wtorek, 29 czerwca 2021

Robert M. Wegner, Północ - Południe

 Robert M.Wegner,



 Północ - Południe 



cykl: Opowieści z Mekhańskiego Pogranicza, t. 1



Wydawnictwo: Powergraph

Data wydania: 2012 r. 

ISBN:  9788361187448 

liczba str.: 571

tytuł oryginału: -----------

tłumaczenie: --------

kategoria: fantasy



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/133775/polnoc---poludnie/opinia/7505595#opinia7505595   



Rozpocząłem nową literacką przygodę, wciągając się w cykl „Opowieści z Mekhańskiego pogranicza” Roberta M. Wegnera, pierwsza część zatytułowana jest „Północ – Południe” . Choć ta książka ma formę zbioru opowiadań, to jednak koniecznością jest traktowanie tego z czym czytelnik ma tutaj do czynienia całościowo, bowiem ta książka, możliwe, że cały cykl również, jako całość ma pewien sens i tak też podchodzę tutaj do sprawy. Autor wybrał swoich czytelników w podróż po cały Imperium Mekhańskim, w tej części konkretnie na północ i południe. Ma to czytelnikom uświadomić wielkość imperium, bo na północy mamy góry Ansar Kirreh i klimat umiarkowany, a na południu tropikalne pustynie i gdzieś tam w pobliżu jest wybrzeże, czyli morze, a może ocean. Na północy granicy strzeże Staż górska, etnicznie ludzie z tej formacji wojskowej nie są rodowitymi Mekhąńczykami, byli wesserianami, którzy w czasach przedmekhańskich stanowili ligę plemienną, a w czasach wojny wykazali się wybitną bitnością z wojskami imperium, co spotkało się z podziwem u Mekhańczyków. Po kilku latach wojen ustanowiono protektorat, a potem aneksje, dzięki rozsądnej polityce Imperium ta przemiana polityczna była bezproblemowa, a wesserianie okazali swoja lojalność i tym sposobem Górska Straż niemalże w niezmienionej formie funkcjonowała i pilnowała licznych przełęczy górskich przed niechcianymi gośćmi. Na południu było morze i pustynia, które dobrze chroniło imperium przed zakusami koczowników. Nie brakuje w tej opowieści motywów taktycznych, wykazywania się wojowników na licznych polach bitew. 


To wszystko nadaje też książce niesamowity klimat, motywy imperiów nawiązujące do starożytnego Rzymu lub Imperium Brytyjskiego nie brakuje w literaturze fantastycznej, począwszy od Malahamu, po Westeros można wymieniać w nieskończoność, u Tolkiena był Mordor, u Sapkowskiego Nilfgaard, itd… Równie ciekawie jest w science fiction W science fiction ciekawy motyw jest w cyklu „Herezja Horusa”, pisanych przez wielu autorów, w „Diunie” było imperium, które władało milionami planet, z Kaitan rządził ród Corrinów, potem władzę przejął ród Atrydów i z Diuny, inna nazwa Arrakis, rządził całym wszechświatem. Podobnie było w „ Fundacji” Asimova. Cesarz rządził z Trantoru, zresztą bardzo podobną koncepcje mamy w filmowych, książkowych, growych „Gwiezdnych wojnach”, imperator rządził z planety Courusant, ta planeta, podobnie jak Trantor w „Fundacji” była w całości zabudowana. Ciekawa jest koncepcja u Pawła Majki w książce zatytułowanej "Niebiańskie pastwiska”, ale o tym będzie okazja napisać w recenzji tej książki.


Tak więc koncepcja Mekhańskiego Imperium, którą zaproponował czytelnikom Robert M. Wegner wygląda naprawdę przyzwoicie, i z chęcią zabiorę się za lekturę kolejnych tomów. Co do licznych opisów kwestii naturalnych, spraw klimatu sprawy mają się bardzo podobnie, w fantasy nacisk na to kładł Andrzej Sapkowski, czy Terry Goodkind w cyklu „Miecz Prawdy”. A w science fiction tych motywów jest tak dużo, że nie sposób tego wszystkiego wymienić. Oprócz wspomnianej już „Diuny” warto zwrócić uwagę, na niesamowity cykl „Kroniki Majipooru” Roberta Silverberga. Książka chociaż jest z science fiction, czyta się ją jak powieść fantasy i na tym polega geniusz tego pisarza. A planeta jest tak bogata w opisy natury, klimatu, że innym pisarzom starczyłoby na opisanie kilkudziesięciu planet, a Silverberg umieścił to wszystko na jednym wielkim Majipoorze.


