ciekawie. Zaczęło się w roku 1812, trzy młode panny, dwie szlachcianki i służąca są same w dworku szlacheckim w Liszkowie. Jakaś ciekawość spowodowała, że wszystkie trzy; Lukrecja Kornelia i Marcelina, trafiły do szopy, gdzie znalazła się armata z dawnych czasów, skończyło się to fatalnie. Skończyły jako pokutujące duszyczki mające pilnować majątku Liszkowskich przez kolejne 500 lat. A że z historii wiemy, że w przynajmniej w dwóch stuleciach było ciekawie, to i duszyczki miały co robić.


Cała opowieść już bardziej na serio zaczyna się pod koniec drugiej wojny światowej, Niemcy jeszcze się trzymają, ale Armia Czerwona już blisko. Dla jednych i drugich bogaty szlachecki dworek jest okazja do zgarnięcia solidnych łupów. No ale, te wredne duchy żyć nie dawały, to była nielicha przeprawa z pannami z XIX w. Dalej mamy opisanych kilka epizodów w okresu PRL- u i było nie mniej ciekawie, bo przybywali ambitni aparatczycy, których celem było się wybić i zdobyć awans na jakąś lepszą, w domyśle bogatszą lokacje, a z pałacu Liszkowskich wynieść to czego nie dali rady okupanci. Był nawet jeden, który miał ambicję naukowe i chciał robić doktorat z dokonań lokalnego bohatera walk o wyzwolenie kraju, wylansowanego przez Rosjan, a potem naszych. Problemem był jeden drobiazg, że Edward Kukuła był pospolitym złodziejem, i tylko swoisty układ akowców z Niemcami sprawił, że wytrzasnęli z niczego radzieckich partyzantów, oczywiście martwych, byli to ludzie skazani przez Państwo Podziemne, wśród nich złodziej z którego zrobiono miejscowego bohatera komunizmu, bo taki się przydał.


Czytając dumałem czy będzie coś o przyszłości, i o dziwo nie zawiodłem się, bowiem w połowie XXI wieku był atak kosmitów na Ziemię. W końcu wysłannicy Obcych trafili do Liszkowa, i oczywiście upomnieli się o pałac, a jak można się domyśleć, duchy trzech kobiet już zacierały ręce, żeby, mówiąc kolokwialnie i po pilipiukowsku, dokopać ufokom!


O to cała prosta historia, no i niesamowicie śmieszna. Książka jest po prostu przyzwoita, nadaje się do czytania, a historia wciąga. Bohaterowie są ciekawie wykreowani, czasem, czuć czasem niemal kabaretowe przerysowanie, ale bardzo mocno to nie przeszkadza w lekturze. Dodać można, że czytanie tej książki stratą czasu nie jest. Polecam