czwartek, 18 kwietnia 2019

Steven Erikson, Ogrody księżyca

Steven Erikson,


Ogrody księżyca



cykl: Malazańska Księga Poległych, t. 1 




Wydawnictwo: Mag

Data wydania: 2012r.
ISBN:  9788374802581
liczba str.: 608
tytuł oryginału: Gardens of the Moon
tłumaczenie: Michał Jakuszewski 
kategoria: fantasy


recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/143672/ogrody-ksiezyca/opinia/49474242#opinia49474242






                                                                                           



Wciągnąłem się w kolejny cykl fantasy. Tym razem jest to „Malazańska Księga Poległych” Stevena Eriksona. Mamy tu imperium Malazańskie, które wysyła swoje wojska na liczne, bezwzględnie krwawe wojny, których zapewne większość z nich wygrywa, bo inaczej nie osiągnęłoby imperialnej pozycji. Jak zwykle w takich przypadkach analogia historyczna do Imperium Rzymskiego jest oczywista, Zdarza się to w książkach w różnych gatunkach szeroko pojętej fantastyki, począwszy od fantasy, po science fiction. Autorzy wychodzą z założenia, że pewne procesy historyczne są na tyle zbliżone do siebie, że na spokojnie mogą u siebie w fikcjach literackich zastosować podobne do prawdziwych koncepcje. Zresztą motyw Rzymu jest na tyle fascynujący i intrygujcy literatów, że wspominając o tym motywie, robię swoiste deja vu, bo wielokrotnie była o tym mowa w moich recenzjach. Ericson też nawiązuje do tego nurtu w literaturze. W sumie w fantasy zapoczątkował ten motyw imperialny sam mistrz Tolkien, jak wiemy wolne królestwa zachodu mają ambicję pokonać wielki, zły Mordor. To akurat oczywiste, że motyw walki dobra ze złem pojawić się musi w każdej książce fantasy, bo wtedy akcja nabiera rozpędu, a czytelnik ma okazję kibicować tym dobrym, żeby ci skopali tyłki paskudnym orkom. Taki jest schemat, który tylko wygląda na banalny, acz niekoniecznie wcale taki być musi. 




Ale zajmijmy się nieco konkretniej książką Eriksona do akcji Malazańczycy oprócz wojen dysponują również dyplomacją. Rozmowy pokojowe z reguły są krótkie i konkretne, albo poddacie miasto na względnie honorowych warunkach, albo zrównamy miasto z ziemia niczym realną Kartaginę, oczywiście Malazańczycy zadbali o to, żeby tych tzw, fikcyjnych przykładów było sporo, na tyle wystarczająco, żeby wrogowie się bali i z tego strachu z marszu poddawali praktycznie w ramach promocji kolejne miasta, państwa. Oszczędność życia wojskowych duża, a imperium się rozrasta, bogaci, kapitał ludzki w postaci jeńców wojennych, potem zapewne niewolników do stołecznego centrum w oszałamiającym tempie. Tutaj mamy zabiegi o Dżardżystan, potężne i bogate miasto, łakomy kąsek dla imperialnych strategów. Cykl nosi tytuł jaki nosi, czyli wynika z tego jasno, że imperium zbudowano na poległych żołnierzach, czyli wnikać można, że nie wszystkie wojny były łatwe i przyjemne. Jeżeli dobrze kojarzę cykl ma charakter kroniki historycznej, którą ktoś odkrył po latach, kiedy imperium jeszcze się trzyma ale się chwieje. Czytając kolejne tomy zapewne będzie zweryfikowanie tej teorii.





Rzecz jasna książka nie byłaby książką fantasy, gdyby nie pojawiały się postaci fantastyczne, mamy tutaj również mnóstwo nieludzi np. Barghastowie, Forkul Assailowie, Jaghuci, Morantowie, Trellowie. Mamy też Ogary, które penetrują ludzkie krainy, są na usługach złych mocy, zmiennokształtni Div’owie. Mamy czarodziejów, chociażby Tatersail, Loczek którzy oczywiście posługują się zabójczym ogniem czarodzieja i lepiej w paradę takim osobnikom nie włazić. No i mamy szereg zwyczajnych, niezwyczajnych bohaterów: Sójeczka, Młotek, Żal, potem występująca, jako Apsalar. Żal niby jest młodą dziewczyną, córką rybaka, którą żołnierze imperium zabrali i z nimi przewędrowała szereg frontów wojennych, a z drugiej strony ma wspomnienia drugiej osoby, ta druga była chociażby w stolicy imperium i zna je jak własną kieszeń, do której jak wiadomo Żal/Apsalar nie dotarła. 



Interesujący jest motyw, że w tym świecie wykreowanego przez Stevena Eriksona mamy nie tylko krótkie i koniukturalne trwanie, ale też długie. Mowa jest o zmianach klimatu, o przemianach lądów i oceanów, o epokach geologicznych znanych czytelnikowi jako tako z lekcji geografii w szkole. Inna bajka, że są tacy, którzy te co najmniej dziesiątki tysięcy lat przeżyli. Pojawiają się też bogowie i zapewne tylko czyhają, żeby swoje trzy grosze w akcję książki wsadzić. 


Książka jest fascynująca polecam. I zapewniam, że będę kontynuował czytanie cyklu. Polecam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz