wtorek, 31 sierpnia 2021

Drew Karpyshyn, Mass Effect - Odwet

Drew Karpyshyn, 



Mass Effect - Odwet 



cykl: Mass Effect, t. 3


Wydawnictwo: Fabryka Słów 

Data wydania: 2011 r.

ISBN: 9788375744965

liczba str.: 326

tytuł oryginału: Mass Effect: Retribution

tłumaczenie: Milena Wójtowicz

kategoria: science fiction, gry komputerowe


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/86499/mass-effect-   odwet/opinia/60368614#opinia60368614              



         

Trzecia część książkowego cyklu „Mass Effect” zatytułowana „Mass Effect – Odwet” Drew Karpyshyna jest zdecydowanie najlepsza. Oczywistością jest, że książki są inspirowane są grami, ale to nic złego przecież, bo growa produkcja jest po prostu genialna. Książki chociaż podążają innym torem fabularnym, o bohaterskim Johnie Shepardzie, możliwa jest też Jane, ale jak wspomniałem o postaci Johna piszę, żeby uprościć motyw, tylko się wspomina, ale za to pojawia się wiele innych postaci, w tym znani gracze jak Człowiek Iluzja, szef Cerberusa czy Aria T'Loak, bezwzględna królowa piratów. Okazuje się, że nawet kroganin Wyrocznia, którzy wcześniej, kilka wieków temu, rządził na Omedze, największe trofeum wojenne królowej, jest jej pokornym sługą, doradcą i przyjacielem. W książce dziwny zbieg okoliczności sprawił, że ten duet: Człowiek Iluzja i Aria, obydwoje z wzajemnością nie trawili siebie i to w najlepszym wypadku, jednak mieli na tyle rozsądku, że wchodzenia sobie w drogę też nie było. No ale teraz się okazało, że mieli swoje interesy, zabicie porobionego przez Żniwiarzy Paula Graysona, i nie chodzi tylko o indoktrynację, ale też o przeróbkę został organicznym robotem, praktycznie był, używając kolokwializmu, mega koksem. W grze kimś takim był sam Saren, gdyby nie połapał się, dzięki perswazji Sheparda, że de facto stał się marionetką Żniwiarzy, czego nigdy nie chciał, był tak miły strzelił sobie w głowę. Inaczej pewnie sam, dałby sobie radę z Shepardem i połową Cytadeli razem wziętą, z drugą zrobiłyby porządek gethy, bojowe roboty wynalezione przez quarian, które uznały boskość Żniwiarzy i im służą w całej trylogii gier. Dzięki czemu John Shepard ma pełne ręce roboty, a i tak było ciężko, bo Żniwiarze ani myśleli odpuścić. Rozróba jaką zrobił Grayson na Omedze jest niezbitym dowodem potwierdzającym tą tezę, że Saren stał się praktycznie niezniszczalny, ale na szczęście kogoś takiego, który ma w dodatku całą armię Żniwiarzy w łepetynie da się pokonać. Dowiódł tego Shepard na Cytadeli, czy dowie się tego jego przyjaciel kapitan Anderson, którego realizuje cel misji czyli zabicie Graysona.                          


Akcja trójki podobnie jak dwójki książkowej, ma miejsce między ”Mass Effect 1” i „Mass Effect 2”. Aria nie poznała jeszcze Johna Sheparda, a Cerberus głowi się jak pozyskać Johna Sheparda do swojej sprawy, co jak wiadomo będzie miało miejsce w „Mass Effect 2” Oczywiście Człowiek Iluzja zdaje sobie sprawę, że nie zrobi tego kredytami, czyli walutą, ale potrzebna jest porządna idea, w którą wejdzie „pieprzony” Zbawca galaktyki, no ale napatoczyli się Zbieracze, którzy opanowują ludzkie kolonie i dosłownie zgarniają wszystko co się rusza. I trzeba zrobić porządek, a to robota dla Johna Sheparda, i jego ekipy z nowej Normandii.