Książka jest bardzo ciekawa, warto otworzyć książkę i czytać, i raczej jestem spokojny, że z kolejnymi tomami będzie podobnie. Zdecydowanie polecam.

Carlos Fuentes, Lata z Laurą Diaz

 Carlos Fuentes,



 Lata z Laurą Diaz



Wydawnictwo: Libros

Data wydania: 2001 r. 

ISBN:  8373110038

liczba str.: 527 

tytuł oryginału:  Los años con Laura Diaz

tłumaczenie: Elżbieta Komarnicka

kategoria: literatura piękna 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/63709/lata-z-laura-diaz/opinia/660789#opinia660789



Czas na zrecenzowanie książki z meksykańskiej edycji Książkowego Wyzwania Book Trootter, wielkiego wyboru, jeśli chodzi o dostępność książek z tego kraju, nie było, niestety, tak bywa, przeczytałem „Lato z Laurą Diaz” Carlosa Fuentesa. Akcja zaczyna się w amerykańskim Detroit. Santiago, w jednej z ruin fabryki jest graffiti nawiązujące do meksykańskiej artystki na Laury Diaz, które po wypadku, po prostu miał nieszczęście trafić na uliczny gang, a potem było kilka dni kuracji szpitalnej skłania bohatera do przeżycia wspomnień długiego życia Laury. Zaczyna się od kiedy była małą dziewczynką, aż do starości. Chodzi tu nie tylko o konkretne przeżycia wydarzenia, takie jak zwykłe, sprawy codzienne, związki, podróże pociągiem, z jednego końca kraju do drugiego, wiele innych spraw, ale też autorowi daje to możliwości do wielu spekulacji intelektualnych, bo czasy, prawie cały XX wiek były ciekawe, i te przemyślenia z tej książki warto w pamięci zachować. Przypomina to troszkę książkę kubańskiego pisarza Alejo Carpentiera „Święto wiosny” , inne ciekawe nawiązanie literackie to „Miłość w czasach zarazy” Gabriela Garcii Marqueza, była tam opisana długoletnia, acz skomplikowana relacja miłosna Ferminy Dazy i Fiorentino Arizy. Tutaj mamy równie zakręcony motyw Laury Diaz i Santiago Ximeneza. W życiu Laury Diaz było czterech mężczyzn o tym imieniu - Santiago, oprócz wspomnianego kochanka, byli jej brat, syn i wnuk. Ten z Detroit i Los Angeles z 2000 r. to oczywiście wnuk Laury. Akcja książki to lata 1905 – 1972, czyli życie głównej bohaterki, które zgłębia Santiago, czwarty tego imienia. Tytuły rozdziałów, to miejsca i daty, przypomina to troszkę biograficzne podejście faktograficzne, a tak naprawdę są one raczej symbolem pewnych etapów w życiu Laury. Oczywiście jak na przyzwoitą literaturę latynowskiego kręgu kulturowego sporo jest motywów niemal tak legendarnych, że prawie mitologicznych, ale to oczywiste, bo ci pisarze tak piszą, a dla czytelnika czytanie tego typu ezoterycznych motywów jest niesamowicie fascynujące.


Mamy tutaj szeroką panoramę Meksyku, całego świata, dyskursu politycznego, w tym zamieszania z faszyzmem i komunizmem, czego nie trudno się domyśleć. Niby Meksyk, jak większość krajów tego regionu świata, nie był dotknięty w sposób znaczny działaniami wojennymi, co nie znaczy, że perturbacji żadnych nie było. A po wojnie była walka o wpływy na całym świecie między Zachodem, a blokiem komunistycznym i jednym z frontów zimnej wojny była Ameryka Południowa. Na pewno mamy temat postępu technologicznego i jaki to ma wpływ na życie codzienne, chociażby szybsze tempo podróży i jeszcze szybsze tempo obiegu informacji, jeszcze nie tak szybkie jak w dzisiejszej dobie wszechobecnego internetu, gdzie każdy ma dostęp do informacji we własnej kieszeni nawet, ale i tak bardzo szybkie w porównaniu do wcześniejszych stuleci. Znaleźć można pewne elementy dyskursu filozoficznego, zwłaszcza motywy moralno – etyczne w pierwszych latach po wojnie, co ma i miało wpływ na humanistykę w kolejnych dziesięcioleciach. Ten mix opisania losów artystki politycznie zaangażowanej, która brała udział w burzach politycznych, rewolucjach, można powiedzieć, że była feministką, podążającą drogą swoich pasji ważne było dla niej rozwijanie zdolności twórczych i swoich pasji, a nie tylko sprawami typowo kobiecymi, co mogło być uważane za formę buntu, wyzwolenia itd. Życie było trudne i skomplikowane dla Laury i nie oszczędzało jej strat, rozczarowań, a jednak pod koniec życia znalazła cos w rodzaju spokoju, ukojenia i była szczęśliwa.


