środa, 31 sierpnia 2022

Arundhati Roy, Ministerstwo niezrównanego szczęścia

 Arundhati Roy,





 Ministerstwo niezrównanego szczęścia



Wydawnictwo: Zysk i s-ka

Data wydania: 2017 r. 

ISBN:  9788381161404

liczba str.: 480

tytuł oryginału: The Ministry of Utmost Happiness

tłumaczenie: Jerzy Łoziński

kategoria: literatura piękna



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4805275/ministerstwo-niezrownanego-szczescia/opinia/71541724#opinia71541724   




O autorce czytałem dawno temu w jednym z dodatków do Gazety Wyborczej, bardzo dawno temu, kiedy to jeszcze czytało się gazety w wersji papierowej i było co czytać i ceny były przystępne. Teraz na potrzeby akcji czytelniczej Book Trotter była okazja zapoznać się z twórczością tej pisarki z Indii. Na pewno Arundhati Roy jest autorką troszkę kontrowersyjną, troszkę niebanalną, bo jej twórczość daje do myślenia. Tą książkę, którą przeczytałem zatytułowaną „Ministerstwo niezrównanego szczęścia”, ja bym określił jako literacko – publicystyczną, w sensie, takim troszkę dosłownym. Bo mamy troszkę tego co jest w literaturze pięknej, historia głównej bohaterki/bohatera, bo mamy tutaj do czynienia z osobą transpłciową, a to niewątpliwie samo w sobie robi pewien ferment intelektualny. Akcja ma miejsce w drugiej połowie XX wieku i pierwszych latach wieku XXI, to akurat jest istotna informacja, bo czytelnik musi to wiedzieć, że chodzi o nieco dalszą i zupełnie bliską współczesność.



Główną bohaterką jest Andżum, która raz występuje jako młody chłopiec potem jako kobieta jednak, bo wiadomo troszkę urosła i się wydało co nie co, i męskie role, w tym nauka w muzułmańskiej medresie, mimo, że był/była bardzo zdolna, nie miała szans na kontynuację. Ale w sumie przez resztę życia nie mogła się zdecydować jaka płeć jest dla niej odpowiednia. W sumie to tyle co da się napisać, bo potem mamy różne perypetie jakie Andżum przeżywała.



A druga część to typowa publicystyka społeczno – politologiczna, sporo jest o polityce jakie ten wielki kraj, który już niebawem, bo w przyszłym roku (2023) przebije Chiny pod katem liczby ludności. A problemów ten wielki i liczny kraj ma niemało, począwszy od groma języków jakim posługują się ludzie, tu pomaga urzędowa angielszczyzna, ale jak wynika z tego co autorka pisze nie wszyscy język Szekspira znają. Jak można się domyśleć jest potrzebny na pewnym szczeblu edukacji, no i robienia kariery urzędniczej. Oczywiście dla nas Europejczyków w dużym stopniu to jest niezrozumiałe, bo to pewnie tak samo jakby przeciętnego człowieka z dalekiego wschodu pytać o co chodzi z naszymi partiami politycznymi i o co tym ludziom chodzi i dlaczego mają one poparcie określonych grup społecznych np.? Zapewne zrozumiałby niewiele więcej z tego niż my o specyfice Indii.



Można odnieść wrażenie, że problem muzułmański w tej książce to kolejna opcja wkładania w kij w mrowisko przez autorkę, zwłaszcza po tym co się wydarzyło w 2001 r w Nowym Yorku. Widać autorka ma takie paskudnie wredne zwyczaje, że czytelnikom żyć nie daje! Mamy opisany tutaj los Saddama Husajna, gościa, który jakimś okropnym zbiegiem okoliczności ma takie same imię i nazwisko jak iracki dyktator. No ale zapewne to jakiś okrutny żart autorki wobec tego bohatera, żeby nagłośnić problem, że zwykli muzułmanie w Indiach, mieli sporo problemów po tym jak wieżyczki w Ameryce się zawaliły, a armie NATO zwaliły się robić porządki w Afganistanie. Ciekawe jakie poglądy ma autorka w dniach dzisiejszych jak wie, że talibowie w Kabulu mają się dobrze, ale to pewnie motyw na zupełnie inną opowieść literacką. W sumie to dziwny zbieg okoliczności, że książek poruszających problem jaki świat ma z wyznawcami proroka Mahometa zrecenzowałem troszkę w ramach wyzwania czytelniczego Book Trotter i coś mi mówi, że to nie koniec tej imprezy literackiej.



Książka, mimo, że jest niewątpliwie trudna, ze względu na zupełnie inną specyfikę kulturową Indii, jest ciekawa i warto przeczytać. Arundati Roy sporo mówi, czasem wręcz krzyczy nie tylko o swoim kraju, ale i całym naszym świecie i sama się głowi i chce, żebyśmy troszkę też intelektualnie pokombinowali i zastanowili. Zdecydowanie polecam.










                          






środa, 24 sierpnia 2022

Andrzej Ziemiański, Virion - Pustynia

Andrzej Ziemiański, 



Virion - Pustynia


Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data wydania: 2022 r. 

ISBN:  9788379647088

liczba str.: 521

tytuł oryginału: ----------

tłumaczenie: --------

kategoria: fantasy


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4994222/virion-pustynia/opinia/72035118#opinia72035118      





Rzecz jasna kontynuuję czytanie cyklu „Szermierz natchniony Virion” Andrzeja Ziemiańskiego, druga cześć ma tytuł „Pustynia”, i też na pustyni oprócz stolicy Imperium Luan, Syrinx, ma miejsce akcja. Siłą rzeczy to upodabnia akcje do „Diuny”, na pewno w tym sensie, że pustynia jest trudna do przeżycia ma swoje sekrety. Tutaj umiejscowiła się tajemnicza sekta, która chce przejąć całe imperium, ma też swoją armię wielkości zbliżoną do cesarskiej, krótko mówiąc jest wesoło. No i okazuje się, że wszystko jest na biednej łepetynie Viriona i jego siedmioosobowej drużyny. A to nawet dla szermierza natchnionego może okazać się za dużo.


Do gry weszła nowa postać, księżniczka, z Królestwa Troy, Kasjopea. Oficjalnie pełni w Luan funkcje przedstawicielskie w lokalnym konsulacie w Natares, ale też jej rola agenturalna, tzw biały wywiad, czyli zbieranie informacji raczej ogólnodostępnych, z których analitycy w wywiadzie robią użytek. Kasjopea trafiła do niewoli Geberika, ten możnowładca należy do czołówki spiskowców. Virion i jego żona upiorzyca Niki, w pierwszym tomie trafili na niego gdzieś na pustyni jak jechał pod prąd z granicy gdzieś wewnątrz kraju. Geberik okazał się mało sympatycznym osobnikiem zabił dla kaprysu niewinnego chłopca. No i teraz, w drugim tomie, poznajemy bliżej tego osobnika, i wcale nie wydaje się on mniej sympatyczny. Virion przynajmniej wie, że lekceważyć go nie wolno, bo to mocny przeciwnik.


Oczywiście mamy perypetie pani prokurator Taidy, która kombinuje kreatywnie jak może, po pierwsze, żeby rozpracować wrogów, a po drugie nie podpaść cesarzowi i nie stracić głowy w sensie dosłownym. Bo cesarz stanowczo domaga się krwi niczym widz oglądający walki na arenie gladiatorów, tyle, że to nie jest byle jaki widz było nie było. I krew musi popłynąć, i między innymi Taidy w tym głowa, żeby tak było. Jak się okazuje daje sobie z tym radę również osobiście. Jedna z ciekawszych walk w tej książce dla odmiany jest bez udziału Viriona, ale właśnie Taidy i setnika Taurona, który zastępuje Taidzie Kody’ego, ten z kolei krąży między Sirinx, prefekturami w terenie, a oddziałem Viriona na pustyni.


