czwartek, 31 października 2019

Per Olov Enquist, Wizyta królewskiego konsyliarza

Per Olov Enquist, 


Wizyta królewskiego konsyliarza 



Wydawnictwo: Jacek Santorski & Co
Data wydania: 2005
ISBN: 8389763273
liczba str.: 332
tytuł oryginału:  Livläkarens besök
tłumaczenie: Mariusz Kalinowski
kategoria: powieść historyczna


recenzja opublikowana na:  

https://www.facebook.com/groups/829004030782178/?multi_permalinks=961935387489041%2C958266647855915&notif_id=1572164052858509&notif_t=group_activity


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/35956/wizyta-krolewskiego-konsyliarza/opinia/53999240#opinia53999240     




W ramach akcji Book- Trotter, październik 2019 r. , przyszedł czas na literaturę szwedzką. Wybrałem powieść historyczna zatytułowaną „Wizyta królewskiego konsyliarza” Per Olov Enquista. Mamy Danię II połowy XVIII wieku, w szczególności tzw. czasy Struensego ( 1768-1772), panowanie młodego, niezbyt rozgarniętego, podejrzanego o chorobę psychiczną króla, Chrystiana VII. Pewne jest, że sam król nie nadawał się do rządzenia, arystokraci i dwór robili to za niego, albo manipulując nim lub wręcz mówiąc mu, żeby poszedł się bawić, bo dorośli mają ważne sprawy. W czasach o których mowa silną pozycję w kraju zdobył doktor Johan Friedrich Struense, który zręcznie przekonując króla wprowadzał reformy oświeceniowe w Danii. Niewątpliwie pomogło mu, że zainteresował się małżonką króla, czyli królową Karoliną Matyldą. Ona była piękna i potocznie mówiąc leciał na nią każdy, lecz nikt się nie odważył, wiedząc, że skończy się to toporkiem kata na szyi delikwenta. Doktor odważył się i przez krótki czas obydwoje, on i królowa byli szczęśliwi. Z tego związku Karolina Matylda urodziła córkę Luizę Joanne, po latach ponoć kobietę urodziwą, w dodatku tak samo jak ojciec była oświeceniową libertynką. Wcześniej Karolina Matylda urodziła księcia Fryderyka, imiona władców, to stary jak świat duński zwyczaj, i nie było mowy tu o inwencji twórczej w nazywaniu dzieci. Królowa i król niechętnie przykładali się do obowiązków łóżku, ona znalazła sobie doktora Struensego, on chętnie odwiedzał przybytki cór koryntu. Najsłynniejszą duńską ladacznicą była Kasia Kamaszniczka, z którą król chętnie spędzał noce. Dwór obawiając się o nadmierny wpływ Katarzyny na króla pozbył się jej, opłacili ją sowicie i wysłano ją w podróż po Europie. Król wpadł w szał i wybrał się w podróż po kilku krajach kontynentu. On i Struense zebrali pochwały od samego Woltera, którego mieli okazję spotkać w Paryżu, wtedy prosto z Altony doktor Struense dołączył do dworu. No i po jakimś czasie wdał się w romans z królową. Później ten romans przysłużył się politycznym oponentom, jako pretekst do obalenia Struensego, oskarżonego o zdradę kraju. Królową wysłano do Anglii. Władzę przejęła klika Guldberga, która wprowadziła kontrreformy i cofnięcie się kraju, w czasach gdy w Europie był ferment oświeceniowy, niebawem wybuchła rewolucja francuska z 1789 r. Zapał rewolucyjny zaprowadził cesarza francuzów Napoleona Bonapartego aż do Moskwy.



Królowa Karolina Matylda, pochodząca z Anglii, trafiła do Danii, jako małżonka króla Chrystiana VII, doktor Struense trafił na dwór królewski. Uznano, że zwykły lekarz będzie przydatny królowi, znano co prawda, działalność publicystyczną doktora, ale uznano, że to jest niegroźne, a sam splendor dworski przyczyni się do zmiany poglądów co doprowadzi do pacyfikacji lekarza. Widać ten okazał się twardą sztuką, zdobył wpływ na króla i zaczął reformować kraj. Rzecz jasna spore fragmenty książki dotyczą tego romansu. Była to nie tylko fascynacja typowo fizyczna, ale też intelektualna, doktor był na czasie, czytał pisma Woltera, Russeau, Locke’a i pozostałych myślicieli oświecenia. Obydwoje prowadzili intelektualne dysputy. Struense był ambitnym politykiem, z zapałem twórczym produkował dekrety prawne. Można uznać też go za geniusza, który wyprzedził swoje czasy, wierzył bowiem, że oświeceniową rewolucję da się wprowadzić bezkrawo, co było oczywistym złudzeniem. Jak wiemy trzeba było kolejnych dwustu lat, żeby tego typu projekty polityczne miały szanse powodzenia. W realiach XVIII wieku, żeby zmienić kraj, Europę potrzebne były całe kontenery wypełnione krwią, bo rewolucja, wojna jest jak pieprzony wampir potrzebuje danin krwi w obfitych ilościach. I tu też wyszła idealistyczna naiwność doktora i jego grupy reformatorów. Byli przekonani, że arystokracja, duchowieństwo bez oporu przyjmie nowe prawa. Wiemy, że coś takiego nie miało szans powodzenia. I dlatego lekarz, filozof, polityk poniósł porażkę. Choć nie do końca to była porażka, bo choć to była skromna jaskółka zmian to jednak uczyniła ona zmianę, po obaleniu Guldberga, przywrócono nowe koncepcje oświeceniowe w Danii.


Książka jest interesująca, warto przeczytać. Polecam.





sobota, 26 października 2019

Frederick Forsyth, Fox

Frederick Forsyth,


Fox


Wydawnictwo:Albatros
Data wydania: 2019 r. 
ISBN:   9788381256131
licba str.352
tytuł oryginału: The Fox
tłumaczenie: Robert Waliś
kategoria: thriller



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 





Pewnie dla nikogo nie jest niespodzianką, że thrillery Fredericka Forsytha to dobre książki, które świetnie się czyta. Powodów jest kilka, autor w fascynujący sposób kreuje fikcje literackie, ale też istotnym powodem jest mocne otarcie się o rzeczywistość gospodarczą, polityczną, wojskową, szpiegowską, sensacyjna itd., a to wszystko ma na celu wyjaśnianie współczesnego świata w sposób bardzo przystępny na tyle na ile tylko się to zrobić w formie opisu literackiego. Nikt zapewne nie ma wątpliwości, że Frederick Forsyth od wielu lat jest niekwestionowanym mistrzem w te klocki, którą są nie tylko thrillerami, ale często też są literatura faktu. Nie inaczej jest z najnowszym thrillerem szpiegowskim zatytułowanym „Fox”, czyli po angielsku lis.


Bohaterów jest tutaj cała masa, począwszy od polityków znanych nam z pierwszych stron gazet, stron internetowych, wiadomości telewizyjnych kilku państw świata, po tajne służby, które prowadzą nieustannie szpiegowską grę. Bo to, że jedni przywódcy państw, chcą się dowiedzieć tego co słychać u drugich, zwłaszcza tego chcą się dowiedzieć, co tamci usiłują ukryć przed opinia publiczną, czyli po prostu tajemnice państwowe. Żeby je jakoś wykorzystać dobrze lub źle.


Pojawił się jednak nietypowy bohater Luke Jennigs, geniusz informatyczny, chory na Autyzm, konkretnie na Asbergera. Luke swoimi działaniami, przy pomocy zwykłego komputera dostępnego na rynku, wywołał panikę w amerykańskiej cyberprzestrzeni. Oczywiście dotarcie co za diabeł krąży po sieci i wchodzi nieproszony w najtajniejsze sfery ważne dla bezpieczeństwa narodowego USA zajęło krótki okres czasu. Mamy też innego bohatera, starej daty szpiega z czasów zimnej wojny sir Adriana Westona. To brytyjski szpieg dostrzegł potencjał jaki tkwi w chorym, aspołecznym 18 latku i przekonał władzę Ameryki, że nie warto Luke’a likwidować, a wręcz przeciwnie warto mieć go po swojej stronie i wykorzystać jego fenomenalne zdolności, żeby złamać, shakować, zyskać dostęp do baz danych wrogów Ameryki. Przyjaciele Brytyjczyków zza oceanu przystali na ten deal i młody Luke, i starszy gość sir Adrian weszli do gry. Ten znakomity duet szpiegowski zdołał zdrowo wkurzyć rosjan, w tym samego pana prezydenta. Najlepsi spece, zawodowi cyngle, ze Specnazu dostali jeden rozkaz: zlikwidować! 


Gra się rozpoczęła! 


Pierwsza rosyjska kulka trafiła w jego ojca, który wyemigrował do Nowego Yorku po rozstaniu z żoną. Luke robi swoje, osoby sprawujące nad nim pieczę, w tym matka, lekarze, agenci, także sir Adrian.


Rosjanie za wszelką cenę podejmują się zadania jakie zlecił im sam szef państwa. Akcja się rozkręca, nabiera tempa, robi się coraz ciekawiej i goręcej. Czytelnik przy tej okazji poznaje meandry światowej polityki, w tym także gier szpiegowskich. Ciekawostką jest, że stare metody sprzed kilkudziesięciu lat wracają do łask, typu chowanie wiadomości po skrytkach, tajne konspiracyjne spotkania, itp., ponieważ wszyscy boją się hakerów i wiadomości, które ci są w stanie odszyfrować przy pomocy najnowszych technologii.


Książka jest bardzo interesująca. Koniecznie warto przeczytać. Polecam.

piątek, 25 października 2019

Ildefonso Falcone, Katedra w Barcelonie

Ildefonso Falcone, 



Katedra w Barcelonie


cykl: Katedra w Barcelonie, t. 1 



Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2007
ISBN: 9788373595385
liczb str.:704
tytuł oryginału: La catedral del mar
tłumaczenie: Magdalena Płachta
kategoria: powieść historyczna




recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/23735/katedra-w-barcelonie/opinia/640655#opinia640655


                                                                     

                                                               



                                                                   





„Katedra w Barcelonie” to epicka powieść historyczna napisana przez Ildefonso Falcone, czas trwania akcji to I połowa XIV wieku. Główni bohaterowie to rodzina Estanyolów, Bernat i Arnau, jego syn. Dowiadujemy się z książki, że rodzina Estanyolów była tzw. wolnymi chłopami, zwolnionymi części powinności feudalnych, w ramach okazanej dobroci za zasługi na polu walki w obronie wolnej Katalonii. Współcześni feudałowie nie za bardzo respektują prawa nabyte wobec czego Estanyolowie zmuszeni byli, to już mamy w tej opowieści, opuścić zamieszkałą wieś i udać się do Barcelony, miasta już wówczas bardzo starego, mającego swoje tradycje. Po rocznym pobycie chłopscy uciekinierzy uzyskiwali coś w rodzaju azylu, panowie feudalni nie mieli prawa ich ścigać. Ten przywilej dla miasta wziął się stąd, ze Barcelona stale potrzebowała rąk do pracy, żeby rozwijać się gospodarczo.




Tak więc wynika z tego jasno, że jest to nie tylko typowa powieść historyczna, a więc wydarzenia intrygi, wojny, epidemie, wszak jest oczywiste, że w tym czasie wlokła się po Europie i Azji odmiana dżumy, zwana czarną śmiercią, która zabiła wiele istnień ludzkich i przetrzebiła wiele miast i wsi, których zabraknąć nie może, ale książka przepełniona jest motywami ekonomicznymi. Zarówno w kontekście bardziej globalnym, czyli potrzeb finansowych króla Piotra III, ale także bogacenie się kupców barcelońskich, w tym mamy niesamowitą karierę naszego głównego bohatera Arnau Estanyola. Jak wiemy na pierwszych kartach powieści był usytuowany gdzieś na dnie drabiny społecznej miasta, pomagał przy budowie katedry Santa Maria del Mar. Z czasem jego pozycja rośnie. Aż w końcu trafia na jej szczyty, a że trudno się na szczycie utrzymać, ma okazję się przekonać, problemy z inkwizycją mało kto przeżywa.


Ewidentną analogią do tej książki jest oczywiście książka Kena Folletta „Filary ziemi”, wspomnieć warto nie tylko dlatego, że zarówno w Kingsbridge, ale także w Barcelonie budowano wspaniałą katedrę, ale warto o tym wspomnieć, że ludzie średniowiecza byli wizjonerami i chcieli coś po sobie oczywiście ku chwale Bożej, w przypadku budowli sakralnych, ale były też zamki, miasta, które przez setki lat, aż do dnia dzisiejszego niesamowicie nas zachwycają, i będą długo jeszcze. Literaccy spece od serii „Metro 2033 Uniwersum” twierdzą, że budowle średniowieczne mają szansę przetrwać także nuklearną apokalipsę, oby nie było nigdy okazji do potwierdzenia lub zaprzeczania tej teorii w praktyce. Tak czy siak świadczy to o niesamowitym geniuszu budowniczych katedr i zamków.


Książka jest interesująca, czytelnicy powieści historycznych będą niewątpliwie zainteresowani tą książką, a dla innych będzie okazja przekonać się, że tego typu literackie podróże, jak ta do XIV wiecznej Barcelony, są fascynujące.