niedziela, 30 listopada 2014

Andrzej Pilipiuk, 

Triumf lisa Reinicke  

cykl:  Oko jelenia, t. 5 



Wydawnictwo:  Fabryka Słów

Data wydania:   2010 r.
ISBN:  9788375741315
liczba str.: 448
tytuł oryginału:  -----------
tłumaczenie: ----------
kategoria:  fantastyka





(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/52863/triumf-lisa-reinicke/opinia/642268#opinia642268   )   

 

 

 

Tym razem to Pilipiuk popłynął. Zmienił konwencję, zrobił z tego kiepski kryminał. Motyw z katową/burdelmamą, która ściga Helenkę z drugiego końca Europy jest porąbany. Czyżby w Norwegii nie było tylu pięknych dziewczyn, że ta na siłę chce ściągnąć do swojego interesu, w najstarszej branży świata, młodą szlachciankę z XIX wieku? Do zawodu wiadomo jakiego przygotowywał Helenę kat seryjnie ją gwałcąc. Owszem katowa ma powody, żeby ścigać Helenkę, bo ta ładnie podziękowała oprawcy, powiesiła kata w jego warsztacie. No ale skoro ten nie wiedział, że pewnym osobom lepiej w drogę nie wchodzić, zwłaszcza gdy są przypadkiem sługami wrednej łasicy, to się dowiedział. Nie wiem jaki był sens wyciągania tego po 2 tysiącach stron, jakby autor nie miał pomysłu co zrobić z głównymi bohaterami. Chociażby nie wiedział co z Markiem ma zrobić. Po prostu wsadził go do paki, a czytelnik ma okazję poznać system penitencjarny i sądowniczy w XVI wiecznym Gdańsku. 


Plusik za kreację Grzegorza Gerharda Grota, ten niczym jakiś szeryf z dzikiego Zachodu wytrwale ściga ludzi, którzy zakłócają spokój mieszkańcom Gdańska, a różnego dziwnego, uzbrojonego towarzystwa szlaja się pełno po mieście.
Nie zostało wyjaśnione czy za zaginięciem Petera Hansavritsona i Mariusa Kowalika, też stoi katowa, czy może Chińczycy, czy jeszcze jakiś inny czort? 


Mamy rozmowę Marka z właścicielem scalaka, który maja odnaleźć czyli oka jelenia. Mają szukać spopielonego miasta? Ponoć to jest Visby, tyle, że Hansa nie chce tam naszych bohaterów, a w szczególności łasicy widzieć. Jak sobie z tym poradzą. Łasica pojawiła się i znika, należy oczekiwać, że się szybko odnajdzie w 6 tomiku. Również spodziewam się, że akcja nabierze rozpędu, po tym nieco przymulonym 5 tomiku, no i w końcu musi się wydać co się działo w przyszłości, czyli teraźniejszości. Bo jak słusznie się domyślamy mamy tam niezłe zamieszanie. Czy jest możliwe odwrócenie zagłady Ziemi i powrót sług łasicy do domu? 


Czekam z niecierpliwością na nowe przygody Marka i jego towarzyszy. 


A ten tomik da się przeczytać, choć rewelacyjny nie jest. Zdecydowanie stać autora na więcej. Czy pokaże klasę w kolejnym tomiku? Po lekturze książki "Sfera Amiliarna" napiszę niezwłocznie. A tymczasem miłej lektury...


Umberto Eco, 



Tajemniczy płomień królowej Loany 





Wydawnictwo:   Noir sur Blanc
Data wydania;  2005 r. 
ISBN:  8373921168
liczba str. 454
tytuł oryginału:  La misteriosa fiamma della regina Loana
tłumaczenie:     Krzysztof Żaboklicki
kategoria:  literatura piękna




(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/40073/tajemniczy-plomien-krolowej-loany/opinia/644264#opinia644264    )   

 

 

 

Być może przypominacie sobie moją recenzję "Sputnik sweethaert" Murakamiego. Tam było, że średnio rozgarnięta 22 latka Sumire, zatraciła samą siebie, całkowicie poddała się wpływom Miu, wykształconej 40 latki, którą Sumire była zafascynowana. Czemu o tym piszę? Ponieważ książka którą się teraz zajmuję ma coś z tym wspólnego. Bo w tej książce być może biedna, zagubiona Sumire znalazłaby recepty jak odnaleźć swoje zagubione "Ja"

 

 
O tym właśnie, o odzyskiwaniu swojej własnej osobowości właśnie traktuje książka Umberto Eco "Tajemniczy płomień królowej Loany" . Przy czym trzeba wspomnieć, że królowa Loana jest fikcyjną postacią z komiksów, która dla głównego bohatera stanowiła klucz do tej zagadki, kim jest naprawdę?
Główny bohater książki 60 latek Giambattista Bodoni, zwany czule przez rodzinę i bliskich Jambo jest człowiekiem bardzo dobrze wykształconym. Z zawodu jest antykwariuszem. Pewnego dnia wydarzyła się rzecz straszna, stracił pamięć w wypadku. Polegało to na tym, że doskonale pamiętał co w życiu przeczytał. Bezbłędnie posługiwał się cytatami znanych ludzi, miał doskonałą wiedzę tzw encyklopedyczną i literacką. Natomiast nie pamiętał swojego życia, bliskich osób, uczuć i dobrych i złych emocji itd... Czuł kompletną pustkę! Kompletnie się zagubił. 

