Bóg Imperator Diuny
cykl: Kroniki Diuny, t. 4
Wydawnictwo: Dom wydawniczy Rebis
Data wydania: 2010 r.
ISBN: 9788373018464
liczba str. : 496
tytuł oryginału: God Emperor of Dune
tłumaczenie: Marek Michowski
kategoria: fantastyka, science fiction
( recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/20847/bog-imperator-diuny/opinia/12970144#opinia12970144 )
„Dziś prawdziwych Fremenów już nie ma”, gdyby jakimś czortem Duncan
Idaho, a właściwie, mniej więcej setny ghola Duncana Idaho, nie
wczuwając się w detale, ghola to po prostu klon, choć troszkę
zmanipulowany, a więc bardziej przypominający golema, znał tą piosenkę,
to zwiedzając Tuolo, wieś muzealnych Fremenów na pustyni Settir, to ją
niewątpliwie by zanucił. W IV części Kronik Diuny zatytułowanej „Bóg
imperator Diuny” mamy muzealnych Fremenów, którzy z Fremenami z czasów
Muad’Diba praktycznie nic wspólnego nie mają. Po prawdzie już bardziej z
nimi ma coś wspólnego Duncan Idaho, którzy w Fremenami, żył walczył za
słuszną sprawę, a nawet zginał. A ci kolesie muzealni Fremeni nawet
kolorem oczu się różnią. Ci starożytni Fremeni, mieli oczy niebieskie,
bo byli od przyprawy uzależnieni, Ci maja brązowe, a więc przyprawy
praktycznie nie używają. Duncan Idaho ma z nich nieprzecietną polewę,
bo co to za Fremen co ma brązowe oczy? Po Fremenach pozostały niewiele
warte rytuały, nawet noże krasnyże, broń Fremenów, pochowali do muzeum, a
to już jakaś kpina normalnie. Krasnyż, po prosty nóż służący m. in. do
pojedynków, to specjalna broń Fremńska, mająca rangę świętości jak
wróg zobaczył krasnyż, to po prostu musiał zginąć, bo inaczej Fremen
okryłby się hańbą, gdyby pozwolił wrogowi przeżyć, chyba, że sam
zapłaciłby daninę krwi, zginał w pojedynku. Fremeni przez te 3500 lat
zeszli na psy, a więc mamy motyw jak upada cywilizacja. Ci sami
Fremeni, którzy kiedyś zdołali opanować cały wszechświat, bo byli
dzielnymi ludźmi, teraz w najlepsze zajmują się hodowaniem kwiatków, co
dla normalnego Fremena , to było jakieś science fiction normalnie,
nie tylko dla tego, że hodowanie kwiatów na pustyni to marnotractwo
drogocennej wody. Ci Fremeni sprzed lat nie bali się nikogo i dlatego
byli nieobliczalni, a Ci muzealni Fremeni, dostaliby wpieprz aż by się
kurzyło i pewnie błagaliby o litość. Pozostaje pytanie czy ci muzealni
Fremeni odnajdą samych siebie jak na Diunę powrócą czerwie i cała
planeta znowu przemieni się w pustynię?
Inaczej wyginą, a wraz z nimi cała pamięć o dzielnych Fremenach.
Przez te 3500 lat Diuna i wszechświatowym imperium rządzi imperator Leto
II Atryda Czerw, albo Bóg imperator. Cały czas czytając o Leto
zastanawiamy się kim jest, mimo wszystko nie jest bogiem, wszak jest
istotą śmiertelną mimo, że przeżył tysiące lat, jest niemal
wszechwiedzący, człowiekiem też nie jest, bo opanował go czerw, nie
jest też czerwiem, bo jednak zachował jakiś procent człowieczeństwa,
nawet kochał taką jedną Hwi Noree, choć tylko platonicznie, do miłości
fizycznej nie był zdolny. Trzy tysiąclecia z okładem to kawał czasu, jak
ma się władzę nad wszechświatem można zrobić wszystko po swojemu. I
Leto to zrobił, w całym wszechświecie mamy same wioski, nawet stolice
planet, to co najwyżej małe miasteczka. Charakter metropolitarny ma
tylko stolica imperium Onn, która umiejscowiona jest na Diunie.