Wracając do książki współpraca Arii i Człowieka była bardzo dziwna, obydwoje człowiek i asari, w ciemię bici nie byli, ale jednak jak widać Człowiek Iluzja jest lepszy w te klocki od swojej koleżanki, sprzedał Arii bajeczkę o „turiańskich nacjonalistach” i ona to kupiła, oczywiście do tego doszła też kilkucyfrowa kwota w kredytach. Człowiek Iluzja chciał się odegrać na ludziach z Przymierza i turianach za to, że zdobyli siłą jedną z baz Cerberusa i sam Człowiek Iluzja ledwo wyszedł z życiem z tej awantury. Batalia była ostra, turianie stracili 1/5 żołnierzy biorących w tej akcji. No ale jak wiemy, do zniszczenia Cerberusa nie wystarczy jedna eskapada, nawet najlepszych ludzi/nieludzi, dla Człowieka Iluzji był to ledwie jeden drobny wypadek. Na całe szczęście, bo jak się okazuje do porobienia Żniwiarzy nie były potrzebne tylko umiejętności bojowe Sheparda i jego ludzi, ale też gigantyczne wydatki  firmy Człowieka Iuzji. Chodziło w tej rozgrywce o Graysona, który był zarówno pracownikiem Cerberusa, jak i zaufanym człowiekiem królowej Arii.


Książka jest ciekawa, wciąga niesamowicie wiele się dzieje, sporo walki, szybkie tempo akcji, gdyby to nie, że z oczywistych względów to jest science fiction „Mass Effect” książkowy i growy mógłby uchodzić za dobry thriller, z mocnymi akcentami political fiction. Cykl książkowy, jak i growy zdecydowanie polecam.



sobota, 28 sierpnia 2021

Peter Lengyel, Druga planeta słońca Ogg

 Peter Lengyel, 


Druga planeta słońca Ogg 




Wydawnictwo: Iskry 

Data wydania: 1982 r..

ISBN: 8320705312

liczba str: 163

tytuł oryginału:  Ogg második bolygója

tłumaczenie: Tomasz Kulisiewicz

kategoria: science fiction 


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/71417/druga-planeta-slonca-ogg/opinia/66613634#opinia66613634    




W moich poszukiwaniach literackich, no i dobrej literatury science fiction przy okazji również znalazłem na półce w bibliotece książkę Petera Lengyela zatytułowana „Druga planeta od słońca Ogg” i jest to niezwykle oryginalna pozycja z jednej strony analogiczna jest koncepcja, która pojawia się w „Powrocie z gwiazd" Stanisława Lema, tyle, że w książce węgierskiego pisarza mamy powrót astronautów po 600 latach, oczywiście było to któreś pokolenie w kosmosie, główny bohater Eelianin Igo Vandar urodził się na statku kosmicznym, część załogi była zahibernowana i wybudzana była co jakiś czas, a część tak jak Igo właśnie całe życie podróżowali w kosmosie. A jak już trafili na ojczystą planetę, musieli się uczyć na nowo, począwszy od mowy, po tym jak funkcjonować w codziennych, rutynowych czynnościach. Ekspedycja wyruszała w roku 6100, kiedy to cywilizacja tej planety była u szczytu rozwoju i gospodarkę stać było na wysyłanie drogich ekspedycji, żeby wyjaśnić: co za licho siedzi w tym kosmosie? Dwóch rzeczy się dowiedzieli, że istnieją jacyś Obcy, który robią rozróby w kosmosie urządzają jakieś wojny światów, żeby zagarnąć dobra planet, a tubylców wycinają w pień, albo wykorzystują jako niewolników. Ale dowiedzieli się jeszcze czegoś ciekawszego, że istnieją jacyś inni ludzie zwani homo sapiens z planety Ziemia. Co prawda na tą chwilę, 500 r. p. n. e. pożytku z nich nie ma wielkiego, ale dobrze zinterpretowali zagadnienie, że ta cywilizacja ma duży potencjał.