 


Aż nagle przypadkowo, gdy był na spacerze z żoną, przypomniał sobie pewne detale z dzieciństwa gdy zobaczył na pchlim targu komiks z jego lat młodości. Paola, jego żona, podpowiedziała mu, żeby w książkach które czytał w dzieciństwie i w młodości spróbował odnaleźć siebie, bo przypuszczalnie ma pamięć papierową. Jambo podjął się tej próby. Wybrał się w literacką podróż swojego dzieciństwa. To są ciekawe czasy dla Włoch i całej Europy, a więc lata 30- ste i 40 – ste XX stulecia. We Włoszech rządzi Benito Mussolini, któremu marzy się odbudowa Imperium Romanum i przywrócenie Rzymowi rangi stolicy świata. Nasz bohater szybko przekonuje się, że podręczniki szkolne, książki dla dzieci, piosenki, i gazety miały zabarwienie typowo ideologiczne.
To stara wypróbowana praktyka, dzieci w ZSRR najpierw uczyły się czytać słów, Lenin, Stalin, komunizm, a w faszystowskich Włoszech, jak przekonuje nas autor, były to słowa: bitwa, karabin, walka, duce Mussolini, itp... W związku z tym zastanawia się jak on na to reagował gdy miał kilka lat? Próbuje odpowiedzieć sobie na to pytanie. W swych poszukiwaniach na strychu zorientował się, że bardziej od propagandy ukształtowały go komiksy oraz zapewne dom rodzinny, ludzie o przekonaniach demokratycznych. Szczęśliwie komiksy były oazą wolnej myśli, która normalnie została ocenzurowana. Jednak cenzorzy nie przejęli się myszką Miki, kaczorem Donaldem i innymi bajkowymi zwierzakami. Jambo kontynuuje te poszukiwania.

 

 

 
Czy znajdzie to czego szukał?

 

 

Swojego "Ja"? Czy królowa Loana pozwoli mu odnaleźć siebie? 

 


Mam też wrażenie, że w pewnym sensie ta książka jest ważna dla samego Umberto Eco. Jest właśnie swego formą rozliczenia się z samym sobą, swoim dzieciństwem przez włoskiego pisarza. Giambattista Bodoni, jest mniej więcej rówieśnikiem samego autora, i lektury musieli mieć podobne. Widać Eco uważał, że jest mu to do czegoś potrzebne. 

 


Książkę czyta się i ogląda dobrze. Tak, ogląda, bo obrazki, mają tutaj duże znaczenie, takie samo jak treść książki. Tutaj oprócz obrazków, przemawiają również dźwięki, które można sobie wyobrazić, jak brzmi język włoski wiemy, mamy teksty piosenek, sporo w nich jest propagandowych.

 


Czytanie tej książki to bardzo ciekawe doświadczenie czytelnicze, warto je przeżyć.

sobota, 29 listopada 2014

Francesco Fioretti, 




Sekretna księga Dantego





Wydawnictwo:  Dom Wydawniczy Rebis 
Data wydania;  2013 r.
ISBN:  9788375109672
liczba str. :  344
tytuł oryginału:  Il libro segreto di Dante
tłumaczenie:    Karolina Dyjas-Fezzi
kategoria  powieść  historyczna 



(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/169484/sekretna-ksiega-dantego/opinia/17026210#opinia17026210   )  

 

 

 

Tą książkę znalazłem pod wielkim zielskiem zwanym choinką w noc wigilijną. Ponieważ od gościa w czerwony kubraczek ubranego książkowe prezenty uwielbiam dostawać, zapewne dla nikogo z was moi drodzy czytelnicy nie stanowi zaskoczenia, to nie zwlekałem zbyt długo, żeby się do książki dorwać i ją przeczytać. Dlatego mnie ta książka, ucieszyła i nadal cieszy mnie fakt, że ja dostałem.


Książka wydaje się atrakcyjna, jest tajemnica dotycząca autora „Boskiej komedii” Dantego Alghieri. Dalej są tu wątpliwości dotyczące okoliczności jego śmierci. Mamy też sekretne kody, zapisane w tekście „Boskiej komedii”. Znajdują się tutaj jeszcze domysły dotyczące kilku zaginionych fragmentów dzieła. Mamy też tutaj śledztwo dotyczące okoliczności śmierci Dantego. A więc autor dysponował materiałem, żeby z książki zrobić bestseller i to taki, że jego konkurent Dan Brown, który jak wiemy w „Inferno” podobną tematyką się zajął, powinien się schować, bo nie miałby tutaj nic do roboty.  A jednak nie mamy tu do czynienia z żadnym bestsellerem, ani nawet, co ja zdecydowanie bardziej cenię z po prostu świetną książką, którą się czyta z chęcią z wypiekami na twarzy i nie sposób się od takiej książki oderwać. 


Mnie ta książka męczyła, do tego stopnia, że ucieszyłem się. Uff! Wreszcie już koniec. A jeżeli tak jest to jest dla książki fakt kompromitujący, że czytelnik ma ochotę wysłać ją do diabła i dziwi się, jakim cudem ją skończył. Czego zabrakło? Kunsztu literackiego. Widać, że autor z pasji tą książkę napisał, ale zabrakło umiejętności przekazania dalej swojej pasji. Ja po przeczytaniu tej książki w zasadzie nie wiem czemu „Boska Komedia” jest taka genialna, i co z tego wynika? Bo to, że Dante wielkim pisarzem był sobie przeczytam w encyklopedii lub jakimś opracowaniu literackim i jeżeli się tym zainteresuję sięgnę po samą „Boską komedię”. Ta książka mnie do wcale nie tego nie przekonała. Autor uważa, bo jak się dowiadujemy bada kupę lat Dantego i jego wyczyny literackie, że wszyscy do „Boskiej komedii” powinni podejść na klęczkach i modlić się do tego dzieła. A to nie ma tak! Ja jeżeli szukam informacji na jakiś temat to chcę mieć wiarygodną informację dlaczego „Boska komedia” jest cudem świata. Żeby była jasność ja wcale tego nie kwestionuję, że rzeczywiście jest, bo jednak byle pierdoły do kanonu klasyki literatury światowej nie trafiają. Jednak pan Fioretti powinien się lepiej postarać, żeby swojego czytelnika przekonać do swoich racji. Nudny, cholernie ciężki bełkot typowo filologiczny z którego nic nie wynika, a raczej odrzuca czytelnika na milion kilometrów, powoduje efekt odwrotny do zamierzonego. Permanentne zniechęcenie. 


Nie czytałem „Inferno”, ale przeczytam, i mam przeczucie graniczące z pewnością, że się dowiem więcej na ten temat. A panu Fiorettiemu mógłbym udzielić życzliwej rady, musisz, pan się udać na szkolenie do mistrzów, którzy potrafią nawet najbardziej absurdalną wiedzę sprzedać, bo przecież wszelkie teorie spiskowe, które uwielbia rozprowadzać Dan Brown po prostu w pale się nie mieszczą. No ale za to Dan Brown ma cenną umiejętność świetnego pakowania i sprzedawania tych teorii, a w konsekwencji spanie na forsie. Bo książki Dana Browna są czytane, wcale nie dlatego, że ludzie tam szukają Bóg wie jakich heretycznych objawień, ale dlatego, żeby się świetnie pobujać w dobrze rozpracowanej fikcji literackiej. I tego właśnie w „Sekretnej księdze Dantego” brakuje.


Książkę oceniam poniżej przeciętnej. A Ty czytelniku zastanów się co zrobisz z moją wybitnie subiektywną oceną tej książki.



Jacek Piekara, 



Przenajświętsza Rzeczypospolita 




Wydawnictwo:  Red Horse
Data wydania;   2006 r.
ISBN:     9788360504024
liczba str. :   440 
tytuł oryginału: ----------- 
tłumaczenie:-------------
kategoria; fantastyka



(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/51036/przenajswietsza-rzeczpospolita/opinia/2588301#opinia2588301     )  




Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia oprócz klasycznego fantazy z publicystyką polityczną. Piekara odpowiada na pytanie co z tą Polską za jakieś 30 lat? Jest to wizja przerażająca i przejaskrawiona. 