Niewątpliwie cały ten cykl „Szermierz natchniony Virion” przypomina „Grę o tron”, wcale nie dlatego, że ktoś chce się pozbyć monarchy Luan i rzecz jasna zająć jego miejsce, ale też dlatego, że komuś chodzi o rozniesienie na strzępy istniejącego porządku i na gruzach zbudowania czegoś swojego. I zgodnie z logiką jaką mamy w twórczości G. R. R. Martina wszystko tam się sypie permanentnie. Jasne, że ktoś próbuje temu zapobiec, i robi to z głową, ale jednak jak przysłowiowy walec ruszył, to wyrównuje wszystko, więc ta walka o uratowanie cesarstwa wydaje się walką z wiatrakami, i kto wie, co z tego wyniknie. To znaczy wiemy, że do akcji wcześniej czy później wbije Achaja. Ale na tą chwilę nikt pojęcia o tym nie ma. Coś tam się szepcze o niewielkim państwie Arkach, że może jakąś rolę odegrać w nowej rzeczywistości. Ale tego co się ma się wydarzyć mogą tylko wróżbici wyspekulować, bo analitycy za cholerę na to nie wpadną. No ale na razie wszystko kręci się wokół Viriona i to na ile on może wpłynąć na ocalenie świata który drży w posadach. Jak będzie dowiemy się niebawem czytając kolejne tomy tego cyklu. A podsumowując to co mamy w tej drugiej części, na pewno warto napisać, że jest ciekawie, czyta się szybko. Virion działa i na pewno jest ciekawie. Zdecydowanie polecam.                                         

        

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Eric Flint, Dawid Weber, 1633


Eric Flint,

Dawid Weber,


 

 1633



cykl: Pierścień ognia, t. 2 



Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Data wydania: 2020 r. 

ISBN: 9788381168823

liczba str.: 782

tytuł oryginału: 1633

tłumaczenie: Michał Bochenek, Barbara Giecold

kategoria: historia alternatywna


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/1633/opinia/640518



Przeczytałem książkę zatytułowaną „1633” , to kontynuacja książki „1632” ,czyli z grubsza wiadomo co tam w niej jest. Ci przybysze z XX wieku, którzy sami nazwali się Amerykanami, mimo, że utworzyli państwo w Europie w czasie wojny trzydziestoletniej. No niewątpliwie ten nowy podmiot, w tym alternatywnym uniwersum, narobił sporo zamieszania. No bo są silni, sami mają broń zdolną rozgromić jakąś armię i odegrać istotną rolę w politycznym koncercie państw małych i dużych.      


Jednak sytuacja wcale nie jest taka wesoła pod kątem medycznym i dostępu do wynalazków, które się muszą skurczyć, i siłą rzeczy będą musieli korzystać z zasobów jakie daje epoka do której przybyli. Z czego zarówno oni jak i tubylcy zapewne zdają sobie sprawę. Niewątpliwie pojawienie się przybyszy z XX wieku w przeszłości historycznej ponad 300 lat wcześniejszej okazało się dużą zmienną, jednak nie zmieniło to postaci rzeczy, że wszystkie agentury dążyły do tego, żeby dostać „nasze” podręczniki historii do szkoły średniej, dostępne w bibliotece szkolnej w szkole w Grantville. Pozwoliło to analitykom na rozpracowanie co może się wydarzyć w nowej przyszłości, zapewne pod kątem wynalazczości dużo szybciej niż w realu, bo jak próbują nas czytelników przekonać dwaj autorzy Eric Flint i David Weber, ci ludzie z tej epoki wcale nie są mniej ogarnięci niż my, ludzie współcześni i w konsekwencji przeskok technologiczny do XIX wieku może być kwestią być może kilkudziesięciu lat raptem, czyli przynajmniej sto lat wcześniej.


Ciekawostką jest jak to się przełoży na koncepcje ideologiczne w tym upadek monarchii absolutnej i działania w kierunku demokratyzacji społeczeństw. Bo niewątpliwie z marszu wszyscy z XVII wieku dowiedzieli się, że coś takiego jak demokracja może działać i to bardzo dobrze, a to już niewątpliwie dobry wstęp do oświecenia, czyli przynajmniej pół wieku przed tym kiedy swoje dzieła publikował filozof John Locke. Jak wiemy w historii były też idee złowrogie, które były efektem ubocznym tego procesu historycznego. Czy w tej historii alternatywnej da się tego typu atrakcji jak wyczyny Hitlera i Stalina uniknąć? No ale tak daleko autorzy przynajmniej na razie się nie posunęli. Nie wczuli się również w coś takiego jak efekt motyla przed którym przestrzega większość twórców fantastyki, którzy z historią alternatywną mają do czynienia. Polega to z grubsza na tym, że transfer w czasie jest niebezpieczny, bo nawet tak mało istotna rzecz jak kupno gazety w sklepie może pociągnąć za sobą nieskończenie wiele konsekwencji, jakich? Tak naprawdę nikt nie wie. Autorzy takimi rzeczami sobie głowy sobie nie zawracali. Raczej traktują swoją koncepcję historii alternatywnej jako swoistą zabawę z historią, do której zapraszają czytelników i ta formuła pomysłu na książkę się sprawdza.


I tak traktując ten cykl zatytułowany „Odłamki Assiti” niewątpliwie jest warty poznania i czytania tych grubych przecież książek. Wydana jest książka zatytułowana „1634”, a już słychać, że jest oryginał książki zatytułowanej „1635” więc pewnie gdzieś za rok można się spodziewać wydania polskiego przekładu. Czy warto książkę czytać? Moim zdaniem tak, a czy będziecie chcieli odbyć tą literacką podróż to już sami rozważcie, czy temat was ciekawi drodzy czytelnicy. Ja zabieram się za czytanie kolejnej książki i mam zamiar przekonać się co będzie ciekawego w niej.

czwartek, 4 sierpnia 2022

Kir Bułyczow, Agent FK. Miasto na górze

Kir Bułyczow, 



Agent FK. Miasto na górze 



cykl: Andrew Bruce, t. 1


Wydawnictwo: Stalker Books 

Data wydania: 2020 r. 

ISBN: -------

liczba str.: 180

tytuł oryginału: Agent Kosmoflota

tłumaczenie: Tadeusz Gost

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4948435/agent-fk/opinia/68243371#opinia68243371    



 

Zainteresowałem się przeczytaniem dylogii zatytułowanej „Andrew Bruce” Kira Bułyczowa, część pierwsza zatytułowana jest „Agent FK. Miasto na górze”. Jest to dość interesująca koncepcja science fiction. Z jednej strony traktuje o odległych kosmicznych peregrynacjach, a z drugiej jest to koncepcja socjologizująca przypomina twórczość polskiego autora Janusza Andrzeja Zajdla.


Mamy przyszłość ludzkość skolonizowała ileś tam planet, ale też są społeczności obcych w kosmosie, teoretycznie nie wiadomo nic o żadnych wojnach, kosmicznych dżihadach i innych tego typu atrakcjach. Ludzkość jest nastawiona pokojowo, bo znalazła się w zupełnie innym miejscu w historii, gdzie politykę, również kosmiczną geopolitykę, prowadzi się w sposób pokojowy, nawiązuje się kontakty handlowe i kulturowe, a korzyści są z tego dla wszystkich. Co nie znaczy, że nie ma różnic kulturowych i opcji, że jakieś konflikty będą.


Grupa astronautów trafiła na w miarę cywilizowaną planetę, są tam nawet placówki naukowe, które współpracują z ludzkością chociażby w celach dalszego rozpoznawania kosmicznej ezoteryki. No ale, że ta społeczność jest na innym etapie rozwoju, dzieli się na cztery główne wielkie plemiona i ileś mniejszych. Całkiem możliwe, że to przypomina społeczność krogan z „Mass Effecta” w której plemiona się zwalczały ze sobą, dochodziło do regularnych jeżeli nie wojen czy vendett, to przynajmniej potyczek. Naukowiec z Ziemi, przy okazji znany kolekcjoner figurek żołnierzyków, miał największą kolekcję w galaktyce, chciał kupić cztery figurki. No ale w tej społeczności oznaczało to zadarcie z wszystkimi plemionami naraz i nie trudno się domyśleć, że szybko został porwany i nastąpiło do pewnego zatargu natury dyplomatycznej.


Książka niewątpliwie jest interesująca. Warto przeczytać. Polecam.