Czyżby Eelianie zachowywali się jak Proteanie, albo Żniwiarze z „Mass Effecta”. Jedni i drudzy robili lustracje inteligentnych istot galaktyki. Pierwsi działali w dobrych intencjach, szukając sojuszników, żeby uporać się z zagrożeniem jaki robią Żniwiarze, a drudzy, żeby niszczyć na swojej drodze co się da, przy okazji pasożytniczo wykorzystywać potencjał jaki dają cywilizacje. Są dowody w uniwersum Mass Effecta, że Ziemia była przez wieki obserwowana i wnioski były wyciągane. No ale wracając, do tej książeczki,  2500 lat później Ziemianie peregrynując kosmos trafili na Eeli i znaleźli tam inny gatunek człowieka. Mogło dojść do jakiejś wojny pierwszego kontaktu, ale jednak obie, braterskie cywilizacje przekonały się do siebie, no i do tego, że potrzebują siebie, bo jest duże zagrożenie ze strony Obcych z kosmosu i trzeba walczyć w kosmicznej wojnie ramię w ramię, "za wolność naszą i waszą". Potem akcja nabrała rozpędu. Silniki rakiet zostały odpalone i wszelki sprzęt wojskowy jest przygotowany do kosmicznej walki.


Oczywiście mamy mnóstwo spekulacji socjologiczno – filozoficznych co się dzieje na Eeli w roku 6700, przypominam 2500 lat temu. Poznajemy szczegółowo funkcjonowanie społeczności tej planety . No i jak zwykle w literaturze  science fiction, jest mnóstwo ekologicznych postulatów, że trzeba dbać o planetę. Pod kątem filozoficznym oczywiście są moralne koncepcje jak to wszystko działa. Ale również motywy kosmiczne, że z logicznego punktu widzenia, że jeżeli istnieje jedna społeczność istot inteligentnych w kosmosie to musi istnieć takich bytów dużo więcej. Pytania są tego typu, czy cywilizacje jeśli już wpadną na siebie będą za wszelką cenę rywalizować czy znajdą sposoby na pokojową koegzystencję? Ciekawe motywy były w grach i książkach Drew Karpyshyna „Mass Effect” , klasyk to „Wojna światów” Herberta Georga Wellsa”, no i przede wszystkim „Odyseja Kosmiczna 2001”, i kolejne części, Arthura Charlesa Clarka i wiele innych pozycji książkowych, które można wymieniać praktycznie w nieskończoność.


Oryginalne u Lengyela na pewno jest to, że w kosmosie ludzie nie muszą pochodzić tylko z Ziemi i nie chodzi wcale o motywy kolonizacyjne, o czym wspomina wiele książek z gatunku sf, ale ta ewolucja może przebiegać niemal identycznie na innej planecie niż na naszej Ziemi. Książkę na pewno warto przeczytać. Polecam









wtorek, 10 sierpnia 2021

Martyna Raduchowska, Szamanka od umarlaków

 Martyna Raduchowska, 



Szamanka od umarlaków



cykl: Szamanka od umarlaków, t.1



Wydawnictwo: Uroboros

Data wydania: 2017 r.

ISBN: 9788328045231

liczba str.: 416

tytuł oryginału: -----------

tłumaczenie: ----------

kategoria: fantastyka


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4776067/szamanka-od-umarlakow/opinia/66332053#opinia66332053


                                                                                                                                

Martyna Raduchowska to dla mnie nowe doświadczenie czytelnicze, ciekawi mnie jej cyberpunkowy cykl „Czarne światła” i to niewątpliwie kwestia czasu, kiedy książeczki będą czytane i recenzowane. Teraz wpadła mi w ręce książka „Szamanka od umarlaków”, która jest pierwszą częścią cyklu, trylogii, dokładnie tak samo zatytułowanym.