Zauważyłem, że Herbert doskonale kontroluje myśli czytelnika. Jak się o
tym czyta, że Leto stworzył ze wszechświata jedną wielką wioskę, to się
myśli, co to za zwała, to aż niemożliwe, żeby świat mógł tak
funkcjonować, że ludzie zgodzili się na taki Pax Leto*. I tylko młoda
Siona, też Atrydka, z kumplami się buntowała, a cały wszechświat siedzi
cichutko jak myszki pod miotełką. Ta koncepcja przypomina to co
wyspekulował Dukaj w książce zatytułowanej „Lód” , po prostu mamy
tutaj zamrożenie wszelkich procesów historycznych. Wszechświat
funkcjonuje w doskonałej stagnacji historycznej. O czymś takim marzą
chyba tylko najbardziej zacietrzewieni ideowi konserwatyści i całe
szczęście, że te marzenia nie są przez Najwyższego spełniane, bo
siedzielibyśmy jako rodzaj ludzki na drzewach. Mam wrażenie, że w ten
sposób autor wypowiada się na temat postępu, że po prostu postęp jest
konieczny mimo faktu, że przecież nie wszystko musi się nam w postępie
podobać.
Czytając, tą część „Diuny” ma się wrażenie, że Leto zna na pamięć
„Księcia” Machiawellego i stosuje się do zaleceń płynących z tej
lektury. A więc siłą rzeczy mamy tutaj specyficzną filozofię polityki,
to dotyczy właściwie wszystkich części: "Kronik Diuny” , a więc występują
tutaj koncepcje dotyczące roli władcy w państwie, którym rządzi, no i
siłą rzeczy udział rządzących w tym całym interesie zarządzania krajem.
Co do samego Leto w tej części, pytania dotyczące kim jest Leto?, nie
dotyczą tylko i wyłącznie wyglądu, ale tego jak można go oceniać, czy
jest potworem, dlatego, że taki już jest czy po prostu sam aspekt
sprawowania władzy na nim to wymusiło, w końcu utrzymanie się na tronie
3500 lat to nie lada wyczyn. Zapewne chętnych nigdy nie brakowało, żeby
przejąć władzę Leto musiał robić z tym porządek zawczasu, i robił to
skutecznie, zanim ktokolwiek o tym pomyślał Leto już o tym wiedział.
Dopiero po 3500 latach Ludzie z planet Tleix i Ix, skonstruowali
urządzenia, powodujące, że te osoby były niewidoczne dla Leto.
Oczywiście jak w każdej części „Kronik Diuny” pojawia się motyw
religijny tutaj też. Mamy sporo o interakcji religii i władzy. Herbert
jest przekonany, że tak naprawdę każda władza potrzebuje religii i
dzięki religii dobrze funkcjonuje, bo religia optuje za utrzymaniem
porządku rzeczy, a to każdej władzy jest rękę, bo władza boi się
rewolucji, zamachów stanu. Religii nie udało się wykorzenić całkowicie z
życia społecznego, bo władza nie miała w tym interesu. Rzecz jasna
objawieni duchowni też potrzebują władzy świeckiej, bo to władza buduje i
utrzymuje potężną pozycję kościołów. Jedni żyją z drugich i na odwrót.
To jest polityka. Oczywiście stosunek imperatora do religii jest tutaj
typowo makiaweliczny. Kiedy religia jest potrzebna do utrzymaniu ładu we
wszechświecie Leto wspiera religię, natomiast sam ani myśli stosować
się postanowień religijnych, które wynikły chociażby z dżihad
Butleriańskiej. Leto nic a nic się nie krępuje ograniczeniami
religijnymi dotyczącymi robotyki, kupuje hurtem komputery, roboty, a
nawet ghole Duncana Idaho, co też podlega pod postanowienia
antyrobotyckie.
Nie mam wątpliwości Herbert stworzył arcydzieło literatury science fiction. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz