sobota, 7 lutego 2015

 Dan Simmons, 

Endymion

cykl: Hyperion, t. 3



Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2008 r. 
ISBN:   9788374801126
liczba str. : 722
tytuł oryginału: Endymion
tłumaczenie; Wojciech Szypuła
kategoria: fantastyka, science fiction 



(  recenzja opublikowana na portalu lubimyczytac.pl:  

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/47646/endymion/opinia/23560194#opinia23560194   )  




Kontynuuję z coraz większym zaciekawieniem cykl „Hyperion” . Trzecia część „Endymion” nie jest bezpośrednią kontynuacją, akcja toczy się prawie 300 lat po upadku Hyperiona. Większość postaci mamy nowych w tym główną bohaterkę nastoletnią Eneę, o którą mamy tutaj niezłe zamieszanie, a także dwudziestokilkulatka Raula Endymiona, w końcu nazwisko, takie same jak nazwa miasta Endymion, do czegoś zobowiązuje. którego przeznaczeniem jest zostać pieprzonym bohaterem, nie przeszkadza mu nawet to, że na początku książki oczekuje w tzw. celi śmierci na egzekucję. No ale ktoś miał wobec niego inne plany. Był to Martin Silenius, poeta, uczestnik wyprawy na Hyperiona, w dwóch poprzednich częściach. Inny uczestnik John Kaets, też poeta, pojawia się jako cyfrowy zapis zarządzający pojazdem kosmicznym konsula. Pojawia się, choć nie bezpośrednio ksiądz Lenar Hoyte, który jest papieżem Juliuszem, numeracja jest mniej istotna, zaczął pontyfikat jako Juliusz VI, a teraz jest kilkanaście numerów dalej, bo na skutek wizji papieża, kościół przejął krzyżokształt, i to w taki sposób, że osoby, które zmartwychwstały nie tracą nic ze swojej osobowości, w tym potencjału intelektualnego. Kościół katolicki z nieznanej dotychczas sekty stał się potęgą, niemal rządzi całym kosmosem, z wyjątkiem dominiów Intruzów. I tu pojawiają się pytania czy hierarchowie nie pobłądzili przypadkiem. A więc jest to jakieś nawiązanie do historii kościoła, dawnej i współczesnej. Wszak wiara jest jedna i ta sama, piękna i naprawdę niezwykła, ale ludzie są zawsze tylko ludźmi i pokusa, żeby tą wiarę naginać do własnych potrzeb jest widać bardzo duża. Do tego typu refleksji doszedł ojciec kapitan de Soya, ksiądz, wojskowy funkcjonariusz Pacem, który ściga dziewczynkę Eneę. Jednak nie ma zamiaru robić jej krzywdy, ale w między czasie wytyczne, które wyszły z Pacem, Nowego Watykanu, były inne, Enea ma zginąć. Stąd na archanioła „Rafael”, bojowy statek kosmiczny Pacem, trafiła kapral Rhadamanth Nemes, wojowniczka nowego typu. Formalnie ona jest podwładną de Soyi, w praktyce jednak ona również otrzymała dysk papieski, wynalazek dający jej wszelkie możliwe pełnomocnictwa do wykonywania działań operacyjnych, więc może robić co chce, i dokładnie to robi. Ojciec kapitan de Soya połapał się w tych działaniach i postanawia się przeciwstawić. Pojawia się również stary znajomy Chyżwar, potwór uważany za Boga przez wyznawców religii krzyżokształtu we własnej osobie, a po prawdzie powinien być uważany za diabła lub antychrysta. A wiec spełnia się jeden z warunków końca świata, gdy ludzie dają się zwieźć fałszywym prorokom. Czy świat można uratować? Właśnie Enea i Raul Endymion próbuje szczęścia jeśli dobrze rozumiem. Oczywiście wszystko się wyjaśni w ostatniej części cyklu zatytułowanej „Triumf Endymiona” .



Ta część jest bardziej czytelna dla czytelnika, schemat tego całego uniwersum literackiego wykreowanego przez Dana Simmonsa jest bardzo prosty. To co mamy teraz ma przypominać rzeczywistość początków średniowiecza. Jesteśmy na gruzach Imperium, tutaj Hegemonii, i tworzy się nowa cywilizacja, a obcy, zwani Intruzami, można ich spokojnie nazwać wikingami czy wandalami kosmosu, robią bajzel. Interesujący jest jednak motyw planet Qom-Rijadu, tam zadomowili się wyznawcy Islamu, i Hebronu, to z kolei planeta Żydów. Obie były puste. Ludzkość niemal dosłownie wyparowała. I teraz pozostaje problem orzeczenia o winie. Wyglądać ma na to, że to robota Intruzów, jednak Raul Endymion i Enea nie bardzo w to wierzą. Czyżby to jednak Pacem za tym stał, bo Ci nie chcą przyjąć krzyżokształnego chrześcijaństwa, nie mylić z chrześcijaństwem przez współcześnie nas rozumianego i definiowanego. Dalej a propos przejrzystości tekstu, akcja płynie powoli, a czasem nurt się rozpędza, staje się wręcz wiatrzysty i burzliwy niczym kosmiczna rzeka Tetyda. Chodzi o to, że płynie się rzeką i się zwiedza różne planety. Wcześniej nie bardzo to było czytelne, tu autor wyjaśnił precyzyjnie. Płynie się kilka kilometrów na jednej planecie i potem dalej przez portal trafia się na inną planetę, potem na kolejną, itd… Przed upadkiem portale były dość powszechne w użytku. Mało tego ludzie mieli domy na kilku, czy kilkunastu, kilkudziesięciu planetach. Można było pójść sobie do kibla i załatwiać potrzeby fizjologiczne podziwiając piękno innej planety. No cóż to jest science fiction, więc pofantazjować sobie można, autor skorzystał z tej konwencji i dał upust swojej wyobraźni. 



Mnie oczywiście zachwycają refleksje filozoficzne, które stają się coraz ciekawsze, mamy tu multum nawiązać do Biblii, a także do koncepcji różnych filozofów. Tak jak w „Diunie” Herberta pojawia się tutaj motyw końca czasów i bitwy na końcu czasów, aż mnie ciekawi zagłębiając się w lekturze Biblii jak tam to zostało rozpracowane. Niewątpliwie jednym z pierwszych Biblijnych końców świata było zburzenie przez Rzymian świątyni Jerozolimskiej w 70 r. Pewnie nie był to jedyny taki koniec świata, bo dla każdego jakaś indywidualna trauma jest takim końcem i początkiem jednocześnie. A kwestia tego jedynego końca świata też jest tutaj kluczowa. Na tym właśnie piękno Biblii polega, że wyjaśnień, interpretacji się pojawia bardzo wiele. A oczywiście jest tutaj pewne podobieństwo do Asimova, mamy tam upadek Imperium i Fundację, która ma stworzyć coś nowego, bardziej trwałego. Pojawiają się pytania natury historiozoficznej u Simmonsa, czy gdyby ludzie byli prawie nieśmiertelni to cywilizacje by przetrwały? Ja nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. Teoretycznie powinny te cywilizacje być trwalsze, ale niekoniecznie, bowiem procesy historyczne rządzą się swoimi prawami i długość życia jednostek może mieć z tym niewiele wspólnego. Problem niewątpliwie jest ciekawy, i cholernie intrygujący. 



Podsumowując książka niewątpliwie jest świetna. Polecam.