Główną bohaterką jest młoda 18 letnia dziewczyna Ida Brzezińska, pochodząca z niewielkiej miejscowości gdzieś nad morzem która dostała się na studia, na Psychologię na Uniwersytet Wrocławski. Ida jest racjonalistką, i kwestie związane z magią uważa za stek bzdet i kompletnie jest w szoku, że same takowe posiada, tzn. nie jest typową czarodziejką, jak jej wielopokoleniowa rodzina na przykład, ale ma dar, który ma chociażby. Guślarz z „Wiedźmina 3”, który rozmawia z duchami odprawia starożytny, prasłowiański rytuał dziadów. Ciekawe przykłady są też z literatury np. Leon z książki „Popiół i kurz. Opowieści ze świata Pomiędzy” Jarosława Grzędowicza. Leon, ateista wykładowca akademicki, był psychopompem, który przeprowadzał dusze zmarłych na tamten świat, bo zabłądziły tutaj i nie wiedziały co mają ze sobą począć. Też mam ciekawe skojarzenie dotyczące bohaterki książki zatytułowanej „Wiedźma.com. pl” Ewy Białołęckiej, bohaterka Krystyna Szyft, pseudonim Reszka z zawodu redaktorka, racjonalistka sama określająca siebie jako netocholiczka z dużego miasta trafiła do niewielkiej, magicznej wsi Czcinki, gdzie rządzi jej ciotka Katarzyna będąca potężną wiedźmą. Wynika z tego, że Reszka musi ją pokonać odnaleźć w sobie przy tym pokłady zdolności magicznych i jazda z motywem. Oczywiście to tylko losowe przykłady, bo takich motywów da się znaleźć więcej w literaturze fantastycznej. Jak można się domyśleć zarówno Leon jak i Reszka mają wiele wspólnego z Idą. Bo okazało się, że Ida jest szamanką, która widzi umarłych i ma im pomagać wybrać się na tamten świat, ma też swoisty charyzmat prorokowania, bo z góry wie, że na kogoś Śmierć z kosą się zasadziła i najbliższym czasie umrze.



Ale wróćmy do fabuły młoda dziewczyna chce się wyrwać z domu, po tym jak dostała się na studia, wiadomo nowi ludzie, szał imprezowy, wiedza wtłaczana przez wykładowców i takie tam, typowe raczej studenckie klimaty. Rodzice wysyłali ją do jej ciotki Tekli, widać, że Ida nie była tym pomysłem zachwycona.
No i trafiła do akademika, imprezy były, wróżenia też, bo szybko zyskała reputację kogoś kto ogarnia sprawy paranormalne, ale też pogaduszki ze zmarłymi, którzy uganiali się za nią, do tego stopnia, że zaczęto zastanawiać się czy z nią wszystko jest w porządku. No ale jej ciotka, która szybko została powiadomiona o ucieczce młodej adeptki sztuk ezoterycznych wzięła sprawę w swoje ręce, objawiła się jej w lustrze i kazała natychmiast przybyć do jej domu. Tak zaczęła się jej szamańska edukacja, jak ma radzić sobie z darem, żeby jej umarli głowy nie zawracali, a jeżeli już to w przyzwoitych proporcjach kontrolowanych przez szamankę. Tekla była dziwna to mało powiedziane, a najdziwniejsze było to, że nie żyje i się nigdzie w żadne zaświaty nie wybrała, postanowiła wyszkolić najpierw następczynię, żeby przekazać jej cały majątek i oczywiście szamańska praktykę. Dalej to już leci, pierwsze doświadczenia w magicznym szkoleniu radzenie sobie z nowymi wyzwaniami, jednocześnie studia, bo kontynuowała kształcenie się.



Książka jest ciekawa, lekka, przyjemna, nie jest jakaś specjalnie wybitna, ale czas przeznaczony na jej przeczytanie nie jest stracony. Bohaterka jest ciekawie, wiarygodnie przedstawiona. Można się wciągnąć w czytanie tej książki. Warto przeczytać.





poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Drew Karpyshyn, Mass Effect - Podniesienie

 Drew Karpyshyn,



Mass Effect - Podniesienie



cykl: Mass Effect, t. 2


Wydawnictwo: Fabryka słów

Data wydania: 2010 r. 

ISBN: 9788375742275

liczba str.: 336

tytuł oryginału: Mass Effect: Ascension

tłumaczenie: Milena Wójtowicz

kategoria: science fiction, gry komputerowe


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

 https://lubimyczytac.pl/ksiazka/73616/mass-effect-podniesienie/opinia/60332404#opinia60332404








Kontynuuję czytanie książkowego „Mass Effecta”, tym razem druga część jest zatytułowana jest „Mass Effect – Podniesienie”, autorem książki jest Drew Karpyshyn. Myślę, że nie ma potrzeby powtarzać tego co już pisałem w poprzedniej recenzji, że to jest genialne uniwersum kosmiczne stworzone w grach „Mass Effect” i przetransferowane w książkach dzięki czemu gracz czy widz oglądający streamy lub filmy z gry jest w stanie zgłębić swoją wiedzę o tym co my tam mamy ciekawego w grach. A fanów tej niesamowitej jest sporo, co tylko potwierdza tezę, że te uniwersum stworzone przez twórców, w tym samego Drew Karpyshyna, który jest scenarzystą gier, jest absolutnie wyjątkowe, więc niewątpliwie czytelników tych książek z gry nie powinno zabraknąć.                                                                  


O ile pierwsza część była wprowadzeniem do uniwersum "Mass Effecta", ta jest uzupełnieniem treści z gry, akcja toczy się gdzieś między „Mass Effect 1”, a „Mass Effect 2”, domyśleć się można tego czytając o wydarzeniach z pierwszej odsłony, mowa jest o Zbieraczach i Żniwiarzach, choć o tych pierwszych gracze więcej dowiadują się z „Mass Effect 2” , a temat Żniwiarzy, inteligentnych maszyn, które w cyklach co 50 000 lat wykańczają cywilizacje, zanim ich zdaniem same zdołają się wykończyć, pojawia się od samego początku bohater/ka rozgrywki John/Jane Shepard, dla uproszczenia piszę tutaj o bardziej kanonicznej, w kwestii wyboru, postaci Johna Sheparda, sukcesywnie dowiaduje się o Żniwiarzach, a wraz z nim gracze lub widzowie od samego początku gry. Dużą role w kwestii uświadomienia Sheparda maja proteańskie nadajniki, a także o dziwo Żniwiarz Suweren, znany jest szerzej jako olbrzymi statek Sarena. Zadaniem Suwerena jest zwołanie swoim kumpli z odległych połaci kosmosu, żeby rozpoczęli kolejne "żniwa", bo trzeba unicestwić kolejną/kolejne cywilizacje. ostatnim razem byli to Proteanie, a Cytadela, oprócz funkcji centralnych dla ras galaktyki jest też swoistym nadajnikiem, który ma przywołać armię Żniwiarzy. Akurat ten motyw początków, rozwojów i końców cywilizacji w "Mass Effect'cie" wyraźnie nawiązuje wyraźnie do koncepcji znanych z filozofii historii. Chociażby Arnold Toynbee o tym pisał, że każdą cywilizację czeka ten sam los, że narodzi się wzrośnie i upadnie, bo taka jest kolej rzeczy. Oczywiście ta antropomorfizacja, czyli coś co znamy z bajek, że zwierzątkom nadaje się cechy ludzkie, jest uproszczeniem, ale bardzo interesującym. Toynbee wierzył, że nasza cywilizacja Zachodnia jest na tyle silna i wyjątkowa, że da radę i przetrwa. Nie trudno się domyśleć, wracając do fabuły książki, że dla zwykłych ludzi/nieludzi wydarzenia z pierwszej części gry były zagadkowe i niezrozumiałe. I nic dziwnego skoro nawet Rada Cytadeli bagatelizowała problem, że chodzi tu o przetrwanie wszystkich rad w galaktyce, a nie jak dorobili sobie ideologię, że to tylko zbuntowane widmo Saren wymknął się spod kontroli Rady.



