poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Dawid Kornaga, Przerwany sen Kashi

Dawid Kornaga,




Przerwany sen Kashi




Wydawnictwo: Świat książki
Data wydania: 2018 r.
ISBN: 9788380315594
liczba str.: 624
tytuł oryginału: ------------
tłumaczenie: ----------
kategoria: science fiction


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:





   





Jak to się stało nie wiem? Kashia, jak sugeruje tytuł książki „Przerwany sen Kashi” Dawida Karnagi, obudziła się w sensie dosłownym i metaforycznym i zaczęło się potężne łubudu, a bo nie wspomniałem kim jest Kashia, jest terrorystką, a o wiele wyjaśnia czyli nic. Nie to, żeby Kashia była jakimś fanatykiem religijnym czy ideowym, choć w radykalnych organizacjach się znalazła, powód jest banalny, po prostu wyszło, że jest z innej bajki niż ten świat, w którym ulice Berlina w latach 30 i 40 XXI w. niczym od Bejrutu czy Belfastu w latach 80 XX w. się nie różnią. Terroryści dają znać o sobie ludzie giną hurtem, meczety i synagogi płoną. Kashia jest polko- norweżką z pochodzenia. Wojny niby nie ma, ale światowe superpolie funkcjonują bez przerwy w stanie wojennym. Zastanawiam się czy po rozbiorze USA, cześć stanów dobrowolnie przeszła do Kanady, cześć wchłonął zapewne Meksyk, z reszty powstało kilka słabych państw, to nie zmieniło w niczym postępu technologicznego, który zgodnie z przewidywaniem analityków się rozpędził. Czyżby Chiny i Japonia wystarczyły na wykreowanie technologicznych trendów, jeżeli nie Stany, jeżeli nie Europa, raczej nie wielki kalifat Arabski, który konsumuje postęp, ale raczej go nie tworzy, to czy Wschód wystarczy, no może jeszcze Korea, zdaje się w koncepcji Kornagi zjednoczona.



Akcja tej powieści dystopijnej zaczyna się w roku 2015 kiedy rodzi się główna bohaterka Kashia a kończy w 2075, nie będę spoilerował co było. Jej centrum jest osoba Kashi, miejsca akcji głównie Berlin i Warsaw City, a dalej cała reszta świata. Rodziców Kashia ma interesujących rodziców. Ula, przedstawicielka narodowej organizacji radykalnej, czyli po prostu łysych kolesi, co czapek nawet zimą nie noszą. przyjechała do Berlina, żeby wykonać egzekucje, na Niemcu, który na gościnnych występach w Warszawie zabił jednego z naszych rodzimych radykałów. Padła idea, zemsta na bracie wierzącym narodowcu zza Odry musi być! Podejrzany był Uwe, filozof, okazało się później, że był niewinny, ale właśnie książce udowodnił, że filozofowie potrafią być równie niebezpieczni, co ekstremiści religijni, posługując się potężną bronią jaką jest intelekt i tym samym wywierając wpływ na ludzi, którzy odpowiednio uformowani pójdą zabijać. Dowiodło tego poprzednie stulecie, i te które mamy również da o sobie znać. Natomiast ojciec Kashii Swein był tłumaczem, potem zmienił branżę, utworzył klub rozrywek dla dorosłych i został milionerem. Potem go Arabowie wykołowali z interesu. 