Polska gdzieś połowie wieku w koncepcji Piekary to państwo typowo teokratyczne, raczej jest to mieszanka Kuby z Afganistanem niż kraj który był w Unii Europejskiej, tak był, bo ponoć nas albo z niej wywalili, albo sami wystąpiliśmy. Zresztą i Unia będzie nieco inna, bardziej Islamska. Zamiast katedry Notre Dam w Paryżu mamy meczet i obowiązuje tam szariat, prawo Islamskie. Po za tym nie ma państwa Izrael, bo Żydzi zostali wymordowani przez Islamistów na stadionie w Hajfie, i zapewne Al. Dżazira lub Al Arabija puściła z tego wydarzenia transmisje live na cały świat. Ale wróćmy do wydarzeń w kraju, Polska jest krajem zrujnowanym gospodarczo, mamy tu nędzę i kosmiczne bezrobocie. Bo to jest w interesie polskiego katolicyzmu. Zdaniem rządzących im ludzie są biedniejsi tym skłonni pokornie wierzyć w Boga, czyli być prawdziwymi Polakami. A wizja ogólnego dobrobytu to dla księży koszmar, wiec robią wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Bo właśnie w omawianej koncepcji Piekary ku chwale Bożej rządzi Kościół. Politycy są słabi, bezpieczniej jest im się nie narażać, bo zapewne Centrum Ochrony Wiary na wszystkich ma haki. Oprócz Kościoła ma się dobrze mafia, która z Kościołem dobrze żyje. Mamy tu na przykładzie bimbrowni, wszystkie są nielegalne, ale te które są pod ochroną mafii i lokalnego proboszcza są nie do ruszenia przez organa ścigania. Każdy proboszcz jest guru na swoim podwórku i lepiej się nie narażać. Udział w niedzielnej Mszy Świętej jest obowiązkowy, ale lepiej wykazać inicjatywę i pokazywać się w Kościele w pozostałe dni tygodnia również. Pewnie tego typu posłuszeństwo obywatelskie jest lustrowana monitoringiem i za pomocą donosów również.
Czyżby ingwigilacja sięgała tak głęboko jak w NRD robiła to Stasi? 


Krótko mówiąc Polsce połowy wieku u Piekary bliżej do krajów 3 świata niż do standardów cywilizowanych. Oczywiście władza ma straszaka na obywateli, którzy ośmielają się być niepokorni. Rządzący wykorzystali jednocześnie stare dobre wzorce radzieckie i zgrabnie to połączyli z tym co proponowali niemieccy naziści sto lat wcześniej, mianowicie na Śląsku gdzie miała miejsce katastrofa ekologiczna utworzono sieć obozów koncentracyjnych. Stamtąd raczej nikt żywy nie wracał, śmiertelność była bardzo wysoka, wystarczyły jakieś 2, 3 lata, no ale transporty z siłą roboczą ledwo nadążały dowozić nowych więźniów, wiec problemów kadrowych nie było. Uciec stamtąd nie było szans. 


I nagle coś się wydarzyło!


W okolicach Suwałk odkryto bardzo bogate złoża ropy naftowej, to byłaby szansa na zmianę historii kraju i powrót do cywilizacji.
Także globalni biznesowi i polityczni gracze ustosunkowują się do tej kwestii. Nie trudno wywnioskować kto ma w tym jaki interes, chodzi tu o ceny ropy, gdyby uaktywnić bogate złoże, to wiadomo ceny tego surowca musiałyby spaść, a z tego dotychczasowi gracze nie byliby w stanie zaakceptować, no ale inni z chęcią by się do tego dorwali. Podobnie w lokalnej polityce jedni mają w tym interes, żeby kraj się wzbogacił i z powrotem ucywilizował, no ale siła która ma najwięcej do powiedzenia, boi się utraty wpływów, wiec dąży do tego, żeby utrzymać istniejący stan rzeczy i władzę przede wszystkim.


Gra się zaczęła…


Podsumowując jest to skrajna, przejaskrawiona wizja, ciekawa, acz bądźmy realistami, nierealna. Jesteśmy krajem demokratycznym przeżywamy, choć wciąż trudny czas, to jednak nasz kraj jest na dobrej drodze ku ogólnemu dobrobytowi. I jeżeli sami nie jesteśmy w stanie o to zadbać to mamy Brukselę nad sobą, która nie pozwoli na samowolkę.


Musimy tylko zrobić jedno… 


Nie spartaczyć tego co mamy i drogi, którą jako naród podążamy.


Fakt w jednym autor ma rację, wciąż łatwo z niej zejść, dlatego wszyscy musimy uważać i podejmować na miarę swoich możliwości odpowiedzialne decyzje za kraj. I tu mamy podobne przesłanie jak w „Podróży do Ciemnogrodu” Stanisława Kostki Potockiego. Te dwie książki dzieli 200 lat od siebie, a jednak są zadziwiająco podobne do siebie. Jedną i drugą trzeba przeczytać i rozważać ku przestrodze jeżeli chcemy, żeby wyraz Polska coś znaczył w świecie i chcemy być dumni sami z siebie. Jeżeli my sami siebie cenić nie będziemy, nikt za nas tego nie zrobi.


Przeczytać warto.