sobota, 23 grudnia 2023

Vedrana Rudan, Miłość od ostatniego wejrzenia

 Vedrana Rudan,  




Miłość od ostatniego wejrzenia




Wydawnictwo: Drzewo Babel

Data wydania: 2005 r. 

ISBN:   9788389933003

liczba str.: 240

tytuł oryginału:   Ljubav na posljednji pogled

tłumaczenie: Marta Dobrowolska - Kierył 

kategoria: powieść obyczajowa 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/38200/milosc-od-ostatniego-wejrzenia/opinia/79723066#opinia79723066

 




Trafiłem na książeczkę Vedrany Rudan zatytułowaną "Miłość od ostatniego wejrzenia" szukając w bibliotece książki do Book Trotterowego wyzwania czytelniczego. Przyznaję, że raczej nie czytuję książek obyczajowych, choć ta ma jakieś głębsze przesłanie. Z jednej strony to jest motyw typowo kryminalny, bo tytułowa ostatnie wejrzenie to jest morderstwo, a właściwie dwa morderstwo i samobójstwo, było nie było. Z drugiej jest sporo motywów typowo psychologicznych. Ma też charakter rozprawy sądowej, kiedy to zbrodniarz zeznaje, co on zrobił i dlaczego. No ale tu wiemy, że jest to typowo pośmiertna refleksja. Inna warstwa jest dość skandalizująca, w stylu "50 twarzy Greya", "Dziennik nimfomanki" itp.



Tak tak, bohaterką, jest kobieta dość skomplikowana osobowościowo, mamy przedstawione całe jej kilkudziesięcioletnie życie. Począwszy od życia w jakiejś chorwackiej wsi, po życie w dużym mieście, zapewne Zagrzebiu, stolicy kraju, żyjąc w dobrobycie, ona i jej mąż dobrze zarabiają.
Ich związek jest raczej wolny, obydwoje zdradzają siebie na lewo i prawo, ale jakimś cudem to małżeństwo trwa, czy to z rozsądku, czy to, że mają córkę. Diabeł jeden wie tak naprawdę. On jest zapalonym myśliwym, w sensie dosłownym biega po lasach, strzela do zwierząt, i ona jeździ z nim, żeby uczestniczyć w jego pasji. To na pewno pomaga przetrwać wiele trudności. Zresztą myśliwskich metafor jest od groma tutaj. No ale jednak, oni siebie tak samo kochają jak i nienawidzą, dochodzą wręcz motywy typowo patologiczne, w tym motywy przemocowe. I to zaskakujące, że nie tylko mężczyźni są patusami, ale kobietom też się to zdarza. Bo sorry, ale normalna to ona nie jest, bo to jednak ona wzięła do ręki pistolet i strzeliła, zabiła ukochanego/znienawidzonego. Aż czort jakiś kusi, żeby pojawiło się o przekleństwo, w ramach ekspresji oczywiście, jakieś słówko na k. np. Dodać trzeba, że ona to zaplanowała bardzo precyzyjnie, a motywem jest nienawiść tak permanentna, że mąż budzi w niej obrzydzenie. Jaki jest wyrok, pojęcia nie mam. Na pewno prawnicy w zaświatach mieli sporo kombinatoryki typowo branżowej tutaj!


Dumam, dumam, dumam, ale jakie jest przesłanie tej książki to kompletnie nie wiem. Czy to jest swego rodzaju manifest feministyczny? Czy jest to coś innego. Pewne jest raczej, że kobieta inaczej tą książkę przetrawi niż mężczyzna. Z jednej strony ta książka jest obrzydliwa, po prostu, a z drugiej jednak jest dobra. No ale być może dlatego ciągnie nas czytelników do literatury wszelakiej, bo bardzo często tego typu antynomie, czyli sprzeczności wchodzą. I to nam daje do myślenia. No i ten porąbany tytuł "Miłość od ostatniego wejrzenia". Nie wiem co wy drodzy czytelnicy z tym zrobicie, i jak do tematu podejdziecie czytając książkę, jeśli zachęcę was do przeczytania np., zapewne każdy inaczej. Jakby nie było, pewne jest jedno, nie da się przejść obojętnie wokół tej książki! Ja mogę tylko powtórzyć, ta książka to kompletne wariatkowo, ale jest dobra. Polecam.



    



wtorek, 5 grudnia 2023

Andrzej Pilipiuk, Czerwona gorączka

 Andrzej Pilipiuk,



 Czerwona gorączka


seria: Światy Pilipiuka, t. 2


Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data wydania:  2013 r.

ISBN:  9788375747621

liczba str.: 432

tytuł oryginału: -----

tłumaczenie: ------

kategoria; fantastyka


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/czerwona-goraczka/opinia/80247846   




Czerwona gorączka [ w: ] A. Pilipiuk, Czerwona gorączka



Niewątpliwie jest to niezwykle ciekawy i jeszcze bardziej oryginalny zbiór opowiadań. Możliwe nawet, że najlepszy jaki pojawił się w koncepcji "Światów Pilipiuka", której autorem jest sam Andrzej Pilipiuk. Oczywiście autor serii nie złożył broni i co i rusz powstają nowe tomy. Oryginalność pierwszego i tytułowego opowiadania, czyli "Czerwona gorączka"  polega na tym, że tutaj koncepcje polityczne, z dużym uwzględnieniem komunizmu traktowane są w kategoriach typowo medycznych. Za komunizm rzeszy milionów ludzi mają odpowiadać wirusy/bakcyle komunizmu. W tej sprawie szczegółowo wypytał doktora Pawła Skórzewskiego, nie kto inny jak jeden z najlepszych ekspertów od przesłuchań funkcjonujący w radzieckich służbach, Czeka m. in., Feliks Dzierżyński.


No ale jak nietrudno się domyśleć, ten tom ma więcej opowiadań i nie znaczy to, że są gorsze, bo mamy np. lot zeppelinem do Afryki z pomocą humanitarną, mamy jazdę pociągiem Ribbentropa. Ciekawostką jest próba rozwiązywania problemów żywnościowych późnego PRL-u wyprawą w czasie do głębokiej prehistorii, żeby zapolować na mamuty. Mieliśmy coś podobnego w literaturze u czeskiego twórcy fantastyki Miroslava Żambocha w książce zatytułowanej "Łowcy", było tam polowanie na dinozaury. Zapewne również tutaj, u Pilipiuka, pasażerom wehikułu czasu atrakcji nie brakowało.


No ale wróćmy do rozważań o co mogło chodzić w tym tytułowym tomie opowiadań, które wybrałem. Z jednej strony oprócz walorów typowo fantastycznych jest ono historyczne, ale mamy też aspekt kryminalny. Bo mimo faktu, że władza radziecka dbała o to, żeby zdrajców zabijać lub wysyłać na Syberię, to okazało się jednak ktoś robi im konkurencję i zabija "dobrych komunistów", jak to określił Dzierżyński. I trzeba było problem zawczasu rozwiązać.


Dziwnym zbiegiem okoliczności polski lekarz, dobrze znany bohater, Paweł Skórzewski, który akurat trafił jako element podejrzany ideologicznie oczywiście w łapy sowietów. No ale się okazało, że był przydatny zarówno jako jedyny żyjący lekarz, ale też osoba inteligentna, która miała troszkę czasu, żeby pomyśleć i rozwiązać problem. Co prawda doktor perspektyw wielkich nie miał, mogło mu to dać raptem kilka dni życia, no ale zgodził się i zaczął działać. Na pewno górę wzięła ciekawość. Sprawa jest dość masakryczna zmarli zostali pozbawieni głowy. Pytanie czy Kuba Rozpruwacz jeszcze żyje? Wszak od jego wyczynów Londyńskich minęło co najmniej 30 lat? Więzień Skórzewski trafił przed oblicze Dzierżyńskiego i dostał robotę. Sprawa została wyjaśniona zaskakująco szybko. Doktor dostał ciała do analizy i doszedł do tego niesamowitego wniosku "Socjalizm to epidemia!" Do tego doszło jeszcze troszkę dysput historycznych i filozoficznych. Można spokojnie zastosować spojler alert, bo z góry wiemy, że lekarz dożył co najmniej połowy XX wieku.


A jak to już inna historia. Czy to sprawka zdrowego trybu życia, czy w zaświatach było jakieś przeoczenie urzędników niebieskich lub diabelskich, jedno licho wie? Tak czy siak opowiadanie jest po prostu świetne polecam. Dodać można, że cały tom jest równie rewelacyjny. Opowiadania czyta się dobrze, szybko są ciekawe. Warto przeczytać.



sobota, 18 listopada 2023

Laurent Binet, Cywilizacje

 Laurent Binet, 



Cywilizacje



Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 2020 r. 

ISBN:   9788308070659

liczba str.: 352

tytuł oryginału:   Civilizations

tłumaczenie: Wiktor Dłuski 

kategoria: historia alternatywna


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4920333/cywilizacje/opinia/79966628#opinia79966628




Przypuszczam, że mało kto wątpi w to, że francuska fantastyka jest ciekawa i niezwykle kreatywna, Pewne najbardziej znana jest książka Pierre'a Boulle'a pt. "Planeta małp", pewnie niewiele mniej znany  jest  cykl "Trylogia mrówcza" Bernarda Werbera. Tym razem mamy do czynienia z koncepcją historii alternatywnej Laurenta Binet'a zatytułowana "Cywilizacje". Z racji, że swego czasu miałem z historiozofią, czyli filozofią historii do czynienia, nie mogłem przejść obojętnie wokół książki z cywilizacją w tytule i natychmiast została ona wypożyczona z biblioteki.


Myślę, że nie ma tutaj jakiejś wielkiej potrzeby szczegółowego rozpatrywania zawartości książki, bo ważne jest, żeby "opowiedzieć" o tym pod kątem typowo poznawczym, że coś takiego jest. O co tu chodzi? Autor zainteresował się Inkami, że to oni popłynęli do Europy i zrobili tam niezłe zamieszanie w historii Europy. Co prawda, wikingowie i potem Kolumb zdołali dotrzeć do Ameryki, ale jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności tubylcy z Ameryki zdołali się zorientować o co przybyszom chodzi? Czyżby to była sprawka jakiegoś genialnego szamana? No i ruszyli na Wschód!


No ale wcześniej dali radę opanować europejskie technologie rolnicze, a przede wszystkim zbrojne. Mając armię na wystarczającym poziomie, takim jaki miała Europa XVI wieku byli wystarczająco silni i bogaci. Bo czego jak czego, ale złota im akurat nie brakowało. Co jak dobrze wiemy w "naszej" historii duża, nadmierna, ilość złotego i srebrnego kruszcu spowodowało inflację.


Konstrukcja książki, to akurat ma znaczenie jest prosta, ma cztery części,: 1. Saga o Freydis Eriksdottir, 2. Dziennik Krzysztofa Kolumba, 3. Kroniki Atahualpy, 4. Przygody Cerwantesa. Na pewno kluczowa jest trzecia część, czyli opowieść cesarza Inków, i cała perspektywa polityki z jego perspektywy. Bo w sumie od europejskich monarchów się nie różnił zbytnio, także u władcy z Ameryki religia, inkowski kult słońca była istotna i miał w tym interes, żeby została ona jak najdalej rozpropagowana. Czyli jak za dawnych czasów w pewnej słowiańskiej krainie "Słońce było bogiem". Ale jak widać z dyplomacją również sobie przybysze z Ameryki radzili, bo ta nowa religia w tym kotle religijnym, w którym mamy zarówno inkwizycję, i pierwsze próby reformacji, z drugiej strony tureccy sułtani siłą islamizowali spory kawał Europy, dobrze sobie radziła. Pojawiły się nawet teologicznie karkołomne próby połączenia chrześcijaństwa i inkowskiego kultu słońca.


O co chodzi? Czy o pewna sprawiedliwą zemstę w stylu Marcina Mortki z książki "Ragnarok 1940", wtedy na kartach powieści, to Anglicy zostali ukarani za to, że nie śpieszyło im się umierać za Gdańsk swego czasu. Czy może po prostu o pewną intelektualną prowokacje, co gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, to cała armia tubylców z Ameryki zrobiła sobie wycieczkę do Europy w XVI wieku? Tak czy siak jest bardzo ciekawie. Polecam.



piątek, 10 listopada 2023

Rafał Kosik, Cyberpunk 2077: Bez_przypadku

 Rafał Kosik, 


Cyberpunk 2077: Bez_przypadku 



Wydawnictwo: Powergraph

Data wydania: 2023 r. 

ISBN: 9788366178984

liczba str.: 456

tytuł oryginału: ----------

tłumaczenie: --------

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5077910/cyberpunk-2077-bez-przypadku/opinia/78003181#opinia78003181



 

"Ludzie zabijają się na ulicach, nie ma czystej wody w kranach, a żarcie smakuje jak odchody Belzebuba." *


Tak pewien dziennikarz w 2077 r. mniej więcej opisywał raj jakim ponoć jest/miało być korporacyjne miasto Night City, stanowiący coś w rodzaju wolne miasto na zachodzie Ameryki, około godziny lotu od Los Angeles. Również na wybrzeżu Pacyfiku. Jak tytuł gry i książki sugeruje mamy rok 2077 i troszkę inną rzeczywistość. Inny cytat z książki sugeruje, że w Night City zawsze jest jasno niezależnie od pory dnia i nocy. Czy do końca to jest prawda, wszak całkiem mrocznych zaułków nie brakuje, po których chodzić nie jest bezpiecznie nawet za dnia. No bo to miasto to tak naprawdę supernowoczesna dżungla, gdzie jedyne prawo, to prawo silniejszego. Masz solidną broń i dobre wszczepy, należysz do gangu, albo do armii korporacyjnej masz szansę zdobyć pozycję w tym mieście. Jednak większą szansę masz zostać legendą i wylądować prosto w kolumbarium lub jako trup na śmietniku i to w całkiem doborowym towarzystwie z Johny'm Silverhandem lub Rache'm Bartmosem na czele.


Co jest w grze, nie ma co tu się rozwodzić, bo jest wystarczająco dużo materiału i samemu Rafałowi Kosikowi też specjalnie o to nie chodziło, żeby powielać motywy z gry, nie ma samego V tutaj, ani Johny'ego Silverhanda, którego konstrukt V ma w głowie. Ani innych większości bohaterów, którzy pojawiają się w grze.


Jedyny znany bohater z gry to Dum Dum, gangster, tutaj używany jest termin gangus, z Melstromu. Ludzie z tego gangu byli zafascynowani technologią, sami używali ponadnormatywnej liczby wszczepów, sam Dum Dum, miał siedem elektronicznych oczu. Kradli technologię na potęgę i ładowali wszczepy w tzw. wolne jednostki, czyli nielicznych ludzi, którzy woleli funkcjonować bez techów w swoim ciele. Warto wspomnieć, że motyw konstruktów nie jest nowy w literaturze. W twórczości Andrzeja Pilipiuka, w cyklu "Oko jelenia" mamy kosmiczną technologię scalaki, też chodzi o to, że scalak zawiera jakąś osobowość w sobie, przypomina on coś w rodzaju płyty CD lub DVD i nadpisana jest tam jakaś ludzka osobowość. Kłopoty są jak się na jednym scalaku znajdą dwie osobowości, było tak w przypadku Heleny i Estery, czyli wyglądało to z grubsza podobnie jak w przypadku V i Johny'ego. No i intelektualne spekulacje czy dusza zapisana w scalaku ma prawo upominać się o pójście do raju lub gdzie indziej w zaświatach? Wszak jej nosiciel nie żyje i scalak jest tylko wierną kopią właściwej osoby. Jeżeli czegoś można żałować, że nie ma czegoś podobnego w książce Kosika, wszak w grze, tego typu i wiele innych zagadnień intelektualnych nie brakuje. Skoro gracze są zdolni do tego typu mnóstwa przemyśleń należy przypuszczać, że czytelnicy też daliby radę.


W tej książce chodzi raczej o raczej nostalgiczną podróż do tego samego Night City, w którym gracze spędzili kilkadziesiąt albo kilkaset godzin. Motyw bardzo podobny co w grze, tutaj grupka sześciu osób: riperdoc, netrunner, dziewczyna pracująca w korporacji, tancerka, negocjatorka, i nastolatek marzący o tym, żeby zostać gangsterem, przypadkiem wchodzi do akcji kradnie kontener Militechowi, jednej z korporacji. Ta akcja miała miejsce na terenie Melstromu. Z reguły na ich terenie panował "porządek", a tu ktoś bałaganu narobił i wygląda na to, że to robota amatorów w dodatku. Reakcja jakaś musiała być. Czyli ta ekipa weszła do akcji, przy okazji zadarła z korporacjami i z kilkoma gangami. Oznacza to jedno, wyrok śmierci w szybkim terminie wykonania, bo realizacji takiego "kuloodpornego planu" przeżyć się nie da. A jednak nie wiedzieć jakim szczęściem im się udaje przez jakiś czas wychodzić z tego cało.


Książkę można ocenić na pewno na kilka sposobów, no bo jeżeli chodzi o pewną nostalgię, to wiemy, że Kosik jest dobrym pisarzem i na pewno da radę. No ale jeśli czytelnik spodziewa się jakiś ciekawych intelektualnych kombinacji na temat czy to filozoficznych, czy nawet zwykłych rozważań co z tą przyszłością? , to raczej czytelnik się zawiedzie. W sumie szkoda, bo potencjał jest. Zarówno pod kątem tego co jest w grze. Jak i zapewne tego co mógłby autor wyspekulować i opowiedzieć coś fascynującego o tym genialnym przecież uniwersum. Nie mam wątpliwości w jednym książkę warto przeczytać, może zachęcić się w ten sposób do poznania fabuły gry. Dlatego jestem przekonany, że książkę pt. "Cyberpunk 2077: Bez_przypadku" warto polecić i samemu się przekonać o co chodzi z tym cyberpunkiem? A to czy tego typu podejście jak wyglądać będzie druga połowa XXI wieku, przynajmniej co niektórzy z nas się dowiedzą. Inna bajka czy ktoś z nas by chciał w takim mieście, jak Night City, żyć? Na razie mamy książki, gry, podobno ma być też film, więc cieszmy się i korzystajmy z tego dobra kulturowego.






* cytat pochodzi z książki R. Kosik, Cyberpunk 2077: Bez_przypadku 


wtorek, 31 października 2023

Dmitrij Głuchowski, Outpost

 Dmitrij Głuchowski, 


 Outpost


cykl: Outpost, t. 1


Wydawnictwo: Insignis

Data wydania: 2021 r. 

ISBN:   9788366575752

liczba str.: 348

tytuł oryginału:   The Outpost

tłumaczenie: Paweł Podmiotko 

kategoria: postapokalipsa


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4954845/outpost/opinia/71784237#opinia71784237  

                                                                                        

Przyszedł czas na zainteresowanie się książką "Outpost 1", której autorem jest Dmitrij Głuchowski. Niemal jak każda książka tego autora daje ona do myślenia, ale też zdradza nam czytelnikowi sporo z mentalności rosyjskiej. I nie ma w tym wielkiej przesady, jak to Głuchowski pisał w drugiej części "Opowieści o ojczyźnie", że są to niemal tajemnice państwowe. I nie ma w tym wielkiej przesady, troszkę więcej cały świat się dowiedział w czasie bitew na froncie wojny rosyjsko -ukraińskiej i wyszło na to, że Głuchowski znowu miał rację. I o tym też jest ta książka.


Motyw, że po katastrofie apokaliptycznej mieszkańcy miasta Jarosław w Rosji schowali się w zakładach produkujących silniki, jest znany, bo coś podobnego wydarzyło się w czasie wojny Mariupolu. Aż strach pomyśleć, co ten pisarz jest w stanie jeszcze wydedukować w swojej twórczości, co się może wydarzyć. Zdecydowanie Głuchowski byłby dobrym pisarzem, twórcą gatunku science fiction. No ale, że lepiej wchodzą mu motywy postapo i jest w tym mistrzem, to pewnie jeszcze niejedną książkę napisze w tej konwencji literackiej. Dla samych Rosjan to jest na pewno olbrzymia strata kulturowa, że książki pisarza znikają z bibliotek publicznych, bo pisarzowi wyraźnie jest nie po drodze z władzą.


W sumie to ciekawe czemu akurat w Jarosławiu aktor umieścił akcję książki? Może chciał nam ludziom spoza Rosji opowiedzieć, że ten kraj to nie tylko Moskwa i Sankt Petersburg, ale są inne ciekawe miejsca. Na pewno ma jakieś znaczenie, że stacja Jarosław Gławnyj, jest usytuowana na jednej z najdłuższych linii kolejowych świata Moskwa – Władywostok. A to ma znaczenie dla samej akcji książki. Wiemy przecież, że w polskiej fantastyce Jacek Dukaj w książce pt. "Lód" Benedyktowi Gierosławskiemu i wielu innych swoich bohaterom kazał podróżować tą koleją z Moskwy aż do Irkucka. Tutaj w fabule książki co prawda mieszkańcy Jarosławia siedzą na miejscu, ale w pewnym momencie przyjeżdża do miasta tajemniczy pociąg. Zapewne nie muszę dodawać, że żaden pociąg jadący od strony Syberii od 20 lat nie był widziany. Za to regularnie jeździ komunikacja kolejowa na linii Jarosław – Moskwa. No i od tego się wszystko zaczyna.


Właściwie to akcja się zaczęła odrobinkę wcześniej, kiedy do jarosławskiej wspólnoty dotarł ojciec Danił, prawosławny pop oczywiście. Wprowadził on sporo fermentu prowadząc działalność typowo misjonarską. Jego przybycie też jest owiane tajemnicą, bo jako jedyny zdołał przedrzeć się przez Syberię, w trudnych warunkach, o których nikt nie wie, co tam się w ogóle dzieje. No ale widać, troszkę kolokwializując, pop jest twardym zawodnikiem i dał radę. Jak nietrudno się domyśleć sprawa dopiero nabiera rozpędu i będzie skomplikowana pod kątem typowo etycznym.


Przez Jarosław w kierunku Moskwy przejeżdża pociąg jadący gdzieś ze wschodu, w realiach post apokaliptycznych to jest jakaś terra incognita, ziemia nieznana, kompletna dzicz, w której nie wiadomo co się dzieje i co może stamtąd wyleźć! Jadą pociągiem ludzie, raczej niezmutowani. Mówią, że szukają pomocy, bo są chorzy i muszą dostać się do Moskwy. I teoretycznie pod względem moralnym ta pomoc powinna być udzielona. Ale realia są takie, że nikt nie wie do końca co to za choroba, i czy w tych realiach służby medyczne stolicy dadzą radę. Bo jeżeli nie, całą Moskowię, jak nazwano tą nową, rosyjską krainę, zredukowaną do okolic Moskwy. Jarosław od Moskwy jest 240 km na wschód i wiadomo, że jest rubieżą tego państwa. A granica jak to granica, trzeba strzec ustanowionej limes, bo inaczej nawet tą resztkę cywilizacji szlag trafi. Podobnie jest z zawartością tego pociągu, jeśli dotrze do celu ludzie umrą. Więc tu mamy swoisty casus aksjologiczny, i dumanie co jest większą wartością, czy życie tych setek ludzi z pociągu, czy szybka śmierć może nawet milionów, precyzyjnych danych jakoś nie zauważyłem w książce. Posterunek kolejowy w Jarosławiu kieruje sprawę do Moskwy, z odpowiedzią się nikt nie śpieszy. I trzeba, tą niechcianą decyzje podjąć samemu. Istotną decyzję dla przetrwania resztek narodu, który już przeżył wcześniej nuklearną masakrę, musi podjąć ktoś ze średniego szczebla usytuowanego gdzieś na prowincji. A wiemy, że właśnie z tym są poważne kłopoty, bo ludzie z tego kraju przyzwyczajeni są do tego, że decyzje zapadają w Moskwie na Kremlu. To się akurat nie zmieniło. Pałkan głowi się spory kawał książki, ma silną presję nałożoną przez jarosławian i jakąś decyzję musi podjąć.


Teraz jesteśmy ciut mądrzejsi z tego względu, że wiemy, że autor napisał drugą część i jej akcja jest w Moskwie. Można się zastanawiać dlaczego, ale widać uznał, że tak ma być. Że czytelnik jeszcze srogo się namęczy czytając te bardzo mocne spekulacje natury filozoficznej dotyczącej wielu spraw. Tak czy siak moim zadaniem na tą chwilę jest jakoś podsumować tą pierwszą część "Outpostu" i trzeba to powtórzyć, to jest bardzo mocne i niemal dosłownie autor wali czytelnik po głowie. Wiele tego dodawać nie trzeba, że Głuchowski jako bardzo doświadczony pisarz daje radę i jest to rewelacyjnie opisane. Zdecydowanie polecam.



piątek, 27 października 2023

Andrzej Pilipiuk, Wilcze leże

 Andrzej Pilipiuk, 



Wilcze leże


cykl: Światy Pilipiuka, t. 9


Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data wydania: 2018 r.

ISBN:  9788379642458

liczba str.: 400

tytuł oryginału: -------

tłumaczenie: ------

kategoria: fantastyka


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4458322/wilcze-leze/opinia/78980390#opinia78980390



Chwilę to trwało zanim zdecydowało, które opowiadanie z tego tomu wybrać. Zainteresowało mnie opowiadanie zatytułowane "Cmentarzysko marzeń". Dotyczy ona przygód Roberta Storma. Niebawem do tego wrócę.


Przyznać trzeba, że parę konceptów Pilipiuk miał ciekawych, były nawiązania do wydarzeń z drugiej wojny światowej. W jednym opowiadaniu był pomysł, że grupka Żydów z getta Warszawskiego, niczym w jakiejś powieści fantasy, postanowiła wybrać się przez tajne przejście i tym samym kombinowało jak trafić na drugi koniec świata, gdzieś do Ameryki Południowej. A najlepsze jest to, że ten zamysł się udał. Sprawę wyjaśniał  Robert Storn prowadząc swoiste dochodzenie przy okazji rozwiązania tajemnic związanych z pewną kamienicą. Z kolei drugie opowiadanie było ściśle z czasów wojny i też traktuje o warszawskich Żydach. Bohaterowie dyskutują i rozważają, kiedy Hitlera i jego bandę szlag trafi. Zastanawiano się co dzieje się na wschodzie, domyślano się, że na bank nie jest tak miło i przyjemnie jak zapewnia faszystowska propaganda. Bo cel oni mieli jeden, rozwiązanie kwestii żydowskiej, a co to miało znaczyć dobrze wiemy. Były też inne opowiadania dotyczące Roberta Storma i doktora Pawła Skórzewskiego. Jedno z opowiadań wyraźnie nawiązuje do kryminałów. W roli głównej wzięła udział lalka z amerykańskiego sex shopu, którą Robert na pocieszenie dostał od Marty. Zirytowany czymś Robert postanowił pozbyć się tego prezentu od byłej, na tą chwilę przynajmniej, i wyrzucić lalkę. Pechowo zrobiła się z tego afera, bo policja zrobiła z tego sprawę o morderstwo. Trochę to trwało zanim się wydało, że to fatalna pomyłka.