Nowością jest na pewno w książce to, że Zbieracze nie tylko atakowali kolonie różnych ras, przede wszystkim ludzkie, ale też kupowali niewolników na czarnym rynku w ten sposób zdobywając przedstawicieli wszystkich ras do niecnych celów jakie mieli Żniwiarze stwarzając tym samym złudzenie, że są niegroźni. Pewnie tego typu czarne rynki istniały wszędzie, ale to głównie Batarianie, kosmiczni piraci, trudnili się handlem niewolników między innymi. Batarianie byli zapraszani do wspólnoty ras Cytadeli, ale że z natury są istotami agresywnymi tego typu dyplomatyczne gry w Cytadeli ich nie interesowały. Po prostu swoje cele realizowali przemocą, nienawidzili ludzi, bo wielokrotnie od ziemian zbierali baty na kosmicznych polach bitew. Batarianie byli werbowani do Błękitnych słońc, galaktycznej mafii, założonej przez ludzi, obecnej między innymi na Omedze. Ze Zbieraczami sprzymierzyli się Vorche, którzy również funkcjonują w szarej strefie i spotkać ich można również głównie na Omedze.



Podobnie jak w grach musi się pojawić w książkach motyw Cerberusa i szefa tej megakorporacji Człowieka Iluzji. Ta firma nie narzeka na brak funduszy, bo jej działania finansuje szereg firm z Ziemi, ludzkich kolonii lub Cytadeli. Podobnie jak Przymierze Cerberus skupia się na realizowaniu interesów ludzkości jednak z drugiej strony Człowiek Iluzja krytykuje działania Rady Cytadeli i siłą rzeczy Przymierze, które mimo pewnych tarć i konfliktów interesów współpracuje z Radą. W niektórych środowiskach Cerberus jest uważany za organizację terrorystyczną, a Człowiek Iluzja ma się za wizjonera i pragmatyka, który prawidłowo interpretuje zagrożenie dla całej Galaktyki jakie stwarzają Żniwiarze i Zbieracze i nawet przekonał do swoich koncepcji widmo Johna Sheparda i jego ekipę ze statku Normandia, było to w „Mass Effect 2”. Ciekawostka, uwaga troszkę spojlerowa, że Johna Sheparda łączy z Geraltem z Rivii to, że „zabili go i uciekł” i nadal działał.



Człowiek Iluzja pojawia się fabule książkowego cyklu jak obserwuje atak Sarena na Cytadelę, czyli finał „Mass Effecta 1” Fabułą książki są dalsze losy Paula Greysona i jej córki Gilian, która ma niebywałe zdolności biotyczne, które oczywiście chce sobie przywłaszczyć Człowiek Iluzja. Paulowi pomaga Kahlee Sanders, która w pierwszej książkowej części spotkała się z kapitanem Andersonem, i wplątana była w zamieszanie jakie robi turianin widmo Saren. Teraz ta część o ucieczka przed Człowiekiem Iluzją i co ciekawe tym najbezpieczniejszym miejscem była Quriańska Wędrowna Flota, która liczyła ok 50000 statków i nawet gdyby jakimś agenci Cerberusa zdołali tam dotrzeć, to przeszukanie wszystkich statków jest praktycznie niemożliwe. Akcja zaczyna się na Omedze. Paulowi i Kale pomaga Lemm’Shal nar Tesleya młody quarianin, który jest na pielgrzymce, podobnie jak w głównym, growym, wątku Mass Effectowym Tali’Zorah nar Rayya. Lemm pomógł uchodźcom i znaleźli schronienie na statku Idenna w Wędrownej flocie quarian.



Mam nadzieję, że na tyle ile to możliwe pisząc ta recenzję oddałem w jakimś stopniu niesamowity klimat zarówno cyklu książkowego jak i serii gier „Mass Effect”. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że wszystko co pisze jest w pełni zrozumiałe dla tych którzy mieli do czynienia z fabułą gier, mogę zachęcić przynajmniej do obejrzenia gameplayu jak to wygląda lub jeśli ktoś oprócz tego, że jest czytelnikiem jest również graczem do zagrania w „Mass Effect 1,2,3” lub „Mass Effect Legendary Edition” jest to zremasterowany pakiet zawierający wszystkie trzy części gry. Jest też „Mass Effect Andromeda”, ale to troszkę inna historia i jak będzie kiedyś okazja poczytać książki z tej gry, której planowana po kilku latach jest kontynuacja, to z chęcią ją zrecenzuję. Na razie zajmuję się tym co tu mam. Książki są bardzo ciekawe warto je przeczytać. Zdecydowanie polecam.



















środa, 4 sierpnia 2021

Robert M. Wegner, Wschód -Zachód

 Robert M. Wegner, 



Wschód -Zachód



cykl: Opowieści z Mekhańskiego pogranicza, t. 2



Wydawnictwo: Powergraph

Data wydania: 2012 r. 

ISBN: 9788361187455

liczba str.: 688

tytuł oryginału:-------

tłumaczenie:-------

kategoria: fantasy


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/133776/wschod---zachod/opinia/65980631#opinia65980631


Oczywiście kontynuuję czytanie cyklu „Opowieści z mekhańskiego pogranicza” Roberta M. Wegnera. Druga cześć nosi tytuł „Wschód – Zachód” i niewątpliwie jest jeszcze ciekawsza niż pierwsza w której mowa o południu i północy imperium. A tutaj mamy wschód zachód Imperium Mekhańskiego i jak się można domyśleć, że każda część gigantycznego imperium jest inna. Wschód to liczne stepy, na których żyje ludność koczownicza, którzy są przymuszani do osiedlania się w jednym miejscu, otrzymują pozwolenie na przemieszczenie się raz na kilka lat. To pozwala kontrolować migracje koczowników na olbrzymim terenie, no i kontrolowanie czy jacyś obcy przemieszczają się i wtargnęli w granice imperium i potrzebna jest interwencja, wojskowa bardzo często. Ta ekspansja imperium na wschód jest na tyle opłacalna, że kilka stuleci temu opuszczone zostały nadmorskie tereny zachodnie, bezcenne przecież, bo znajduje się tam kilka portów, ale widocznie Mekhan zadowolił się dominacją ekonomiczną nad tym rejonem i to wystarcza, czy tak będzie pewnie się jeszcze dowiemy czytając kolejne części.


No jak już zacząłem pisać o Zachodzie, no to trzeba kontynuować, kraina zachodnie, w tym wolne miasta portowe Warzelnia i Ponke Laa. Pierwsza nazwa, bo jest tam od groma soli, ale Mekhan ma swoje źródła, więc całe miasto musiało się przebranżowić na handel morski i zawody typowo portowe, świadczy o tym, o czym wspomniałem, Mekhan wciąż dominuje gospodarczo. Sporo Wegner pisze o strukturze społecznej miast portowych tzw. Wysokie Miasto jest dla elit, arystokracji i bogatych kupców. Oczywiście prosperują gildie kupieckie i inne rzemieślnicze. Ma się dobrze gildia złodziei, są dobrzy w te klocki, i są w stanie ukraść wszystko, nawet legendarny miecz, który był złamany i został przekuty na nowo, znamy to oczywiście z klasyka fantasy mistrza Tolkiena, a teraz na dodatek miecz został skradziony. I to zdrowo nakręciło całą akcję.

Widać, że autor z każdym tomem się rozkręca, w tej części dzieje się, jest ciekawie, mamy sporo motywów. Mam wrażenie, że mapa przypomina tą z uniwersum Sapkowskiego, gdzie Nilfgaard jest potęga i robi podboje na północy i finalnie robi swoje nowe porządki w jednej z opcji, zależnej od wyboru graczy, w grze "Wiedźmin 3". Oczywiście sporo zachodu jest o portowe, bardzo bogate Wolne Miasto Novigrad, czyżby w kolejnych częściach bieg wydarzeń u Wegnera będzie analogiczny? A to będzie okazja się przekonać czytając kolejne części. Na razie zachwalam część drugą, jest naprawdę świetna. Polecam. Warto przeczytać.