niedziela, 25 kwietnia 2021

Halldor Kiljan Laxness, Dzwon Islandii

 Halldor Kiljan Laxness,



 Dzwon Islandii


Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie

Data wydania: 1975 r. 

ISBN: : --------

liczba str.: 460

tytuł oryginału:  Íslandsklukkan

tłumaczenie: Edmund Misiołek, Maria Szybowska



recenzja opublikowana na lubimyczytac.pl: 

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/63820/dzwon-islandii/opinia/660937#opinia660937   


Przyszedł czas, żebym w ramach wyzwania czytelniczego Book Trotter, zapoznał się z literaturą islandzką. Trafiło na klasyk, książkę zatytułowaną „Dzwon Islandii” Laxnessa. Jest to niewątpliwie trudna książka, raczej dla znawców literatury islandzkiej i historii tej wyspy, żeby lepiej wyczuwać konteksty i interpretacje. Jak zwykle w recenzjach piszę o tym co wyczytałem, a czasem też o tym co podpowiada mi moja czytelnicza intuicja. W jednym nie mam wątpliwości jest to epopeja narodowa na miarę naszego „Pana Tadeusza” z jednej strony trudną historię małego narodu uciskanego przez Duńczyków, aż do XIX wieku, konkretnie rok uzyskania niepodległości to 1814 r. Padają pytania co z tą Islandią? Mamy dwa kluczowe motywy zrabowanie przez okupantów duńskich pradawnego dzwonu, oznajmiającego decyzję altingu, czyli czegoś w rodzaju zgromadzenia przedstawicieli plemion islandzkich, zwanego dzwonem Islandii, na potrzeby wojenne, a drugi na koniec książki, spalenie się bezcennych starodruków islandzkich w pożarze jednej z katedr w Kopenhadze. Czyli nie trzeba nikogo przekonywać, że są to bezcenne artefakty, które wyspiarze z Islandii utracili, i mogło pogrążyć to pogrążyć ich morale. Akcja toczy się na przełomie XVII/XVIII w. Ale też dowiadujemy się, że nigdy nie stracili marzeń o wolnym kraju, co za parę pokoleń się ziściło i Islandia stopniowo z bardzo biednego i zacofanego kraju zaczęła zyskiwać na znaczeniu ekonomicznym, politycznym, kulturowym, przejawem tej walki jest też ta książka, a jej autora uhonorowano nagrodą Nobla. A w ostatnich latach piłkarze tego kraju pokazują, że potrafią dobrze w piłkę grać i sprawiają kłopoty nawet dobrym drużynom. W dzisiejszych czasach to jest wciąż mały, ale bogaty kraj, w którym mieszkają dzielni ludzie. Kraj ten znany jest z afery bankowej sprzed kilku lat, oraz o wulkanach islandzkich, których długie nazwy były wypowiadane we wszystkich serwisach informacyjnych świata, bo zahamowały na kilka dni ruch lotniczy między Europą i Ameryką. Niewątpliwie to jest bardzo ciekawy kraj, czego dowiadujemy się z książki chociażby, ma spore tradycje jeszcze z czasów wikingów. W literaturze tego kraju są obecne liczne sagi nordyckie, które opowiadają o wydarzeniach na Islandii.



Pisarz w książce opowiada o wszystkich warstwach społecznych, pokazując bardzo duże rozwarstwienie majątkowe społeczności wyspy islandzkiej. Dużą uwagę jednak zwraca na te biedniejsze warstwy społeczne. Dlatego też jest uważany za pisarza lewicowego, popularny był w Związku Radzickim, na zachodzie był publikowany po wielu latach. Książka była napisana w latach 40 XX wieku, amerykanie opublikowali ją po raz pierwszy w roku 1982. Oczywiście książka nie sprowadza się do opisów przyrody, czy sytuacji geopolitycznej, choć to, że Islandczycy nie cierpieli Duńczyków czytelnik dowiaduje się już od pierwszych stron. Dowiadujemy się również, że była pełna wzajemność w tej zawiści i pogardzie, w Kopenhadze mają Islandczyków za brudasów, prowincjuszy, alkoholików i przestępców, żebraków i kombinatorów, coś w ten deseń w każdym bądź razie. Głównym bohaterem jest Jon Hreggrevidson, poeta i renegat, nadawał się idealnie na ofiarę losu. Zabity został kat, który zdejmował dzwon Islandii, który działał z rozkazu króla Danii, oczywiście miał niższej rangi przełożonych, zapewne władze reprezentujące duńską administracje w Reykjawiku. No i potem to już są losy przestępcy, przesiaduje najpierw w Islandii, potem trafia do Danii. W końcu zostaje uwolniony w związku z brakami w materiałach dowodowych uniemożliwiających rzetelne przeprowadzenie procesu sądowego i został deportowany do Islandii.


Teoretycznie motyw bardzo banalny, ale nie jest to kryminał, tylko książka zawiera w sobie wiele metaforycznych głębi, które w pełni rozumieją Islandczycy i ewentualnie znawcy motywów islandzkich (literatura, kultura, historia itp.) Co nie znaczy, że nie da się nic wydedukować, bo książka jest interesująca. Warto przeczytać.





piątek, 16 kwietnia 2021

Ewa Kassala, Królowa Saby

 Ewa Kassala, 



Królowa Saby 



Wydawnictwo: Videograf

Data wydania: 2019 r. 

ISBN:  9788378357285

liczba str.: 512

tytuł oryginału: ------------

tłumaczenie: ----------

kategoria: powieść historyczna


recenzja opublikowana na lubimycytac.pl:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4891105/krolowa-saby/opinia/64273003#opinia64273003    



Wziąłem w garść  książkę i oczywiście było  jej przeczytanie. Była to książka Ewy Kassali zatytułowanej „Królowa Saby” jest to interesująca powieść hisdtoryczna. Bohaterka znana ksiąg biblijnych Starego Testamentu, miłości Salomona i Makedy, tytułowej królowej Saby. Są to czasy starożytne X wiek przed naszą erą, zjednoczone państwo Izrael istnieje raptem ok stu, Grecja dopiero wchodziła do geopolityki, na powstanie Rzymu trzeba ponad dwieście lat poczekać, mocarstwa bliskiego wschodu raczej były słabe w tym okresie, Egipt lata świetności powoli miał już raczej za sobą, korzystał na tym naród wybrany, który stworzył silne liczące się w regionie państwo, a na terenie dzisiejszej Etiopii było królestwo Saby również silne, bogate i prężne. I została dorobiona niemal mistyczna ideologia, że te dwa kraje Izrael i królestwo Saby musiały nawiązać stosunki dyplomatyczne, były też inne, o których można poczytać na kartach biblii i oczywiście tej książki, między królową Makedą, wybitną władczynią i królem Salomonem, ponoć najmądrzejszym monarchą w dziejach. Królowa Makeda ze swoich proroczych snów z okresu dzieciństwa wydedukowała, że mądry król z dalekiego kraju jest jej przeznaczony. A jak wiemy chociażby z „Wiedźmina” na przeznaczenie nie ma bata. Tak więc po mniej więcej kilkunastu latach Makeda, już panująca monarchini wybrała się z misją dyplomatyczną i handlową do dalekiej Jerozolimy, a przede wszystkim po to, żeby spotkać króla Salomona i zgodnie z przepowiedniami rozkochać go w sobie.



Jest też drugoplanowa fikcyjna bohaterka, Sehep Hemet, kapłanka bogini księżyca i powierniczka księżniczki, potem królowej. Makedę poznajemy jako pięcioletnią dziewczynkę, kiedy jej przydzielono kapłankę do pomocy nazwałbym mentalnej, z samą królową łączy ją, że ma wizje, co jest bardzo rzadkim dobrodziejstwem, ale też przekleństwem, bo Makeda miała okazję w późniejszym okresie poznać historię kolejnych kilku tysięcy lat, a jak wiemy same przyjemności to nie były. Potem kolejne lata księżniczka na dworze u boku ojca król Nikala, uczyła się jak dobrze rządzić. No a potem z kolei Makeda została monarchinią Saby i jako królowa rządziła dobrze, mądrze i długo. Nadszedł też czas na spełnienie marzeń, czyli daleką podróż do Jerozolimy.


Nie znaczy to wcale, że akcja orbituje wokół królowej afrykańskiego państwa, dzisiejsza Etiopia, ale też mamy akcje w Jerozolimie, począwszy od romansu króla Dawida i Batszeby, matki Salomona, potem wydarzenia w Jerozolimie, kiedy to Salomon przejął stery, po ojcu i uporał się ze zbuntowanymi braćmi. Potem kilka, kilkanaście lat rządów mądrego króla i przybycie orszaku królowej Saby do Jerozolimy. Wątki w Maribie, stolicy Saby, i w Jerozolimie się przeplatały.


Książka jest ciekawa, to interesująca podróż literacka w bardzo odległe czasy, interesujący motyw miłosny dwóch wybitnych, bardzo silnych osobowości, która zapoczątkowała rządy dynastii salomońskiej w Sabie/Etiopii, ostatnim władcą, który się na dziedzictwo salomońskie powoływał był cesarz Etiopii Hajle Selassie, który został obalony w 1974 r. Jeszcze za życia królowej Saby rządy w kraju rządy przejął jej syn i króla Salomona, Menelik, pozostawił sobie antyczną ciekawostkę archeologiczną stele z Aksum, to są obeliski, które były wyższe od egipskich. Jestem, przekonany, że warto się zapoznać z twórczością Ewy Kassali i przeczytać książkę zatytułowaną „Królowa Saby”. Polecam