No ale coś trzeba było wybrać do recenzji i opowiedzenia co jest ciekawego w tym tomie. W opowiadaniu zatytułowanym "Cmentarzysko marzeń" dowiadujemy się sporo o rodzinie Stormów. Tym razem sprawy dowiodła kuzynka Roberta pracująca w archiwum. Stormowie to bardzo liczny i stary klan, pochodzący z Prus, ściślej z Natangii, ta ziemia, tego plemienia, graniczyła z Warmią. Więc myślenia samego Roberta, że Stormowie byli kiedyś Niemcami było błędne, chociaż niewątpliwie ród w średniowieczu dorobił się kilku rycerzy Zakonu Krzyżackiego. Co jakiś czas zebranie rodowe decyduje o wszystkim co się dzieje w rodzie. Robert jako, że wykonuje wolny zawód wywalczył sobie pewną niezależność, acz na spotkaniach rodowych się pojawia. Dowiadujemy sie, że wcześniej Robert udał się na daleką wyprawę do Afryki, wcale nie dla idei, po prostu musiał zniknąć. Być może to Stormowie go zawołali, żeby wrócił, bo zrobiło się wystarczająco cicho w sprawie Roberta. Cokolwiek to ma znaczyć. Oprócz tego po powrocie do Warszawy Robert wyjaśniał kilka drobnych spraw. W tym były książki Kornela Makuszyńskiego. Podobno literacka Pyza, zwiedzała Grodno i Lwów przed wojną. Są też poszukiwania książki "Drugie wakacje Szatana", czyli bohatera tytułowego "Szatan z siódmej klasy" Pewnie autor chciał nam to czytelnikom przekazać, żebyśmy pomyśleli, że straty naszej kultury z czasów drugiej wojny światowej nie są takie małe.


Niewątpliwie opowiadania z tego tomu są ciekawe, ta koncepcja światów Pilipiuka jest coraz ciekawsza. Pojawia się coraz więcej interesujących motywów. Opowiadania są ciekawie napisane. Polecam 


wtorek, 17 października 2023

Amoz Oz, Fima

 Amoz Oz,


 Fima



Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Data wydania: 2009 r.

ISBN:   9788375100518

liczba str.: 359

tytuł oryginału:  Ha-matsav ha-shlishi

tłumaczenie: Anna Esden Tempska ( j. angielski ) 

kategoria: literatura piękna



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/fima/opinia/78688421    



Ciekawy zbieg okoliczności, że w Book Trotterze pojawiła się opcja literatury izraelskiej, no i znowu mamy konflikt na bliskim wschodzie. Biorąc pod uwagę, że arabscy sąsiedzi marzą tylko o jednym, starcie tego kraju z mapy regionu, to ten kraj przy wsparciu głównie Ameryki radzi sobie dobrze. Chociaż problemów społecznych jest mnóstwo, bo przecież mamy tam islamską mniejszość palestyńską nie najlepiej traktowaną, i to jest bardzo dyplomatyczne określenie. Bo z czegoś przecież. te niemal sezonowe napięcia i konflikty się biorą. To jest o tyle istotne, że te problemy pojawiają się w książce zatytułowanej "Fima", której autorem jest Amoz Oz.


Kiedyś w tv oglądałem wywiad z Amosem, opowiadał o tym, że projekt Izrael, to niespotykany w historii świata projekt inżynierii społecznej. Miał na myśli stworzenie nowożytnego języka hebrajskiego. Problemów byłoby co najmniej tyle samo co z próbą odtworzenia łaciny klasycznej, którą robią fajni tego języka w łacińskiej sekcji Wikipedii. No ale tutaj ten projekt, robiony na masową skalę przecież, udał się. Ludzie, którzy przybyli do nowego kraju w roku 1948, nauczyli się nowego języka i żyć ze sobą i stworzyli tym samym na nowo nowoczesny naród. Oczywiście są podteksty dotyczące np. wydarzeń z drugiej wojny światowej i Oświęcimia, ale w tej konkretnej książce nie ma tego dużo. To po prostu nowoczesna literatura, jej akcja to rok 1989 w Jerozolimie. Chociaż ja mam wrażenie, że bardziej pasowałby Tel Aviv, stolica kraju, do tej koncepcji. No ale autor się uparł, być może chce nam powiedzieć, że mijają lata, kolejne epoki, a Jerozolima trwa, i w tej książce też jest to miasto.


Głównym bohaterem jest Fima, zdrobnienie od męskiej wersji imienia Effie, młody człowiek tuż po studiach, intelektualista, który bardzo często rozważa o polityce, o historii narodu, spotyka się z ludźmi, czyta gazety. Ma z kim rozmawiać na tematy polityczne. Przeżywa romanse w relacjach damsko -męskich, próbuje układać sobie życie. Zdarzają się podróże zagraniczne. Mamy również opisy skomplikowanych relacji z ojcem. Dowiadujemy się, że rodzina Fimy przybyła do ojczyzny z Rosji. To również była okazja do międzypokoleniowej polemiki. Fima lubi spacerować po Jerozolimie i snuć historyczne refleksje.


Czyli krótko mówiąc autor postanowił napisać książkę o przedstawicielu młodego pokolenia. A może o tym jak fajnie byłoby być młodym? Kto wie. Bo na ile autor te wszystkie spekulacje intelektualne włożył w usta Fimy, a na ile to są jego własne przemyślenia kto to wie. Na pewno motyw jest ciekawy. Interesująca jest kreacja Fimy i jego przyjaciół, znajomych. Właściwie to mamy przedstawioną całą jego egzystencję, a nie tylko jakiś urywek, w tym sprawy jak imprezuje, jak ma bałagan w mieszkaniu, inne typowe sprawy z tzw. prozy życia. To też na pewno ukontekstawia całą historię, ale nie sprawia, że to jest jakieś nudne. Bo wątpliwości zapewne nikt nie ma, że Amos Oz jest dobrym pisarzem i nawet takie banalne sprawy dobrze opisze.
To wszystko sprawia, że ta książka jest niewątpliwie bardzo ciekawa. Polecam.





sobota, 7 października 2023

James Blish, Kwestia sumienia

 James Blish, 



Kwestia sumienia



Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Data wydania: 2021 r. 

ISBN:   9788381882224

liczba str.: 256

tytuł oryginału:    A Case of Conscience

tłumaczenie:  Radosław Kot

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4945457/kwestia-sumienia/opinia/78753318#opinia78753318                




Nie jest żadną tajemnicą, że w ostatnim czasie lubię czytać klasyki literackie z gatunku science fiction lub postapo, które znalazły się w Rebisowskiej serii "Wehikuł czasu". Są to naprawdę wybitne książki, nie inaczej jest z książką James'a Blisha zatytułowana "Kwestia sumienia". Nawet pobieżne zerknięcie na okładkę sugeruje, że mamy do czynienia z dalekimi peregrynacjami kosmicznymi. Konsekwencją też jest próba kolonizacji odległych planet. Nie inaczej jest tutaj w tej książce. Ziemska ekspedycja ruszyła na planetę Lihtia.


Z grubsza można się domyślać jak jest, ekipa przybywa, nawiązuje kontakt z tubylcami. Lithyjczycy są inteligentnymi stworzeniami żyjącym zarówno w wodzie jak i na lądzie. Mam pewne przekonanie, że jest tutaj bardzo wiele podobieństw do książki "Oblicza wód" Silverberga. Tam wydarzenia są na planecie Hydros, ściślej wysepka Sorvo. Na Hydro dotarła garstka ludzi, po tym jak zdołali uciec z Ziemi, bo tam już się żyć nie dało. Tubylcy dobrze zorientowali z kim mają do czynienia i narzucili pewne ekologiczne normy dotyczące liczby kosmicznych imigrantów, a ci którzy nie mieszczą się w normie skazano drogę na morze, niech sobie szukają szczęścia gdzie indziej.


Tu u Blisha, w dalekiej przyszłości, z Ziemią jest w porządku, funkcjonują państwa, urzędy, organizacje międzynarodowe, ONZ zajmuje się również sprawami kosmosu, no i oczywiście bardzo dobrze ma się Watykan. Kościół katolicki jest również żywotnie zainteresowany ekspansją kosmiczną, zjednywaniem sobie wiernych również wśród obcych. To rodzi mnóstwo pytań filozoficzno -etyczno – religijnych. I one rzecz jasna w książce padają.



Lithyjczycy są raczej spokojną, pokojową nastawioną społecznością, zasadniczo niegroźną. No ale duchownym podpadają tym, że ich poziom zainteresowania nową wiarą z kosmosu jest raczej słaby. No i trzeba podjąć pewne działania. No i tu kolejne pytania, o Kościół jaki jest? Czy będą powielane wzorce żywcem wzięte ze średniowiecza, czy sposoby przekonywania będą inne?


Niewątpliwie książka jest interesująca, ciekawe opisy, spekulacje intelektualne dają do myślenia. Książka jest ciekawa. Polecam.

wtorek, 19 września 2023

Andrzej Ziemiański, Legion

 Andrzej Ziemiański, 



Legion 



cykl: Szermierz natchniony Virion, t. 3



Wydawnictwo: Fabryka słów

Data wydania: 2023 r.

ISBN:    9788379648559

liczba str.: 573

tytuł oryginału: ----------

tłumaczenie: --------

kategoria: fantasy



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5043303/virion-szermierz-natchniony-3-legion/opinia/78596605#opinia78596605 



Oczywistym faktem jest, że będę czytał kolejną część cyklu "Szermierz natchniony Virion" zatytułowaną "Legion".  Jak była okazja książkę wypożyczyć to lekturę pierwszej i kolejnej strony aż do ostatniej czas było rozpocząć. Poprzedni tom pt. "Pustynia" było ciekawie, ale coraz bardziej beznadziejnie, ten tom się skończył tym, że czytelnik nie wie, czy Virion w ogóle przeżył, bo chyba pierwszy raz w karierze szermierza natchnionego przegrał batalię z nowym, niezwykle groźnym przeciwnikiem, Nekronem, który w dodatku posiłkował się magią. Ważne, że jednak przeżył to starcie, i jak nie trudno się domyśleć cały tom to przygotowanie do rewanżu w batalii niemal niemożliwej do wygrania.


Wspomniałem, że poprzednim tomie sprawy przybierają zły obrót, a w tym tomie  dzieje się jeszcze bardziej beznadziejnie. Cesarstwo Luan chwieje się w posadach. Do tego stopnia jest tragicznie, że dowództwo obrony Syrinx, stolicy Luan, objęła cesarska przyjaciółka prokurator Taida. Pozostali stracili głowy w sensie dosłownym, bo cesarz się nie bawił, surowo karał wszelkie niekompetencje. Jak wiemy Taida działa nieszablonowo ściągnęła Viriona, kilku innych speców od zabijania. W  dodatku zagoniła do roboty wszystkich przestępców jakich dało się zwerbować, czy to do rabunku, czy do podpalania miasta, żeby wygrać w tej wojnie domowej, z całym legionem Moy. Pytanie czy ma rację, czy da radę ocalić kraj. A wojna z rywalami z Troy nadal wciąż trwa. No i jest ta cała księżniczka z Troy, Kasjopea, która trafiła w końcu do ekipy  Viriona. No i efekt jest taki, że na pewno dobrze nie jest, bo ona wyciągnęła swoje wnioski jak imperium Luan pokonać.


W tym tomie sporo się dzieje, akcja pędzi jak szalona, jedna akcja, druga, dziesiąta, z setna chyba, w każdej chodzi o to, żeby przeżyć minutę, godzinę, dzień. A kolejnego dnia nie wiadomo co w ogóle będzie, bo ludzie giną hurtem. Sam Virion i jego kompania mają sporo okazji do heroicznych wyczynów.


Nie brakuje ciekawostek, ciąg dalszy nawiązań do "Diuny", poprzednio, pustynia, jakieś monstra, a teraz mamy córkę Niki i Viriona, która jest dziwnym dziwem, czyli wypisz wymaluj Alią Dziwną, siostrą Paula Atrydy - Muadiba. Młoda, podobnie jak Alia, już w brzuchu matki jest piekielnie niebezpieczną istotą, o czym przekonał się pewien czarodziej.


Niewątpliwie ta intryga, niemal doskonała, przejęcia całego imperium, jest tak niesamowita, że aż niemożliwa. W tej intrydze politycznej wzięli udział ludzie z tak wysokiego szczebla, że można wysnuć, niemal absurdalny wniosek, że to sam cesarz przyłożył sobie spluwę do głowy i praktycznie po zabawie, z Luan nie ma czego zbierać. No ale było parę ludzi, którzy zrobili różnicę, bo byli tak niesamowici, że zmienili historię, przez to, że to robią jest tak niewyobrażalnie nieziemskie. Jak to się w slangu gamerskim mówi, game changer, i tutaj to określenie jest trafne. Oczywiście analityczny umysł prokurator Taidy też zadziałał prawidłowo, bo to ona i ludzie z jej otoczenia rozpracowali intrygę mającą na celu obalenie władzy cesarza, a to dopiero początek tego co niebezpieczni wrogowie, zdrajcy, knuli.  Domyśleć się można tego bardzo łatwo, jak to się skończyło.


Zresztą spojler mamy w trylogii "Achaja", wtedy gdy jest mowa o tym, że Virion będąc w berserskim szale bitewnym pokonał co najmniej  tysiąc żądnych krwii legionistów. Nie ma siły w żadnym fantastycznym uniwersum, żeby po czymś takim jakakolwiek armia się podniosła. Porównywalne to jest być może do wyczynów Gandalfa czy Aragorna w Tolkienowskiej trylogii. A może ekipa wiedźmina Geralta dokonała coś podobnego jak w bitwie o most na Jarudze pokonali armię Nilfgaardu ratując z opresji białą królową Meve. Można polemizować czy jest w tym jakaś racja. Upierając się można motyw porównywać do wyczynów jakiegoś innego Batmana czy Supermana. Ale po co? Po prostu wystarczy wiedzieć, że Virion jest niesamowity i robił robotę w tym konkretnym uniwersum i to działało. I o to chodzi.


Trzeba to powtórzyć raz jeszcze, ta powieść, jak i pozostałe tomy cyklu są świetne. Książkę czyta się dobrze, szybko i na pewno bardzo fajnie, fabuła wciąga niesamowicie. Postaci są dobrze wykreowane. Poznajemy tok myślenia tych ludzi, nieludzi też, a także decyzje podejmowane w mgnieniu oka, praktycznie intuicyjnie, no i wygrywali, cokolwiek było do wygrania, najczęściej życie. Pozostaje tylko dodać, że czytanie tej książki, to fajna przygoda, w fantastycznym uniwersum Achai, która pewnie niebawem, bo autor zapowiedział kolejny cykl o przygodach Viriona, nieśmiało wkroczy do tej fabuły, bo o zgrozo!, spojler, wiemy, że był/będzie pojedynek Achai z Virionem. I pewnie, wszyscy chcemy przeżyć to jeszcze raz. No nic pozostaje cierpliwie poczekać. A na razie mogę polecić tą książkę pt. "Legion" i zapewnić, że jest dobrze, a nawet świetnie. Rewelacja!



niedziela, 10 września 2023

Marcin Pełka, Marsjańska gorączka

 Marcin Pełka, 



Marsjańska gorączka


Wydawnictwo: Nowae Res

Data wydania: 2015 r

ISBN:   9788379429189

liczba str.: 218 

tytuł oryginału: --------

tłumaczenie: --------

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/268793/marsjanska-goraczka/opinia/78355839#opinia78355839




                                                                                             

Przeczytałem książkę Marcina Pełki zatytułowaną "Marsjańska gorączka". Tytuł książki jest precyzyjny, bo mamy Mars, no i jakąś tajemniczą chorobę, która pojawiła się wśród ludzi, którzy wyemigrowali na Marsa.



Książek z koncepcją kolonializmu, konkretnie na Marsie troszkę jest, chociażby książka pt. "Mars" Kosika. Tam było o kolonializmie, ludzie byli tam w kosmosie na tyle długo, że głowili się czy są jeszcze ziemianami, no bo przyzwyczaili się do realiów życia na planecie, w tym do innej grawitacji. Jest jeszcze sfilmowana książka pt. "Marsjanin", której autorem jest Andy Weir, bo tu mamy początki, naukowe badania i spekulacje, czy kolonizacja na odległych planetach jest w ogóle możliwa? Astronauta pozostał tam sam, no i jak to bywa, pojawiły się kłopoty z supernowoczesną i bardzo drogą techniką. Marsjanin musiał wrócić, I cały wysiłek świata był ukierunkowany na tą akcję kosmiczną. A lokator Marsa dzięki kosmicznej technologii hodował ziemniaki, żeby przeżyć. W książce Robinsona pt. "2312" mamy o kosmosie, terraformowaniu planet, żeby były zdatne do życia dla ludzi. To dotyczyło też planety Mars, zwanej też czerwonym draniem. To tylko kilka przykładów tego typu koncepcji w literaturze sf. Warto było o tym wspomnieć, chociażby po to, żeby uświadomić sobie, że książka Pełki pt. "Marsjańska gorączka" jest całkiem przyzwoita.


Koncepcja w książce jest niezwykle oryginalna, bo kosmos, to nie tylko nowe możliwości, czy to życia na nowych planetach, rozwoju nauki, ale też kosmos oznacza nowe, iście kosmiczne zagrożenia, w tym nowe choroby. Mamy tu historię Billy'ego Andersa, który był pacjentem zero. Billy mieszka w Veranie, stolicy niepodległego Marsa, o to coś nowego, czyli było topienie herbatki i te sprawy, jest urzędnikiem. No ale jak to bywa zauważył niepokojące zmiany. Dziwna jest ta choroba Billy dostrzega, że wszystko się zmienia, ludzie się zachowują podejrzanie, jakby nagle ześwirowali, ich mowa przypomina bełkot. A to pacjent na skutek tej choroby, marsjańskiej gorączki właśnie skazuje się na szaleństwo i izolacje, a bywa, że konsekwencją jest również śmierć. Jak nie trudno się domyśleć choroba jest wysoce zaraźliwa i zabawa się zaczyna. Dzieje się i jest ciekawie.


Na pewno przeczytanie tej książki jest ciekawą podróżą literacką w kosmos. Pełka znakomicie to przedstawił, że kosmos to nie tylko fajne sprawy, ale też kosmiczne problemy np. kompletnie nieznane choroby. Czyżby zaintrygowało autora to co było w "Kronikach Marsjańskich" Bradbury'ego, tam członków kolejnych ziemiańskich ekspedycji wysyłano do marsjańskiego psychiatryka. A tu mamy odwrotnie Mars sprawia, że ludzie chorują, to, że lekko świrują, może nawet i być zabawne, no ale jak konsekwencje są nieodwracalne i ludzie umierają to żartów nie ma. Książka jest ciekawie napisana. Polecam


środa, 6 września 2023

Wojciech Dutka, Apokryf

 Wojciech Dutka,


 Apokryf



Wydawnictwo: Lira

Data wydania: 2021 r. 

ISBN:   9788366966741

liczba str.: 512

tytuł oryginału: ---------

tłumaczenie: ---------

kategoria: powieść historyczna


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4983316/apokryf/opinia/77771164#opinia77771164



"Gdzie jest kwatera dla kanoniera?  
Marszruta: Cap - nord west.
Brnie artyleria w deszcz,
Targa nią śmierci dreszcz,
Więc gdy się zdarzy chłopcom
Napotkać rasę obcą,
Armatnie mięso zmienią w krwisty befsztyk, 
tak jest!"*



Dutka ma w książce zatytułowany "Apokryf" ciekawy koncept literacki. Mamy trzy historie i każda kolejna to jeszcze głębsze wejście w główny motyw, a mianowicie chodzi o powstanie żydowskie z lat 132 – 135, znane jako powstanie Bar Kochby. To była prawdziwa masakra, jaką urządziły legiony cesarza Hadriana.


Pierwsza historia, to motyw śląskiego nauczyciela historii, który działał również naukowo. Pewnego dnia otrzymał grant naukowy, co pozwoliło mu wybrać się do Nowego Jorku, i tam w amerykańskich bibliotekach zupełnie przypadkiem natknął się na nieznany nikomu apokryf dotyczący wydarzeń z drugiego wieku.


Potem mamy drugą historię, przenosimy się do Rzymu, rok ok 160, mamy historię młodego rzymianina Sekstusa Juliusza Sewera. Ojciec opowiada mu o swojej przeszłości, kiedy jako legionista brał udział w licznych wojnach, ale to co wydarzyło się w trudnej prowincji Judea przerosło wszystko co widział. Nawet po latach ma coś co byśmy w dzisiejszych czasach nazwali zespół stresu pourazowego PTSD. Dowiaduje się również, że on jako maleńkie dziecko jako jedyny przeżył jedną z masakr ludności cywilnej i potajemnie został przetransportowany do Rzymu i adoptowany przez rodzinę Sewerów. Otrzymał możliwość wyboru czy chce nadal być rzymianinem czy poszukać swojej tożsamości i odpowiedzieć po swojemu na pytanie kim jest i kim chce być.


No i wreszcie ta trzecia historia, czyli opisy epopei wojennych Sewera seniora. Jest to najbardziej wstrząsająca i na pewno najtrudniejsza część tej książki. Sporo się dzieje i litrów krwi przelanych na kartach tej książki policzyć się nie da.


Tak tak to nie pomyłka, jeśli chodzi o powstanie z 132 r. Było coś takiego. Co prawda bardziej znane w historii jest te z 70 r. Wtedy też zburzona została Świątynia Jerozolimska i jej resztki do czasów współczesnych są Ściana Płaczu, jedną z atrakcji turystycznych Jerozolimy. To wydarzenie jest znane chociażby z racji tego, że w swojej publikacji pt. "Wojna żydowska" opisał jest Józef Flawiusz. W sumie to ciekawa postać, był żydem, potem rzymianinem, wszedł do klasycznej historiografii pisząc swoje przemyślenia o wydarzeniach z Jerozolimy i nie tylko, chociażby obrony twierdzy Masada, którą najpierw Żydzi zdobyli, a potem rzymianie postanowili odbić. Co im się powiodło. Ostatni żyjący obrońcy w liczbie 40, postanowili, że wróg nie weźmie ich żywcem. Jeden drugiego zabije, losowali co i jak. Józef Flawiusz miał inne zdanie, i postanowił zakombinować, że on będzie w losowaniu tym ostatnim, który niby sam się zabije. Motyw jest znany w logice i matematyce jako permutacja Flawiusza. Józef Flawiusz przeżył poddał się rzymianom. Ciekawostką jest, że ogniem zapalnym był fakt, że ze skarbca świątyni zaginęło 17 talentów złota, rzekomo na potrzeby cesarza, co było gigantyczną kwotą. W tym drugim powstaniu chodziło o to, że Rzymianie chcieli przebudować stolicę Izraela na wzór hellenistyczny, Rabini, przywódcy duchowi i moralni ludu sprzeciwili się. No i doszło do wojny!


W kontekście powstania pewnie chodzi nie tylko o różnice kulturowe, ale bardziej o swoistą martyrologię tego narodu, trudno, żeby byli zachwyceni okupacją Imperium Rzymskiego, w dodatku wrogowie pozbawili ich Świętego Miejsca, całego mnóstwa skarbów. Niektóre artefakty z tego zbioru skarbów do dnia dzisiejszego pojawiają się we wszystkich możliwych teoriach spiskowych.


Podsumowując książka jest naprawdę ciekawa, fascynująca, momentami bardzo trudna. Ciekawie autor opisał bohaterów z wszystkich trzech warstw tej koncepcji. Fajnie odwzorowane są realia historyczne zarówno starożytnego Rzymu, jak i Ziemii Świętej. Na pewno ciekawie są opisane motywy wojenne. Cytat z piosenki Kazika co prawda dotyczy wojen współczesnych, ale czy sens i logika wojen się zmieniła przez tysiąclecia czy stulecia? Po za tym, że teraz korzystamy z bardziej skomplikowanych urządzeń, maszyn, do zabijania. A tak to chyba niczym. Krew, cierpienie, ale też z drugiej radość z wygranej, często wzbogacenie się. Ktoś na tym zarabia sprzedając broń. Co jest siłą napędową wszystkich wojen. Niewątpliwie jak ktoś lubi książki historyczne to warto książki przeczytać. Jak widać, mówiąc odrobinkę slangowo, Dutka daje radę. I tego się trzymajmy. Polecam




* Fragment piosenki Kazika pt. "Pieśń o kanonierach", zacytowałem ze str. internetowej: 

czwartek, 31 sierpnia 2023

Roger Zelazny, Aleja potępienia

 Roger Zelazny, 


Aleja potępienia 


Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Data wydania: 2019 r, 

ISBN:  9788380622241

liczba str.: 200

tytuł oryginału: Damnation Alley

tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki 

kategoria: postapokalipsa


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4879022/aleja-potepienia/opinia/78461763#opinia78461763






Książka zatytułowana "Aleja potępienia" z jednej strony jest powieścią drogi, a z drugiej postapo. Wydaje się, że połączenie tego typu sprzecznych motywów jest absurdalne, a jednak okazuje się, że to wchodzi i mamy z tego całkiem ciekawą książkę. 


Bardzo podobny motyw był w książce Tulio Avoledo pt. "Korzenie niebios", tam mamy peregrynację samochodową z Rzymu do Wenecji w celu skompletowania kadry kościelnej, potrzebnej do wyboru papieża. Uznano, że wypada, żeby na konklawe było przynajmniej dwóch kardynałów i jeden z nich obejmie Piotrowy tron. W tamtym przypadku jak w i tym u Zelaznego w warunkach postapokalipsy to jest wyczyn. Tutaj mamy przejażdżkę Aleją Potępienia z Los Angeles do Bostonu, czyli przez całą Amerykę, na motocyklu, żeby dostarczyć z Zachodu na Wschód szczepionkę i zwalczyć epidemię. Być może, a brzmi to nieco górnolotnie, chodzi o przetrwanie Stanów Zjednoczonych. Bo jednak mimo apokaliptycznej katastrofy państwo usiłuje jakoś funkcjonować.


Głównym bohaterem jest Czort Tunner, gangus z gangu motocyklowego, miał sporo przestępstw na koncie. Ale jak to bywa miał okazję na odkupienie i wzięcie udziału w misji tak trudnej, że prawie beznadziejnej. No ale kto jak nie on? No bo wiadomo trzeba przejechać tysiące kilometrów, uporać się z zagrożeniami typu źli ludzie, mutanty, pewnie setki przeszkód naturalnych, mnóstwo ruin, no i wraki samochodów po ulicznych korkach, które mogły zagracić nawet szerokie autostrady. No ale Czort Tunner jest odważnym człowiekiem odpala maszynę i czytelnik słyszy ryk silnika i jazda. Bohater na motorze, swojej mechanicznej Płotce, ruszył w długą i niebezpieczną podróż.


Książka jest niewątpliwie bardzo ciekawa, realia postapokalipsy ciekawie opisana. Na pewno interesujący, bardzo wyrazisty jest główny bohater Czort Tunner. Przypuszczać można, że jako, być może, były gangster Czort Tunner jest dobrze przystosowany do zmieniającej się rzeczywistości i radzi sobie w trudnych czasach. Niewątpliwie książkę warto przeczytać. Polecam.