Niewątpliwie Laura Diaz jest interesującą, nietuzinkową postacią, i dlatego warto poznać jej losy czytając tą niezwykle interesującą książkę. Warto przeczytać, zdecydowanie polecam.



     








piątek, 18 czerwca 2021

Brandon Sanderson, Dawca przysięgi

Brandon Sanderson, 



Dawca przysięgi



cykl: Archiwum Burzowowego Światła, t.3, cz. 1- 2


Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2017 r., 2018 r. 
ISBN:  9788374808910, 9788374809122
liczba str: 560, 656
tytuł oryginału:  Oathbringer
tłumaczenie:Anna Studniarek -Więch 
kategoria: fantasy 



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:



   


















Przeczytałem kolejny trzeci już tom „Archiwum Burzowego Światła” Brandona Sandersona, tym razem w wydaniu dwutomowym, i już po lekturze 3 tomów z planowanych 10, czytelnik przekonuje się, że ten cykl jest pisany z wielkim rozmachem i jest czymś w rodzaju opus magnum pisarza. Jeżeli da się tą twórczość Sandersona z czymś porównać to tylko, z również 10 tomowym cyklem, „Malazańska Księga Poległych” Stevena Eriksona, który również teraz czytam przedziwnym zbiegiem okoliczności.


U Sandersona mamy wszystko, wielki, otwarty świat, mnogość państw plemion, które ze sobą walczą, wykorzystując nie tylko siłę miecza, ale też siłę magii, pojawia się tutaj zabawa ogniem, a konkretnie burzami. Niby burze w tym uniwersum to nic niezwykłego i ludzie są do nich przyzwyczajeni i wszystko jest podporządkowane cyklom burzowym, styl życia, architektura, wszystko co się da. No ale tym razem Parhendni, żeby się zemścić za krzywdy sprzed tysięcy lat wywołali Wielką Burzę, która może sprowadzić nawet zagładę cywilizacji. Wynika z tego, że budowle budowane przez tysiące lat mogą być do tego żywiołu nieprzystosowane, bo wystarczy, że burza nadejdzie z innej strony i wszystko się dosłownie sypie, a ludzie muszą walczyć o przeżycie. Trwa wojna z Parshendimi i jak to bywa na frontach wygrywają, raz jedni, raz drudzy. Badana jest kwestia świetlistych rycerzy, którzy wedle mitów i legend mają powrócić i ponownie ocalić świat. Nawiązanie do „Gwiezdnych wojen” i rycerzy jedi, wydaje się tutaj oczywiste, ale pewnie czytelnik będzie miał okazję dowiedzieć się o co chodzi. Jasność, to coś w rodzaju tytułu szlacheckiego, Shallan ruszyła na poszukiwania, przypominające ekspedycję archeologiczną do położonej wysoko w górach wieży Urithiru, gdzie Wielkie Burze nie sięgają. Shalan bada pozostałości po świetlistych rycerzach. Dużo tutaj polityki, wojny, ale są też dyplomatyczne negocjacje bardzo szczegółowo opisane. Jest też gniewny Bóg Ojciec Burz, bo jak inaczej mogli tutaj nazwać Najwyższy Absolut w tym uniwersum.

Uniwersum jest ciekawe, bardzo skomplikowane, świat ma swoją historię, przeszłość teraźniejszość, no i przyszłość, wszystko ma znaczenie i jakiś wpływ na wydarzenia. Już w poprzednim tomie była mowa o świetlistych rycerzach i rozważana opcja, że wrócą, bo coś się stanie niedobrego i trzeba będzie zrobić porządek. Na razie siedzą cicho, a bohaterowie zgłębiają ich tajemnice. Oczywiście trwają kolejne wojny, burzowe żywioły nadal szaleją, po uspokojeniu powróciły. Dalinar dokonywał prób jednoczenia ludzkich królestw przed kolejnymi zagrożeniami. Okazało się, że tym razem są to przebudzeni Pieśniarze Parshendich. Oczywiście swoje role odgrywają postaci, które były w poprzednich tomach Elhokar, Adolin, Shallan, jest też Jasnah.

