Robert Silverberg,
Kroniki Majipooru
cykl: Kroniki Majipooru, t. 2
Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: 2009 r.
ISBN: 9788375900187
liczba str.: 384
tytuł oryginału: Majipoor chronicles
tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski
kategoria: science fiction
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
Przeczytałem drugi tom cyklu „Kroniki Majipooru” , i jest on o tyle
nietypowy, że w praktyce mamy do czynienia tutaj ze zbiorem opowiadań.
Ciągłość zdarzeń jest zachowana, ale jest ona na tyle mało istotna, że
nie ma większego znaczenia. Po prostu jest i tyle. Hiisune, który
pracuje w labiryncie pontifexa poznaliśmy już w pierwszym tomie, kiedy
oprowadzał koronala Valentine’a po podziemiach labiryntu, kiedy ten
zmierzał do pontifexa, żeby uznał go, odmienionego Valentine’a, za
prawowitego władzę Majipooru. Tutaj Hiisune po kilku latach jest
urzędnikiem niskiego szczebla w labiryncie. Wykorzystuje swój urząd do
korzystania z pomieszczenia, w którym znajduje się urządzenie zwane Rejestrem dusz. Są w nim, oprócz samego urządzenia, pewnie jakiegoś superkomputera, czyli odtwarzacza, zawarte na nośnikach
przypominających płyty CD lub DVD na których są zgrane przeżycia
miliardów mieszkańców Majipooru na przestrzeni kilku tysięcy lat. Dane,
czyli myśli są aktualizowane co 10 lat. Nawet trudno sobie to
wyobrazić wielkość tego bezprecedensowego przedsięwzięcia. Chociażby tego, że ktoś
przez kilka tysięcy lat dba o to, żeby dane systematycznie wpływały, no i
dba o obsługę tego sprzętu. No bo przecież niewątpliwie jest to wysoko
wyspecjalizowana technologia, bo i zgranie myśli w taki sposób, żeby
odbiorca był, przez godzinę lub dwie, tą postacią, i przeżywał zarówno
wewnętrznie, czyli psychologicznie, jak i zewnętrznie, czyli po prostu
użytkownik zwiedza te miejsca i uczestniczy w wydarzeniach z
przeszłości, również historycznych, jakie przeżywała konkretna postać,
której plik, czy płytę z danymi użytkownik akurat odtwarzał.
Niewątpliwie fascynujący koncept. Dla nas czytelników jest okazja do
poznania jedenastu historii jedenastu bohaterów, którzy żyli na
przestrzeni kilku tysięcy lat. Tym samym poznajemy wyrywkowo historię
Majipooru, tej wielkiej, niesamowitej planety. Czytelnik przekonuje się,
że Silverberga interesuje mentalność zwykłych ludzi, bywa, że stają się
niezwykłymi, i takich też spotykamy na kartach książki. Na całe
szczęście zresztą. Historycy nieklasyczni z francuskiej szkoły Annales
wychodzą z założenia, że historię powinno się opisywać całościowo w
trzech zasadniczych kontekstach: politycznym, intelektualnym, materialnym.
Widać do tworzenia koncepcji fantastycznych również to się odnosi i tu
niewątpliwie mamy te wszystkie konteksty, które decydują o tym, że
koncepcja danego autora jest spójna i logiczna.
Czytelnik czytając te 11 opowiadań odbywa literacką podróż po całym
Majipoorze, poznając geografię poszczególnych terenów, a także historię.
Dowiadujemy się jak ludzie trafili ze starej Ziemi na Majipoor i
tysiące innych planet. Główni bohaterowie to zarówno kobiety jak i
mężczyźni, którzy po prostu żyją swoim życiem i w pewnym momencie
spotyka ich coś ciekawego. Przy czym trzeba zwrócić uwagę, że
Silverberg skandalizuje co nie co w tym drugim tomie „Kronik Majipooru”,
pojawiają się sceny seksu. Chyba najbardziej prowokujący jest seks
Tesmy z Ghayrogiem o imieniu Visman, czyli po prostu obcym, osobnikiem
inteligentnym wyglądem przypominającym gada. On będąc u Tesmy, kurując
się z rany w nodze chciał ją pocieszyć, bo jakimś szóstym zmysłem to
wyczuł. Potem, gdy wyzdrowiał opuściwszy ją związał się z kobietą
Ghayrogiem, czyli swojej rasy. A z Thesmą spotkał się wielokrotnie
później i zostali przyjaciółmi. Niby proste, ale…
Na tym nie koniec z
prowokacyjnymi rewelacjami, pontifex Arioca po kilku latach pontyfikatu
uznał, że nudzi mu się w labiryncie, i kombinował co tu z tym zrobić,
znalazł honorowe, acz hardcorowe rozwiązania, postanowił, że jest
kobietą i objął urząd Pani Snów, akurat był wakat, i co jest dziwne ten
numer przeszedł. Historia go zapamiętała jako osobę szaloną, Hissume
przyglądając się sprawie z bliska ma co do tego wątpliwości.
Co z tego wynika?
O tolerancji wręcz nieziemskiej w sensie dosłownym na Majipoorze mamy w
tym opowiadaniu i wielu innych. Ludzie dobrze zapamiętali sobie lekcję
chociażby drugiej wojny światowej, mimo iż zapewne o takim wydarzeniu
wiedzą tylko historycy, specjaliści historii Starej Ziemi, jak
przypuszczam. Czy rzeczywiście świadomość ludzi może aż tak radykalnie
zmienić po opuszczeniu Starej planety i pamięci o tym co tam się działo.