W sumie zastanawiam się jaki był cel autora, czy napisanie dobrej, spójnie logicznej dystopii, można dyskutować z pomysłami autora, ale jedno przyznać trzeba, że te koncepcje dają do myślenia i są niezwykle interesujące, przekonywujące czytelnika, że ten sposób interpretacji rzeczywistości ma sensowne, racjonalne podstawy. A z drugiej strony mamy mnóstwo typowo skandalizujących motywów, +18, krew leje się nawet nie kontenerami, ale całymi tankowcami wręcz, no i motywy erotyczne, lub obydwa te dwa motywy na raz. Kornaga przekona was czytelnicy, że da się zrobić taką pornomasakrę. Gdyby G. R. R Martin przeczytał tą książkę znalazłby inspiracje literackie na 100 kolejnych części cyklu „Pieśń lodu i ognia”. Co prawda jak się dowiedzieliśmy w ostatnich dniach wystarczy parę kilo bananów, które na zdjęciach konsumują ładne kobiety, żeby dało się z tego nieziemską aferę zrobić, więc naprawdę niewiele trzeba żeby na łatkę skandalisty/skandalistki zarobić. W niczym nie zmienia to postaci rzeczy, że tu w tej książce tego typu motywy są zdecydowanie przesadzone i przejaskrawione i zapewne każdy was moi drodzy czytelnicy zgodzi się z moim punktem widzenia. Moim zdaniem tego typu tabloidyzacja, czyli robieniem tego czym wszelakie media nas na co dzień częstują i większość czytelników zwyczajnie ma tego dosyć na tyle, że coraz chętniej zamieniamy telewizję na książki, szkodzi fantastyce jako takiej, bo tego czytelnicy wręcz nie chcą, a jak mają na to ochotę, to po prostu wezmą pilot do ręki i odpalą telewizor, gdzie przemoc pod każdymi postaciami jest wszechobecna. 


Natomiast plusem książki jest, że autor chciał stworzyć pełnokrwistych bohaterów, którzy zmagają się z życiem. Chcesz powiedzieć, że Twoje życie, tu musi paść przekleństwo, to jest absolutnie konieczne, jest przejebane, to spójrz co przeżyła Kashia i jakoś dała radę, zdaje się mówić nam autor. Kashia jest całkiem zwyczajną dziewczyną która została uwikłana w niezły burdel zwany przyszłością. Jako jedyna przeżyła masakrę w klubie swingersów, dalej zamordować ją chcieli arabscy bracia bliźniacy, bo pokochała kolejnego ich brata i dała zrobić sobie dziecko, ci zażądali od niej przejście na wiarę proroka Mahometa, ta pokazała im gest Kozakiewicza, a ci brutalnie wywołali poronienie i chcieli ją zamordować. Wyjście z tego cało należy uznać za cud. a to dopiero początek atrakcji jakie zafundował swojej bohaterce. Było ciekawie. Tu psychologowie musieli by się wypowiedzieć, czy rzeczywiście z psychologicznego punktu widzenia jest możliwe, że ofiara staje się oprawcą. Kashia została terrorystka i zabijała nie tylko na odległość, ale w dosłownym tego słowa znaczeniu brudziła swoje śliczne rączki krwią swoich ofiar. Czy setki traum może do czegoś takiego doprowadzić, czy to jest wiarygodne? Kashia sama o sobie mówi, że tyle co ona przeżył pierwszy lepszy uchodźca z Syrii lub Afryki, no ale ona urodziła się w jednym z najbardziej cywilizowanych krajów świata, w stolicy Niemiec, w Berlinie. To jest szok! I biorąc książkę do ręki przygotujcie się na milion szoków moi drodzy czytelnicy. Zrobicie to na własne ryzyko. 


Książka jest dobra. Polecam

czwartek, 18 kwietnia 2019

Steven Erikson, Ogrody księżyca

Steven Erikson,


Ogrody księżyca



cykl: Malazańska Księga Poległych, t. 1 




Wydawnictwo: Mag

Data wydania: 2012r.
ISBN:  9788374802581
liczba str.: 608
tytuł oryginału: Gardens of the Moon
tłumaczenie: Michał Jakuszewski 
kategoria: fantasy


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/143672/ogrody-ksiezyca/opinia/49474242#opinia49474242






                                                                                           



Wciągnąłem się w kolejny cykl fantasy. Tym razem jest to „Malazańska Księga Poległych” Stevena Eriksona. Mamy tu imperium Malazańskie, które wysyła swoje wojska na liczne, bezwzględnie krwawe wojny, których zapewne większość z nich wygrywa, bo inaczej nie osiągnęłoby imperialnej pozycji. Jak zwykle w takich przypadkach analogia historyczna do Imperium Rzymskiego jest oczywista, Zdarza się to w książkach w różnych gatunkach szeroko pojętej fantastyki, począwszy od fantasy, po science fiction. Autorzy wychodzą z założenia, że pewne procesy historyczne są na tyle zbliżone do siebie, że na spokojnie mogą u siebie w fikcjach literackich zastosować podobne do prawdziwych koncepcje. Zresztą motyw Rzymu jest na tyle fascynujący i intrygujcy literatów, że wspominając o tym motywie, robię swoiste deja vu, bo wielokrotnie była o tym mowa w moich recenzjach. Ericson też nawiązuje do tego nurtu w literaturze. W sumie w fantasy zapoczątkował ten motyw imperialny sam mistrz Tolkien, jak wiemy wolne królestwa zachodu mają ambicję pokonać wielki, zły Mordor. To akurat oczywiste, że motyw walki dobra ze złem pojawić się musi w każdej książce fantasy, bo wtedy akcja nabiera rozpędu, a czytelnik ma okazję kibicować tym dobrym, żeby ci skopali tyłki paskudnym orkom. Taki jest schemat, który tylko wygląda na banalny, acz niekoniecznie wcale taki być musi. 




Ale zajmijmy się nieco konkretniej książką Eriksona do akcji Malazańczycy oprócz wojen dysponują również dyplomacją. Rozmowy pokojowe z reguły są krótkie i konkretne, albo poddacie miasto na względnie honorowych warunkach, albo zrównamy miasto z ziemia niczym realną Kartaginę, oczywiście Malazańczycy zadbali o to, żeby tych tzw, fikcyjnych przykładów było sporo, na tyle wystarczająco, żeby wrogowie się bali i z tego strachu z marszu poddawali praktycznie w ramach promocji kolejne miasta, państwa. Oszczędność życia wojskowych duża, a imperium się rozrasta, bogaci, kapitał ludzki w postaci jeńców wojennych, potem zapewne niewolników do stołecznego centrum w oszałamiającym tempie. Tutaj mamy zabiegi o Dżardżystan, potężne i bogate miasto, łakomy kąsek dla imperialnych strategów. Cykl nosi tytuł jaki nosi, czyli wynika z tego jasno, że imperium zbudowano na poległych żołnierzach, czyli wnikać można, że nie wszystkie wojny były łatwe i przyjemne. Jeżeli dobrze kojarzę cykl ma charakter kroniki historycznej, którą ktoś odkrył po latach, kiedy imperium jeszcze się trzyma ale się chwieje. Czytając kolejne tomy zapewne będzie zweryfikowanie tej teorii.





Rzecz jasna książka nie byłaby książką fantasy, gdyby nie pojawiały się postaci fantastyczne, mamy tutaj również mnóstwo nieludzi np. Barghastowie, Forkul Assailowie, Jaghuci, Morantowie, Trellowie. Mamy też Ogary, które penetrują ludzkie krainy, są na usługach złych mocy, zmiennokształtni Div’owie. Mamy czarodziejów, chociażby Tatersail, Loczek którzy oczywiście posługują się zabójczym ogniem czarodzieja i lepiej w paradę takim osobnikom nie włazić. No i mamy szereg zwyczajnych, niezwyczajnych bohaterów: Sójeczka, Młotek, Żal, potem występująca, jako Apsalar. Żal niby jest młodą dziewczyną, córką rybaka, którą żołnierze imperium zabrali i z nimi przewędrowała szereg frontów wojennych, a z drugiej strony ma wspomnienia drugiej osoby, ta druga była chociażby w stolicy imperium i zna je jak własną kieszeń, do której jak wiadomo Żal/Apsalar nie dotarła. 



Interesujący jest motyw, że w tym świecie wykreowanego przez Stevena Eriksona mamy nie tylko krótkie i koniukturalne trwanie, ale też długie. Mowa jest o zmianach klimatu, o przemianach lądów i oceanów, o epokach geologicznych znanych czytelnikowi jako tako z lekcji geografii w szkole. Inna bajka, że są tacy, którzy te co najmniej dziesiątki tysięcy lat przeżyli. Pojawiają się też bogowie i zapewne tylko czyhają, żeby swoje trzy grosze w akcję książki wsadzić. 


Książka jest fascynująca polecam. I zapewniam, że będę kontynuował czytanie cyklu. Polecam.




niedziela, 14 kwietnia 2019

Ben Kane, Zapomniany legion

Ben Kane, 


Zapomniany legion 


cykl: Kroniki Zapomnianego Legionu, t. 1 



Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak 
Data wydania: 2015 r.
ISBN: 9788324030583
liczba str.: 640
tytuł oryginału: The Forgotten Legion
tłumaczenie: Arkadiusz Romanek
kategoria: powieść historyczna


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/257778/zapomniany-legion/opinia/51252939#opinia51252939 



                                               




Warto, czytając powieści historyczne, poznawać motywy historii starożytnego Rzymu, które jak przypuszczam literatów nigdy nie przestaną fascynować i nie ma się co dziwić. Kryje się w nich wiele informacji historycznych znanych raczej tylko historykom - starożytnikom, którzy specjalizują się w konkretnym zagadnieniu lub okresie historycznym, a są na tyle fascynujące, że warto je umieścić na kartach literatury, żeby mogło te treści poznać nieco większe grono odbiorców. Ciekawe czy ktoś wynajdzie jakąś partyjską strzałę, żeby obalić tą teorię. O co chodzi partyjska strzała to w angielszczyźnie cięta riposta. Łomot jaki dostali Rzymianie od Partów od Partów w 55 r. p. n. e. znalazł sobie to określenie w nowożytnym języku. Dowodzi to tego jakiż to wtedy musiał być szok, że niezwyciężone legiony wcale takowymi nie są, że stosując odpowiednią strategię da się je pokonać. Co prawda Rzymianie wyciągnęli wnioski z przegranej bitwy pod Carhae. Jednak jak się okazuje nie wszyscy legioniści z tej liczne 35 tysięcznej armii położyli głowę pod toporki bojowe i inne przyrządy służące do zabijania. Przeżyło bitwę ok 10 tys. osób i doszli oni do wniosku, że wolą przeżyć, walcząc dla wroga, gdzieś na końcu znanego świata, i umrzeć z mieczem w garści niż skończyć w mękach, długo i okropnie umierając. I ta właśnie niesamowitą historię Ben Kane postanowił nam czytelnikom opowiedzieć. Gibbon, XVIII wieczny historyk, szacuje, że upadek Rzymu zaczął się w momencie kiedy zamordowany został Juliusz Cezar, ( 44 r. p. n. e. ), współcześni historycy zdecydowanie się z tą koncepcją nie zgadzają dowodząc raczej śmiało, że gdyby nie splot pewnych niefortunnych zbiegów okoliczności, w tym klimat, mocarstwo miało szansę przetrwać. I tu pewnie długo jeszcze historycy będą produkować polemiczne spekulacje w tej materii. 



Jak już wspomniałem akcja książki rozgrywa się za życia wielkiego przywódcy, rozpoczyna się ok 76 r. p. n. e. Z racji, że pojawia się osoba Brutusa, czytelnik wątpliwości nie ma, że scena zabójstwa Cezara w drugiej, lub trzeciej części trylogii się pojawi. Pada podejrzenie, że bliźniacy niewolnicy Romulus i Fabiola są dziećmi samego Cezara, podejrzenie uzasadnia fakt, że Fabiola zobaczyła w wizerunku Cezara starszą wersję swojego brata Romulusa. Czy ta sprawa zostanie wyjaśniona? Bliźniacy wiedzą, że ich matka została zgwałcona przez wysoko postawionego patrycjusza, prawdopodobnie senatora. Czy Fabiola odkryła tożsamość ich ojca? Bliźniacy i ich matka byli niewolnikami Gamellusa, potem gdy nieco dojrzeli bankrutujący kupiec sprzedał obydwoje Fabiolę do luksusowego domu publicznego, a Romulusa do najlepszej szkoły gladiatorów w Rzymie. No i tam obydwoje walczą o przetrwanie, mając przy tym troszkę szczęścia. Fabiola zjednała sobie ochroniarzy, którzy ochraniali przybytek Jowiny, właścicielki lupanaru, osoby bardzo wpływowej w Rzymie, bo też ma wpływowych i bogatych gości, którzy pozostawiali u niej prawdziwe fortuny. Natomiast Romulus, musiał udowadniać swoją wartość na arenie, no i przeżyć. 
Romulus zaprzyjaźnił się z Brennusem, i to mu pomogło przeżyć. Obydwoje musieli opuścić Rzym gdyż byli podejrzewani o zabójstwo patrycjusza. Po drodze poznali Tarkwiniusza etruskiego wróżbitę. Zostali przyjaciół i przeżywili wiele przygód. Trafili do legionów Krassusa, który nie chciał być gorszy od rywali z triumwiratu Cezara i Pompejusza i wybrał się na wschód na wojnę z Partami, którzy nigdy łatwymi przeciwnikami nie byli. To też świadczy o potędze Rzymu, że wielka armia Krassusa, była jakąś tam częścią, którą Rzym był w stanie wystawić. Rzymianie przegrywają i ci który przetrwali nie tylko bitwę, kapitulację, ale też ekstremalny marsz przez pustynię. Faktem historycznym jest, że Zapomniany Legion podążył kierunku Morgiany, i na tym tle Ben Kane oparł swoją niezwykle fascynującą opowieść. 


Książka jest niezwykła i na pewno będę kontynuował czytanie tej trylogii. Polecam





piątek, 5 kwietnia 2019

Jason Matthews, Czerwona jaskółka

Jason Matthews,



Czerwona jaskółka


cykl: Czerwona jaskółka, t. 1


Wydawnictwo: Świat książki
Data wydania: 2018 r.
ISBN:  9788380319936
licba str.: 528
tytuł oryginału: Red Sparrow
tłumaczenie: Krzysztof Puławski
kategoria: thriller


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4821941/czerwona-jaskolka/opinia/49526049#opinia49526049   







Tym razem miałem okazję przeczytać książkę zatytułowaną „Czerwona jaskółka”, której autorem jest Jason Matthews. Jest to powieść szpiegowska, której akcja ma miejsce w czasach współczesnych, putinowska Rosja, w Stanach rządzi, jako prezydent, zapewne poprzednik Donalda Trumpa. Barrack Obama. Ciekawostką jest, że mamy coś w rodzaju historycznej powtórki z rozrywki, czyli stary dobry zimnowojenny schemat, Amerykanie ukazują siebie jako tych fajnych dobrych, a Rosjan „jako imperium zła”, zapewne dobrze mi się zdaje, że tego sformułowania prezydent Ronald Reagan użył. Czy z punktu widzenia współczesnej geopolityki ten układ ma sens? Mimo powrotu do imperialnej retoryki prezydenta Putina, którą popiera większość Rosjan i rzeczywiście zdarza się, że politycznie Rosjanom nie po drodze z Ameryką. Jednak nie ma wątpliwości, że czasy są inne, po pierwsze pojawił się trzeci poważny gracz w politycznej, globalnej ekstraklasie czyli Chiny, co radykalnie zmienia optykę geopolityczną. No i wszyscy mają problemy z wyznawcami Islamu, bomby wybuchały zarówno w metrze w Londynie i w metrze moskiewskim, dalej mamy Madryt, Nowy Jork, problemy z Państwem Islamskim, wcześniej z Bazą Osamy bin Ladena, itd…, a to też ma wpływ na to co się dzieje w sytuacji międzynarodowej i zapewne wywiady obu krajów w tej materii współpracują. 




No ale dobra nie ma co się wczuwać w spekulowanie analityczne w kwestiach politycznych, ale zająć się książka, na pewno odgrzanie zimnowojennych koncepcji pasuje autorowi do koncepcji, ale zapewne pasuje też to czytelnikom. No bo tego typu proste, biało - czarne schematy dobrze się sprzedają, i na pewno ta powieść jest świetnym nawiązaniem chociażby do „Diabelskiej alternatywy” Fredericka Forsytha, gdzie w kontekście rozgrywki wywiadowczej w latach 80, ta powieść jest po prostu znakomita. Tutaj w powieści „Czerwona jaskółka” mamy motywy typowo szpiegowskie, czyli bezwzględna walka wywiadów o zdobycie ściśle tajnych informacji, no i wyszukiwanie kto po jednej i drugiej stronie zdradził i robi szpiegowską robotę na dwa fronty, ale co ciekawe mamy przedstawione motywy rekrutacyjne, w sensie, że jedni drugich próbują nawzajem werbować i jakie są motywacje tego typu decyzji przez poszczególne osoby, dodajmy świetnie wyszkolone.


Pewnie interesuje was co oznacza tytuł książki, akurat świetnie się składa, bo ma on związek z główną bohaterką Dominiką Jegorową. Czerwone jaskółki były szkolone, żeby wykorzystywać umiejętności typowo seksualne, w tym również swoją urodę, żeby do szaleństwa rozkochać obiekt, w sensie branżowym tego typu terminologią specsłużby się posługują, no i jeśli to jest konieczne zaciągnąć delikwenta do łóżka. Oczywiście czerwone jaskółki nigdy nie działały solo, miały ochronę, a także nie rzadko zdarzało się, że kochankowie czerwonych jaskółek byli przechwytywani, mordowani, ewentualnie szantażowani, zależności od potrzeb i celów jakie wywiad chciał osiągnąć. Dominika nie był zwykłą czerwoną jaskółką, przeszła kompletne przeszkolenie w szkole wywiadu, po za tym była krewną szefa specsłużb Wani Jegorowa. No i się zaczęło… Dominika została wrzucona na głęboka wodę, miała poderwać Ustinowa, prawdpodobnie działacza opozycyjnego. W czasie stosunku wtargnęła ekipa i Ustinowa został brutalnie zamordowany na oczach Dominiki. Szefowie osiągnęli dwa cele, dorwali przeciwnika politycznego i dali wyraźnie Dominice do zrozumienia, że to nie zabaw, że stawka w tej wywiadowczej rozgrywce jest wysoka. Dominika jak się dowiadujemy była wręcz fanatyczną zwolenniczką Putina, nazywała siebie patriotką. Czy praca wywiadowcza zmieni jej punkt widzenia, w tym wyjazdy za granicę, mowa o Finlandii, Grecji i Włoszech. O tyle to jest ciekawe, że w Helsinkach trafiła na amerykańskiego agenta Nathana Nasha. I gra się zaczęła z pozoru niewinnie spotykali się, rozmawiali, spacerowali. A jednocześnie obydwoje wiedzieli o sobie nawzajem, nie przyznając się do tego, obydwoje otrzymywali polecenia z góry, jak ich relacja ma wyglądać. Dominika była ponaglana, że powinni wylądować w łóżku. Nash otrzymywał podobne tego typu instrukcję. Sprawa się rozkręca, kto kogo zwerbuje, bo przecież obydwoje Dominika i Nash to świetnie wyszkoleni fachowcy. Powieść nabiera rozpędu. 


Książka jest świetna, warto j przeczytać, zagłębić się w tą niesamowitą grę wywiadów, poznać na kartach książki piękna Rosjankę Dominikę i to co jej się wydarzyło, czyli to całe zamieszanie z wywiadem. Polecam




Anna Brzezińska, Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach.

Anna Brzezińska, 




Córki Wawelu.
Opowieść o jagiellońskich królewnach.


Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 
Data wydania: 2017 r.
ISBN:   9788308063934
liczba str.: 832
tytuł oryginału: ----------
tłumaczenie: -------
kategoria; powieść historyczna




recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl:


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4801260/corki-wawelu-opowiesc-o-jagiellonskich-krolewnach/opinia/49220383#opinia49220383








Przeczytałem książkę Anny Brzezińskiej, zatytułowaną „Córki Wawelu. Opowieść o Jagiellońskich królewnach”. Ta autorka znana z powieści fantasy, chociażby z cyklu ”Saga o zbóju Twardokęsku”, tym razem autorka, historyk z wykształcenia, postanowiła napisać powieść historyczną i wyszło to znakomicie. Jest to książka absolutnie wyjątkowa, ponieważ autorka zainteresowała się nie tylko przygodami karlicy Dosi, ale także wielu królewskich i książęcych bohaterów, czyli postaci historyczne, jak to w każdej powieści historycznej bywa, ale też autorka zadbała o przedstawienie dość szerokich kontekstów historycznych, zarówno wydarzeń historycznych ale przede wszystkim mentalności historycznej w szerokim aspekcie rzeczywistości historycznej. Widać czytając tą książkę, że autorka jest historykiem i piszę o wydarzeniach w książce z niesamowitą pasją. Autorka przekonuje, że nas czytelników, że o przeszłości można pisać bardzo ciekawie i przy okazji jakaś wiedza wpadnie i zostanie w głowie. Ciekawie autorka piszę o transformacjach historycznych, przemiany mentalne istnieją i mają znaczenie, i niewątpliwie utrudniają zrozumienie postaw i decyzji czy to zwyczajnie życiowych, czy też politycznych w przypadku koronowanych głów. Na pewno prozaiczny jest fakt, że Kraków XVI wieku wyglądał inaczej niż w wiekach późniejszych. Pisze Brzezińska chociażby o skarbach Wawelu z tego okresu, w tym dziełach sztuki, których już nie ma, bo z powodu przeróżnych zawirowań historycznych, jeżeli przetrwały, do naszych czasów znajdują się w muzeach na całym świecie. Niewątpliwie typową powieścią historyczną ta książka niewątpliwie nie jest, ale to jest jej atut, bo stosując podejście typowo historyczne daje.



Jak wspomniałem główną bohaterką jest karlica Dosia, jej mama Regina trafia do Krakowa, potem rodzi się Dosia, z tej racji, że jest karlicą trafia na dwór królewski, bo władcy byli zainteresowani karłami i ich pozycja na dworze była wyjątkowa. Dwór króla Zygmunt Starego nie stanowił wyjątku w tej materii. Los Dosi tym sposobem zbiegł się z losem królewien Jadwigą, Izabelą, Zofią, Anną i Katarzyną. Dzieciństwo córek Zygmunt Starego i królowej Bony spędza na Wawelu, potem trafia do Szwecji, do Krakowa wraca po kilkudziesięciu latach. Motyw wydaje się banalny, ale może właśnie o to chodzi, że ona robi w tej książce kogoś za „etnografa własnego plemienia”, choć z racji tego, że jest niskiego wzrostu do końca za swoją nie uchodzi i też z tej racji mimo, że na tyle ile to możliwe jest w centrum wydarzeń dworskich i politycznych, to jednak te wydarzenia widzimy z pewnym dystansem, coś ktoś tam Dosi opowie, coś przypadkiem usłyszy itp.





Książka ma dość sporą objętość, ponad 800 str. to jednak warto spędzić z tą książką sporo czasu ile on wymaga. Na pewno jest to dość interesująca podróż w przeszłość. Dlatego polecam tą książkę. Warto przeczytać.