Czytanie tej książki jest niezłą przygodą intelektualną, pełno tu ciekawych motywów, postaci, świetnie wykreowany jest ten cały świat fantastyczny. Książka jest niesamowita, genialna. Zdecydowanie polecam.









wtorek, 15 czerwca 2021

Rosa Montero, Łzy w deszczu

 Rosa Montero,



 Łzy w deszczu


Wydawnictwo: Muza

Data wydania: 2012 r.

ISBN:  978-83-7758-199-5

liczba str.: 416

tytuł oryginału:  Lagrimas en la lluvia

tłumaczenie: Weronika Ignas Madej 

kategoria: science fiction


 

recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/142551/lzy-w-deszczu/opinia/65492494#opinia65492494      



Rosa Montero napisała książkę science fiction zatytułowaną „Łzy w deszczu”. Główną bohaterką jest replikantka Bruna Hasky, która realizując zadania detektywistyczne, rozpracowuje zagadkę tajemniczej agresji replikantów, inteligentnych robotów, którzy atakują ludzi, zapewne przypominać to cyberpsychozę, o tej chorobie mowa w grze „Cyberpunk 2077”. Pytania czy to przypadek, czy celowe działanie mające na celu szkodzić robotom, żeby przypadkiem nie doszło do jakiegoś buntu maszyn, czy przyczyna jest jakaś inna? Motyw zbuntowanych robotów znanego na przykład filmów „Terminator” , albo z gry „Detroit become human”. Oczywiście o androidach pisał Philip K. Dick i o tym jak te relacje ludzi ze sztuczną inteligencją mogą wyglądać. Sporo o tym jest w całym „Uniwersum Diuna” F i B. Herbertowie, oraz Anderson, w szczególności cykl „Dżihad Butleriański”. Z kolei zupełnie inne, bardzo optymistyczne podejście ma Isaac Asimov, w cyklu „Fundacja”. Mowa jest w książce o problemach klimatycznych, które skomplikowały politykę na Ziemi na tyle, że wszystkie, że wszystkie rządy doszły do wniosku, że trzeba powołać, jedno globalne państwo: Stany Zjednoczone Ziemi, ten twór polityczny powstał w r. 2109. Ziemia ma wiele kolonii w kosmosie, na naszą planetę przylatują również inteligentni obcy, co daje ciekawe efekty tzw. interakcyjne, w tym seksualne. O tym szeroko jest w grze „Mass Effect”, że np. asari są zdolne do stosunków z różnymi rasami i wręcz jest to przez nich mile widziane, bo wzbogaca genetykę całej rasy. Jest motyw, że replikanty, niczym androidy dickowskie prowadzą mogą prowadzić uprawiać seks z ludźmi i obcymi.


Książka jest tak skonstruowana, że oprócz śledztwa replikantki Bruny Haski, które przypomina po trochy to co można znaleźć w kryminałach lub thrillerach, tyle, że realia są inne, dużo zaawansowanej techniki latające pojazdy, ruchome chodniki, w Madrycie, gdzie mamy akcje tej książki, mamy też informacje z Centralnego Archiwum Stanów Zjednoczonych Ziemi. Te informacje są przydatne, bo urozmaicają akcję, ale też czytelnik zapoznaje się szerzej jak wygląda to całe uniwersum, czyli przyszłość w XX wieku.


Trzeba przyznać, że wszystko w książce dobrze wygląda, motywy typowe dla literatury science fiction są bardzo ciekawe, no i przekazane czytelnikowi działania głównej bohaterki, no i to jak to wszystko wygląda z jej perspektywy. Wszystko to sprawia, że książka jest bardzo dobra. Zdecydowanie polecam




czwartek, 10 czerwca 2021

Drew Karpyshyn, Mass Effect - Objawienie

Drew Karpyshyn, 



Mass Effect - Objawienie



cykl: Mass Effect, t. 1



Wydawnictwo: ISA 

Data wydania: 2010 r. 

ISBN: 9788374182195

liczba str.: 320

tytuł oryginału:  Mass Effect: Revelation

tłumaczenie: Wojciech Pusłowski 

kategoria: science fiction, gry komputerowe 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/63742/mass-effect-objawienie/opinia/60332384#opinia60332384  




                                                 

Niesamowicie się cieszę, że tym razem jest okazja wspomnieć o grze Mass Effect, oczywiście przy okazji recenzowania książki zatytułowanej „Mass Effect – Objawienia”, której autorem jest Drew Karpyshyn. Dziwnym zbiegiem okoliczności 14 V 2021 r. wydana została zremasterowana ta słynna trylogia gier pod nazwą „Mass Effect Legendary Edition”. Warto się z ta grą, przynajmniej zapoznać, oczywiście jeśli ktoś nie jest graczem, bo to uniwersum science fiction jest fascynujące, porównywalne do najlepszych klasyków, np. „Star Wars” znana seria filmów, książek i gier , „Uniwersum Diuna” Herbertów, czy nawet „Kroniki Majipooru” Silverberga, są też motywy znane z Dicka czy Lema.


W roku 2148 ludzkość odkryła przekaźnik masy na Marsie, dzięki cemu z prędkością nadświetlną ruszyła zdobywać galaktykę, Drogę mleczną, oczywiście, szybko natknęli się na turian, doszło do potyczki, a potem do wojny nazwaną, Wojną Pierwszego Kontaktu. Wojna była krótka, ludzkość trafiła do Cytadeli i została przyjęta w szeregi inteligentnych ras galaktyki. Rada Cytadeli składa się z: asari, turian i salarian. Tych inteligentnych ras jest o wiele więcej: hanarzy, volusowie, kroganie, quarianie, batarianie, drele, vorche, elkoriowie. I trzeba przyznać nieźle dzieje się w tym tyglu, każda z ras ma swoje interesy, często sprzeczne z interesami innych ras, walka o wpływy, finanse, zakładane kolonie, terytoria, praktycznie wszystko i w dodatku każda z ras ma coś na sumieniu i całą masę uprzedzeń do innych. W ten kosmiczny, wrzący kocioł kosmicznej geopolityki trafili ludzie, z natury ekspansywni, i w galaktyce zakotłowało się jeszcze bardziej. Po raptem kilkudziesięciu latach obecności ludzkości w polityce glalaktycznej jest mowa o tym, że człowiek mógłby zostać widmem (Widmo – Wydział i Działania Defensywno Obronne) funkcjonariusz Rady o specjalnych uprawnieniach z dostępem do tajnych danych Cytadeli, a także zbrojne ramię Rady. A także mowa jest o tym w grze, że człowiek może zostać członkiem Rady Cytadeli. Andersona pod kątem przydatności na agenta widmo sprawdzał turianin widmo Saren, sprawa Sarena jest znana z pierwszego Mass Effecta, kiedy to komandor Shepard bada sprawę zdrady Sarena. Saren był mocno uprzedzony do ludzi i dlatego storpedował kandydaturę Andersona. Chyba nie będzie spojlerem jeśli wspomnę, że kandydaturę Sheparda rozpatrywał inny agent widmo, też turianin, Niklus, ale nie zdążył jej rozpatrzeć, bo zginał w misji na Eden Prime. Była to pierwsza misja supernowoczesnego kosmicznego statku bojowego Normandia, którą dowodził kapitan Anderson, potem stery przejął już jako widmo komandor Shepard. Rada sprawą musiała sama się tym zająć i uznać, że komandor Shepard ma wyjątkowe umiejętności i nadaje się na pierwsze ludzkie widmo. Już w grze Shepard musi lawirować między interesami Przymierza, czyli po prostu planety Ziemia, a interesami Cytadeli, której jako widmo jest reprezentantem. W to wszystko bardzo fajnie wprowadza książka „Mass Effect –Objawienie”.

Ta książka, jeżeli nie cały cykl, tego dowiem się później, jest swego rodzaju prequelem do wydarzeń z gry, w grze są wspominane w formie dialogów lub notatek, które gracz ma do przeczytania., bohaterem jest kapitan Dawid Anderson, przyjaciel Johna/Jane, zależnie od wyboru gracza, Sheperda, można śmiało powiedzieć zbawcy galaktyki. No ale to jest w grze, a książka to bardzo fajne zagłębienie się w uniwersum i poznanie pewnych szczegółów, na pewno interesujących dla fanów gry Mass Effect, ale też dla czytelników science fiction jest to dobra okazja na zapoznanie się z tym ciekawym uniwersum i zainteresowanie się grą. Zdecydowanie warto przeczytać.