Pojawia się motyw ekologiczny, koronal lord Maribor jest powszechnie
potępiany, że chodzi na polowania i urządza w Zamku na Wysokiej Wieży
kilka sal z wypchanymi trofeami łowieckimi. Skończył marnie
skonsumowany przez wielkiego morskiego smoka.
Motyw podróży morskiej
pojawił się również w pierwszym tomie, i niewiele tu nowego będziemy
mieli w tym drugim tomie. Co najwyżej motyw tajemniczych morskich roślin, która jest w
stanie pochłonąć statek w całości. Psychologiczny motyw jest ciekawy,
tutaj potencjalni odkrywcy nowych kontynentów cofnęli się, bo jednak ta
przygoda wywołała duże perturbacje zginał jeden marynarz. Pytanie czy
warto było, czy trzeba było płynąć naprzód. Tłumaczyć ich może długi
czas podróży, minęło ładnych parę lat i to może uzasadniać ich znużenie
zniecierpliwienie wszak Majipoor jest wielką planetą.
Pojawił się motyw kampanii wojennej przeciwko Metamorfom, gospodarzom
planety Majipoor, którzy zostali zepchnięci do rezerwatów i dzikich
leśnych terenów po przybyciu ludzi i innych nieludzi z innych planet. W
pewnym momencie podjęto decyzje o przyśpieszeniu działań wojennych
decydując się na spalenie żywym ogniem resztek zmiennokształtnych
rebeliantów. Jeden uparty możnowładca postanowił zostać na tym terenie
wiedząc, ze to czyste szaleństwo, bo spłonie on, cały dobytek, budynek
piękny, bogaty, ale drewniany, no i służba. Postawa na pewno irytująca i
intrygująca zarazem, wiadomo, że w warunkach wojny bycie uchodźcą to
nic niezwykłego, ale on jednak postanowił pozostać na swojej ziemi nawet
za cenę życia. Majipoor jest planetą zróżnicowaną, mamy wiele stref
klimatycznych.
Mamy też pustynię, miejsce wyjątkowo niebezpieczne bo giną ludzie z
niewyjaśnionych przyczyn. Dekkert, urzędnik pracujący w Wysokim Zamku
miał pewną misję na pustyni. W sumie mógłby się z tego gładko wymigać,
ale uważał, że potrzebuje czegoś w rodzaju pokuty i stąd ta wyprawa na
jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na planecie. Szybko przekonał
się, że ktoś kradnie sny. Te fajne sympatyczne, zastępowane są
koszmarami. Prowadzi to do śmierci, bo albo ktoś gdzieś po nocy
zawędruje, albo mrówki go wyniosą, tacy szybko giną będąc w obłędzie, a
potem z pragnienia i głodu. Deekert wyjaśnił co za czort za tym stoi,
niejaki Barjazid przewoźnik Deekerta sam skonstruował przyrząd do
kontrolowania snów i uprzykrzania życia ludziom. Dekkert zabrał go ze
sobą do Wysokiego Zamku, żeby koronal rozsądził sprawę. Barjazid został
królem snów Tym sposobem ród Barjazidów objął jeden z najbardziej
wpływowych urzędów, obok koronala, pontifexa, no i pani snów.
A o tym, że król snów potrafi spaskudzić komuś życie czytelnik przekona
się już w kolejnym opowiadaniu handlarz z Stee Haligome popełnił
morderstwo. Zostało ono niewyjaśnione, wypadek. No ale król snów nie
dał się wykiwać i prześladował handlarza. Ten długo uciekał. Aż w końcu
dotarł na wyspę Pani Snów żeby zaznać jako takiego ukojenia. Czy to było możliwe?
Znalazła się historia Tissany, którą czytelnik miał okazję poznać w
pierwszym tomie, kiedy Tissana jako tłumaczka snów pomogła Valentine’owi i jako pierwsza rozpoznała w nim prawowitego koronala. Tutaj jako młoda dziewczyna jest w przededniu egzaminu na tłumaczkę
snów. Wyglada to bardzo podobnie przez co przeszedł Valentine
udowadniając, że numer z podmianą osobowości nie jest przekrętem, że to
on jest prawowitym koronalem.
Bardzo ciekawa jest historia złodziejki z Ni – Moja Inyana prowadziła
sklep gdzieś na prowincji w górach, pewnego dnia dowiedziała się, że
jest szczęściarą bo odziedziczyła majątek w Ni Moja. Musiała zapłacić
podatek 20 reali, spora suma pieniędzy. Wszystkie oszczędności Inyany.
Po tym jak przez kilka miesięcy nie nadeszły żadne wieści podążyła do
Ni - Moja, żeby wyjaśnić sprawę. To było oszustwo. Ktoś oferował
Niderlandy, bo to był majątek księcia. Inyana została złodziejką na
Wielkim Targu. Zapewniam, że to dopiero początek tej niesamowitej
historii, którą warto poznać, przy okazji pochodzić po ulicach tego
pięknego miasta.
Książka jest niezwykła, czytelnik poznaje nowe miejsca na Majiporze, i
oswaja się z tymi, które już poznał. Po za tym jest okazja, żeby
przekonać się, że w świetny sposób Silverbeerg kreuje swoich bohaterów.
Zdecydowanie polecam i kontynuuję czytanie cyklu.